Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25. Lazurowe Wybrzeże

Samolot mieli kilka minut po szesnastej. Na lotnisko odwiózł ich Chuck. Pożegnali się, przeszli całą odprawę, po drodze przypadkowo trafiając na kilku fanów, z którymi zrobili sobie zdjęcia i dali im autografy, a następnie weszli na podkład samolotu.

- No i to jest normalny samolot - powiedział zadowolony Cas, szybko się orientując, że samolot ma ekrany, więc można oglądać filmy w trakcie podróży i dodatkowo miał wi-fi.

- Crowley oszczędza na wszystkim, co może - odparł Dean. - Ja nie zamierzam. Skoro już muszę przecierpieć lot, to wolę dobre warunki.

- Masz środki nasenne? - upewnił się Cas, wiedząc, że Dean słabo znosi lot i te tabletki po prostu pomagają mu przetrwać te traumatyczne dla niego przeżycia.

- Tak, wezmę po jakiś dwóch godzinach, to powinienem się obudzić krótko przed przesiadką. W razie czego mnie obudź.

- Spoko - odparł Cas. 

Dean zamknął oczy na start i przygryzł wargę, aby się nie drzeć ze strachu. Trzy rzeczy, których w lotach nienawidził najbardziej:

1. startowanie,

2. turbulencje,

3. lądowanie.

Novak nie mógł zostawić go tak samego. Nie mając lepszego pomysłu, splótł swoje palce z tymi, Deana, które Winchester trzymał na oparciu między ich siedzeniami.

Dean otworzył lekko jedno oko, aby upewnić się, że to Cas i uśmiechnął się lekko. Kochał tego dzieciaka i to, jak bardzo potrafił go uspokajać i temperować. Zmieniał go na lepsze. Cieszył się, że może mieć go tak blisko, nawet jeśli chciałby bliżej.

Dzięki Casowi, Dean przetrwał lot całkiem dobrze. Niespełna trzy godziny po starcie uznał jednak, że jeśli chce zrobić trening tego samego dnia, którego dotrą do Nicei, to powinien się przespać. Cas stwierdził, że to nie jest taki zły pomysł i poprosił Deana o jedną tabletkę nasenną. Tak przespali większość lotu.

Przesiadkę mieli już we Francji. Odbiór bagażu,do którego wrzucili już zimowe kurtki, bo było tu sporo cieplej niż w Chicago, kolejna odprawa i kolejny samolot, znowu nienagannie wyposażony. Tym razem nie spali, a wspólnie zdecydowani się obejrzeć jakiś film dostępny w ofercie. Dean musiał przyznać, że polubił podróże z Casem - mniej się przy nich stresował, szybciej mu mijały i po prostu traktował je jako miłe spędzanie czasu.

Cas z kolei, z każdym razem, gdy patrzył na Deana, coraz bardzie bał się, że staje się to, czego obawiał się tuż przed pierwszym wyjazdem - zakochiwał się w Winchesterze. W jego uśmiechu, w jego często kiepskich żartach, w jego trosce dla najbliższych... Pamiętał swoje obawy przed wyjazdem do Santa Barbara - bał się wtedy, że poczuje coś do Deana i przez to rzuci Jimmy'ego, którego nie chciał zranić. Cóż, los potoczył się tak, że to on został zraniony. Co więc go powstrzymywało przed tym, aby sam przed sobą przyznał, że go kocha?

Już raz przecież mu to wyznał - co prawda zaspany i szybko się zreflektował, poprawiając się, że kocha go jedynie jak brata, ale kogo on próbował oszukać? 

Najgorsza była świadomość, że Dean coś do niego czuł, ale bał się cokolwiek zrobić, twierdząc, że nie jest dla niego odpowiedni. To oznaczało, że wykonanie pierwszego kroku spoczywało na nim. A on nie był w stanie wykonać teraz pierwszego kroku, bo od zerwania z Jimmym nie minął nawet miesiąc. Nie chciał potraktować Deana jako zastępstwo i go zranić. Chciał się upewnić, że naprawdę się zakochał, a nie jedynie zauroczył. A to mogło trochę potrwać...

Z lotniska wzięli taksówkę, dzięki czemu w domu Deana byli kilka minut przed dziesiątą.

Cas wytrzeszczył oczy widząc tę luksusową nieruchomość.

- Ty tu mieszkasz?! - spytał niedowierzając.

- Kosztowało mnie to prawie wszystkie zarobki z dwóch lat, premie za medal olimpijski i kredyt, ale tak. Sto siedemdziesiąt metrów kwadratowych, dwa piętra i piwnica, pięć sypialni, więc nie ma problemu, jak chłopaki przyjeżdżają przed wyścigami we Francji posiedzieć tu kilka dni, dwie łazienki, salon łączony z kuchnią... jest też miejsce do grilla i basen. Nie ma widoku na morze, ale coś za coś, nie? Plaża nie jest tak daleko. Kilkanaście minut rowerem.

- Ile dostałeś premii za medal?

- Piętnaście tysięcy, czyli w sumie tyle, co nic. Mniej niż zarabiam miesięcznie. Wiesz ile dostałby w Tajwanie? Ponad dwieście tysięcy.*

- To ile ty masz na kontrakcie?!

- Półtorej miliona**. To był mój warunek na zostanie w drużynie po zdobyciu medalu - odparł Dean. - Imkols*** proponowali mi sto tysięcy więcej, więc uznałem to za dobry układ.

Dean zobaczył minę Casa i domyślił się, co to oznacza.

- Dałeś się wrobić w neo-pro za dwadzieścia pięć tysięcy**? - spytał.

- Aż tak źle nie jest... - odparł Cas.

- To ile Crowley ci płaci?

- Dwadzieścia siedem** - odpowiedział niepewnie Cas.

Deanowi było szkoda tego dzieciaka. Owszem - taka suma dla kogoś w wieku Casa to było coś, ale w rzeczywistości to było tyle co nic - niespełna trzy tysiące dolarów miesięcznie. 

- Masz klauzulę o zmianie kwoty w przypadku dobrych wyników?

- Eeeee....

- Masz gdzieś swój kontrakt?

- Powinienem mieć go na mailu.

- Okej, to wieczorem na niego zerkniemy. Jeśli tak, to pogadam się z Crowleyem. Z twoim talentem powinieneś w najgorszym wypadku dostawać dziesięć razy tyle.

- Zrobiłbyś to dla mnie? - spytał zaskoczony Cas.

- Jasne - odparł Dean. - Czemu miałbym nie? Adamowi też z tym pomagałem. Crowley ma to do siebie, że robi wszystkich w chuja. Trzeba z nim walczyć o swoje.

Cas skinął głową. Musiał przyznać, że Dean miał rację. Pamiętał inne oferty - prawie wszystkie na inne kwoty - wyższe, nawet dużo wyższe. Ale nie żałował decyzji, aby wybrać tę drużynę - przyjaźń z Deanem była najlepszym, co mogło go teraz spotkać. 

- Dzięki - powiedział Cas, przytulając Deana.

Winchester uśmiechnął się na to szeroko i objął Casa. Był uroczy z tym, jak często się przytulał.

- Chodź, pokażę ci twój pokój i co gdzie jest.

Po obejrzeniu całego domu, Dean zaciągnął Casa do garażu, gdzie stała (już nie) jedyna miłość Deana - jego ukochana Impala. Rocznik sześćdziesiąty siódmy. Ściągnął ją tu z domu, kiedy się przeprowadzał z początkiem zeszłorocznego lata. Kochał to auto, a że we Francji spędzał więcej czasu niż w domu rodzinnym w Lawrence, postanowił, że będzie ją trzymał tutaj.

- Twoje auto?

- Najlepsze jakie mógłbym mieć - odparł z uśmiechem Dean. - Wskakuj.

Najpierw pojechali do sklepu, aby zrobić zakupy na kilka najbliższych dni, a następnie do firmy kurierskiej, gdzie od kilku dni na prośbę Deana przechowywano przesyłki z ich rowerami. Wrócili do domu koło południa, Dean na szybko zrobił kilka pankejków według przepisu swojej mamy, po czym posmarował je nutellą i dorzucił na wierzch skrojonego banana. 

- Masz - powiedział, podsuwając talerz Casowi, który siedział przy stole nad podręcznikiem do fizyki.

Novak spojrzał na niego zdezorientowany.

- Zamierzasz mi gotować?

Dean wzruszył ramionami.

- Chyba lepsze spożytkowanie czasu niż siedzenie przed telewizorem, nie? - stwierdził Dean. - Ty masz naukę oprócz treningów, ja nie bardzo mam na razie co robić, więc to nie problem.

- Do rachunków też nie pozwalasz się dorzucać.

- Przecież nie wzrosną jakoś mocno przez to, że tu jesteś. Czemu miałbym cię wykorzystywać, żeby trochę zaoszczędzić?

- Jeszcze miesiąc temu byś tak zrobił.

- Miesiąc temu bym cię tu nie zaprosił - zauważył.

- Fakt.

- Wcinaj i lecimy na rower, to może zdążymy zobaczyć zachód na plaży.

Cas nie bardzo wiedział, co powiedzieć. Dean chciał z nim oglądać zachód słońca na plaży?! Czy to czasem nie uchodziło za romantyczne? 

- Chętnie go zobaczę - odpowiedział z uśmiechem.

Nie wiedział do końca co robić, ale jedno wiedział na pewno - chce lepiej poznać Deana, a jeśli nadal będzie się w nim zakochiwał, jeśli upewni się, że to miłość, to może powinien dać mu szansę? Wiedział, że byłoby im ciężko to ukrywać, ale wierzył, że byłoby warto. 

Zjedli i pojechali na dwuipółgodzinną przejażdżkę, podczas której Cas po raz pierwszy w życiu na żywo mógł podziwiać uroki Nicei i Lazurowego Wybrzeża - do tej pory widział te tereny tylko w telewizji, podczas transmisji z wyścigów. Na żywo wyglądało to o wiele piękniej. Morze i góry tak blisko siebie, palmy przy drogach... to wszystko tworzyło piękny klimat. Dodatkowo temperatura czternastu stopniu, tak naprawdę w środku zimy, robiła swoje. Aż chciałby zostać tu na zawsze.

Kilka minut po siedemnastej, wrócili na drogę wzdłuż wybrzeża, znaleźli puste miejsce na plaży i wjechali tam w rowerami. Położyli je na piasku obok butów kolarskich, kasków i okularów i jak tylko nadarzyła się okazja, Dean podniósł go i rzucił się biegiem w stronę morza, wpadając razem z nim do wody.

- Ty idioto! - warknął Cas, jak tylko wyrwał się z ramion Deana, gdy wpadli do morza.

Przez kolejne kilka minut ganiali się po plaży jak małe dzieci, którymi wewnętrznie wciąż byli.

W końcu padli zmęczeni na piasek, kładąc się obok siebie i zaczęli się śmiać.

Cas patrzył na śmiejącego się Deana i zrobiło mu się cieplej na sercu. Chciałby, aby częściej się tak uśmiechał, żeby się śmiał... To był moment, w którym miał już pewność: zakochał się w Deanie Winchesterze. Pozostawało tylko pytanie: co z tym zrobić?

N/A

*-Dane z FOX Spot i USA Today.

**-kwoty w euro. Aktualnie minimalna kwota w drużynach Pro-Continental (drużyna Casa i Deana) według przepisów UCI to 25 300 euro. Są to zarobki roczne, nie miesięczne.

***-kolejna zmyślona nazwa drużyny.

Dzisiaj jeszcze dwa rozdziały. Może trzy - zależy, o której pójdę spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro