Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

118. Giro d'Italia: Jestem tu

Etap czternasty budził w Castielu mieszane uczucia.

Po pierwsze: był zmęczony i nawet jeśli spał dziesięć godzin, niewiele mu to dało, a etap był ciężki - liczył sto trzydzieści jeden kilometrów po bardzo wymagającej, górzystej trasie. Bał się jak to zniesie.

Po drugie: był szczęśliwy, bo na mecie miał czekać na niego Dean. Tęsknił już za nim i naprawdę chciał go zobaczyć. Szczególnie, że musiał być zmęczony, bo z Hiszpanii wracał z drugim miejscem, przegranym o sekundę z Semenem. Walczył ile mógł, ale trochę zabrakło. Mimo to kiedy rozmawiali o tym, nie wydawał się smutny, a wręcz zadowolony, bo twierdził, że Semen przesadził z przygotowaniami i teraz jest u szczytu formy, więc na Tour de France może mu nie pójść, co teoretycznie powinno go wyeliminować z walki o żółtą koszulkę w Paryżu i zmniejszyć konkurencję Deana o jednego kolarza. 

Stojąc na starcie, trochę się bał. Było zimno, więc startował w kamizelce i rękawkach, aby się nie przeziębić. Musiał na to uważać. Miał nadzieję, że będzie dobrze. Jeśli znowu przeziębi się na wyścigu we Włoszech i wypadnie przez to z walki, chyba nigdy więcej nie przyjedzie na wyścig do tego kraju.

Nad drugim kolarzem miał cztery minuty i sekundę. Nad drugim kolarzem w klasyfikacji generalnej sześć minut i dwadzieścia osiem sekund. To go uspokajało, ale wiedział, że może stracić tę przewagę, nawet jeśli była spora. Mimo wszystko ostatni podjazd był krótki i stosunkowo łatwy, a przedostatni kończył się długim zjazdem, więc miał nadzieję, że da radę na nim odrobić i nie straci więcej niż dwie minuty.

Właściwie od razu po starcie zaczynał się podjazd, na którym odjechała ucieczka, w którą zabrał się tego dnia Rico, który miał w razie czego zostać w późniejszej fazie wyścigu, aby wesprzeć Casa, gdyby ten miał problemy. Kilka ekip zastosowało podobną taktykę - wybrali przeciętnych górali, aby zabrali się w ucieczkę i w późniejszej fazie etapu pomogli swoim liderom. Jedynie dwóch zawodników z ucieczki miało wolną rękę, ale raczej nie byli zbyt dobrymi góralami, więc bardziej liczyli na ekspozycję sponsora i pokazanie się niż walkę o cokolwiek.

Ale ta taktyka wkrótce okazała się nieskuteczna, bo przed przedostatnim podjazdem, który zaczynał się trzydzieści sześć kilometrów przed metą i kończył dziesięć kilometrów później w San Carlo, ucieczka przewagi wynosiła ponad pięć minut, co dawało szansę na dojazd do mety przed faworytami.

- Co robimy? - spytał Rico, podobnie do niego postąpili zresztą pozostali pomocnicy. 

- Co robi reszta? - spytał Pedro.

Beltran rozejrzał się po reszcie, większość dostała jednak polecenie, aby zjechać do tyłu. Podjazd był ciężki, mogą się przydać, a trochę odpoczną dopóki nie dogoni ich peleton.

- Wracają.

- Więc... - nie dokończył, bo przerwał mu Cas.

- Jedź po swoje - polecił mu, ale Rico nie był do końca przekonany.

- Jesteś pewien?

- Tak, walcz.

- Poradzisz sobie.

- Mam Estebana i Sashę, jedź.

- Ilu was zostało? - spytał Pedro.

- Ja, Jangart, Vueler i Huber.

- Posłuchaj Casa. Etap jest twój, dzieciaku - postanowił Pedro.

Jasne, bał się o Castiela, ale jak powiedział chłopak - miał jeszcze Estebana i Sashe, którzy powinni dać radę utrzymać się z nim aż do samej mety. A przed Rico być może jedyna w życiu szansa na tryumf etapowy, bo nikt nie mógł przewidzieć jak dalej potoczy się jego kariera i jak silni będą na przyszłość rywale. Poza tym zwycięstwo etapowe to też zwycięstwo dla drużyny, które mogło być dobre podczas negocjacji ze sponsorami. To był prosta kalkulacja. Mieli mocną drużynę, nie mogli wykładać wszystkich sił tylko na lidera, którego nikt nie był do końca pewni. Castiel być może i jechał wyścig życia, ale sam mówił, że jest zmęczony i nie wie co będzie dalej. Nie chciał odbierać Rico tej szansy w obecnej sytuacji. Decyzja była oczywista.

Rico wyszedł więc na czoło grupy i zaczął dyktować tempo, którym szybko zgubił Jangarta i Vuelera. Współpracowali z Huberem i Austriak wydawałby się faworytem, gdyby dojechali do mety razem, bo był bardziej dynamiczny, ale on nie miał czegoś co miał Rico - szkoły zjazdów od Deana i Casa. Kiedy dojechali do szczytu razem, wiedział, że ten dwunastokilometrowy zjazd to jego jedyna szansa, aby wygrać ten etap - Huber słabo zjeżdżał i wszyscy to wiedzieli. Podjeżdżali podobnie. Kilkanaście sekund na rozpoczęcie ostatniego podjazdu da mu wygraną.

Na szczycie podjazdu wziął gazetę od masażysty ekipy, wsadził ją pod koszulkę, zasunął koszulkę i ruszył w dół, wychodząc na pierwszą pozycję. Huber starał się utrzymać jego tempo, ale tak jak Rico się spodziewał - w końcu nie dał rady i Kolumbijczyk zaczął zyskiwać przewagę.

Podczas gdy Rico jechał po swoje pierwsze zwycięstwo w wielkim tourze, Cas zaczął mieć problemy w dwudziestoosobowej grupie, w której jechali faworyci i ich kluczowi pomocnicy. Jego rywale atakowali, a on nie był w stanie na to odpowiedzieć, ale robił co mógł, aby trzymać się w grupie. Kiedy jednak jadący przed nim kolarz zrobił lukę i zaczął tracić, Novak również został, bo nie był w stanie go przeskoczyć. Na szczęście szybko obok niego pojawił się Sasha, próbując dociągnąć go do grupy, jednak dla Casa było to naprawdę ciężkie i Rosjanin co chwila musiał zwalniać. Na szczycie wzniesienia tracili do grupy zasadniczej pięćdziesiąt trzy sekundy. Ubrali się w cienkie kurtki typu ultralight podane przez samochód techniczny, aby Cas się nie rozpinał, bo wciąż było chłodno, a przeziębienie naprawdę nie było mu teraz na rękę i ruszyli w dół, aby odrobić straty. Odrobili trzydzieści sekund, jednak ostatnie kilometry były dla Novaka prawdziwą męczarnią.

Podczas gdy Cas z pomocą Sashy walczył o jak najmniejszą stratę, wymijając kolejnych zawodników, którzy nie wytrzymali tempa, Rico wjechał na ostatni kilometr z przewagą dwudziesty ośmiu sekund nad Huberem oraz minuty i szesnastu sekund nad grupą faworytów, która wchłonęła już resztę uciekinierów.

Dziewiętnastolatek przybił piątki z kibicami przy trasie i przekroczył linię mety z uniesionymi rękoma, po czym został przejęty przez masażystę ekipy i przybił piątkę z Deanem, który pogratulował mu wygranej i starał się cieszyć razem z nim, ale wciąż martwił się o Casa.

- Spoko, stary, zaraz będzie - zapewnił go. - Jest silny.

I miał rację, bo Cas pojawił się na mecie dwie i pół minuty po nim, tracąc do faworytów półtorej minuty. Przekroczył linię mety z Sashą, który od razu musiał go łapać, bo inaczej Novak upadłby na asfalt. Dean szybko ruszył się w tamtą stronę, z Sashą pomogli mu zejść z roweru i usiąść na asfalcie, a Dean usiadł obok niego, zdjął mu kask i okulary i dał czas, aby ochłonął.

- Jestem tu, skarbie - powiedział łagodnie, kiedy Cas ujął jego dłoń. - Już dobrze. Dałeś radę, jestem z ciebie dumny, kochanie, odpocznij.

Gdyby Dean nie był kolarzem, teraz najpewniej by go przytulał i całował, ale doskonale wiedział jak to jest być tak wyczerpanym, że nie jest się w stanie podnieść, więc postanowił dać mu czas. Wtedy go przytuli i pocałuje. Na razie musiał dojść do siebie. I nieważne co będzie dalej z generalką - czy Cas wygra, czy nie, ale Dean i tak będzie z niego dumny, bo osiągnął naprawdę dużo. 

A Dean? Naprawdę nie mógłby być z niego bardziej dumny.

N/A

Next mam nadzieję jutro, a jeśli nie to w niedzielę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro