34. Wy idioci
Ostatnim, czego Dean spodziewał się na powitanie to podejście do nich Crowleya, który nie odezwał się słowem, jedną ręką złapał za ramię Deana, drugą Casa i zaciągnął ich do pustego w tym momencie nowego autobusu, który stał na parkingu przy lotnisku.
Dean oniemiał widząc wnętrze autobusu. Mieścił mniej osób niż ten poprzedni, ale robił większe wrażenie i przede wszystkim - wreszcie wyglądał profesjonalnie.
Pojedyncze siedzenia - drogie i wygodne fotele, częściowo obracane.
Dwa stoliki, obok których była kuchnia. Piekarnik, mikrofalówka, płyta indukcyjna, ekspres do kawy...
Dean chciał zobaczyć, co jest głębiej, ale Crowley go zatrzymał.
- Nie przyprowadziłem was tu po to, żebyście podziwiali autobus - powiedział ostro, puszczając ich ramiona. - Spójrzcie na to - poprosił wskazując na telewizor, który wisiał w rogu autobusu, włączając go i wyświetlając na nim obraz z restauracji, w której para, w towarzystwie Charlie i Jo, spędziła wczorajszy wieczór.
Na nagraniu było widać wszystko - jak się całując, obejmują... Dean poczuł jak robi mu się niedobrze. Jak mógł być tak nieuważny?! Skąd Crowley miał to nagranie?!
Mężczyzna wyłączył telewizor i spojrzał na nich poważnie.
- Zapytam tylko raz, więc lepiej, żebyście odpowiedzieli szczerze - powiedział ostro. - Jest coś między wami?
- Jesteśmy razem - wyznał Dean. Nie chciał pogarszać ich sytuacji i kłamać, bo to przecież i tak by się wydało. Wolał być szczery.
Crowley zapowietrzył się i spojrzał na nich jakby co najmniej zabili mu matkę.
- Wy skończeni idioci! - warknął. - Jaja sobie ze mnie robicie?! Macie pojęcie jak bardzo to jest nieprofesjonalne?!
Obaj opuścili głowę. Żaden z nich nic nie odpowiedział, bo i nie bardzo wiedzieli co.
- Ile to trwa?! - spytał ostro Crowley. Był wściekły i nie mogli mu się dziwić.
- Za tydzień minie miesiąc - wyznał Cas.
Crowley przeklinał przez kolejne dwie minuty, chodząc po autobusie w tą i z powrotem, z trudem powstrzymując się, aby czegoś nie rozwalić.
- Właściciel restauracji wysłał mi to nagranie z informacją, że mam do jutra wysłać mu pół miliona euro, albo wyśle nagranie mediom - powiedział widocznie wkurzony i zirytowany Crowley. - Wyśle mu te pieniądze, ale pod dwoma warunkami.
- Jakimi? - spytał niepewnie Dean.
- Po pierwsze: odtrącę wam to z pensji.
Winchester zaklął cicho. Wciąż miał kredyt do spłacenia, a był pewien, że Crowley w ten sposób zabierze mu prawie jedną trzecią jego rocznego wynagrodzenia.
- A po drugie?
- To ostatnia wasza wpadka, w której was kryję - powiedział stanowczo. - Następna wpadka i osobiście puszczę informację do mediów. Następna wpadka i nie masz co rozmawiać o przedłużeniu kontraktu, Winchester. Dopóki to nie wycieknie, możecie jeździć w mojej drużynie, o ile nie wpłynie to negatywnie na waszą współpracę. Ale jeśli to wypłynie, jeśli to dojdzie do mediów, koniec ze startami w moich barwach. Muszę dbać o wizerunek drużyny, a wiecie jaki jest ten sport.
- Wiem i rozumiem - odparł Dean. - Co teraz? Mamy powiedzieć chłopakom, czy...
- Broń Boże! - wrzasnął Crowley. - Kto już wie?
- Z ekipy?
- Tak.
- Adam, Charlie i Garth.
- Dobra, nie jest źle... - próbował uspokoić się Crowley. - Rozumiem, że chcecie być razem w pokoju?
Obaj zgodnie skinęli głowami, patrząc po sobie niepewnie. Koniec z krzyczeniem? Tak po prostu?
- Na wyścigach, które jedziecie razem, będę was tak kwaterował i liczę, że tego nie pożałuję - postanowił. - Ale na Tourze dostaniecie trójkę z Adamem.
- Brzmi dobrze - przyznał Dean.
- I jeszcze jedno. Balthazar wyciągnął prawników i ma w kontrakcie zapewniony udział w jednym z wielkich tourów, o ile drużyna dostanie na taki wyścig zaproszenie. Pojedzie z wami Tour de France, więc proszę, żebyście na niego uważali. Wie o tobie, Cas. Lepiej, żeby nie dowiedział się niczego więcej.
- Postaramy się o to - zapewnił Dean, który widocznie wziął na siebie ciężar prowadzenia rozmowy z Crowleyem, jakby chcąc w ten sposób chronić Casa.
- Lepiej, żebyście tego dopilnowali, bo jesteście fundamentami tej drużyny - stwierdził Crowley. - I daję wam kolejną szansę tylko dlatego, że mimo wszystko was lubię. Nie zepsujcie tego.
- Nie zepsujemy - zapewnił Dean.
- Dziękuję - powiedział cicho Cas.
- Nie dziękuj, dzieciaku - powiedział mężczyzna, patrząc na nich. - A ty, Winchester, dbaj o tego chłopaka, albo osobiście cię wykastruję.
Dean uniósł ręce do góry w obronnym geście.
- Nawet nie będę cię powstrzymywał.
- Esteban będzie za godzinę, reszta za dwie i pół - poinformował ich. - Do tego czasu macie autobus dla siebie. Tylko żadnego seksu.
- Nie jestem aż tak niewyżyty - zaprotestował Dean.
- Akurat, bo ci uwierzę - parsknął Crowley. - Ja i Charlie jedziemy na odprawę, wy rozejrzyjcie się po busie.
Dean zasalutował, na poprawienie wszystkim humoru, a gdy tylko zostali sami, usiadł na pierwszy fotel obok niego i zaczął kombinować jak się go obsługuje, aż znalazł przycisk do obracania fotelem i zaczął się obracać w jedną i drugą stronę, patrząc na Casa z uśmiechem.
- Humor ci dopisuje - zauważył Novak.
- Crowley jest po naszej stronie, myślę, że to całkiem dobry powód do bycia w dobrym humorze - odparł Dean wyciągać dłoń w jego stronę, a następnie ciągnąc Casa na siebie, aby ten usiadł mu na kolanach.
Novak usiadł na kolanach Winchestera i wtulił się w jego tors.
- Musimy być ostrożniejsi - powiedział cicho.
- Wiem - westchnął Dean. - I będziemy. Koniec randek w miejscach publicznych, tylko w domu. Ale obiecuję romantyczny nastrój.
Cas zaśmiał się cicho i musnął szyję Winchestera.
- Więc masz o mnie dbać, tak?
- A już tego nie robię? - spytał Dean, patrząc na swojego chłopaka.
- Robisz, kochanie.
Winchester uśmiechnął się i przyciągnął Casa mocno do siebie. Lubił się z nim przytulać. Lubił mieć go tak blisko.
- Idziemy oglądać autobus? - spytał Novak, po kilku minutach przytulania się w ciszy.
- Yhm - mruknął entuzjastycznie Dean, pokazując mu ruchem głowy, aby wstał.
Wstali z fotela i ruszyli głębiej w stronę autobusu. Tuż za płytą indukcyjną ukryta była pralka, a po drugiej stronie autobusu zmywarka. Nad blatem kuchennym zawieszone były meble, w których były naczynia, a po drugiej stronie makarony, ryż, kasze, soczewice i inne składniki do dobrze ich znanych posiłków. Kilka kroków dalej była lodówka wypełniona mlekiem sojowym, jogurtami naturalnymi, warzywami i owocami.
Dalej były szklane, rozsuwające się na wciśnięcie guzika drzwi. W środku był przycisk, który sprawiał, że szkło robiło się matowe i nic nie było przez nie widać. Dean bawił się tym dobre trzy minuty, zanim Cas się zniecierpliwił i go odciągnął.
Drzwi te kryły coś w rodzaju łazienki. Po lewej stronie była niska ławka i wieszaki z czystymi ręcznikami. Nieco dalej za ręcznikami były szafki - na każdej miejsce na imię i nazwisko. Po prawej stronie znajdywały się trzy drzwi - jedne do toalety i dwa do pryszniców.
Dalej znowu rozsuwane drzwi, które również miały przycisk do matowania i tu było coś w rodzaju loży - dwie złączone ze sobą kanapy narożne. Po środku mały szklany stolik. Tutaj też był telewizor, a oprócz tego było mnóstwo skrytek, w których znaleźli odżywki, maści rozgrzewające, apteczki, jakiś sprzęt fizjoterapeutyczny i przede wszystkim całą masę picia i jedzenia różnego rodzaju - woda, cola, piwo, soki, izotoniki, hipotoniki... z jedzenia były natomiast ciastka ryżowe, batony białkowe i inne przekąski, rzekomo uchodzące za te zdrowe i wartościowe.
Dean był zachwycony tym autobusem. W porównaniu do ich dotychczasowego autobusu, była to bardzo duża różnica, oczywiście na plus. Stary autobus przypominał autokar szkolny, z tą różnicą, że miał prysznic. Ten już o wiele bardziej przypominał autobus ekipy kolarskiej z prawdziwego zdarzenia, co faktycznie pokazywało, że drużyna zmierza w stronę World Touru.
Wreszcie dobrze zgrana ekipa (nie licząc Balthazara), autobus pozwalający na dobrą regenerację i ściganie się u boku osoby, którą kochał, za akceptacją władz drużyny? Zapowiadał się najlepszy sezon w dotychczasowej karierze Deana.
N/A
Koniec na dziś.
Dobranoc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro