Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34. Wy idioci

Ostatnim, czego Dean spodziewał się na powitanie to podejście do nich Crowleya, który nie odezwał się słowem, jedną ręką złapał za ramię Deana, drugą Casa i zaciągnął ich do pustego w tym momencie nowego autobusu, który stał na parkingu przy lotnisku.

Dean oniemiał widząc wnętrze autobusu. Mieścił mniej osób niż ten poprzedni, ale robił większe wrażenie i przede wszystkim - wreszcie wyglądał profesjonalnie.

Pojedyncze siedzenia - drogie i wygodne fotele, częściowo obracane.

Dwa stoliki, obok których była kuchnia. Piekarnik, mikrofalówka, płyta indukcyjna, ekspres do kawy...

Dean chciał zobaczyć, co jest głębiej, ale Crowley go zatrzymał.

- Nie przyprowadziłem was tu po to, żebyście podziwiali autobus - powiedział ostro, puszczając ich ramiona. - Spójrzcie na to - poprosił wskazując na telewizor, który wisiał w rogu autobusu, włączając go i wyświetlając na nim obraz z restauracji, w której para, w towarzystwie Charlie i Jo, spędziła wczorajszy wieczór.

Na nagraniu było widać wszystko - jak się całując, obejmują... Dean poczuł jak robi mu się niedobrze. Jak mógł być tak nieuważny?! Skąd Crowley miał to nagranie?!

Mężczyzna wyłączył telewizor i spojrzał na nich poważnie.

- Zapytam tylko raz, więc lepiej, żebyście odpowiedzieli szczerze - powiedział ostro. - Jest coś między wami?

- Jesteśmy razem - wyznał Dean. Nie chciał pogarszać ich sytuacji i kłamać, bo to przecież i tak by się wydało. Wolał być szczery.

Crowley zapowietrzył się i spojrzał na nich jakby co najmniej zabili mu matkę.

- Wy skończeni idioci! - warknął. - Jaja sobie ze mnie robicie?! Macie pojęcie jak bardzo to jest nieprofesjonalne?!

Obaj opuścili głowę. Żaden z nich nic nie odpowiedział, bo i nie bardzo wiedzieli co.

- Ile to trwa?! - spytał ostro Crowley. Był wściekły i nie mogli mu się dziwić.

- Za tydzień minie miesiąc - wyznał Cas.

Crowley przeklinał przez kolejne dwie minuty, chodząc po autobusie w tą i z powrotem, z trudem powstrzymując się, aby czegoś nie rozwalić.

- Właściciel restauracji wysłał mi to nagranie z informacją, że mam do jutra wysłać mu pół miliona euro, albo wyśle nagranie mediom - powiedział widocznie wkurzony i zirytowany Crowley. - Wyśle mu te pieniądze, ale pod dwoma warunkami.

- Jakimi? - spytał niepewnie Dean.

- Po pierwsze: odtrącę wam to z pensji.

Winchester zaklął cicho. Wciąż miał kredyt do spłacenia, a był pewien, że Crowley w ten sposób zabierze mu prawie jedną trzecią jego rocznego wynagrodzenia.

- A po drugie?

- To ostatnia wasza wpadka, w której was kryję - powiedział stanowczo. - Następna wpadka i osobiście puszczę informację do mediów. Następna wpadka i nie masz co rozmawiać o przedłużeniu kontraktu, Winchester. Dopóki to nie wycieknie, możecie jeździć w mojej drużynie, o ile nie wpłynie to negatywnie na waszą współpracę. Ale jeśli to wypłynie, jeśli to dojdzie do mediów, koniec ze startami w moich barwach. Muszę dbać o wizerunek drużyny, a wiecie jaki jest ten sport.

- Wiem i rozumiem - odparł Dean. - Co teraz? Mamy powiedzieć chłopakom, czy...

- Broń Boże! - wrzasnął Crowley. - Kto już wie?

- Z ekipy?

- Tak.

- Adam, Charlie i Garth.

- Dobra, nie jest źle... - próbował uspokoić się Crowley. - Rozumiem, że chcecie być razem w pokoju?

Obaj zgodnie skinęli głowami, patrząc po sobie niepewnie. Koniec z krzyczeniem? Tak po prostu?

- Na wyścigach, które jedziecie razem, będę was tak kwaterował i liczę, że tego nie pożałuję - postanowił. - Ale na Tourze dostaniecie trójkę z Adamem.

- Brzmi dobrze - przyznał Dean.

- I jeszcze jedno. Balthazar wyciągnął prawników i ma w kontrakcie zapewniony udział w jednym z wielkich tourów, o ile drużyna dostanie na taki wyścig zaproszenie. Pojedzie z wami Tour de France, więc proszę, żebyście na niego uważali. Wie o tobie, Cas. Lepiej, żeby nie dowiedział się niczego więcej.

- Postaramy się o to - zapewnił Dean, który widocznie wziął na siebie ciężar prowadzenia rozmowy z Crowleyem, jakby chcąc w ten sposób chronić Casa.

- Lepiej, żebyście tego dopilnowali, bo jesteście fundamentami tej drużyny - stwierdził Crowley. - I daję wam kolejną szansę tylko dlatego, że mimo wszystko was lubię. Nie zepsujcie tego.

- Nie zepsujemy - zapewnił Dean.

- Dziękuję - powiedział cicho Cas.

- Nie dziękuj, dzieciaku - powiedział mężczyzna, patrząc na nich. - A ty, Winchester, dbaj o tego chłopaka, albo osobiście cię wykastruję.

Dean uniósł ręce do góry w obronnym geście.

- Nawet nie będę cię powstrzymywał.

- Esteban będzie za godzinę, reszta za dwie i pół - poinformował ich. - Do tego czasu macie autobus dla siebie. Tylko żadnego seksu.

- Nie jestem aż tak niewyżyty - zaprotestował Dean.

- Akurat, bo ci uwierzę - parsknął Crowley. - Ja i Charlie jedziemy na odprawę, wy rozejrzyjcie się po busie.

Dean zasalutował, na poprawienie wszystkim humoru, a gdy tylko zostali sami, usiadł na pierwszy fotel obok niego i zaczął kombinować jak się go obsługuje, aż znalazł przycisk do obracania fotelem i zaczął się obracać w jedną i drugą stronę, patrząc na Casa z uśmiechem.

- Humor ci dopisuje - zauważył Novak.

- Crowley jest po naszej stronie, myślę, że to całkiem dobry powód do bycia w dobrym humorze - odparł Dean wyciągać dłoń w jego stronę, a następnie ciągnąc Casa na siebie, aby ten usiadł mu na kolanach.

Novak usiadł na kolanach Winchestera i wtulił się w jego tors.

- Musimy być ostrożniejsi - powiedział cicho.

- Wiem - westchnął Dean. - I  będziemy. Koniec randek w miejscach publicznych, tylko w domu. Ale obiecuję romantyczny nastrój.

Cas zaśmiał się cicho i musnął szyję Winchestera.

- Więc masz o mnie dbać, tak?

- A już tego nie robię? - spytał Dean, patrząc na swojego chłopaka.

- Robisz, kochanie.

Winchester uśmiechnął się i przyciągnął Casa mocno do siebie. Lubił się z nim przytulać. Lubił mieć go tak blisko.

- Idziemy oglądać autobus? - spytał Novak, po kilku minutach przytulania się w ciszy.

- Yhm - mruknął entuzjastycznie Dean, pokazując mu ruchem głowy, aby wstał.

Wstali z fotela i ruszyli głębiej w stronę autobusu. Tuż za płytą indukcyjną ukryta była pralka, a po drugiej stronie autobusu zmywarka. Nad blatem kuchennym zawieszone były meble, w których były naczynia, a po drugiej stronie makarony, ryż, kasze, soczewice i inne składniki do dobrze ich znanych posiłków. Kilka kroków dalej była lodówka wypełniona mlekiem sojowym, jogurtami naturalnymi, warzywami i owocami.

Dalej były szklane, rozsuwające się na wciśnięcie guzika drzwi. W środku był przycisk, który sprawiał, że szkło robiło się matowe i nic nie było przez nie widać. Dean bawił się tym dobre trzy minuty, zanim Cas się zniecierpliwił i go odciągnął.

Drzwi te kryły coś w rodzaju łazienki. Po lewej stronie była niska ławka i wieszaki z czystymi ręcznikami. Nieco dalej za ręcznikami były szafki - na każdej miejsce na imię i nazwisko. Po prawej stronie znajdywały się trzy drzwi - jedne do toalety i dwa do pryszniców.

Dalej znowu rozsuwane drzwi, które również miały przycisk do matowania i tu było coś w rodzaju loży - dwie złączone ze sobą kanapy narożne. Po środku mały szklany stolik. Tutaj też był telewizor, a oprócz tego było mnóstwo skrytek, w których znaleźli odżywki, maści rozgrzewające, apteczki, jakiś sprzęt fizjoterapeutyczny i przede wszystkim całą masę picia i jedzenia różnego rodzaju - woda, cola, piwo, soki, izotoniki, hipotoniki... z jedzenia były natomiast ciastka ryżowe, batony białkowe i inne przekąski, rzekomo uchodzące za te zdrowe i wartościowe.

Dean był zachwycony tym autobusem. W porównaniu do ich dotychczasowego autobusu, była to bardzo duża różnica, oczywiście na plus. Stary autobus przypominał autokar szkolny, z tą różnicą, że miał prysznic. Ten już o wiele bardziej przypominał autobus ekipy kolarskiej z prawdziwego zdarzenia, co faktycznie pokazywało, że drużyna zmierza w stronę World Touru.

Wreszcie dobrze zgrana ekipa (nie licząc Balthazara), autobus pozwalający na dobrą regenerację i ściganie się u boku osoby, którą kochał, za akceptacją władz drużyny? Zapowiadał się najlepszy sezon w dotychczasowej karierze Deana.

N/A

Koniec na dziś.

Dobranoc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro