119. Ty psi alkoholiku...
Ekipa miała naprawdę sporo powodów do świętowania - wciąż mieli lidera, a do tego wygrali etap. Dodatkowo dzięki dzisiejszej ucieczce Rico wygrał nie tylko etap, ale i przejął niebieską koszulkę dla najlepszego górala. To sprawiło, że zawodnicy Team Menerol prowadzili we wszystkich klasyfikacjach - Cas w generalnej i młodzieżowej, Ondrej w punktowej, Rico w górskiej, a dodatkowo prowadzili w klasyfikacji drużynowej. Etap wygrany przez Rico był piątym wygranym przez kolarzy tej ekipy na Giro - wcześniej po dwa etapy wygrali Cas i Ondrej. A przecież mogli wygrać coś jeszcze - zostało siedem etapów.
Transfer liczył sto kilometrów. Gdyby nie korki w niektórych momentach, pewnie jechaliby około godziny, a tak zajęło im to blisko dwie godziny, podczas których Cas mimo ogrzewania telepał się z zimna. Dean zajmował się nim najlepiej jak mógł - brał kolejne koce, ręczniki... przytulał go. Dał mu nawet czapkę zimową i szalik. Gdy kucharz, którego Dean nie kojarzył przyniósł Casowi jedzenie, podziękował mężczyźnie i zaczął karmić swojego chłopaka, bo ten nie byłby w stanie sam utrzymać teraz łyżki. Martwił się o niego. Wiedział, że Novak zawsze daje z siebie wszystko i dlatego doprowadzał się do takiego stanu. Był ambitny. Może nawet za bardzo. Bał się, że kiedyś przesadzi, że kiedyś pojedzie za mocno i jego serce nie wytrzyma. Przecież w tym sporcie były takie przypadki, właśnie u młodych kolarzy.
W międzyczasie Ondrej rozmawiał z szefostwem ekipy o ewentualnych zmianach planów - początkowo miał się wycofać po dzisiejszym etapie, ale uparcie twierdził, że może wygrać jeszcze etap osiemnasty i albo wycofać się wtedy, albo przetrwać już wyścig do końca. Trener był sceptyczny, bo liczyli na zwycięstwo na ostatnim etapie Tour de France, który w tym roku miał być najcięższy od lat, a Ondrej musiałby walczyć na każdym górskim etapie o zmieszczenie się w limicie czasu. W końcu zapadła decyzja, że pojedzie jak Cas, czyli między Giro i Tourem zrobi sobie przerwę, ewentualnie pojedzie Mistrzostwa Czech, aby przepalić nogę przed pierwszym etapem Touru, bo już pierwszego dnia mieli powalczyć sprinterzy.
Kiedy dojechali do hotelu, od razu poszli na kolację. Z Casem było już dobrze, wziął nawet prysznic w autobusie przy asyście Deana. Chłopaki z drużyny zakładali się czy pod prysznicem dojdzie do czegoś więcej.
- Jesteście nienormalni - skomentował to Sasha i odpuścili sobie zakłady. Oczywiście pod prysznicem do niczego nie doszło. Może i nie widzieli się długo, ale nie byli niewyżyci.
Jeszcze zanim podano im jedzenie, Pedro przekonał się, że ma do czynienia z dzieciakami.
- Gdzie Beltran? - spytał, nie widząc jednego ze swoich najmłodszych zawodników z resztą.
- Esti, nie miałeś ty go pilnować? - spytał Dean.
- Jestem jego mentorem, nie opiekunem. Jest dorosły - odparł Esteban.
W tym momencie Rico pojawił się za nimi z butelką szampana wybłaganą z baru, którą mocno potrząsnął, wskoczył na stół, otworzył i zaczął polewać wszystkich po kolei. Hernan stał dwa metry dalej i wszystko nagrywał, jak się umówili, ale jemu też się oberwało alkoholem.
- Jesteśmy królami świata tego sportu - stwierdził entuzjastycznie chłopak, wciąż stojąc na stole. I w tym momencie on sam oberwał szampanem, bo Cas wziął ten, który stał na stole i też zaczął oblewać nim wszystkich, ale najbardziej Rico. - Osz ty... - powiedział groźnie chłopak. - A tak na serio... - odstawił butelkę na środek stołu i zeskoczył z niego, stając obok Pedro. - Chciałbym podziękować panu za szansę na to, że mogę być w tej drużynie, na tym wyścigu, tu i teraz. To najlepszy dzień mojego życia i to pana zasługa, dziękuję.
Chłopak przytulił mężczyznę, który nie bardzo wiedział jak zareagować, ale w końcu objął chłopaka i po chwili poklepał go lekko po plecach, aby się odsunął.
- To, że tu jesteście to nie moja zasługa - powiedział, patrząc na wszystkich. - Sami zapracowaliście na to, aby tu być. Co do jednego z was. I patrząc na to, co tu robimy, jestem dumny z tego, że tu jesteśmy, że jesteśmy drużyną, która jest dla siebie jak rodzina. Jestem dumny z każdego z was, bo wiem, że dajecie z siebie wszystko. I nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że oprócz wyników, możemy się tak powygłupiać. To są chwile, dla których cieszę się, że moje życie doprowadziło mnie w to miejsce, że mam drużynę, którą śmiało można nazwać najlepszą na świecie nie tylko przez wyniki, ale przez atmosferę. Dziękuję wam za to.
Wszyscy zaczęli bić brawa, nikt nie wkurzał się o to, że jest mokry.
Wtedy wstał Dean.
- Wzniósłbym toast, ale aktualnie skończył nam się szampan przez tego tutaj - powiedział, czochrając Casa, a reszta zaśmiała się cicho. - Przyjechałem tu dziś z obawą, nie ukrywam tego. Nie wiem czy wchodzicie na internet, ale ludzie już gadają, już podejrzewają o co chodzi z tymi czapkami... No i jeszcze to, co wczoraj zrobił Cas. Bałem się, że będzie napięta atmosfera, że będą krzyki, pretensje. Ale pozytywnie mnie zaskoczyliście. Przede wszystkim chciałbym pogratulować Rico za to, co dzisiaj zrobił. Brawo, młody, w twoim wieku mogłem jedynie marzyć, aby jechać w wielkim tourze, a ty już masz etap. Chciałbym też podziękować wszystkim, drużynie, obsłudze, tobie Pedro, za to, że opiekujecie się Casem tak, że nie musi mi na nic narzekać...
- Narzekam na to, że jesteś dopiero dzisiaj, a nie od pierwszego etapu - wtrącił Cas, na co Dean wywrócił oczami.
- Niektórych rzeczy nie przeskoczymy, skarbie - odparł, nachylając się i całując go krótko w usta. - Ale wracając... dziękuję. Za to, że się nim zajmujecie i za to, że oglądając wyścig razem z Adamem przed telewizorem mogłem czuć dumę, że jesteśmy w jednej drużynie. Bo naprawdę super ogląda się was w telewizji, dobrze się prezentujecie. To ważne... - opuścił wzrok pod stół, bo coś zaczęło mu dotykać buta, więc chciał zobaczyć o co chodzi. To Amor zlizywał z niego resztki szampana. - Ty psi alkoholiku... - powiedział i wziął psiaka na ręce, a ten zaczął wylizywać szampan z ubrań swojego pana. - Bardziej lubisz szampana, czy moją koszulkę, co? - spytał, oddając psa Casowi. - Zajmij się tym pijakiem.
Reszta zaśmiała się cicho.
- Czy ty go polubiłeś? - spytał Esteban, wskazując na Deana i Amora, który teraz siedział na kolanach Casa i lizał mu podbródek.
- Trochę - przyznał Winchester. - Dobra, ostatnia sprawa, zanim się rozgadam tak, że was zanudzę... Sasha - zwrócił się do kolegi. - Tak jak mówiłem, ludzie gadają. Myślę, że z was wszystkich jesteś w najgorszej sytuacji. Dlatego chcę, żebyś wiedział, że jeśli będziesz miał przez to problemy w kraju, drzwi mojego domu w Nicei są dla ciebie zawsze otwarte...
- Stary, wbijaj tam bez zastanowienia, ma willę z basenem - odparł Esteban.
- Na kredyt - przypomniał Dean, bo nie chciał, żeby reszta pomyślała, że ma aż tyle kasy. - I naprawdę, Sasha. Jeśli coś będzie nie tak, możesz się u mnie zatrzymać. Nie chcę, żebyś cierpiał przez to, jaki jesteś tylko dlatego, że twój kraj jest zacofany w tych sprawach.
- Dziękuję - odparł Sasha, a następnie przytulili się z Deanem.
Pedro patrzył na tych chłopaków i wiedział, że to co powiedział chwilę temu faktycznie było prawdą - chłopaki byli dla siebie jak rodzina. Dean prawie nie rozmawiał z Sashą, a i tak zaproponował mu schronienie. To było piękno tego sportu.
N/A
Sytuacja z wylizywaniem alkoholu przez psa z życia wzięta. Tylko w moim przypadku pies wylizywał miód pitny na grillu z rodziną i znajomymi taty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro