Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

29. Oby byli bezpieczni

Od razu po śniadaniu Dean pojechał na zakupy, zostawiając resztę towarzystwa w willi. Zrobił dość spore zakupy na najbliższe dni i wrócił do willi, zastanawiając się jak przecierpi najbliższe dni. Obecność rodziców Casa sprawiała, że się stresował. Musieli przyjeżdżać akurat teraz? Bez zapowiedzi? Poważnie?

Był jedną wielką kulką nerwów. Niby ustalili z Casem, że będą się zachowywać normalnie, a Chuck i Becky go akceptowali, ale bał się zrobić przy nich cokolwiek. Potrzebował trochę czasu, zanim zdobędzie się na odwagę, aby objąć Casa przed kimkolwiek i nie był pewien, czy stanie się to przed końcem ich odwiedzin.

- Wróciłem - oznajmił, przekraczając próg domu.

- Szybko jak na ciebie - stwierdziła Charlie.

- Dzięki, że we mnie wierzysz... Kupiłem rzeczy na grilla, możemy zrobić jak wrócimy z Casem z treningu.

- Musicie jechać? - spytała smutno Charlie.

- Odpuściliśmy sobie zeszły piątek, za trzy tygodnie mamy ważny start. Możemy skrócić do dwóch godzin. Ewentualnie możecie jechać za nami autem, ale chyba nie wszyscy się zmieszczą.

- My z Sammym pójdziemy na plażę, reszta się zmieści - odparł Gabriel.

- Plaża brzmi dobrze, idę z wami - stwierdziła Jo.

- To ja z nimi - dodała Charlie.

Dean spojrzał na rodziców.

- Mamo, Chuck, Becky?

- Zaopiekujemy się wami - zadeklarował Chuck.

- Mamo? - spytał z nadzieją Dean. Bał się dawać swoje auto komuś w zasadzie obcemu i miał nadzieję, że mama zrozumie, o co mu chodzi.

- Pojadę - zadeklarowała, a Dean w duchu odetchnął z ulgą.

- To tak za pół godziny? - zaproponował. - Żeby mieć całe popołudnie wolne?

- Mi pasuje - odparł Cas.

- Mi wszystko jedno - stwierdził Chuck.

- To za pół godziny - postanowił Dean. Sięgnął do koszyka na meblach kuchennych i wyjął z niego zapasowy klucz do willi. - Nie zgubcie - poprosił, rzucając kluczyk bratu.

- Czy ja ci cokolwiek kiedykolwiek zgubiłem?! - spytał Sam.

- Chyba nie... Ale wolę mieć pewność, że go nie zgubisz.

- Masz moje słowo.

Dean skinął głową i ruszył do kuchni, aby przygotować bidony na trening.

- Szybko będziecie jechać? - spytał Chuck.

- Płaskie koło czterdziestu, podjazdy zależnie od nachylenia od kilku do dwudziestu paru na godzinę, a zjazdy szczytowych momentach w okolicach setki.

- Nie boisz się upadku przy takiej prędkości?

- Gdybym się bał i jechał wolniej, nigdy bym niczego nie osiągnął w tym sporcie. Cas i tak zjeżdża lepiej ode mnie.

- Bo podpatruję techniki od ciebie na treningach, trochę od innych na wyścigach i to wykorzystuję w praktyce - wtrącił Cas.

- W zeszłym tygodniu jechał sto siedemnaście na zjeździe.

- Sto dziewiętnaście - poprawił.

- Oszalałeś?! - spytał przerażony Chuck, po czym spojrzał na Winchestera. - A ty mu na to pozwalasz?!

- Spokojnie - próbował uspokoić go Dean. - Wbrew pozorom im większa prędkość, tym łatwiej panować nad rowerem na zjazdach. Cas zjeżdża dobrze technicznie, na dobrej nawierzchni nic się nie stanie. Zresztą to odcinek zamknięty dla samochodów, bo jest za stromy. Przy otwartym ruchu jesteśmy ostrożniejsi.

- Tak, właśnie - potwierdził Cas, chociaż nie do końca była to prawda, ale chciał uspokoić ojca.

- Obyście nie kłamali. Nie chcę kiedyś telefonu, że zginąłeś na treningu we Francji - pogroził synowi palcem.

Dean miał ochotę wywrócić oczami, ale się powstrzymał. Nie chciał podpadać.

- Cas, idziemy się przebierać?


Trening minął spokojnie. Jechali cały czas mocno, więc niewiele ze sobą rozmawiali. Całość trwała dwie i pół godziny, ale jechali tę rundę, co ostatnim razem w piątek, więc Dean uznał to za spory progres - jechali szybciej o kilkanaście procent, niż dwa tygodnie temu. Było dobrze.

Mary, Chuck i Becky cały czas jechali za synami Impalą i przyglądali im się.

- Myślicie, że ich związek przełoży się na współpracę na wyścigach? - spytała Becky.

- Myślę, że tak - stwierdziła Mary. - Będą się znali i rozumieli lepiej niż ktokolwiek inny.

- Mam lepsze pytanie - stwierdził Chuck. - Jak długo wytrzymają? Boję się, że strach przed tym, że ktoś się dowie, będzie ich stopniowo wyniszczał, aż wreszcie ich zniszczy.

- Obaj znali ryzyko, podejmując decyzję - odparła Mary. - Wiedzieli, jak to będzie wyglądać. Myślę, że są na to przygotowani i sobie poradzą.

- Chciałbym, żeby im wyszło - wyznał Chuck. - Dean wydaje się porządnym chłopakiem. Pasują do siebie. No i obawiam się, że Cas nie zniesie kolejnego zerwania w najbliższym czasie.

- Wiem, co zrobił Jimmy - westchnęła Mary. - I wiem, jaką Dean ma opinię, ale nie zrobi mu czegoś takiego. Dużo ze mną rozmawiał, kiedy wrócił z Chile. Zależy mu na waszym synu bardziej niż na kimkolwiek wcześniej. Jeśli zdecydował się na związek z Casem, prędko z niego nie zrezygnuje.

- Jestem ciekawa, czy będą się pojawiać jakieś plotki - zamyśliła się Becky.

- W tym sporcie o to ciężko - odparł Chuck. - W kolarstwie na pewno są inni geje. Błagam, nikt mi nie mówi, że spośród facetów, którzy golą nogi, prawie nie jedzą mięsa i jeżdżą w obcisłych strojach, wszyscy są hetero. Stawiałbym nawet na to, że większość to geje. Albo przynajmniej bi.

- Ogólnie w sporcie nie ma takich plotek. Bardziej wśród aktorów, piosenkarzy... Tu nie wchodzą portale plotkarskie, nie ma paparazzi, a ludzie chcą wierzyć, że ich bohaterowie są tacy jak oni. Czyli w większości hetero.

- Więc módlmy się, aby byli bezpieczni. Bo zasługują na to. Cholernie bardzo.

N/A

Chyba najkrótszy rozdział w tym ff. W kolejnym rodzinno-przyjacielski grill.

Kolejny rozdział jutro.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro