130. Tour de France
Pierwszy etap to rywalizacja sprinterów, więc wszyscy przyjechali razem, bez strat. Z Team Menerol jedynie Rico nieco ucierpiał, leżąc w kraksie, ale na szczęście skończyło się na obtarciach.
Na drugim etapie czekał ich niespełna dwudziestosiedmiokilometrowy, stosunkowo płaski, odcinek jazdy drużynowej na czas. Był to jedyny etap, na którym Castiel jechał w koszulce klubowej, a nie mistrza świata. Cieszył się, że chociaż raz mógł pojechać w specjalnie przygotowanej na ten wyścig koszulce, z którą przecież tak bardzo się utożsamiał.
- Startujemy według klasyfikacji drużynowej, czyli... jako trzeci, bo zajmujemy obecnie trzecie miejsce od końca - poinformował Pedro.
Ale tak niska pozycja jedynie zmobilizowała drużynę. Dean, podobnie jak jeszcze w barwach THC, jechał jako kapitan. Drużyna trzymała mocne tempo, dopingowana przez Pedro, który krzyczał do nich z samochodu technicznego, że mają trzymać dobre tempo. Zawodnicy słyszeli go w słuchawkach. Taki doping pomagał. Dogonili obie drużyny startujące przed nimi, przekraczając linię mety jako pierwsi i bardzo długo zajmując miejsca na fotelach dla liderów rywalizacji. Kiedy okazało się, że przedostatnie THC przegrało z nimi o ponad pół minuty, wstali, stanęli w kręgu i zaczęli skakać z radości. Wiedzieli, że drużyna Jismo-Remen, która startowała jako ostatnia z liderem z składzie jedzie po zwycięstwo etapowe, ale oni nie liczyli się w klasyfikacji generalnej - nie mieli kolarza, który mógłby rywalizować o założenie żółtej koszulki w Paryżu. Spośród ekip, które celowali w klasyfikację generalną pojechali dziś najlepiej, a to dawało powody do radości. Powodem do radości było też to, że Jismo-Remen nie miało w składzie żadnego młodzieżowca, a więc Rico, który minął linię mety jako drugi kolarz z Team Menerol, tuż za Deanem, został nowym liderem tej klasyfikacji. Nawet jeśli miał założyć tą koszulkę na jeden dzień, było to dla niego wspaniałe przeżycie, bo to był przecież jego pierwszy zawodowy sezon.
Wieczorem drużyna świętowała zajęcie drugiego miejsca niemalże jak zwycięstwo. Zrobili to, co mieli zrobić. Byli dobrej myśli.
Trzeci etap miał być, przynajmniej w teorii, etapem dla sprinterów. Jednak Bryan Mathieu, francuski kolarz z belgijskiej drużyny Cubis, wygrał pierwszy etap z metą we Francji, wykorzystując pagórkowatą końcówkę i rozrywając peleton na ostatnich kilometrach. Dean szczęśliwie utrzymał się w pierwszej grupie, która wpadła na metę niespełna pół minuty za Bryanem. Rico został tego dnia nieco dalej, tracąc przewodnictwo w klasyfikacji młodzieżowej, którą przejął jednak Cas, który jako jedyny z drużyny aż do samej mety jechał obok Deana, aby w razie czego mu pomóc.
Etap czwarty i etap piąty znowu były pagórkowate, ale, podobnie jak etap pierwszy, zakończyły się rywalizacją sprinterów. Faworyci czekali na etap szósty z metą na La Planche des Belles Filles.
Zgodnie z taktyką, w ucieczkę zabrał się Julian, który miał pełnić rolę tak zwanej stacji przekaźnikowej dla Deana, a więc być przed grupą faworytów, gdy ten zaatakuje, pomóc mu ile da radę, aby Winchester chociaż trochę odpoczął i odpuścić, puszczając Deana do przodu, aby nadrobił czas nad resztą rywali. Jednak powtórzyła się sytuacja z Rico na Giro d'Italia i Julian dostał od Pedro wolną rękę w walce o zwycięstwo etapowe. Niestety nie miał tyle szczęścia i instynktu, atakując za wcześnie, przez co ostatni kilometr praktycznie stał w miejscu, kończąc etap na drugim miejscu. Ponad minutę za nim na metę wpadł Dean, razem z Simsenem, którzy zachowywali się, jakby od przekroczenia linii mety przed rywalem zależało ich życie. Winchester wygrał z przeciwnikiem zajmując czwarte miejsce, za trójką uciekinierów. Zarówno on, jak i Simsen spadli z rowerów tuż za linią mety, a i tak jeden miał siłę patrzeć na drugiego jak na największego wroga. Nienawidzili się prywatnie i to napędzało rywalizację między nimi, powodowało dodatkową mobilizację, która sprawiała, że obaj byli w stanie wykrzesać z siebie siły, o którym istnieniu nie zdawali sobie wcześniej sprawy. Dean przejął tego dnia koszulkę lidera, Simsen awansował na drugie miejsce w klasyfikacji generalnej, a kolejni kolarze tracili do nich niemal dwie minuty. Już tego dnia stało się jasne, że rywalizacja o żółtą koszulkę będzie się toczyła między nimi.
Tego dnia drużyna świętowała. Lał się szampan, były radosne śpiewy podczas kolacji. Gorzej, że znaleźli się w tym samym hotelu, co THC i jedli kolację w tym samym czasie, starając się ignorować siebie nawzajem, ale ich rywale widocznie mieli problem co do ich radości.
- Jeszcze bym się nie cieszył - rzucił im Arthur. - Do Paryża daleko.
- Aż tak was tyłki po przegranej bolą? - palnął Sasha.
- Chyba was, jebane pedały.
- Chyba zapominasz, że u was też nie wszyscy są hetero - wypalił Rosjanin.
- My przynajmniej nie jeździmy w pedalskich strojach.
Arsitow stwierdził, że tak nie będzie i ruszył w stronę Arthura z zamiarem rozpętanie bójki. Interweniowali Crowley i Pedro, którzy nie chcieli stracić jednych ze swoich kluczowych zawodników na tym etapie wyścigu. Kazali obu stronom się uspokoić i o dziwo to zakończyło dalszą wymianę zdań miedzy kolarzami obu drużyn.
Wieczorem, gdy Dean kończył rozmowę ze swoim psychologiem i mieli kłaść się z Casem spać, ktoś zapukał w ich drzwi.
- Otworzę - zadeklarował Novak, a gdy tylko je otworzył, pożałował, bo zobaczył w nich Balthazara. - Czego chcesz?
Shurley opuścił wzrok i westchnął.
- Chcę pogadać, to wszystko. Mogę wejść?
Castiel spojrzał na swojego chłopaka, a Dean skinął głową na znak, aby wpuścił Balthazara do środka.
- Chcę was przeprosić za to, co wam zrobiłem - zaczął, a Winchester naprawdę miał ochotę mu w tym momencie przywalić.
- Odebrałeś mi szansę na coming out na moich warunkach - powiedział zirytowany. - Chciałem to zrobić kilka dni później, sam. Tego nie da się wybaczyć.
- Nawet nie chodzi tylko o to. Chodzi o to jak ogólnie was traktowałem...
- Nie lubiliśmy się zanim dowiedziałeś się, że jestem bi - zauważył Dean. - Cas oberwał, bo trzymał ze mną. Nasza orientacja ma tu drugorzędne znaczenie i wszyscy doskonale o tym wiemy.
- Ale to podsyciło konflikt...
- Co chcesz usłyszeć? - spytał Winchester. - Tak, wiemy o tobie. Nie, nie będę taki jak ty i nie wygadam tego całemu światu, możesz być spokojny. Nie mam zamiaru zniżać się do twojego poziomu.
Balthazar przygryzł wargę.
- Nadal nie rozumiesz...
- Więc mi wytłumacz.
- Tu nigdy nie chodziło o Nicka, po prostu się nałożyło...
- Z czym niby?
- Z tym, że mi się spodobałeś.
Winchester parsknął. Po porostu nie wierzył w to, co właśnie usłyszał.
- Słucham?! To jakaś ukryta kamera?!
Shurley pokręcił głową.
- Broniłem się, atakując cię. Byłem żonaty, przekonany, że jestem hetero. Ty zniszczyłeś moje zdanie o mnie samym. Chciałem je odzyskać. Kiedy dowiedziałem się, że jesteś bi, było tylko gorzej.
- Tylko nie mów, że się we mnie zakochałeś, bo ci przywalę - odparł Dean.
- Nie, raczej zauroczyłem, ale już przeszło - odparł Balthazar. - Chcę tylko, żebyście wiedzieli, że nie jestem dłużej waszym wrogiem. Po tym sezonie odchodzę z THC...
- I co mnie to?
- Benny dał mu szansę, wiem, że z nim gadacie. Pomyślałem, że powinniście wiedzieć to jako pierwsi. Właśnie skończyłem rozmawiać z nim przez telefon. Pierwszego sierpnia podpiszemy kontrakt.
Dean nie był zadowolony z tej informacji. Zaczął się obawiać, że jeśli dadzą się przekonać Benny'emu, że jeśli znowu będą jeździć z Balthazarem w jednej ekipie, nikomu nie wyjdzie to na dobre.
- Cóż, gratuluję dobrej ekipy. Mam nadzieję, że zmądrzałeś na stałe, ale na przebaczenie ci potrzebuję czasu. Muszę zobaczyć, że się zmieniłeś.
Shurley skinął głową.
- Rozumiem - powiedział cicho i ruszył w stronę drzwi, a Dean opadł na łóżko, gdy ten tylko wyszedł.
- To pojebane - stwierdził. - Gnębił mnie, bo mu się spodobałem? Co on ma nie tak z głową?! Ja pierdolę...
- Nie myśl o tym - doradził mu Cas. - Nie wiemy ile w tym prawdy, mógł to powiedzieć tylko po to, aby cię wybić, bo dziś pokazałeś, że jesteś mocny i zacięty. Skup się na wygranej.
Jak doradził mu Cas, tak Dean zrobił. Plan na kolejne etapy był prosty: oddać koszulkę któremuś z uciekinierów. Było to jednak ciężkie, bo ekipy sprinterskie mocno pilnowały swojego interesu w zwycięstwach etapowych, więc zwyczajnie się to nie udało, ale na szczęście nie kosztowało to ekipy dużo sił.
Szczęśliwie dla Deana po dniu przerwy odbywał się kolejny etap sprinterski, więc zdecydował się przeleżeć ten dzień w łóżku, ruszając się tylko na posiłki. Na rower wsiadł jedynie na pół godziny wieczorem, tuż przed kolacją, aby trochę rozkręcić nogi. Nie zrobił jednak ciężkiego treningu, a jechał bez obciążenia, na wysokim rytmie, aby po prostu rozluźnić mięśnie. Dało to oczekiwany efekt i na jedenastym etapie czuł się po prostu świeży.
Etap dwunasty przywracał walkę faworytów. Winchester i Simsen ruszyli jak opętani na ostatnim podjeździe, a na ich kole utrzymał się jedynie jeden z uciekinierów, który (szczęśliwie dla niego) został doścignięty tuż przed szczytem i mógł odpocząć na zjeździe, a przynajmniej tak sądził, ale Dean i Ali jechali jakby coś ich nawiedziło i ryzykowali na zjazdach tak bardzo, że postanowił odpuścić w obawie, że ta dwójka się wywróci. Nie wywrócili się i wpadli na ostatnią prostą niczym wygłodniałe wilki, pragnące zwycięstwa. Tym razem Dean był wyraźnie szybszy, wygrywając o kilka metrów. Sędziowie nie naliczyli różnic czasowych, ale różnice zrobiły bonifikaty w klasyfikacji generalnej. Winchester zyskał kolejne cztery sekundy nad rywalem, ale przede wszystkim zaczynał zyskiwać nad nim przewagę psychiczną. Pozostali kolarze, którzy mieli rywalizować o klasyfikację generalną stracili do nich ponad półtorej minuty, co sprawiło, że rywalizacja była już właściwie zamknięta między tą dwójką.
Etap trzynasty to pagórkowata czasówka. Dean startował jako ostatni, starając się podejść do sprawy na spokojnie. Był lepszym czasowcem niż Simsen i miał nad nim niemal czterdzieści sekund przewagi w klasyfikacji generalnej. Etap liczył dwadzieścia siedem kilometrów. Ciężko było przegrać koszulkę, a że następnego dnia czekał ich kolejny ciężki górki etap, zdecydował się pojechać nieco spokojniej, aby zaoszczędzić siły. Skończył na ósmym miejscu, Simsen na siódmym. Ali wyglądał na mecie jakby umierał, a Dean wyglądał jakby zmęczył się tylko trochę, mimo że stracił do niego tylko trzy sekundy.
Winchester przystąpił do etapu czternastego z prostym celem: nadrobić nad Simsenem ile się da. Wiedział, że ze wzgląd na odbywające się tego dnia święto narodowe Francji, Francuzi będą atakować z grupy faworytów w końcówce i postanowił to wykorzystać, szczególnie, że akurat w momencie ataku Simsen nie wyglądał za dobrze. Dean spojrzał mu w oczy, kiedy go mijał i ruszył do przodu, zostawiając swojego bezsilnego rywala w tyle. Współpracował razem z Francuzem, dając mu zwycięstwo na mecie, samemu przekraczając linię mety jako drugi. Ali Simsen stracił do niego trzydzieści osiem sekund, dzięki czemu przewaga Deana w klasyfikacji generalnej wynosiła już ponad minutę.
Tego wieczoru Winchester doświadczył jednak czegoś, czego się nie spodziewał - kiedy brał prysznic, usłyszał głosy z pokoju. Castiel z kimś rozmawiał. Zakręcił wodę i postanowił przysłuchać się rozmowie.
- Nie, nie mówiłem mu nic - usłyszał głos Novaka. - Wściekłby się. Nie chcę go teraz rozpraszać.
- Powinien wiedzieć - rozpoznał głos Sashy. - Cas, źle się z tym czuje.
- Sasha, to było dwa miesiące temu. Po prostu o tym zapomnijmy.
- Pocałowałem cię, Dean powinien o tym wiedzieć - usłyszał jak głos Aristowa się łamie.
- A ja cię odepchnąłem - odparł Castiel. - Więc do niczego nie doszło. Zakochałeś się, rozumiem to. Ustaliliśmy, że nie mogę ci tego dać, bo jestem z Deanem. Zapomnijmy już o tym.
- A co jeśli on dowie się od kogoś innego? Co jeśli ktoś to przekręci i dopowie sobie, że było coś więcej? Wtedy dopiero się wścieknie.
- Nikt tego nie widział. Inaczej Dean już by wiedział. Idź już.
- Po prostu chcę być fair.
- Sasha, kurwa, czego nie rozumiesz? Lubię cię, jako przyjaciela. Kocham Deana, ale obaj wiemy, że bywa agresywny. Chcesz, żeby cię pobił? Bo zrobi to, znam go.
Deana to zabolało. Owszem, był wściekły na Sashę bo tym, co usłyszał, ale słyszał żal w jego głosie, nie uderzyłby go. Mógłby na niego nakrzyczeć, ale nie uderzyłby go. Dotarło do niego, że Cas tak naprawdę wcale nie zna go tak dobrze, jak sądził, skoro pomyślał coś takiego.
Owinął się ręcznikiem w pasie i wyszedł z łazienki. Bez słowa zaczął zbierać swoje rzeczy, ignorując dwójkę w pokoju.
Castiel przełknął ciężko ślinę.
- D-Dean?
Winchester parsknął pod nosem.
- Idę się zamienić z Julianem - odparł. - Do końca wyścigu będę spał z Adamem w pokoju.
Sasha poczuł wyrzuty sumienia. Zrozumiał, że Dean ich usłyszał. Gdyby tu nie przyszedł, nic z tego by się nie stało.
- Przepraszam, chciałem dobrze.
- Nie winię ciebie - powiedział Winchester, słyszalnie zraniony. - Winię Casa za okłamanie mnie i niezauważenie, że się zmieniłem i od jakiegoś czasu nie biję ludzi do jasnej cholery!
Stanął tyłem do nich, opuścił ręcznik, włożył dresy i bez koszulki ruszył w stronę wyjścia z pokoju. Novak złamał go za rękę.
- Dean...
- Puszczaj - powiedział ostro. - Może twój ojciec ma rację. Może do siebie nie pasujemy. Ja byłem z tobą szczery Cas. Kurwa, prawie zniszczyłem sobie przez ciebie karierę. Gdyby nie Pedro, pewnie pracowałbym teraz w warsztacie samochodowym wujka. A ty czym mi się odpłacasz, co?! Nie potrafisz nawet powiedzieć czegoś takiego?
- Przecież to on mnie pocałował, odepchnąłem go! - bronił się Castiel, a Dean zaśmiał się cicho.
- Gdybyś nie miał sobie nic do zarzucenia, powiedziałbyś mi o tym - stwierdził i wyszedł z pokoju, bez pukania wchodząc do Adama i Juliana.
- Co jest? - spytał Adam, widząc zapłakanego brata.
- Julian, zamienimy się? - poprosił. - Będziesz dziś spał z Casem?
- Jasne - odparł bez zastanowienia, od razu biorąc swoją torbę. - Nie kładłem się na łóżku, masz czyste - poinformował Deana, ruszając w stronę wyjścia i przytulając go, zanim wyszedł. - Przykro mi - powiedział cicho i wyszedł, zostawiając braci samych.
- Dean, co się stało? - spytał Adam, a Winchester usiadł na wolnym łóżku i ukrył twarz w dłoniach.
- Nie wiem od czego zacząć - wyznał, ale gdy tylko uporządkował myśli, powiedział mu o wszystkim. Powiedział mu o ich kłótni, powiedział o Balthazarze, powiedział o związku partnerskim. Adam dostał taką dawkę informacji, że nie wiedział czym bardziej powinien być zaskoczony i wiedział, że normalnie byłby wściekły na brata za zawarcie związku partnerskiego w tajemnicy przed nim, ale teraz nie potrafił być na niego zły. Usiadł obok Dean i po prostu mocno go przytulił.
Castiel chciał iść od Deana, ale Julian go zatrzymał, mówiąc, że lepiej będzie, jak da mu czas i porozmawiają na spokojnie jutro.
Jednak następnego dnia rano Winchester unikał Castiela. Traktował go jak powietrze. Również w trakcie etapu. Gdy Novak podjechał do niego z bidonami, Dean odebrał je od niego, ale nadal nie odezwał się słowem. Był wściekły. I ta wściekłość przełożyła się na to, że nie wytrzymał i zaatakował na przedostatnim podjeździe, zamiast trzymać się Aliego, jak było to już ustalone. Wszyscy faworyci jechali za nim, a Dean jechał dużo mocniej niż powinien. Musiał się wyżyć, to rozwalało go od środka. Organizm miał swoje limity, Dean przekroczył swoje dwieście metrów przed szczytem, odpadając od grupy faworytów. Rozpaczliwie próbował gonić rywali na zjeździe. Już prawie ich miał i... stało się to, co kiedyś musiało. Duże ryzyko skumulowane ze zmęczeniem sprawiło, że Dean wywrócił się na zjeździe. Tuż za Adamem, który tego dnia zabrał się w odjazd, aby w razie czego wspomóc brata w razie ataku liderów. Milligan zahamował i cofnął się do brata, który na szczęście dał radę się podnieść. Upadł przy niemal osiemdziesięciu kilometrach na godzinę, przeleciał kilka metrów od miejsca, gdy stracił panowanie nad rowerem, miał cały starty strój starty, z pleców, przedramienia, łokcia, uda i kolana leciała mu krew, a on wstał, podniósł licznik z asfaltu i złapał za kierownicę roweru Adama.
- Nie puszczę cię, możesz być połamany - odparł przerażony Milligan.
- A jeśli nie i mogę jechać to właśnie odjeżdża mi koszulka, więc daj mi ten pieprzony rower z łaski swojej.
Adam odpuścił, oddał bratu swój rower i podniósł połamany na dwie części rower Deana z drogi, aby nikt się o niego nie przewrócił, czekając na samochód techniczny, aby móc jechać dalej.
Winchester wyjął z uszu słuchawki, w których Pedro dopytywał się czy wszystko w porządku, bo w samochodzie technicznym mieli transmisję z wyścigu i zobaczył już ten upadek. Nie chciał tracić nerwów na tłumaczenie mu, że może jechać dalej.
Dean dojechał na metę ze stratą nieco ponad minuty, ale obronił koszulkę przed Simsenem o pięć sekund. Za metą od razu przejęli go ratownicy medyczni.
- Mi to wygląda na złamanie - stwierdził jeden z ratowników. - Musimy jechać do szpitala.
- Po dekoracji - uparł się Dean.
Do karetki przybiegł fizjoterapeuta ekipy z rzeczami Winchestera. Ratownicy opatrzyli mu rany, a Dean przebrał się, aby móc wyjść na dekorację, po której karetką został przewieziony do szpitala, w którym prześwietlenie rentgenowskie potwierdziło złamanie kości łokciowej, tuż przy wyrostku łokciowym. Chłopak przez blisko godzinę kłócił się z lekarzem, ale w końcu postawił na swoim. Operacyjnie wmontowano mu śrubę w miejscu pęknięcia, zamiast wsadzać rękę w gips. Pozostał na noc na obserwacji, będąc spokojnym ze względu na dzień przerwy. Kiedy kolejnego dnia rano lekarze stwierdzili, że wszystko jest w porządku, Dean wypisał się na własne żądanie i pojechał na start kolejnego etapu.
- Nie wystartujesz - powiedział stanowczo Pedro.
- W XC zawodnicy potrafią ze złamanymi obojczykami ważne wyścigi jechać, więc ja też dam radę, okej? - odparł zirytowany, po czym podszedł do Alberto, fizjoterapeuty, który dodatkowo usztywnił mu rękę taśmą tejpową.
Postawił na swoim i podpisał listę startową, wciąż ignorując Castiela. Wiedział, że ten siedział całą noc w szpitalu. Wiedział, że lekarze nic mu nie powiedzieli, bo ich o to poprosił. Wciąż był na niego wściekły i wiedział, że to ta sytuacja go do tego doprowadziła.
Na szczęście Deana kolejne dwa etapy były płaskie, więc pozwoliły mu wybadać rękę. Bolało niemiłosiernie, ale dawał radę.
Na osiemnastym etapie dopisało mu szczęście - tym razem to Simsen leżał - wywrócił się z grupy faworytów na ostatnim zjeździe, na mecie stracił blisko pół minuty. Szanse się wyrównały.
Etap dziewiętnasty był chaotyczny. Simsen zmotywowany do wygranej po wczorajszy upadku, postanowił zaskoczyć rywali i zaatakować wcześniej, na przedostatnim podjeździe. Rywale go ogłosili, bo do mety było jeszcze daleko - czekał ich dość długo zjazd, a potem jeszcze finałowy podjazd. Jednak kiedy byli już na zjeździe, tracąc do Simsena już mniej niż dwadzieścia sekund, wyprzedził ich samochód sędziowski, pokazujący czerwoną flagę i krzyczący, że mają się zatrzymać. Dean podjechał do sędziego, aby wyjaśnić z nim sprawę, bo wszyscy byli równie zdezorientowani.
- O co chodzi?
- Drogę zasypało, nie ma przejazdu. Kończymy. Policzymy czas z Col de I'seran. Ali Simsen wygra etap, nie wiem jaka była różnica...
- Nie, zatrzymaliście nas tu, liczcie stąd - powiedział zirytowany. Wiedział, że jeśli policzą czas ze szczytu, straci koszulkę.
- Nie mamy pomiaru czasu. Na szczycie jest.
- Nie było żadnej informacji do cholery - zaklął, bo naprawdę stracił panowanie nad sobą. - Nie możecie tego zrobić! Nie możecie dać mu etapu i koszulki w taki sposób! Gdybyście poinformowali o tym pięć kilometrów wcześniej, byłoby inaczej.
- Przepraszam - to jedyne, co usłyszał Dean, który z nerwów rzucił rowerem. Był to już drugi rower, który połamał na tym wyścigu, ale miał to gdzieś. Mógłby pogodzić się z przegraną, gdyby przegrał w uczciwy sposób, ale nie w taki. Jechał ze złamaną ręką, aby obronić koszulkę i wszystko na nic, bo organizatorzy zwyczajnie po ludzku go oszukali.
Pedro stwierdził, że tak tego nie zostawi i złożył protest. Zresztą inne ekipy zrobiły to samo. Ale to poskutkowało jedynie tym, że Simsenowi odebrano etap i uznano, że zwycięzcy etapowego nie ma. Kwestia dosłownie sekundy przewagi nad Deanem w klasyfikacji generalnej ich nie obchodziła. Pedro zaproponował zneutralizowanie całego etapu i przyznanie różnic czasowych takich, jakie były na starcie etapu, ale Crowley zaprotestował, co zresztą nie było dla nikogo zaskoczeniem. Pedro i Crowley kłócili się z sędziami do drugiej rano. Nie było tego dnia dekoracji. Były tylko doniesienia medialne, że ostateczna decyzja zostanie podjęta do rana. A decyzja, którą wszyscy usłyszeli rano, była taka sama, jak wieczorem dnia poprzedniego.
Dean wpadł we frustrację.
- Zrobili to celowo, bo przecież nie może drugi rok z rzędu wygrać gej! - wykrzyczał przy śniadaniu, gdy Pedro przekazał im oficjalną decyzję.
- Jesteś bi - zauważył Rico.
- Dla nich to kurwa jedno i to samo!
- Tutaj Dean ma rację - odparł Julian. - Ludzie wrzucają bi i gejów do jednego worka.
- Nie straciłbyś tej koszulki, gdybyś nie zachował się jak młodzik na etapie piętnastym - powiedział zirytowany Pedro. - Czemu nie trzymałeś się planu?
- Nie potrafisz dopilnować zawodników i tak to się kończy - powiedział Dean, wstając od stołu, a mężczyzna spojrzał na niego zdezorientowany.
- O co ci chodzi, Dean?
- O to, że Sasha przelizał się z Casem na Giro i dowiedziałem się o tym przypadkiem właśnie przed etapem piętnastym! - krzyknął, a reszta ekipy zamarła, bo większość nie wiedziała o tamtym zajściu. - Przepraszam, że nie potrafię oddzielić życia prywatnego od sportu, ale to ciężko, kiedy obaj są tutaj ze mną w drużynie!
- Zerwaliście? - spytał zdezorientowany Esteban, który wreszcie dowiedział się, o co chodzi, bo do tej pory ani Cas, ani Dean nie chcieli z nim rozmawiać.
- Sam chciałbym wiedzieć - odparł Novak.
- Bo jestem jedynym co cię trzyma przed tym, żeby iść z nim do łóżka?! - spytał, wskazując na Sashę.
- Dean, przesadzasz - zwrócił mu uwagę Adam.
- Droga wolna, mam to gdzieś - powiedział Dean. - Tylko powiedz mi jak już to zrobicie to pójdę do urzędu jak wrócimy.
Po tych słowach wyszedł z talerzem, na którym miał omlet, aby dokończyć śniadanie w spokoju w pokoju, zostawiając resztę przy stole.
- Czemu ma iść do urzędu? - spytał Esteban, a Castiel ukrył twarz w dłonie. Miał dość. Może faktycznie powinni to zakończyć? Dean powinien już się uspokoić. Minął prawie tydzień, a on wciąż zachowywał się jak obrażone dziecko. Zaczynał mieć wątpliwości czy chce spędzić przyszłość z kimś takim.
- Jesteśmy w związku partnerskim - wyznał.
- Czekaj czekaj - zaczął Rico. - I nie zaprosiliście nas?
- Spoko, mnie też nie zaprosili - odparł Adam. - Idę sprawdzić, co z Deanem.
Milligan wstał od stołu i ruszył w stronę ich pokoju, a Castiel wziął głęboki oddech.
- Wiedzieli tylko nasi rodzice. Chodziło o to, aby jeden mógł dowiedzieć się czegokolwiek od lekarzy, jeśli drugiemu coś się stanie - powiedział. - To przecież nie ślub. To trwa może minutę. Podpisujesz papierek i tyle. Nie było sensu nikogo ciągać.
- Zajebista szczerość - podsumował Filip. - Ktoś jeszcze ma coś do ukrycia? Jeszcze jakaś drama przez kolejne sekrety? Nie? To będę u siebie.
Pedro miał ochotę się załamać. Sytuacja wyglądała beznadziejnie. Zaczynał rozważać wycofanie drużyny z dalszej rywalizacji.
Mimo to stanęli na starcie kolejnego etapu, który od razu ogłoszono skróconym.
Dean, zmotywowany bardziej niż kiedykolwiek, zdołał nadrobić cztery sekundy nad Simsenem dzięki bonifikacie na mecie, na którą wpadli razem, ale to Winchester wygrał etap i odzyskał koszulkę, którą utrzymał na ostatnim "etapie przyjaźni" wiodącym do Paryża.
Na ostatnim etapie wybaczył też Casowi i przeprosił go za swoją dziecięcą reakcję. Novak również mu przebaczył i obiecał, że już nigdy niczego przed nim nie ukryje.
Wrócili do domu, gdzie czekał na nich Amor, razem z Mary - postanowili, że nie będą ciągać psiaka po całej Francji. Pies skakał na nich szczęśliwy z ich powrotu. Jeśli Dean miał być szczery, też cieszył się z tego, że wreszcie wrócili. Żałował tylko, że nie da rady pojechać Igrzysk.
N/A
Z lekkim opóźnieniem, ale rozdział wyszedł długi, więc mam nadzieję, że mi to wybaczycie.
Jutro pewnie pożegnamy się z tą historią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro