17. Tour de San Luis: Etap 5
Słowniczek:
Lemondka - najprościej mówiąc: dwa metalowe "patyki", które przykręca się do kierownicy na etapy jazdy indywidualnej na czas (podczas startu wspólnego są zabronione ze względów bezpieczeństwa - cięższy dostęp do hamulców), co pomaga w utrzymaniu pozycji aerodynamicznej. Lemondki są częściej używane w triathlonie niż w kolarstwie, jednak w kolarstwie też występują - np. na górskich czasówkach z płaskimi fragmentami trasy czy właśnie na Tour de San Luis, gdzie ekipom nie opłaca się finansowo sprowadzać rowerów czasowych, wiec jeżdżą na zwykłych rowerach.
Lemondka wygląda tak:
*******
Po wczorajszym etapie morale w drużynie były dobre, chociaż Cas nie do końca czuł, że tak powinno być. Nie lubił zyskiwać na nieszczęściu innych. Crowley musiał wiedzieć, co się stało - dlaczego im tego nie powiedział? Poczekaliby na resztę, nie byłoby takiego niesmaku, który jednak pozostał.
Etap piąty to jazda indywidualna na czas. Tradycyjnie już na tym wyścigu, zawodnicy nie jechali na rowerach czasowych, lecz na zwykłych, ewentualnie z lemondkami.
Dystans do pokonania wynosił siedemnaście kilometrów i czterysta metrów. Był raczej płaski, co oznaczało piekielnie szybką jazdę od startu do mety.
Dean, który dzień wcześniej, jakby nieco odżył, dzisiaj znowu cierpiał. Startował jako dziewiąty od końca. Do tej pory najlepszy na mecie był Kanadyjczyk Houle* z czasem dwudziestu minut i szesnastu sekund, co dawało średnią nieco ponad pięćdziesiąt jeden kilometrów na godzinę.
Dean za wszelką cenę chciał pobić ten rezultat, ignorując fakt, że jest osłabiony i zmęczony. Zaczął mocno - przez pierwsze sześć kilometrów nie schodził poniżej pięćdziesięciu czterech kilometrów na godzinę, jednak po szóstym kilometrze zaczął mieć kryzys i z kilometra na kilometr jechał coraz wolniej. Kiedy wyprzedził go zawodnik, startujący dwie minuty za nim, Dean za wszelką cenę starał się trzymać dystans na maksymalnie kilkanaście metrów. Podziałało, ale na bardzo krótko - może na kilometr, bo potem Dean totalnie opadł z sił, mocno cierpiąc ze zmęczenia i modląc się o metę. Dojechał z czasem dwudziestu dwóch minut i czterdziestu siedmiu sekund. Średnia: niespełna czterdzieści sześć kilometrów na godzinę. Miejsce gdzieś w drugiej połowie stawki. Był na siebie wściekły. Zmęczony i wściekły.
Cas ruszył na trasę w momencie, kiedy Deanowi pozostały jeszcze dwa kilometry do mety.
W przeciwieństwie do starszego kolegi, Cas postanowił zacząć spokojnie. Miał sporo przewagi w klasyfikacji generalnej i wiedział, że Quintana* nie jest najlepszym czasowcem. Trzeci w generalce Zakarin* może i był nieco lepszy w tej dziecinie, ale w klasyfikacji generalnej tracił do Casa prawie cztery minuty. To nie była różnica, którą Novak mógłby dzisiaj stracić.
Pierwsze kilometry przejechał nieco poniżej pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Utrzymanie tego tempa gwarantowało mu stratę mniejszą niż minutę do prowadzącego obecnie Maloriego*, który wyprzedził Houle'a i lepszego od Kanadyjczyka o sekundę Kwiatkowskiego*. Co za tym idzie - gwarantowało mu utrzymanie koszuli. Szczególnie, że zaczął bardzo porównywalnie do Quintany.
W drugiej połowie dystansu, Cas zaczął nieco przyśpieszać, starając się jechać w okolicach pięćdziesięciu dwóch - pięćdziesięciu trzech kilometrów na godzinę. Nogi piekły go niemiłosiernie, oddech miał szybki ze zmęczenia, pulsometr pokazywał ilość uderzeń serca przekraczającą sto dziewięćdziesiąt na minutę, ale on jechał dalej, nie zwalniał. Czuł jak kwas mlekowy uderza mu do mięśni, wiedział, że będzie cierpiał po przejechaniu tego etapu, ale uparcie trzymał rytm i nie zwalniał.
Ta determinacja zapewniła Casowi czas dwudziestu minut i czterdziestu jeden sekund, zapewniając mu dziewiąte miejsce. Średnia nieco ponad pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Było dobrze. Nawet bardzo dobrze, bo Quintana* pojechał o dziesięć sekund słabiej. Co prawda Zakarin* wyprzedził Casa o dwie sekundy, ale nie zmieniało to faktu, że Novak umocnił się na pozycji lidera. Zadanie wykonane.
I nawet kiedy spadł z roweru tuż za metą i Charlie musiała do niego podbiec, aby pomóc mu wstać, Cas, mimo totalnego wycieńczenia, po prostu się uśmiechał. Był dumny z tego, czego dziś dokonał. Pokazał wszystkim, że nie zdobył tej koszulki przypadkiem - udowodnił, że będzie groźny w tym sezonie. Mało to - pokazał Jimmy'emu, że go nie złamał, że świetnie radzi sobie bez niego. Cieszył się, że tak to się ułożyło. Był wdzięczny Deanowi za to, jak mu pomógł w uporaniu się z rozstaniem.
Winchester chciał zostać na dekorację Casa, ale ledwie trzymał się na nogach, więc Benny i Crowley siłą zaciągnęli go do autobusu, aby po prostu odpoczął.
- Jutro góry, musisz odpoczywać - powiedział Benny.
- Ktoś powinien być przy nim - wymamrotał Dean, nie bardzo chyba kontaktując, co mówi. - Jest jak taki szczeniaczek, który trzeba się opiekować, jak miś, którego chce się schować do kieszeni i zabrać ze sobą...
- Za jakie grzechy... - jęknął Crowley.
Cóż, przynajmniej jego plan zadziałał, bo wyglądało na to, że Dean polubił Casa. Zawsze jakiś plus.
Na dekorację została za to Charlie, aby poprowadzić Casa do autobusu. Novak zszedł ze sceny ubrany w kolejną, nową, koszulkę lidera i spojrzał na przyjaciółkę nieco zdezorientowany.
- Gdzie Dean?
- Chciał zostać, ale wyglądał jak trup, więc zawlekli go siłą do autobus - streściła Charlie.
Cas skinął głową.
- Słabo mu dziś poszło - powiedział ze smutkiem. Było mu szkoda Deana, bo wiedział, że Winchester chciał wypaść dziś dobrze i pokazać, że wciąż się liczy.
- Przesadził na początku - wyjaśniła Charlie. - Za bardzo chciał dzisiaj dobrze pojechać, to często się tak kończy.
- Dużo stracił?
- Prawie trzy minuty, do ciebie dwie. Spadł na trzynaste miejsce w klasyfikacji generalnej i raczej nie ma szans, aby znowu wskoczył do dziesiątki.
Cas westchnął. Naprawdę było mu szkoda tego chłopaka, szczególnie, że naprawdę go polubił po tym, jak wszystko sobie wyjaśnili i zaczęli się dogadywać.
- Będzie załamany - zauważył.
- Prawdopodobnie - odparła Charlie.
- Jeśli znowu nie zaśnie od razu po powrocie to się nim zajmę - zadeklarował Cas. - Pomógł mi wczoraj, chcę się odwdzięczyć.
Dziewczyna chwyciła Novaka za ramię, a ten spojrzał na nią pytająco.
- Jesteś dobrym chłopakiem, Cas - powiedziała, patrząc mu w oczy. - I najlepszym przyjacielem, jakiego Dean mógł tu spotkać.
Chłopak uśmiechnął się lekko.
- Nie chcę tego zepsuć.
- Nie zepsujesz - zapewniła go. - Bardziej boję się, że Dean coś zepsuje. Czasem, kiedy zaczyna być z kimś blisko, zaczyna panikować. Odsuwać się, odpychać tę osobę i grać dupka. Boi się angażować w nowe znajomości. Musisz być na to przygotowany.
Novak skinął głową.
- Będę i mu pomogę - zadeklarował. - Dzięki niemu nie jestem teraz załamany. Jestem mu to winien.
N/A
Krótki rozdział, ale więcej nie dam dziś rady - dzień spotkań towarzyskich, wybaczcie. Jutro za to powinny się pojawić 3-4 rozdziały.
*nazwiska realne, wyniki pochodzą z 5 etapu wyścigu z 2015 roku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro