131. Polegle marzenia?
Przed Tour de France Dean wierzył, że da radę wygrać i Tour de France i Igrzyska Olimpijskie. Właściwie po założeniu żółtej koszulki na paryskich Polach Elizejskich nadal w to wierzył. Ale jego wiara i marzenia skończyły się o godzinie drugiej rano w dniu powrotu do domu po Tourze.
Casa obudził krzyk połączony z płaczem. Kiedy zapalił światło, zobaczył Deana zwijającego się z bólu.
- Dean?! - spytał przestraszony, ale Winchester nie był w stanie normalnie odpowiedzieć.
- Ręka - powiedział po chwili przez zaciśnięte zęby.
- Jedziemy do szpitala - postanowił. Ubrał się, pomógł Deanowi nałożyć pierwsze lepsze ubrania i zaprowadził go do Impali, w GPS znajdując drogę do najbliższego szpitala.
Dawno nie prowadził, ale na szczęście tego nie się zapomina - wciąż pamiętał gdzie jest gaz, gdzie hamulec... Mimo stresu dał radę. Bezpiecznie dowiózł ich do szpitala, po czym pół godziny czekali, aż lekarze przejmą Deana.
Winchester dostał domięśniowo lek przeciwbólowy i skierowanie na rentgen. Dean stwierdził, że musi wiedzieć, co się dzieje i spytał technika, który wykonywał mu zdjęcie, co ten widzi na obrazie, gdy tylko zostało ono zrobione. Nie był to zbyt optymistyczny widok.
- Nie jestem lekarzem, ale trzeba będzie łamać kość... albo piłować - Dean skinął głową i ruszył w stronę gabinetu lekarza. Doskonsle zdawał sobie sprawę, że pora zadzwonić do Benny'ego i oficjalnie potwierdzić rezygnację z Igrzysk.
- Wiesz już coś? - spytał Cas, gdy jego partner opuścił gabinet rentgenowski.
Dean skrzywił się.
- Kość oblała śrubę. Trzeba będzie operować.
- I masz tą swoją upartość... - wymamrotał Castiel. Był wściekły na Deana za jego lekkomyślność. Mógł wycofać się z Touru po upadku, a dziś pewnie wszystko byłoby już dobrze i powoli wracałby do normalnych treningów.
Winchester jednak uznał, że nie ma czym się stresować. Uśmiechnął się lekko w odpowiedzi.
- Ale Tour wygrałem - odparł.
- Na końskich dawkach leku przeciwbólowego.
- Ale wygrałem - powtórzył. - Było warto.
Castiel wywrócił oczami. Czasami faktycznie miał go dość. Ale może to i dobry znak? Wbrew pozorom lubił to, że czasem był zirytowany - wtedy czuł, że to między nimi wciąż istnieje i nie jest z przyzwyczajenia. Paradoksalnie kłótnie też uważał za dobry znak, bo pokazywały, że obu stronom wciąż zależy.
Lekarz zdecydował o położeniu Deana na oddziale oraz na operację, gdyż kostnina była bardzo blisko tętnicy i istniało ryzyko, że jeśli powiększy się jeszcze trochę, przetnie ją. No i musieli jakoś wyjąć śrubę, która zaginęła pod zrastającą się kością.
Winchester wypełnił dokument o przyjęciu na oddział i zgodzie na hospotalizację, wpisując Casa jako osobę upoważnioną do otrzymywania informacji przez lekarza.
- Jakiś krewny? - spytał lekarz, a Dean wywrócił oczami.
- Partner.
- Oficjalnie?
- Tak. Zawarliśmy związek partnerski.
Lekarz zmarszczył brwi. Spojrzał na nazwisko na kartce, potem na Winchestera, znowu na nazwisko na kartce.
- To pan jest tym kolarzem - powiedział, jakby było mu nieco głupio, że wcześniej się o tym nie zorientował.
- Nie zaprzeczę - odparł Dean. - Co z moją operacją?
- Kiedy ostatnio pan jadł?
- Wieczorem... nie pamiętam dokładnie...
- Minęło sześć godzin?
Dean spojrzał na zegarek. Dochodziła czwarta.
- Na pewno.
- A kiedy pan pił?
- Do kolacji.
- Dobrze, to proszę chwilę poczekać.
Lekarz zadzwonił na blok operacyjny, aby zapytać o dostępnego chirurga. Oczywiście musiał się pochwalić kogo będą operować. Dean miał wrażenie, źe mężczyzna jest pewien, że ten go nie rozumie, bo gdy tylko zobaczył amerykańskie nazwisko, zaczął z nim rozmawiać po angielsku. Dlatego gdy skończył rozmowę, Dean przeszedł na francuski.
- I co z tym?
Lekarz wyglądał na co najmniej zaskoczonego.
- Zna pan francuski?
- Mieszkam tu trzeci rok, uczyłem się wcześniej, ciężko żeby nie - odparł Dean.
- Chirurg jest wolny, zaraz przygotują salę operacyjną. Niech pan wyjdzie na korytarz i poczeka z partnerem. Zaprowadzę pana na salę, gdy będzie gotowa - poinformował go, a Winchester skinął głową.
- Dobrze, dziękuję.
Dean wyszedł z sali i zastał przerażonego Casa, obok którego siedziała Mary, która zdążyła dojechać tu taksówką, poinformowana przez Novaka w czasie, gdy Dean po raz pierwszy wszedł do gabinetu lekarskiego.
- Co z psem? - spytał zdezorientowany.
- W domu - odparła Mary.
- Sam?!
- Nic mu się nie stanie kilka godzin. Mów, co z tobą - wtrącił Cas.
- Będą mi operować rękę. Inaczej zrost kości może przeciąć tętnicę. Zalało mi śrubę, zrobiła się duża gula. Pewnie stąd ten ból.
- Zoperują ci to i będzie okej? - spytał z nadzieją głosie Castiel.
- Powiedzmy... Pewnie złamią mi kość i będzie się zarastać na nowo, więc o Igrzyskach mogę zapomnieć.
- Cholera...
- I tak jeszcze niedawno nie miałem zamiaru jechać - odparł. - Odkuję się w swoim czasie.
- Ale już się nastawiłeś - zauważył Cas.
- Widocznie to jeszcze nie mój czas. Czasem warto z czymś poczekać. Może z drugim startem na Igrzyskach też?
Novak westchnął i przytulił mocno Deana, wtulając głowę w jego ramię.
- Jechać po twoje rzeczy?
Winchester skinął głową. Pewnie zostanie tu kilka dni.
- Ale dopiero jak wezmą mnie na salę - poprosił, a Cas również skinął głową.
- Dobrze, skarbie.
- Jakim cudem w ogóle jechałeś tydzień ze złamaną ręką? - spytała Mary, do której wciąż nie mogło dotrzeć z jak ogromnym bólem jej syn rywalizował przez ostatnie kilka dni.
Dean uśmiechnął się delikatnie, mimo wciąż silnego bólu.
- Mówiłem ci kiedyś, że jestem walczakiem - odparł słyszalnie dumny z siebie.
Po operacji Dean spędził jeszcze cztery dni na obserwacji. Po kolejnych pięciu dniach zdjęto mu śruby i dano skierowanie na rehabilitacje, które Dean podarł, uznając, że woli pracować w tej kwestii z fizjoterapeutą, szczególnie, że kolejne dni spędzi w Stanach i będzie miał obok Charlie. Ufał jej bardziej niż komukolwiek w kwestii wracania do pełnej sprawności.
Igrzyska obejrzał w telewizji, dzień przed zdjęciem śruby. Zdania ekspertów już z początku sezonu okazały się prawdziwe - żaden z zawodników, którzy rywalizowali w Tour de France w roli lidera, nie liczył się w walce o medale na Igrzyskach. Amerykanie wypadli średnio - najlepiej pojechał młody, dwudziestotrzyletni Roger Philips, zajmując jedenaste miejsce. Co prawda to i tak było więcej niż wszyscy obstawialiby przed startem, ale po medalu Deana cztery lata wcześniej było czuć niedosyt. W wyścigu kobiet Chloe Jackson zajęła drugie miejsce. W czasówkach odbywających się kilka dni później u kobiet nie było dużych zmian - Chloe była trzecia, jednak Balthazar, który jechał tylko czasówkę, zajął czwarte miejsce, tracąc zaledwie dwie sekundy do podium i medalu. Dean nie potrafił uwierzyć sam sobie, że mu kibicował, ale faktycznie tak było.
Winchester mimo kontuzji trenował. Co prawda na trenażerze, do którego wpinali rower, dzięki czemu nie musisl nadwyrężać ręki, ale na treningi regeneracyjne po Tourze, było akurat w sam raz. Starał się nie myśleć o kontuzji, a o ślubach braci i nadchodzącej Vuelcie, na której miał wspomagać Estebana i z której była już prosta droga do Mistrzostw Świata, na których zamierzał wspomagać Castiela w obronie tytułu. Mogły być załamany, ale zwycięstwo w Tourze mimo tych wszystkich przeciwności bardzo go podbudowało. Może los był po ich stronie? Może to, że Dean odpuścił Igrzyska miało mieć większe znaczenie? Może miał wygrać, ale za kilka lat będzie to dla niego ważniejsze? Sam już nie wiedział. Ale był naprawdę dobrej myśli.
N/A
W następnym rozdziale ślub Sabriela ☺️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro