Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

114. Jestem dumny, że jestem twoim chłopakiem

NOTE: Mamy drobne przesunięcie, gdyż rozdział "Sam z Amorem" fabularnie trwał niemal dziesięć dni, więc tu jesteśmy kilka dni do tyłu.

Pedro wysłał Castiela do Alejnadro, czyli ich psychologa, który towarzyszył im na najważniejszych wyścigach. To pomogło mu bardziej niż się spodziewał. Ale i tak wieczorem zadzwonił do Deana, który jednak nie odebrał.

Cas westchnął i położył się na plecach, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Sasha gdzieś poszedł, więc nawet nie miał z kim pogadać.

Dean oddzwonił kilka minut później.

- Nadal masz czas czy już nie bardzo?  - spytał, gdy tylko Cas odebrał.

- Mogę. W sumie to jestem sam, więc możemy rozmawiać dopóki nie zasnę.

- A gdzie Sasha?

- Nie wiem, poszedł gdzieś.

- Możemy się rozłączyć? Zadzwonię na kamerkę - zaproponował. - Chcę cię zobaczyć.

- Chętnie - odpowiedział, uśmiechając się lekko. 

- To do usłyszenia za chwilę - odparł słyszalnie uradowany Dean i rozłączył się tyko po to, żeby już kilka sekund później zadzwonić po raz kolejny na viedeochacie. Uśmiechnął się od razu, gdy zobaczył twarz swojego chłopaka na ekranie telefonu, Cas odwzajemnił uśmiech. - Hej.

- Hej - powiedział szczerząc się. - Jesteś bez koszulki? - spytał, widząc, że Dean ma nagie ramiona.

- Ciepłe noce, pod cienką kołdrą mi niewygodnie, więc śpię pod zwykłą i strasznie się pocę w nocy, budzę się przez mokrą i zimną koszulkę... tak jest bardziej komfortowo.

- Ścigasz się dopiero w weekend?

- Tak. Grand Prix de la Somme. Normalnie nie dopuszczają ekip World Tour, ale Pedro jakoś zagadał i mogę pojechać jako reprezentacja Stanów Zjednoczonych. Dojedzie paru chłopaków od nas. Będę miał auto techniczne z kadrą, a dojadę z jakąś ekipą z Nicei, mają po mnie przyjechać...

- Jedziesz sam? - spytał zaskoczony Cas. - Nikt inny z ekipy od nas?

- Tak. Trochę eksperymentujemy z Pedro, ale mamy nadzieję, że to wyjdzie na dobre. To niezbyt ciężki wyścig i chyba potrzebuję teraz czegoś takiego.

Cas przytaknął.

- Co potem?

- Tour de I'Ain, tam już jedziemy całą ekipą. Trzy etapy, sporo gór. Dobre przepalenie przed Criterium.

Cas westchnął, bo dopiero teraz do niego dotarło, że gdy wróci do domu, Deana tam nie będzie.

- Ile teraz ważysz? - spytał, bo miał wrażenie, że Dean jest szczuplejszy niż ostatnio, ale to mogła być kwestia kamery.

- Już nie chudnę - zapewnił go, bo wiedział, że Cas się przez to martwi. - Pogadaliśmy z Markelem, ten jeden czy dwa procent tkanki tłuszczowej więcej niż minimum wbrew pozorom może być dobre, ciężej o kryzys i nie stracę tak bardzo na mocy. Finisze już mi słabiej wychodzą, czasówki też. Nie ma sensu ryzykować.

Cas przytaknął z ulgą. Bał się o zdrowie Deana, gdy widział go takim chudym. Wiedział, że niektórzy kolarze wyglądają jak anorektycy, ale Dean aż tak nie wyglądał kiedy się poznali. Od tego czasu schudł trzy kilogramy, a to było naprawdę dużo, biorąc pod uwagę, że i tak był chudy.

- Może to i dobrze.

- Nie musisz się już martwić, kochanie. Stanę na Polach Elizejskich w żółtej koszulce i wyślę ci całusa z podium, zobaczysz.

Cas zaśmiał się cicho. Chciał, aby tak było. Dean wszystko podporządkowywał pod ten jeden konkretny wyścig. Zasłużył na to, aby wygrać.

- Tęsknię za tobą - powiedział. 

- Ja za tobą też - przyznał Dean. - Ale przylecę na etap na Monte Bianco. Powinienem wyrobić się na metę.

- Jednak? - spytał w widocznie lepszym humorze. Do końca nie było pewne czy Dean da radę przyjechać, czy jednak nie.

- Sprawdziliśmy loty i da radę. Pedro pogadał z Alejandro, uznali, że to będzie dobre dla nas obu. Dzwonili do mnie dzisiaj, podobno jest z tobą słabo.

Castiel westchnął.

- Przesadziłem na czasówce. Dzisiaj pokutowałem i trochę mnie to podłamało, ale już jest lepiej, przynajmniej psychicznie. Jutro trochę spokojniejszy etap. Na szóstym pewnie oddam koszulkę. Męczy mnie to już.

Dean przytaknął.

- I tak osiągnąłeś dużo. Masz już etap, ciągle masz koszulkę lidera i młodzieżowca. Masz dziewiętnaście lat, Cas. A zdążyłeś już wygrać Tour de France i masz już cztery koszulki Mistrza Świata. Kto w twoim wieku był na twoim miejscu? Kto tyle osiągnął? Nawet nie masz pojęcia, jaki jestem dumny, że jestem twoim chłopakiem.

Castiel uśmiechnął się szeroko, na co Dean również się uśmiechnął. Uwielbiał uśmiech Casa. Kiedy on się uśmiechał, miał wrażenie, że cały świat jest piękniejszy.

- Kocham cię - powiedział Cas po chwili ciszy, przez którą po prostu wpatrywali się w swoje uśmiechy.

Dean uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Ja ciebie też, Cas. Chciałbym być teraz obok - westchnął, a jego uśmiech znowu gdzieś zniknął.

- Niedługo będziemy. A potem całe Tour de France razem. 

Winchester uśmiechnął się lekko.

- Chcę mieć cię wtedy przy sobie - przyznał cicho. - Nie ukrywać się, jechać obok ciebie... - rozmarzył się lekko. - Odkąd się ujawniliśmy jechaliśmy razem tylko Santos. Nie podoba mi się to.

- Takie były warunki, wiesz o tym.

- Wiem, pogadamy o tym z Pedro na przyszły sezon. Ja mogę na ciebie pracować, nie robi mi to różnicy, bo twoja wygrana to jak moja wygrana. Byleby jechać razem, być przy tobie. Przecież to nam nie służy. Pocieszyłbym cię, gdybym był obok, a tak to co mogę? Palnąć głupi żart? Nie znam głupich żartów. Nawet przytulić cię nie mogę.

Castiel uśmiechnął się szerzej.

- Pocieszasz mnie samą rozmową, skarbie.

Dean uśmiechnął się lekko.

- Staram się - przyznał. - Słuchaj, dochodzi dziesiąta i nie chcę się czepiać, ale musisz odpoczywać. O której wstajecie?

- Siódma trzydzieści.

Dean przytaknął.

- Powinieneś iść spać.

- Nie jestem śpiący.

- Sprawdź małą kieszonkę w torbie.

- Po co?

- Sprawdź - poprosił.

Cas wstał i podszedł do swojej torby, sięgając do kieszonki, której nigdy nie używał. I wyjął z niej coś co wyglądało jak mały przyciemniany słoik. Od razu zrobił zbliżenie kamery na ten tajemniczy pojemnik.

- Wracamy do początków i podrzucasz mi doping? - zażartował, wiedząc, że Dean by mu tego teraz nie zrobił.

Winchester zaśmiał się cicho.

- Odsypałem ci trochę moich nasennych - wyjaśnił. - Weź jedną tabletkę, popij wodą i połóż się spać. Rozłączę się dopiero jak już zaśniesz, dobrze?

Cas przytaknął i wziął jedną tabletkę, po czym położył się, układając telefon obok siebie, aby widzieć Deana i aby on mógł widzieć jego.

Rozmawiali jeszcze nieco ponad pół godziny, po czym Cas zaczął przysypiać. Dean popatrzył chwilę na swojego śpiącego chłopaka i dopiero wtedy się rozłączył, mając nadzieję, że te półtorej tygodnia zleci naprawdę szybko.

N/A

Next pewnie jutro

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro