Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. Tour de San Luis: Etap 6 i 7

Następnego dnia Dean obudził się z przebłyskami wczorajszego wieczoru.

KURWA!

Poderwał się i z ulgą spostrzegł, że Cas śpi na swoim łóżku - musiał się przenieść, kiedy już zasnął. Deanowi było potwornie głupio. Nie wiedział nawet jak ma teraz rozmawiać z Casem. Cóż... z dwojga złego lepsze, że pocałował go w szyję, a nie w usta.

Novak jeszcze spał, więc Dean sprawdził godzinę. Dochodziła szósta. Westchnął i schował głowę w poduszkę. On dziś nie robi rozruchu... Nikt go z tego nie rozlicza, a on nie miał ochoty.

Próbował zasnąć jeszcze na niemal godzinę i o dziwo mu się to udało. Krótko przed siódmą obudził go budzik Casa. 

Dean jęknął zrezygnowany. Nie chciał wstawać, chciał tu zostać i... o, ta kołdra pachniała Casem... 

CHOLERA, WINCHESTER, JESTEŚ HETERO, DO CHOLERY!

- Śpisz? - spytał Novak, zerkając na łóżko przyjaciela.

- Niestety nie. Mogę tu zostać?

Cas zaśmiał się cicho.

- Crowley by cię zabił.

- Jestem za młody, żeby umierać... - jęknął zrezygnowany Dean, po czym się podniósł. - A tak poważnie... jeśli chodzi o wczorajszy wieczór...

- Byłeś pijany - powiedział spokojnie Cas. - Spokojnie, jest w porządku.

- Nie jesteś zły? - spytał zaskoczony Dean.

- Nie molestowałeś mnie i w sumie to byłeś grzeczny, więc czemu miałbym być?

Winchester uśmiechnął się pod nosem.

- Ale nie jestem już twoim grzecznym chłopcem? 

- Skoro już nie chcesz... - odparł Cas, udając smutnego, po czym obaj wybuchnęli śmiechem.


Etap szósty był ostatnią szansą na jakiekolwiek przetasowania w klasyfikacji generalnej. Dean i Cas czuli się dobrze. Nogi mieli jakby zupełnie świeże, nie odczuwali aż takiego zmęczenia, ale zdawali sobie sprawę, że nie tylko oni byli dobrze zregenerowani na dzisiejszy etap.

Etap szósty był nieco podobny do czwartego. Miał sto dwadzieścia jeden kilometrów, po drodze dwa długie, niezbyt strome pagórki i dłuższy podjazd na koniec etapu.

Plan był podobny jak na etap czwarty - Arthur pracuje na płaskim, Esteban pod górę, a Dean zostaje do pomocy w końcówce. Jack miał odpoczywać przed jutrzejszym etapem.

Tym razem peleton odpuścił ucieczkę - zawodnicy, którzy zabrali się tego dnia w odjazd, nie zagrażali w klasyfikacji generalnej - mieli przynajmniej kilkanaście minut straty w generalce. To pozwalało peletonowi jechać spokojnie aż do ostatniego podjazdu i nie gonić.

Ucieczka zaczęła finałowy podjazd z przewagą blisko dziesięciu minut, co gwarantowało im zwycięstwo etapowe.

Dziewięć minut i dwadzieścia osiem sekund później, podjazd zaczęła grupa zasadnicza, na której czele jechali zawodnicy THC. Tempo dyktował Esteban.

Podjeżdżali dość spokojnie, zresztą nie musieli jechać mocno, bo to inne ekipy miały atakować.

Podjazd miał trzynaście kilometrów - to dużo, więc Esteban nie chciał też przesadzić, aby nie zamęczyć Casa - wciąż nie do końca znali jego organizm i nie wiedzieli, jak wytrzyma dłuższy podjazd po kilku dniach mocnego ściagania. Niby czuł się dobrze, ale nie było co ryzykować.

Esteban zjechał z prowadzenia na siedem kilometrów do mety ze względu na problemy techniczne z rowerem - łańcuch zaczął mu przeskakiwać, co znacząco utrudniało jazdę. Grupa liczyła jeszcze około pięćdziesięciu zawodników i na moment zapanował przestój, bo nie było chętnego, aby dyktować tempo - Dean jechał bardzo powoli. Celowo. Chciał sprowokować inne drużyny do pracy.

W końcu na czoło wyszli zawodnicy drużyny Binal, zaczynając dyktować mocniejsze tempo.

Dean zjechał na siódmą pozycję, a za nim, na ósmej pozycji, jechał Cas.

Grupa zaczęła się rwać. Pięć kilometrów do mety została niewielka grupa czternastu zawodników. W tym samym momencie zaatakował Yates*, a tuż za nim ruszył Dean z Casem. Na kole Novaka znalazł się Nibali*, za nim Landa*, Kwiatkowski*, Chaves*, Quintana*, Valverde*, Formolo* i Zakarin*.

Zostali w jedenastkę, po czym znowu pojawił się przestój, bo Yates zwolnił widząc, że jego atak nic nie dał. To wykorzystał Nibali*, którego atak wykruszył grupę o Kwiatkowskiego*, Formolo* i Valverde*.

Po ataku Nibalego*, na czoło wyszedł Dean, aby narzucić bardzo mocne tempo, z którego nikomu nie przyjdzie do głowy atakować.

Podziałało, tylko dwa kilometry później Winchester opadł z sił, zostawiając Casa samego jeszcze z pięcioma rywalami.

Grupa znowu zwolniła. Zostały nieco ponad dwa kilometry do mety, sami faworyci do wygranej tego wyścigu.

Zawodnicy zaczęli oglądać się po sobie. Ponownie zaatakował Yates*, za nim Cas, za Casem Nibali*, za Nibalim* Quintana*, a za Quintaną* Chaves*. Został Zakarin* - trzeci kolarz klasyfikacji generalnej. 

To sprawiło, że od razu po ataku Yatesa*, zaatakował Quintana* i wtedy Cas poczuł, że już nie daje rady - brakowało mu dynamiki, bez której nie dało się przetrwać tylu ataków. Próbując usilnie trzymać się z pozostałymi kolarzami, stracił bardzo dużo energii.

Cas został razem z Yatesem*, a pozostała czwórka odjechała. Po chwili odskoczył od niego również Yates*, zostawiając Novaka samego. Czołówka zaczęła jechać tak mocno, jak tylko mogli, byleby tylko nadrobić jak najwięcej nad tym młodym chłopakiem - najwięcej interesu miał w tym wszystkim Quintana.*.

Dla Casa zaczęła się walka o przetrwanie. Z każdym metrem tracił dystans, nie był w stanie złapać odpowiedniego rytmu i tylko fakt, że do mety został kilometr, jakoś podnosił jego morale przed kompletną rezygnacją. Kiedy jednak wyprzedził go również Zakarin*, miał ochotę się rozpłakać i zsiąść z roweru.

- Trzydzieści siedem sekund - usłyszał w słuchawce głos Crowleya. - Dasz radę, dzieciaku. Staraj się trzymać kadencję w rytm tej piosenki, dobrze?

Nagle Cas usłyszał w słuchawkach Highway To Hell. Uśmiechnąłby się, gdyby nie to, jak bardzo cierpiał. Starał się trzymać równy rytm. Muzyka bardzo mu w tym pomagała, nawet jeśli sygnał był nieco przerywany.

Novak ukończył etap na trzynastym miejscu. Do Polanca*, który wygrał etap, stracił pięć minut i czterdzieści dziewięć sekund. Do Quintany* stracił minutę i trzy sekundy. Do Zakarina* piętnaście sekund. Ale straty nie miały teraz znaczenia, bo były zbyt małe, aby Cas przegrał wyścig - obronił koszulkę lidera i to było teraz najważniejsze.

Następnego dnia odbył się ostatni etap, liczący sto dwadzieścia pięć kilometrów. Zawierał trzy drobne pagórki, które były jednak zbyt łatwe, aby zrobić selekcję, co sprawiło, że do mety, zgodnie z przewidywaniami, dojechał cały peleton. Tym razem Jack stanął na wysokości zadania i wygrał etap. To dawało drużynie THC trzy zwycięstwa etapowe i zwycięstwo w całym wyścigu. Dość dobry początek sezonu. Crowley już z niecierpliwością czekał na kolejne starty.

N/A

A w następnym rozdziale... urodziny Deana!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro