15. Tour de San Luis: Etap 3
Następnego dnia rano Castiel czuł się lepiej niż kiedykolwiek, jeśli chodzi o pewność siebie w sporcie. Pierwszy wyścig w elicie i już odnotował pierwsze zawodowe zwycięstwo, miał koszulkę lidera. To było coś niesamowitego, w co ciagle ciężko było mu uwierzyć.
Wczoraj przyjechał na metę przed takimi kolarzami jak Pinout*, Quintana*, Landa* czy Nibali*. Przyjechał trzydzieści siedem sekund przed zawodnikami, którzy co roku walczyli o zwycięstwa w wielkich tourach. Przyjechał na metę przed kolarzami, którzy rywalizowali w Tour de France i nawet go wygrywali. To było jak spełnienie marzeń, a przynajmniej ich części.
Zaskoczyło go to, co zrobił Dean. Winchester przyjechał tu z ambicjami, miał być liderem. Dodatkowo miał być dla Casa kimś w rodzaju nauczyciela na jego pierwszym wyścigu. To Cas miał pomagać Deanowi, a tymczasem Winchester zaskoczył wszystkich, wychodząc na czoło grupy u podnóża podjazdu i pracując na Casa. Zaskoczył nawet samego Casa, który przecież przyjechał tu w roli pomocnika, nie lidera.
Kiedy Dean zapytał go wczoraj jak się czuje, był pewien, że pyta o to, ile da radę pracować, aby przygotować swój atak. Kiedy Dean powiedział mu, aby to on atakował w końcówce, początkowo pomyślał, że to żart. Ale to nie był żart. Gdy Winchester wyszedł na czoło grupy i zaczął pracować na jego konto, czuł się nieco dziwnie. Miał wrażenie, że to swego rodzaju przeprosiny Deana. Widział zmianę u Winchestera i zdecydowanie wolał go w tej wersji. Miał wrażenie, że jeśli nic się nie zmieni to będą dobrymi przyjaciółmi.
Przypinając numer do koszulki lidera nie potrafił jednak nie myśleć o Jimmym. Zastanawiał się czy słyszał o jego zwycięstwie. Czy jest dumny?
Kiedy Dean krotko po śniadaniu poszedł do Meg, bo wciąż słabo się czuł, Cas postanowił zadzwonić do swojego byłego chłopaka.
Jimmy odebrał dopiero po kilkunastu sygnałach. Późno, ale w sumie w Pontiac dochodziła dopiero siódma, więc pewnie zadzwonił krótko przed budzikiem budzącym chłopaka do szkoły.
- Hej. Stało się coś? - spytał zaspany.
Cas przygryzł wargę i poczuł dziwną pustkę. Tęsknił za nim. Tęsknił za tym głosem. Nie wiedział co powiedzieć. Głos utknął mu w gardle.
- Cas?
- Tęsknie za tobą - wypalił, a w odpowiedzi usłyszał jedynie westchnienie.
- Jeśli dzwonisz tylko po to, aby przekonać mnie do zmiany zdania...
- Dzisiaj trzeci etap - szybko zmienił temat, bojąc się, że Jimmy się rozłączy. Nie chciał, aby się rozłączał.
- Oh... - chłopak wydawał się nieco zaskoczony. - Jak wam idzie? Dean ma koszulkę?
Cas miał wrażenie jakby coś ukłuło go w serce i to naprawdę głęboko.
- Zapomniałeś, prawda? - spytał słyszalnie rozczarowany i zraniony.
- Cas... to nie tak. Po prostu szkoła, wszystko...
- Wygrałem wczoraj - powiedział z bólem w głosie.
- Naprawdę? - Jimmy był widocznie zaskoczony. - To... to naprawdę świetna wiadomość. To...
- Dowód na to, że masz rację mówiąc, że nie powinnismy być razem - powiedział cicho Cas, chociaż przyznanie tego bolało. Cholernie mocno bolało. - Nie będę o ciebie walczył po powrocie. Ale proszę, nie chcę cię stracić jeszcze jako przyjaciela, a odsuwasz się i to boli i...
- Cas - przerwał mu Jimmy. - Nie jestem w stanie zadeklarować ci przyjaźni.
Cas zamarł. Co do cholery?! Przecież dopiero co obiecywał przyjaźń. To już nie było zranione serce, to było roztrzaskane serce.
- Czemu? - zapytał, powstrzymując łzy. Mógł wiedzieć, że to koniec, że nie ma sensu walczyć, ale to nie zmieniało tego, że wciąż go kochał i nie chciał go definitywnie stracić.
Jimmy odpowiedział dopiero po kilkunastu sekundach ciszy.
- Doszło do czegoś miedzy mną i Amelią. Jest o ciebie zazdrosna.
I w tym momencie jakiekolwiek powstrzymywanie łez przestało być skuteczne. Serce Casa ostatecznie pękło.
- Cierpiałem po zerwaniu - kontynuował Jimmy. - Nie odzywałeś się, miałem wrażenie, że mnie nienawidzisz...
- Nie jestem taki. Nie nienawidzę cię - powiedział przez łzy.
- Nie było cię, skąd miałem wiedzieć?!
- Powinieneś mnie znać po tylu latach!
- Cas...
- Nie chcę cię więcej widzieć - powiedział ostro i się rozłączył.
Przekręcił się na brzuch i zaczął wrzeszczeć i płakać w poduszkę. Chciał mieć nadzieję, że po powrocie porozmawiają z Jimmym i chłopak jednak zmieni zdanie. Mylił się. Tak potwornie się mylił... Czuł się jak skończony idiota.
Nie zorientował się, że Jimmy wydzwaniał raz po raz. Nie zorientował się nawet, że Dean zdążył już wrócić do pokoju. Nie, dopóki nie usłyszał głosu Winchestera.
- Słuchaj, Jimmy - zaczął ostro Dean. - Nie wiem co mu zrobiłeś, ale Cas teraz płacze, więc domyślam się, że to przez ciebie. Przyrzekam ci, że skrzywdziłeś go po raz ostatni. A jeśli w przyszłości dowiem się, że odjebałeś coś jeszcze, to przysięgam, że cię kurwa znajdę i zapierdolę tak, że rodzona matka cię kurwa nie pozna, cholerny sukinsynu!
Winchester przerwał połączenie, a Cas spojrzał na niego zszokowany.
- Co ty zrobiłeś? - spytał zdezorientowany.
- Wróciłem do pokoju, ty płakałeś, telefon ci dzwonił. Zobaczyłem, że to Jimmy, więc pomyślałem, że dam ci go do telefonu, bo może ci pomoże czy coś, ale on zaczął przepraszać, więc domyśliłem się, że to przez niego płaczesz i nie wytrzymałem.
- Od kiedy ci zależy?
- Od kiedy uważam się za twojego przyjaciela - odparł Dean, siadając na rogu łóżka, obok Casa. - Co odjebał?
- On... on... ma dziewczynę - wypalił Cas i nie wiedząc czemu, wtulił się w tors Winchestera, całkowicie się rozklejając.
Dean zamarł na te słowa i objął go mocno, gładząc uspokajająco po plecach.
- Dopilnuję, żeby więcej cię nie skrzywdził - powiedział Dean.
- Dean, zaraz po Chile wracam na miesiąc do szkoły...
- Nie musisz wracać - odparł Winchester. - Jedź ze mną do Nicei. Weźmiesz tylko swoje rzeczy i dwa dni po powrocie do Stanów możemy lecieć do Francji.
- A szkoła?
- Załatwię ci nauczanie indywidualne na te cztery miesiące, dobrze?
Cas wtulił się w niego mocniej i nie chciał go puszczać. Dean wydawał się dla niego swoistym ratunkiem. Nie wiedział co kierowało Winchesterem, czemu się zmienił i nagle się o niego troszczył, ale podobała mu się ta wersja Deana.
Po kilku minutach do pokoju, bez pukania, weszła Charlie.
- Chłopaki, musimy... oh.
Dean spojrzał na przyjaciółkę.
- Kilka minut, Charls - poprosił.
- Crowley powiedział, że odjazd za piętnaście minut. Dacie radę?
- Nie... - zaczął Dean.
- Tak - przerwał mu Cas, ocierając łzy.
- Okej - odparła Charlie. - Jakbyście się spóźnili to wcisnę Crowleyowi jakiś kit.
- Dzięki, Charls - powiedział z lekkim uśmiechem Dean.
- Nie ma sprawy - odpowiedziała i zostawiła ich samych, aby nie przeszkadzać.
- Zbierajmy się - powiedział Cas.
Dean zmarszczył brwi.
- Jesteś pewien? - spytał zaskoczony i zmartwiony.
- Miałeś rację tydzień temu - stwierdził. - Nie mogę się przez niego załamywać. To zwykły dupek.
Dean uśmiechnął się lekko. Był dumny z tego chłopaka. Cholernie dumny.
Trzeci etap był podobny do pierwszego. Stosunkowo płaski i ze sprinterską końcówką, na której miał walczyć Jack. To sprawiało, że kandydaci do klasyfikacji generalnej mogli dzisiaj odpocząć przed kolejnym, górskim już etapem.
Dean wciąż był osłabiony, więc jechał spokojnie w środku peletonu, asekurując Casa. Arthur i Esteban pracowali na czele grupy, kontrolując ucieczkę obok największych drużyn jadących w wyścigu.
Cas czuł na sobie wzrok wszystkich. Osiemnastolatek w koszulce lidera zawodowego wyścigu - brzmiało conajmniej dziwnie. Novak zdawał sobie sprawę, że reszta faworytów tylko czeka, aż nie da rady. Zupełnie jakby byli pewni, że brak doświadczenia sprawi, że się przeliczy i na jednym z etapów po prostu spłynie, tracąc przynajmniej kilka minut. Cóż, na pewno nie na tym etapie. I Cas chciał wierzyć, że na żadnym kolejnym. Chciał zabrać koszulkę do domu.
Cas i Dean przyjechali w drugiej dziesiątce, tym samym Novak obronił koszulkę lidera. Jack znów nie pojechał na finiszu tak, jakby tego chciał, ale zrobił drobny progres w stosunku do poprzedniego etapu sprinterskiego i dziś był drugi.
Cas po raz kolejny musiał iść na kontrolę antydopingową, a następnie na dekorację. Reszta drużyny ruszyła w stronę autobusu. Wyjątkiem był Dean, który został z Casem na dekorację i wrócił z nim dopiero po zakończeniu ceremonii, trzymając dłoń na jego plecach i żartując, aby poprawić chłopakowi humor. Novak musiał przyznać, że działało - znowu szczerze się uśmiechał.
Chciał zapomnieć o kiepskich początkach ich znajomosci i cieszyć się tym, co miał teraz. A mial czym się cieszyć, bo zdecydowanie zyskał nowego przyjaciela. Być może najlepszego, jakiego kiedykolwiek miał.
N/A
Tak, wiem - Jimmy to chujek...
Możliwe, że dziś pojawi się jeszcze jeden rozdział, ale jeśli nic nie będzie do 23:30, to już raczej nic nie wrzucę, bo będę spać.
*-miały być zmieniane nazwiska, ale uznałam, że za dużo kombinacji, a że niewiele ma to do fabuły to podałam prawdziwe nazwiska zawodowych kolarzy. Prawdziwe nazwiska będą oznaczane gwiazdką.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro