23. Kocham cię... jak brata
Dean grał z Samem i Gabrielem na konsoli, kiedy zadzwonił telefon. Zmarszczył brwi, widząc imię Casa na wyświetlaczu.
- Co tam Cas, już się stęskniłeś za swoim przystojnym prawie-współlokatorem? - spytał z uśmiechem, co od razu zauważyli Sam i Gabe, momentalnie przerywając grę, aby przysłuchać się rozmowie starszego z Winchesterów.
- Co robisz jutro rano? - spytał Cas.
- Eeeee pewnie śpię albo trening, albo coś innego... Zależy o której rano.
- Ogólnie rano - odparł Cas. - Mama dzwoniła do dyrektora i jeśli chcesz mi załatwić indywidualne nauczanie we Francji to chciałby z tobą pogadać o tym. A że w środę wylatujemy to chyba lepiej jutro?
- Zapraszasz mnie do swojej szkoły?
- Tak jakby. Nie mam wyboru.
- Będę mógł obić ryj Jimmy'emu jeśli go spotkam?
- Dean...
- Żartuję przecież. Nawet nie wiem jak wygląda. O której miałbym tam być?
- No najlepiej z samego rana. Tak tuż przed lekcjami.
- Musiałbym wyjechać o pierwszej rano, żeby zdążyć.
- Mogę cię przenocować.
- Mam trzy warunki - stwierdził Dean.
- Jakie?
- Warunek pierwszy: śpię u ciebie dwie noce. Warunek drugi: będziecie mnie karmić. Warunek trzeci: załatwisz mi jakiś rower na jutrzejszy trening, bo nasze czekają już we Francji, a tego z domu nie chcę brać. I warunek czwarty: pozwolisz mi wypożyczyć wypasione auto, którym tam przyjedziemy, żeby zrobić szpan i wkurwić twojego byłego.
- To cztery warunki, Dean - zauważył Cas.
- Widzisz? I właśnie dlatego musisz się wciąż uczyć, bo olewając lekcje skończysz jak ja - zażartował Dean, na co Cas zaśmiał się cicho. - A na poważnie to mogę przyjechać - odparł, patrząc na zegarek. - Jest czternasta, mama wraca za pół godziny... Będę na dwudziestą drugą mniej więcej
- Wyślę ci adres SMSem.
- Nie trzeba, mam go.
- Skąd? - spytał zaniepokojony Cas.
- Podkradłem twoją licencję Crowleyowi, aby go spisać. Doceń starania.
- Chcę pytać na co ci mój adres?
- Zrobiłem to drugiego dnia, więc się domyśl, że nie planowałem go użyć do niczego dla ciebie przyjemnego, ale teraz z chęcią go wykorzystam w słusznym celu. Także nie musisz nic wysyłać, po prostu otwórz mi drzwi jak przyjadę.
- Jesteś najlepszy.
Dean wywrócił oczami.
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Winchester nie zdążył odłożyć telefonu, a już usłyszał pierwsze pytanie.
- Jedziesz do Casa na noc? - spytał Gabriel, widocznie coś sugerując, bo machał przy tym brwiami.
- Pewnie będę spał w osobnym pokoju, daj że spokój.
- Widziałem wywiad, na którym go przytulasz. Nie patrzy na ciebie jak na przyjaciela, ale pewnie boi się powiedzieć tego głośno.
Dean rzucił w Gabriela poduszką.
- Stul swoją śliczną twarzyczkę.
- Komplement i uciszenie w jednym - zauważył wyzywająco Gabriel. - Czego chcesz?
- Podrzuć mnie do wypożyczalni aut i odbierz samochód w weekend z Pontiac, aby go zwrócić.
Gabriel opadł zrezygnowany na kanapę.
- Dwadzieścia dolarów.
- Dziesięć i zdam ci relacje z pobytu u niego i całego wspólnego pobytu w Nicei.
- Ale mają być szczegółowe.
- Niech będzie - zgodził się.
Dean zapukał do drzwi Casa punktualnie o dwudziestej drugiej dwadzieścia dwa. Gdyby znał się na numerologii angielskiej, zapewne wiedziałby, że godzina ta oznacza, iż potrzebuje on ciszy i spokoju (czego potrzebował po ostatnich wydarzeniach), a za realizację pomysłów (jak nauka Casa we Francji) otrzyma nagrodę, która jest na wyciągnięcie ręki.
Zadzwonił domofonem i po chwili otworzył mu Cas. Przyjaciele przytulili się, po czym Novak wpuścił go do środka. Tam Dean przywitał się z rodzicami chłopaka, którzy wyglądali na bardzo miłych i sympatycznych ludzi - od razu ich polubił.
- Naprawdę miło mi państwa poznać - stwierdził.
- Ciebie też - odparł ojciec Casa. - I mów nam proszę po imieniu. Jestem Chuck. To jest Becky.
- W porządku, Chuck - odparł z uśmiechem Dean.
- Pewnie jesteś głodny po podróży? - spytała Becky.
- Trochę tak - przyznał Winchester.
- Makaron z warzywami będzie w porządku? Cas ciągle jego to na kolacje.
- Jasne.
- To chodź do kuchni, a Cas zaniesie w tym czasie twoje rzeczy do pokoju.
- Sam mogę je zanieść - stwierdził.
- Zaniosę, zjedz na spokojnie - odparł Cas. - Daj klucze do auta to przeniosę od razu też walizkę.
Winchester westchnął i dał mu klucze, nie chcąc się kłócić, szczególnie, że Cas był jakiś markotny i chyba wcześniej płakał. Nie chciał go o to męczyć.
Cas ruszył w stronę auta, natomiast Dean został zaciągnięty przez jego rodziców do kuchni. Chuck wyjął kieliszki do wódki i nalał dla siebie i Winchestera. Dean spojrzał na niego zdezorientowany.
- Na zdrowie - powiedział Chuck, unosząc kieliszek do góry. Dean stuknął się z nim kieliszkami i szybko wypili na raz. Winchester się skrzywił.
- Mocne - stwierdził.
- Z Rosji. Dostałem w pracy - odparł mężczyzna. - A teraz zadam ci bardzo ważne pytanie.
- Jakie? - spytał zaniepokojony Winchester.
- Co łączy cię z naszym synem?
Dean przełknął.
- Przyjaźń.
- Tylko przyjaźń? Nic więcej? Bo widzę jak na niego patrzysz i...
Winchester opuścił wzrok.
- Kochanie, daj chłopcu spokój - poprosiła Becky.
- Nie, to w porządku - odparł Dean. - Chciałbym więcej, ale wątpię, abym był dla niego odpowiedni. Poza tym jest za wcześnie, wciąż cierpi po rozstaniu z Jimmym, nawet jeśli tego nie okazuje.
- Znosi to znacznie lepiej dzięki tobie - odparł Chuck.
- I dużo o tobie mówi odkąd wrócił - dodała kobieta.
- Dlatego chcemy cię prosić, abyś go nie odpychał, jeśli wyznałby, że czuje coś do ciebie podczas waszego pobytu we Francji - dokończył Chuck.
Dean zamarł. Nie spodziewał się, że Cas naprawdę mógłby coś do niego czuć. Czyżby powiedział coś swoim rodzicom? Może po prostu bał się wykonać pierwszy krok?
- Nie skrzywdzę go. Mogą być państwo tego pewni.
Chuck spojrzał na niego z szacunkiem.
- Dbaj tam o niego. Wiem, że umiesz to robić, bo byliście miesiąc w jednym pokoju, ale mam obowiązek o to prosić, jako ojciec.
- Będę dbał - zapewnił Dean, któremu Becky właśnie podała makaron. - Bardzo pani dziękuję - powiedział z uśmiechem, po czym zabrał się do jedzenia.
Mieli spać razem w pokoju Casa. Na jednym łóżku. To było duże łóżko, ale Dean bał się, że rano będzie niezręcznie, jeśli jego mały przyjaciel nie zechce z nim współpracować. Cóż, musiał przecierpieć.
O trzeciej obudził go płacz.
- Cas? - spytał zaspany, z troską w głosie.
Novak nie zareagował, szlochając w poduszkę.
- Cas? - spytał Dean, nieco głośniej, ale chłopak nadal nie zareagował.
Wreszcie Winchester przyciągnął go do siebie, obejmując go mocno i gładząc po plecach.
- Shhhhhh, już dobrze. Jestem tu, Cas.
Cas zaczął łkać w koszulkę Deana i wtulił się mocniej w jego tors. Winchester postanowił po prostu dać mu czas, którego ten najwidoczniej potrzebował. Nie chciał na siłę wyciągać z niego, o co chodzi.
- Już dobrze - powtarzał co chwila. - Jestem tu.
- Nie chcę się z nim jutro widzieć - wydukał cicho Cas.
- Z Jimmym? - domyślił się Dean, a Novak przytaknął.
- Po tym jak do ciebie zadzwoniłem, byłem na treningu. Spotkałem Andrew. Powiedział, że Amelia jest z nim w ciąży i biorą ślub. Zakłada z nią rodzinę, a dopiero co planowaliśmy to wspólnie - mówił przez płacz.
- Co za dupek... serio obiję mu ryj.
- Dean, ona jest w piątym tygodniu - dodał przez łzy. - On zerwał ze mną dwa tygodnie temu.
- Chwila. Zdradził cię?!
Cas przytaknął słabo.
- Musiał to zrobić jeszcze przed Sylwestrem. Kiedy przyjechał do Santa Barbara... on... udawał, że wciąż mnie kocha... a przyjechał po tym jak z nią spał - głos znowu mu się łamał. - A potem kłamał... kłamał, że to przez Balthazara i dlatego, że się boi... Gdyby nie ty, zerwałbym kontrakt i porzucił dla niego sport. Wróciłbym tu z niczym, wszytko tracąc. Wyszedłbym na kretyna...
- Najważniejsze, że tego nie zrobiłeś - powiedział Dean, muskając go w głowę, nawet nie wiedząc, czemu to zrobił. To był odruch.
- Jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego mogłem mieć - wyznał Cas. - Kocham cię... - kiedy zorientował się, co powiedział, dodał szybko - jak brata, Dean. Dziękuję za wszystko, co robisz.
Kocham cię jak brata - auć, zabolało. Mógł nie dodawać tych dwóch kolejnych słów.
- Nie dziękuj, Cas - powiedział łagodnie Dean. - Od tego są przyjaciele. Możesz na mnie liczyć.
- Wiem. Ty na mnie też.
- Wiem to, Cas.
- Możemy tak spać? - zmienił temat Novak. - Uspokajam się w twoich ramionach.
- Na łyżeczkę nie będzie wygodniej? - zaproponował, po czym wymierzył sobie mentalną piątkę krzesłem w ten pusty łeb.
- Chyba będzie - przyznał Cas, przekręcając się.
Dean zaklął w myślach, ale było za późno na odwrót. Objął Casa, wiedząc, że rano może być naprawdę niezręcznie.
N/A
Myślę, że kolejny rozdział będzie przed 1:00, najpóźniej przed 2:00. Jutro (licząc tak od godzin porannych, tego rozdziału w środku nocy nie liczcie) przewiduję 3 rozdziały.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro