Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

39. Mów mi Leon

Cas powtarzał w wywiadach, że jego pocałunek z Deanem był spowodowany emocjami i są po prostu bardzo dobrymi przyjaciółmi. Swoje dzisiejsze zwycięstwo tłumaczył tym, że porozumieli się, że on się czuje lepiej w końcówce niż Dean i stąd taka taktyka. Nie mógł przecież powiedzieć prawdy, że tak się ugadali, bo nie chciał zdradzać rywalom ich planu.

Po wywiadzie ruszył w stronę jedynego pojazdu klubowego, jaki został jeszcze na terenie miasteczka wyścigu i bez słowa wsiadł na tylne siedzenia obok Deana, podając mu lwa na poprawę napiętej atmosfery. Winchester uśmiechnął się lekko i spojrzał na Casa z wdzięcznością. Do tej pory naprawdę miał kiepski humor, siedząc tu sam na sam z Crowleyem w totalnej ciszy.

- Pasy - powiedział ostro Crowley, a gdy obaj je zapięli, ruszył w stronę Nicei, do której czekała ich półtorej godzinna droga. - W workach na środkowych siedzeniach macie pudełka z jedzeniem. Wodę macie w schowkach w drzwiach - oznajmił im oschle i znowu zapadła cisza.

- Jeśli chodzi o ten pocałunek... - zaczął Cas.

- Ciesz się kurwa, że masz tę koszulkę, bo w tym momencie nie jechalibyśmy do hotelu tylko do waszego domu! - Warknął Crowley.

Cas momentalnie poczuł się winny.

- Ja nie chciałem...

- Ale to zrobiłeś! Pocałowaliście się przed kamerami, do jasnej cholery! Wiecie co gadają inni dyrektorzy?! Macie pojęcie co działo się w radio wyścigu, kiedy to się rozniosło?! Ile razy spytali mnie czy mam pedałów w drużynie?! Tak, dosłownie tych słów użyli! Zaufałem wam, a wy to zaufanie zniszczyliście w ciągu ilu?! Dwóch dni!

- I co zrobisz? - parsknął Dean. - Znowu nas zawiesisz? 

- Tak bardzo ci się śpieszy do kolejnego zwieszenia, Winchester?! Trzecie to już wypad z drużyny!

Dean wywrócił oczami.

- I tak chcesz mnie wywalić, albo zdegradować tylko ze wzgląd na moją orientację - wypalił i na moment zapadła głucha cisza.

- Co?! - spytał zszokowany Cas. 

- Ściąga do drużyny Remiego Semena i to on będzie niekwestionowanym liderem drużyny. Boi się o reputację drużyny, gdy awansuje do World Touru, więc w przyszłym roku obaj będziemy jedynie marnymi pomocnikami.

- Mam w kontrakcie rolę lidera - zaprotestował Cas.

- Na niektóre wyścigi - zauważył Crowley. - Mogę cię dać na jakiś nic nieznaczący dla nikogo wyścig kontynentalny w Ameryce, o którym nikt nie słyszał i nic mi nie zarzucisz.

Novak oniemiał. Nie dowierzał w to, co usłyszał. Czy on naprawdę zamierzał ich dyskryminować tylko ze wzgląd na ich orientację.

- Od kiedy to orientacja zawodników decyduje o tym, kto jest liderem, a kto pomocnikiem? - spytał Cas.

- Każdy inny by was wyjebał na zbity pysk za to kim jesteście! Powinniście być mi wdzięczni za to, że w ogóle jeszcze chcę was w drużynie.

Dean parsknął.

- Odchodzę po tym roku - zadeklarował. - Nie będę jeździć w drużynie homofobicznego dupka.

Crowley zatrzymał auto z piskiem opon, na środku drogi. Za nimi rozległo się trąbienie.

- Wypierdalaj z tego auta, sam sobie dojedź do hotelu!

Winchester oniemiał.

- Poważnie?! Zostawisz mnie na środku drogi?!

- Tak, poważnie, kurwa! I przygotuj się na to, że po Tourze już nic dla mnie nie pojedziesz!

Dean parsknął i pokręcił głową.

- Nawet bym nie chciał - odparł, otwierając drzwi.

- Dean - zatrzymał go Cas, łapiąc swojego chłopaka za dłoń. - Nie - poprosił. Nie chciał, aby Dean wysiadł. Nie chciał go tu zostawiać. 

- Też chcesz sam trafić do hotelu, Novak?! - warknął Crowley.

- Jeśli on wysiada, ja też - zadeklarował chłopak.

- Zajebiście! - krzyknął. - W takim razie wysiadać! Obaj!

Dean parsknął po raz kolejny.

- Jesteś żałosny - powiedział jeszcze, zanim obaj z Casem opuścili samochód, zabierając ze sobą jedynie swoje plecaki i tego pociesznego pluszowego lwa. 

Szybko zeszli na pobocze i patrzyli jak Crowley odjeżdża. Ubrali dresy, bo powoli robiło im się chłodno i Cas spojrzał pytająco na swojego chłopaka, bo nie miał pojęcia co teraz.

- Dzwonię do Charlie - postanowił, wybierając numer przyjaciółki i szybko orientując się, gdzie są. Jechał tędy Impalą, gdy przyjechał na rekonesans trasy pod koniec zeszłego roku. Szczęście w nieszczęściu, że Crowley wyrzucił ich tuż przed wjazdem na autostradę.

- Halo?  - w słuchawce odezwał się głos zaskoczonej Charlie, która nie spodziewała się telefonu od Deana.

- Crowley wyrzucił nas z auta po drodze - zaczął, przymykając oczy, bo dopiero teraz poczuł, jak bardzo uderzyła w niego ta cała sytuacja i miał szczerą ochotę się rozpłakać. - Mogłabyś przejść się do mnie, jak przyjedziecie do Nicei, wziąć Dziecinkę i po nas przyjechać? Zajdziemy do jakiejś restauracji, poczekamy tam, podeślę ci adres smsem...

- Chwila - przerwała mu, bo dopiero dotarło do niej, że on nie żartuje, jak sądziła po pierwszym zdaniu. - Jak to was kurwa wyrzucił?!

- Nazwałem go homofobicznym dupkiem po tym jak przyznał, że w przyszłym roku zdegraduje mnie i Casa do roli pomocników tylko przez wzgląd na naszą orientację i stwierdził, że powinniśmy mu dziękować za to, że w ogóle wciąż chce nas w drużynie. Kazał mi wypierdalać, chciałem wysiąść, Cas stwierdził, że jak ja wysiadam, to on też, więc kazał wysiąść nam obu.

- Ja pierdolę... Gdzie wy w ogóle jesteście?

- Przed wjazdem na autostradę.

- Poczekaj chwilę - poprosiła Charlie i przez moment zapadła cisza, co oznaczało, że wyciszyła mikrofon. Cas położył plecak na ziemi i usiadł na nim, bo nogi bolały go już od stania i zaczynało go mdlić z głodu i wycieńczenia. Po chwili w słuchawce znowu pojawił się głos Charlie. - Za dwa kilometry mamy węzeł. Zawrócimy się na nim i się po was cofniemy.

- Charls, nie chcę w to mieszać chłopaków.

- Dean, oni staną za tobą.

- Będą o to pytać, proszę, nie.

- Więc mamy tak po prostu jechać dalej i was tam zostawić na dobre trzy godziny, zanim zdążę po was przyjechać?

- Tak będzie le... - w tym momencie usłyszał trąbienie, spojrzał w stronę, z której dochodził dźwięk i ujrzał samochód techniczny... Letten Norex. - Daj mi chwilę - poprosił Charlie i podszedł w stronę samochodu, który miał już otwartą szybę od strony pasażera.

Za kierownicą siedział osamotniony w samochodzie chudy, rudowłosy mężczyzna nieco po czterdziestce.

- Czekacie tu na ekipę czy o co chodzi? - spytał Leon Jansen, czyli właściciel ekipy. 

- Ta... na fizjoterapeutkę, wpadnie tu za jakieś trzy godziny moim samochodem - odparł Dean. - Mieliśmy drobną sprzeczkę z panem MacLeodem.

- W takim razie macie szczęście, że wyjechałem trochę za wami, wsiadajcie.

Winchester wytrzeszczył oczy.

- Nie chcemy robić kłopotu...

- I tak jedziemy w tą samą stronę, więc to żaden kłopot, a może podróż minie przyjemniej. Wskakujcie.

Dean zdawał sobie sprawę, że Leon zatrzymał się tylko dlatego, że był nim zainteresowany. A ponieważ sprawa jego przedłużenia kontaktu z THC była zamknięta, byłby głupi, gdyby teraz odmówił.

- W porządku - odparł i szybko przyłożył telefon do ucha. - Mamy podwózkę, Charls. Na razie - rzucił i szybko się rozłączył. - Chodź, Cas.

Chłopak podniósł się ciężko z ziemi, zgarnął plecak i lwa, którego obejmował ramieniem, po czym powolnym krokiem ruszył w stronę samochodu, ostrożnie zajmując miejsce z tyłu, Dean wsiadł za nim.

- W porządku, Castiel? - spytał Leon, zanim Dean zdążył chociażby otworzyć usta.

- Niedobrze mi - odparł słabo Novak.

- Przeszarżowaliście dziś, może dlatego. Jedliście coś po tym?

- Nie - odpowiedział Dean.

- Czekajcie chwilę - poprosił Leon, grzebiąc w schowkach, po czym podał im do tyłu dwa zawiniątka nieco większe od pięści. - Wybaczcie, ale tylko to mi zostało, częstujcie się - odparł, po chwili podając im jeszcze dwa bidony z wodą.

- Dziękujemy - powiedział Dean, za nich obu i praktycznie musiał podsunąć Casowi jedzenie pod usta, aby ten jadł. Nie wyglądało to dobrze i martwił się o niego. Zaczął się poważnie bać o to, że Cas mu tu zaraz zemdleje.

Leon ruszył, co chwila oglądając się w lusterku, upewniając się co do stanu Novaka. Chłopak nie wyglądał dobrze - był blady. Nie miał pojęcia jak Crowley mógł ich tak po prostu zostawić.

- Poszło o ten wasz pocałunek, o którym wszyscy mówią? - spytał po pół godzinie, kiedy Cas i Dean zjedli i Novak wyglądał już nieco lepiej, ale był na tyle zmęczony, że zasnął oparty o ramię swojego chłopaka.

Winchester skrzywił się.

- Powiedzmy. 

Leon skinął głową.

- Jak poważne jest to między wami?

Dean zamarł.

- My nie...

- Nikomu nie powiem, spokojnie - zapewnił Leon. - Moja żona jest biseksualna, w drużynie mam przynajmniej czterech chłopaków odmiennej orientacji. W Holandii to nic nadzwyczajnego, ale w tym sporcie niestety wciąż uchodzi to za coś skandalicznego. Widać, że coś jest między wami, możesz mi zaufać.

Dean zawahał się. Bał się mu zaufać, mimo wszystko.

Leon westchnął i po chwili ciszy kontynuował dalej.

- Dean, nie chcę ukrywać, że interesujemy się tobą pod kątem przyszłego roku. Sven kończy karierę, w drużynie nie ma nikogo perspektywicznego pod kątem walki w generalkach wielkich tourów. Ale jeśli chcemy rozmawiać, muszę wiedzieć o twojej orientacji, to dla nas sprawa priorytetowa.

- Czemu? - spytał niepewnie.

- Nieoficjalnie współpracujemy z fundacją działającą przeciw homofobii, nasi chłopcy mają pełne wsparcie w tym zakresie, ale muszę ich zgłosić przed sezonem, jeśli chcą korzystać z tych usług i wpisać to w kontrakt. Agencja zapewnia wsparcie psychologiczne i seksuologiczne oraz pomoc w przypadku, gdyby ich orientacja wyciekła do mediów. 

- Co to za fundacja?

- LGBTSportFundatie*.

Dean wyjął telefon i wyszukał w internecie informacje o tej fundacji. Faktycznie takowa istniała. Być może mógł zaufać Leonowi? Cóż, nie miał nic do stracenia.

- Więc? - spytał Jansen, zerkając w lusterku na Winchestera.

- Jesteśmy razem, to poważne - wyznał niepewnie Dean.

Leon skinął głową.

- Na ile Castiel ma kontrakt?

- Sześćdziesiąt tysięcy, więcej nie udało nam się wywalczyć.

Jansen ponownie skinął głową.

- Ile lat?

- Ten sezon i jeszcze dwa kolejne.

- Jeśli byłbyś zainteresowany przejściem do nas, to mogę porozmawiać z Crowleyem o transfer Castiela przed końcem kontraktu.

- Musiałbym to przegadać z Casem, ale myślę, że wstępnie możemy o tym rozmawiać.

- Dwa i pół miliona na początek byłyby dla ciebie w porządku?

Dean zamarł na moment.

- Ile?!

- Jesteś wicemistrzem olimpijskich, masz parę dobrych i cennych zwycięstw w swoim dorobku, w przyszłości nie raz wygrasz Tour de France, Giro czy Vueltę. Masz ogromny potencjał. Myślę, że to odpowiednie wynagrodzenie.

Dean przejechał dłonią po włosach. Przerażała go ta kwota. W pozytywnym tego słowa znaczeniu.

- To dużo - przyznał po chwili.

- Ile obecnie zarabiasz?

- Milion mniej niż pan proponuje.

- Proszę, mów mi Leon - poprosił mężczyzna. - A milion to solidna podwyżka. Casowi zaproponowalibyśmy niewiele mniej. Tylko musielibyście się przygotować na to, że sporo wyścigów będziecie jeździć osobno.

- Może to nie będzie takie złe - odparł Dean. - Mieszkamy razem, w THC mamy prawie identyczny kalendarz, a czasem trzeba od siebie po prostu odpocząć.

- Dokładnie - odparł Leon, uśmiechając się lekko. - Długo to trwa?

Dean przeanalizował daty i uderzył się w czoło.

- Coś się stało? - spytał zaniepokojony Jansen.

- Wczoraj mieliśmy miesięcznicę, kompletnie zapomniałem.

- Wynagrodzisz mu to po wyścigu. Jeśli cię to pocieszy, ja przez Tour zapomniałem o dziesiątej rocznicy ślubu ze swoją żoną. Nie była zła. Cas też nie będzie.

- Myślisz? - spytał z nadzieją Dean, a Leon przytaknął. 

- Tak, po prostu okazuj, że go kochasz, że ci zależy. Daty nie są wtedy takie ważne. 

Dean odetchnął z ulgą i przyciągnął śpiącego Casa nieco bardziej do siebie, gładząc go delikatnie po ramieniu.

Resztę drogi spędzili na luźnych rozmowach, a Leon stwierdził, że podwiezie ich pod sam hotel, mimo że on spał ze swoją ekipą w innym.

Dean obudził Casa, kiedy zatrzymali się na parkingu pod hotelem, a Novak przetarł sennie oczy, próbując zorientować się w sytuacji.

- Bardzo dziękujemy, Leon - powiedział Dean na pożegnanie. - Za wszystko.

- Nie ma sprawy - odparł mężczyzna. - Będziemy w kontakcie jeśli chodzi o wasze kontrakty. Przegadajcie to razem na spokojnie, prześpijcie się z tym. I tak nie możemy niczego podpisać przed sierpniem, więc macie sporo czasu do namysłu.

Dean uśmiechnął się lekko.

- Na pewno będę się odzywał - zapewnił i chciał oddać bidony, ale Leon zaprotestował.

- Zatrzymajcie je - odparł. - Niech będą dla was miłą pamiątką tego wieczoru.

Dean jeszcze raz podziękował, po czym pożegnali się i razem z Casem ruszyli w stronę recepcji hotelowej.

N/A

* - nazwa fikcyjna

Okej, ten rozdział wyszedł dłuższy niż się spodziewałam... W związku z tym nie wiem, czy dziś będzie jeszcze tylko jeden rozdział, czy dwa, jak planowałam - zależy od tego jak długi wyjdzie kolejny. W każdym razie dziś pojawi się przynajmniej jeszcze jeden rozdział, więc możecie oczekiwać ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro