20. Urodziny
Stojąc na podium Cas przypomniał sobie o jednej ważnej rzeczy - o dzisiejszej dacie. Był dwudziesty czwarty stycznie, a to oznaczało nie tylko zakończenie wyścigu, ale również jeszcze jedną, o wiele ważniejszą rzecz - urodziny Deana.
Novak dostał na podium tęczową małpkę. Zazwyczaj zwycięzcy dostawali jedynie kwiaty, ale ze względu na młody wiek Casa, organizatorzy zdecydowali się na dodatkowy prezent dla zwycięzcy. Cas uznał, że sama piersiówka, którą kupił Deanowi jeszcze przed wyjazdem na zgrupowanie i whisky, którą wczoraj kupił w pobliskim sklepie, to za mało, więc postanowił, że małpka zostanie dodatkowym prezentem dla Winchestera.
Kiedy więc reszta drużyny pojechała na lotnisko z zawodników zostali już tylko Cas, Dean i Adam. Novak przysiadł się obok Deana w autobusie i z uśmiechem podał mu pluszaka i piersiówkę, do których dorzucił jeszcze jedną z koszulek lidera.
- Wszystkiego najlepszego - powiedział z uśmiechem.
Dean przez chwilę wpatrywał się w chłopaka zdezorientowany. Kompletnie zapomniał o swoich urodzinach... i nagle zrobiło mu się głupio, że nic nie dał Casowi na jego urodziny nieco ponad trzy tygodnie temu.
Winchester uśmiechnął się lekko i przytulił chłopaka.
- Jesteś pierwszym, który składa mi dziś życzenia - powiedział nieco smutno Dean. - Dziękuję, Cas.
- Charlie nie składała jeszcze życzeń?
Dean pokręcił głową.
- Mogła zapomnieć, wiesz ile ma teraz spraw...
- Może planuje coś na wieczór?
- To by było w jej stylu, ale wątpię - odparł Dean. - Ostatnio jest zarobiona, więc mogła zapomnieć. Tęskni za Jo... Dzisiaj gadała z nią do trzeciej, teraz pewnie odsypia.
- Poczekajmy jeszcze.
Dean wzruszył ramionami.
- Jedziemy tym autobusem bezpośrednio do San Jose. Dojedziemy tam pewnie koło czwartej, może piątek rano. Szczerze wątpię.
Cas westchnął i opadł na fotel koło Deana. Jako jedyni siedzieli razem - wszyscy pozostali siedzieli pojedynczo. Autobus był duży, a ich została siódemka, więc każdy mógł siedzieć sam, aby po prostu odpocząć.
- Jeszcze jeden prezent - powiedział Cas, uśmiechając się do Deana, który spojrzał na Novaka zainteresowany.
- Jaki?
- W Argentynie sprzedają alkohol od osiemnastego roku życia - odparł, wyjmując z plecaka whisky.
Dean wyszczerzył się, widząc alkohol, po czym spojrzał rozbawiony na Casa, który wyciągnął jeszcze dwa plastikowe kieliszki.
- Wiesz jak się skończyło kiedy piłem ostatnio...
- Byłeś całkiem uroczy - odparł Cas. - Dawaj, to twoje urodziny.
Winchester wywrócił demonstracyjnie oczami.
- Ale jak się upiję, to ty mnie ogarniasz.
- Stoi - odparł z uśmiechem Novak, łapiąc kieliszki. - A teraz rozlewaj.
Bicycle bicycle bicycle**
I want to ride my bicycle bicycle bicycle
I want to ride my bicycle
I want to ride my bike
I want to ride my bicycle
I want to ride it where I like...
Pijacki śpiew niosący się na cały autobus - to właśnie spotkało całą resztę podróżujących klubowym autobusem na autostradzie w stronę Santiago w piątą godzinę podróży, kiedy większość już przysypiała.
Cas i Dean świetnie się za to bawili, drąc gardła do piosenki, nie zwracając uwagi, że ani trochę nie umieją śpiewać i że nie są sami.
- Co do cholery...? - zaczął lekko przymulony, wybudzony przez śpiew ze słodkiego snu Crowley.
You say black I say white
You say bark I say bite
You say shark I say hey man
Jaws was never my scene
And I don't like Star Wars
You say Rolls I say Royce
You say God give me a choice
You say Lord I say Christ
I don't believe in Peter Pan
Frankenstein or Superman
All I wanna do is
- Pójdę do nich - zaproponował Benny.
- Ja to zrobię - zaprotestował Crowley.
Bicycle races are coming your way
So forget all your duties oh yeah!
Fat bottomed gi...boys - zmienili ostatnie słowo tego wersu, patrząc po sobie z uśmiechem.
They'll be riding today
So look out for those beauties oh yeah
On your marks get set go...
- Czołem, wodzu! - krzyknął Dean, widząc Crowleya. - Śpiewaj z nami.
Bicycle race bicycle race bicy...
- ZAMKNĄĆ RYJE! - wrzasnął Crowley. - Albo zostawimy jednego i drugiego na środku autostrady.
Obaj momentalnie ucichli.
- I tak ma być - stwierdził Crowley, po czym wrócił na swoje miejsce na przedzie autobusu.
Spokój trwał jednak kilka minut... A przynajmniej tego chciałby Crowley. W zamian dostał spokój, który trwał znacznie krócej, bo niespełna dwie.
Ain't no cure for love ***
Ain't no cure for love
There ain't no cure for love
Ain't no cure... - rozniosło się w autobusie.
Wszyscy zaczęli się śmiać, orientując się już, że Cas i Dean najpewniej pili. Wszyscy oprócz Crowleya.
- Na litość czeluści piekielnej! - warknął na cały autobus.
- Uciekamy - stwierdził Cas, po czym razem z Deanem zaczęli biegać po autobusie, przeskakując nad siedzeniami, byleby uciec przed wściekłym Crowleyem, który po dwóch minutach ganiania za tym duetem, postanowił odpuścić i wrócić na swoje miejsce, ale wtedy zauważył pustą butelkę po whisky.
- Poważnie?!
Cas i Dean stanęli grzecznie naprzeciwko Crowleya, nieco zmęczeni skakaniem po autobusie.
- Dean ma urodziny - zauważył Cas. - Mogliśmy chyba w ramach wyjątku...?
- Na litość boską... róbcie co chcecie, tylko nie rozbijcie autobusu. Kierowca jest nietykalny.
Obaj zasalutowali, a gdy tylko Crowley się odwrócił i wrócił na swoje miejsce, by wsadzić sobie zatyczki do uszu, Dean wykorzystał okazję, aby przyciągnąć Casa do pocałunku.
Złączył ich wargi i... poczuł jak brunet, chodź nieco niepewnie, odwzajemnia pocałunek. Dean go pogłębił, Cas stał się bardziej pewny w pocałunku i zaczęli walczyć o dominację. Winchesterowi cholernie się to podobało, chociaż na trzeźwo nigdy by tego nie przyznał.
Dean popchnął Casa na najbliższe siedzenia i położył się nad nim, po czym nachylił mu się do ucha.
- Przeleciałbym cię teraz, gdybym mógł - powiedział szeptem, przygryzając mu płatek ucha.
A Cas? Cas poczuł jak robi mu się ciasno w spodniach. Nie rozumiał co się z nim dzieje. Niczego nie rozumiał, niczego nie wiedział. Wiedział jedynie, że w jakiś sposób podnieca go wizja seksu z Deanem.
- Kto cię powstrzymuje?
- Świadkowie - odparł smutno Dean, muskając szyję Casa. - Jesteś taki młody... - znowu pocałował go w szyję - dobry... - znowu - idealny...
Cas poczuł jak przyśpiesza mu oddech. Wplątał dłoń we włosy Deana i zaczął go czochrać.
- Chcę tego tak samo jak ty - wypalił cicho.
- Chcesz, żebym cię przeleciał? - spytał Dean. - Żebym cię rżnął tak mocno, żebyś nie był w stanie krzyczeć niczego innego niż moje imię?
Winchester przygryzł lekko szyję Novaka, a ten drgnął.
- Zrób to - powiedział błagalnie.
Dean pokręcił głową.
- Świadkowie.
- Jebać świadków.
- W hotelu się tobą zajmę, Skarbeńku.
Cas spojrzał na Deana.
- Jestem twoim Skarbeńkiem? - spytał, patrzą mu słodkim spojrzeniem w oczy.
- A chcesz nim być?
Cas skinął głową.
- Chcę.
Dean uśmiechnął się i wtulił swoją głowę w tors Casa.
- Już nigdy cię nie skrzywdzę, obiecuję.
- Wiem - odparł Novak.
- Przepraszam, że byłem wrednym chujkiem.
- Wybaczam.
- Jesteś uroczy i kochany. Jimmy nie miał pojęcia co traci.
- Nie mówmy o tym dupku...
- Lepiej dla mnie, że okazał się dupkiem - odparł Dean, podwijając Casowi koszulkę i muskając jego tors. - Zajmę się tobą, skoro on nie potrafił.
- Czemu mnie krzywdziłeś? - spytał zaciekawiony Cas, wciąż bawiąc się włosami Winchestera.
- Myślałem, że jesteśmy wrogami.
- Nie byliśmy nigdy.
- Teraz wiem - odparł, znowu muskając tors Novaka.
- Czemu nagle się zmieniłeś?
Dean oparł brodę o jego tors i uśmiechnął się łagodnie do Casa.
- Zakochałem się - odparł, kreśląc wzorki na jego torsie.
- W kim?
- W tobie - odparł Winchester, muskając jego usta. - Nienawidziłem cię, aby zaraz potem cię pokochać. Wiesz co to oznacza?
Novak pokręcił głową.
- Że jesteśmy sobie pisani - odparł Dean. - Ty i ja w tajemnicy przed wszystkimi. Ty i ja dbający o siebie zawsze i na zawsze...
- Nadal się będziesz kłócił, że jesteś hetero, któremu się wydaje, że jest bi? - spytała Charlie, która nagle pojawiła się jakby znikąd, rząd przed nimi. - Bo to co właśnie robisz jest nieco gejowskie, nasz jubilacie.
- Bo on jest uroczą kuleczką - zaprotestował Dean. - Spójrz na niego. Każdy by się zakochał i zmienił dla niego orientację.
Charlie zaśmiała się.
- Niezła próba, Dean, ale nie. Byłam lesbijką i wciąż nią jestem. A wy wyglądacie razem cholernie uroczo.
- Prawda? - spytał rozczulony Dean. - On jest stworzony na moje małe bubu.
Charlie zaśmiała się cicho.
- Widzę, że przespałam imprezę... - westchnęła, wskazując na pustą butelkę po whisky.
- Możesz się dołączyć - zaproponował Cas.
- Czy ty, skarbie mój uroczy, proponujesz naszej kochanej przyjaciółce trójkąt? O nie, nie, nie, jesteś tylko mój, nikt inny cię nie tknie.
- I tak mnie dotyka podczas masażu - zauważył Cas. - I nie lubię trójkątów, chcę to zrobić tylko z tobą.
- Powinienem czuć się zazdrosny o mojego małego Skarbeńka?
- Spokojnie, Dean, Cas jest cały twój, jeśli chce - odparła Charlie, kryjąc rozczulenie i rozbawienie. Byli uroczy.
- Chcę - odparł Cas, bawiąc się włosami Dean.
- Okej, nie będę wam przeszkadzała w amorach - stwierdziła. - To dla ciebie - powiedziała, dając Deanowi zegarek z wygrawerowaną Impalą na tarczy. - Wszystkiego najlepszego.
Dean wstał i przytulił ją krótko.
- Jesteś najlepsza.
Cas wywrócił oczami.
- Czuję się zazdrosny...
- Już do ciebie wracam, bubu ty moje.
Charlie stłumiła śmiech. Jeśli będzie potrzebowała gejowskiej słodyczy, będzie ich upijać. To było zbyt urocze, aby było jednorazowe.
- Tylko nie zaświńcie autobusu - poprosiła błagalnie, wracając w stronę swojego miejsca, aby dać im prywatność, której widocznie teraz potrzebowali.
N/A
Chciałam wrzucić zdjęcie małpki, ale Wattpad odmawia ładowania zdjęć.
*dokładniej San Jose de Maipo - miejscowość w Chile, położona 60 km drogi od Santiago.
**Bicycle Race - Queen
***Ain't No Cure For Love - Bon Jovi
Na dzisiaj to tyle, jutro kolejne kilka rozdziałów ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro