Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23. Kocham cię... jak brata

Dean grał z Samem i Gabrielem na konsoli, kiedy zadzwonił telefon. Zmarszczył brwi, widząc imię Casa na wyświetlaczu.

- Co tam Cas, już się stęskniłeś za swoim przystojnym prawie-współlokatorem? - spytał z uśmiechem, co od razu zauważyli Sam i Gabe, momentalnie przerywając grę, aby przysłuchać się rozmowie starszego z Winchesterów.

- Co robisz jutro rano? - spytał Cas.

- Eeeee pewnie śpię albo trening, albo coś innego... Zależy o której rano.

- Ogólnie rano - odparł Cas. - Mama dzwoniła do dyrektora i jeśli chcesz mi załatwić indywidualne nauczanie we Francji to chciałby z tobą pogadać o tym. A że w środę wylatujemy to chyba lepiej jutro?

- Zapraszasz mnie do swojej szkoły?

- Tak jakby. Nie mam wyboru.

- Będę mógł obić ryj Jimmy'emu jeśli go spotkam?

- Dean...

- Żartuję przecież. Nawet nie wiem jak wygląda. O której miałbym tam być?

- No najlepiej z samego rana. Tak tuż przed lekcjami.

- Musiałbym wyjechać o pierwszej rano, żeby zdążyć.

- Mogę cię przenocować.

- Mam trzy warunki - stwierdził Dean.

- Jakie?

- Warunek pierwszy: śpię u ciebie dwie noce. Warunek drugi: będziecie mnie karmić. Warunek trzeci: załatwisz mi jakiś rower na jutrzejszy trening, bo nasze czekają już we Francji, a tego z domu nie chcę brać. I warunek czwarty: pozwolisz mi wypożyczyć wypasione auto, którym tam przyjedziemy, żeby zrobić szpan i wkurwić twojego byłego.

- To cztery warunki, Dean - zauważył Cas.

- Widzisz? I właśnie dlatego musisz się wciąż uczyć, bo olewając lekcje skończysz jak ja - zażartował Dean, na co Cas zaśmiał się cicho. - A na poważnie to mogę przyjechać - odparł, patrząc na zegarek. - Jest czternasta, mama wraca za pół godziny... Będę na dwudziestą drugą mniej więcej

- Wyślę ci adres SMSem.

- Nie trzeba, mam go.

- Skąd? - spytał zaniepokojony Cas.

- Podkradłem twoją licencję Crowleyowi, aby go spisać. Doceń starania.

- Chcę pytać na co ci mój adres?

- Zrobiłem to drugiego dnia, więc się domyśl, że nie planowałem go użyć do niczego dla ciebie przyjemnego, ale teraz z chęcią go wykorzystam w słusznym celu. Także nie musisz nic wysyłać, po prostu otwórz mi drzwi jak przyjadę.

- Jesteś najlepszy.

Dean wywrócił oczami. 

- Do zobaczenia.

- Do zobaczenia.

Winchester nie zdążył odłożyć telefonu, a już usłyszał pierwsze pytanie.

- Jedziesz do Casa na noc? - spytał Gabriel, widocznie coś sugerując, bo machał przy tym brwiami.

- Pewnie będę spał w osobnym pokoju, daj że spokój.

- Widziałem wywiad, na którym go przytulasz. Nie patrzy na ciebie jak na przyjaciela, ale pewnie boi się powiedzieć tego głośno.

Dean rzucił w Gabriela poduszką.

- Stul swoją śliczną twarzyczkę.

- Komplement i uciszenie w jednym - zauważył wyzywająco Gabriel. - Czego chcesz?

- Podrzuć mnie do wypożyczalni aut i odbierz samochód w weekend z Pontiac, aby go zwrócić.

Gabriel opadł zrezygnowany na kanapę.

- Dwadzieścia dolarów.

- Dziesięć i zdam ci relacje z pobytu u niego i całego wspólnego pobytu w Nicei.

- Ale mają być szczegółowe.

- Niech będzie - zgodził się.


Dean zapukał do drzwi Casa punktualnie o dwudziestej drugiej dwadzieścia dwa. Gdyby znał się na numerologii angielskiej, zapewne wiedziałby, że godzina ta oznacza, iż potrzebuje on ciszy i spokoju (czego potrzebował po ostatnich wydarzeniach), a za realizację pomysłów (jak nauka Casa we Francji) otrzyma nagrodę, która jest na wyciągnięcie ręki.

Zadzwonił domofonem i po chwili otworzył mu Cas. Przyjaciele przytulili się, po czym Novak wpuścił go do środka. Tam Dean przywitał się z rodzicami chłopaka, którzy wyglądali na bardzo miłych i sympatycznych ludzi - od razu ich polubił.

- Naprawdę miło mi państwa poznać - stwierdził.

- Ciebie też - odparł ojciec Casa. - I mów nam proszę po imieniu. Jestem Chuck. To jest Becky.

- W porządku, Chuck - odparł z uśmiechem Dean.

- Pewnie jesteś głodny po podróży? - spytała Becky.

- Trochę tak - przyznał Winchester. 

- Makaron z warzywami będzie w porządku? Cas ciągle jego to na kolacje.

- Jasne.

- To chodź do kuchni, a Cas zaniesie w tym czasie twoje rzeczy do pokoju.

- Sam mogę je zanieść - stwierdził.

- Zaniosę, zjedz na spokojnie - odparł Cas. - Daj klucze do auta to przeniosę od razu też walizkę.

Winchester westchnął i dał mu klucze, nie chcąc się kłócić, szczególnie, że Cas był jakiś markotny i chyba wcześniej płakał. Nie chciał go o to męczyć.

Cas ruszył w stronę auta, natomiast Dean został zaciągnięty przez jego rodziców do kuchni. Chuck wyjął kieliszki do wódki i nalał dla siebie i Winchestera. Dean spojrzał na niego zdezorientowany.

- Na zdrowie - powiedział Chuck, unosząc kieliszek do góry. Dean stuknął się z nim kieliszkami i szybko wypili na raz. Winchester się skrzywił.

- Mocne - stwierdził.

- Z Rosji. Dostałem w pracy - odparł mężczyzna. - A teraz zadam ci bardzo ważne pytanie.

- Jakie? - spytał zaniepokojony Winchester.

- Co łączy cię z naszym synem?

Dean przełknął.

- Przyjaźń.

- Tylko przyjaźń? Nic więcej? Bo widzę jak na niego patrzysz i...

Winchester opuścił wzrok.

- Kochanie, daj chłopcu spokój - poprosiła Becky.

- Nie, to w porządku - odparł Dean. - Chciałbym więcej, ale wątpię, abym był dla niego odpowiedni. Poza tym jest za wcześnie, wciąż cierpi po rozstaniu z Jimmym, nawet jeśli tego nie okazuje.

- Znosi to znacznie lepiej dzięki tobie - odparł Chuck.

- I dużo o tobie mówi odkąd wrócił - dodała kobieta.

- Dlatego chcemy cię prosić, abyś go nie odpychał, jeśli wyznałby, że czuje coś do ciebie podczas waszego pobytu we Francji - dokończył Chuck.

Dean zamarł. Nie spodziewał się, że Cas naprawdę mógłby coś do niego czuć. Czyżby powiedział coś swoim rodzicom? Może po prostu bał się wykonać pierwszy krok?

- Nie skrzywdzę go. Mogą być państwo tego pewni.

Chuck spojrzał na niego z szacunkiem.

- Dbaj tam o niego. Wiem, że umiesz to robić, bo byliście miesiąc w jednym pokoju, ale mam obowiązek o to prosić, jako ojciec.

- Będę dbał - zapewnił Dean, któremu Becky właśnie podała makaron. - Bardzo pani dziękuję - powiedział z uśmiechem, po czym zabrał się do jedzenia.


Mieli spać razem w pokoju Casa. Na jednym łóżku. To było duże łóżko, ale Dean bał się, że rano będzie niezręcznie, jeśli jego mały przyjaciel nie zechce z nim współpracować. Cóż, musiał przecierpieć.

O trzeciej obudził go płacz. 

- Cas? - spytał zaspany, z troską w głosie. 

Novak nie zareagował, szlochając w poduszkę.

- Cas? - spytał Dean, nieco głośniej, ale chłopak nadal nie zareagował. 

Wreszcie Winchester przyciągnął go do siebie, obejmując go mocno i gładząc po plecach.

- Shhhhhh, już dobrze. Jestem tu, Cas. 

Cas zaczął łkać w koszulkę Deana i wtulił się mocniej w jego tors. Winchester postanowił po prostu dać mu czas, którego ten najwidoczniej potrzebował. Nie chciał na siłę wyciągać z niego, o co chodzi. 

- Już dobrze - powtarzał co chwila. - Jestem tu. 

- Nie chcę się z nim jutro widzieć - wydukał cicho Cas.

- Z Jimmym? - domyślił się Dean, a Novak przytaknął.

- Po tym jak do ciebie zadzwoniłem, byłem na treningu. Spotkałem Andrew. Powiedział, że Amelia jest z  nim w ciąży i biorą ślub. Zakłada z nią rodzinę, a dopiero co planowaliśmy to wspólnie - mówił przez płacz. 

- Co za dupek... serio obiję mu ryj.

- Dean, ona jest w piątym tygodniu - dodał przez łzy. - On zerwał ze mną dwa tygodnie temu. 

- Chwila. Zdradził cię?!

Cas przytaknął słabo.

- Musiał to zrobić jeszcze przed Sylwestrem. Kiedy przyjechał do Santa Barbara... on... udawał, że wciąż mnie kocha... a przyjechał po tym jak z nią spał - głos znowu mu się łamał. - A potem kłamał... kłamał, że to przez Balthazara i dlatego, że się boi... Gdyby nie ty, zerwałbym kontrakt i porzucił dla niego sport. Wróciłbym tu z niczym, wszytko tracąc. Wyszedłbym na kretyna...

- Najważniejsze, że tego nie zrobiłeś - powiedział Dean, muskając go w głowę, nawet nie wiedząc, czemu to zrobił. To był odruch.

- Jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego mogłem mieć - wyznał Cas. - Kocham cię... - kiedy zorientował się, co powiedział, dodał szybko -  jak brata, Dean. Dziękuję za wszystko, co robisz.

Kocham cię jak brata - auć, zabolało. Mógł nie dodawać tych dwóch kolejnych słów.

- Nie dziękuj, Cas - powiedział łagodnie Dean. - Od tego są przyjaciele. Możesz na mnie liczyć.

- Wiem. Ty na mnie też.

- Wiem to, Cas.

- Możemy tak spać? - zmienił temat Novak. - Uspokajam się w twoich ramionach.

- Na łyżeczkę nie będzie wygodniej? - zaproponował, po czym wymierzył sobie mentalną piątkę krzesłem w ten pusty łeb. 

- Chyba będzie - przyznał Cas, przekręcając się.

Dean zaklął w myślach, ale było za późno na odwrót. Objął Casa, wiedząc, że rano może być naprawdę niezręcznie.

N/A

Myślę, że kolejny rozdział będzie przed 1:00, najpóźniej przed 2:00. Jutro (licząc tak od godzin porannych, tego rozdziału w środku nocy nie liczcie) przewiduję 3 rozdziały.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro