111. Sam z Amorem
Dean był chyba w najgorszej sytuacji jeśli chodzi o zajęcie sobie czasu. Cas i Esteban byli na Giro, więc na nudę nie narzekali. Podobnie Adam, który ścigał się w Kalifornii. Winchester co prawda mógł ścigać się teraz w Madrycie, ale uznał, że to nie jest wyścig, który jakoś bardzo mu odpowiada, więc dał szansę na wykazanie się innym zawodnikom.
Adam był w innej strefie czasowej, podobnie jak cała rodzina Deana, więc rozmowa z nimi była problematyczna. A Cas i Esteban mieli dziennie po kilka minut wolnego, co sprawiało, że resztę dnia poza rozmowami z nimi spędzał sam... z psem.
Dean jeszcze nigdy nie musiał wyprowadzać Amora na spacer. Do tej pory jakoś udawało mu się z tego wykręcić i jeśli już zdarzyło się, że on został z Amorem, zazwyczaj swoim marudzeniem zmuszał do tego Adama. Teraz pierwszy raz nie miał nikogo, kto mógłby wyjść z psem na spacer, więc wreszcie padło na niego.
Wziął smycz i patrzył na nią nieufnie.
- Jak obsługuje się to cholerstwo? - zastanawiał się, a w tym momencie Amor wyczuwając spacer zaczął na niego skakać, już ciesząc się na wyjście. - Uspokój się, pchlarzu - powiedział zrezygnowany, ale nie podziałało, więc krzyknął. - Spokój, Amor, kurwa!
Pies momentalnie przestał skakać, usiadł naprzeciwko Deana i zaczął cicho piszczeć.
- Ja pierdolę no... stul pysk.
Winchester w końcu opanował sztukę blokowania i odblokowywania smyczy, po czym przypiął psa i niechętnym krokiem ruszył z nim na plażę lekkim truchtem. Skoro już musiał wyjść z tym czworonogiem to chociaż zrobi przy tym poranny rozruch.
Dobiegli na plażę, po drodze robiąc jeden postój, gdyż Amor musiał załatwić potrzebę fizjologiczną. Pies był szczęśliwy z tej przebieżki. Zerkał na Deana jakby z wdzięcznością, ale Winchester o to nie dbał. Właściwie to nawet nie spojrzał na psa. Wyszedł z nim na spacer tylko dlatego, że Cas go o to prosił. Na dowód wysłał mu zdjęcie z plaży.
Kiedy wrócili do domu, Dean zrobił szybkie śniadania, odpoczął godzinę i zaczął zbierać się na trening. Podczas treningu zadzwonił do niego Cas i to w sumie jedyny dobry moment tego dnia. Reszta zleciała nudno i rutynowo.
Kolejne dni były takie same - poranne bieganie z Amorem, śniadanie, odpoczynek, trening, obiad, oglądanie Giro z małym piwem w celu regeneracyjnym, kolacja i sen. A przed snem próby zaśnięcia, bo Amor dobijał się jak opętany do pokoju. Dean nie zamierzał go wpuścić.
- Spadaj! Daj mi spać! - krzyczał do psa. Nienawidził go.
W weekend ścigał się we Francji, zabierając Amora ze sobą. Zajął drugie miejsce na klasyku, przegrywając na finiszu tylko z zeszłorocznym Mistrzem Świata, który specjalizował się w wyścigach jednodniowych i był bardzo dobrym sprinterem, więc Dean i tak był zadowolony.
Po dwóch dniach, które spędził poza domem ze względu na wyścig, wrócił z psem do domu. Znowu zaczęły się spacery, a Dean coraz bardziej tęsknił za Casem. Amor też zachowywał się jakby brakowało mu jego pana.
Dlatego kolejnego wieczoru w końcu uległ i wpuścił psa do sypialni, a nawet pozwolił mu spać na łóżku, tuląc się do niego i głaszcząc go. Amor tymczasem wąchał poduszkę, na której zwykle spał Cas.
- Też za nim tęsknię - westchnął Dean, głaszcząc psa. - Ale za tydzień się z nim zobaczymy - obiecał mu.
Zasnął tego dnia wyjątkowo szybko. Był to też dzień, kiedy Adam wracał z wyścigu w Kalifornii i gdy tylko Milligan wrócił nad ranem do domu Deana i nie zobaczył Amora biegającego po dworze, ani w ogóle nie znalazł psa po przeszukaniu podwórka, ruszył biegiem w stronę pokoju Deana, aby czym prędzej powiadomić brata, że ktoś chyba ukradł im psa lub Amor uciekł, ale gdy tylko otworzył drzwi pokoju, zobaczył śpiącego Deana i skulonego w kłębek obok niego Amora. Uśmiechnął się lekko i wiedział, że Dean będzie wściekły, ale wyjął telefon i zrobił zdjęcie od razu wysyłając je Casowi. Następnie ostrożnie i cicho zamknął drzwi, po czym spokojnym krokiem ruszył w stronę kuchni. Zastanawiał się, co się stało, że Dean nagle polubił tego psa i pozwolił mu spać na łóżku.
N/A
W końcu jest ten rozdział. Na dzisiaj koniec. Next w poniedziałek.
Na rekompensatę za kiepską częstotliwość przez ten weekend zostawiam Wam zdjęcie mojego psa, który nie dawał mi oglądać wczoraj Vuelty próbując wymusić spacer.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro