Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

103. Jeśli jesteś pewny, że chcesz być moim szwagrem...

Dean dochodził do siebie kilka dni, przez które był obolały. Kiedy jechali na trening, specjalnie zaczynali spokojnie, robiąc małą pięćdziesięciokilometrową rundę, po której Winchester wracał do domu, a Cas jechał dalej. Dean nie był zbyt zachwycony tym, że nie może towarzyszyć swojemu chłopakowi w cięższych fragmentach treningów, ale fizycznie było to niemal niemożliwe - nawet przy lekkich treningach czuł rwący ból. Jedynym pocieszeniem było to, że z każdym dniem było coraz lepiej.

Rano w dniu urodzin Winchestera, przyjechali ich najbliżsi. Docierając z lotniska siedmioosobową taksówką, bo nie zmieściliby się do Impali. Byli Mary, Sam, Gabriel, Adam, Chuck i Becky. Esteban nie mógł dotrzeć, bo następnego dnia miał jednodniowy wyścig w Australii.

Dean skrzywił się, kiedy przytulając się z Samem jego brat trochę za mocno go przytulił, ściskając miejsce, gdzie wciąż nie zrosła mu się skóra.

- Wybacz - powiedział Sam, czując się winny. - Zapomniałem.

- Spoko, brat.

Reszta witała się z Deanem uściskiem dłoni lub przybiciem piątki, tylko Mary przytuliła syna, ale już dużo delikatniej niż Sam.

- Jak sprawa z Pedro? - Winchester spytał Adama.

- Ciągnie się. Okazało się, że Crowley zwleka z dostarczeniem papierów do UCI i nadal figuruję w ich bazie jako zawodnik THC, a do tego czasu nic nie można zrobić.

- Długo może z tym zwlekać?

- Do listopada lub dopóki prawnik go nie przyciśnie - westchnął. - A obaj go znamy, wiemy jak będzie to utrudniał.

- Crowley to największy chuj na jakiego można trafić - odparł Dean. - Cwaniaczek od siedmiu boleści...

- Nie psujmy sobie nim dzisiaj nerwów - zaproponował Cas. - Chociaż ten jeden dzień.

- Dobry pomysł - stwierdził Adam. - Co będzie, to będzie, szkoda czasu i nerwów na niego.

- Znowu będziecie jeździć razem? - spytał Sam, podłapując temat.

- Tylko nie wiadomo jeszcze kiedy.

- Mam lepsze pytanie - wtrącił Gabriel. - Gdzie Amor?

Dean wzruszył ramionami.

- Biega gdzieś po dworze - stwierdził. - Duże podwórko, to on szczęśliwy, bo może pobiegać, ja szczęśliwy, bo nie plącze mi się co chwila pod nogami...

- Chodź, pomożesz mi go szukać - postanowił.

- Czemu ja?

Gabriel spojrzał na niego wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu, więc Dean westchnął widząc, że nie ma wyboru.

- Dobra - zgodził się, ruszając za chłopakiem w stronę ogrodu. 

Gdy odeszli już dość spory kawałek, Gabriel nagle zatrzymał się.

- Nie wyciągnąłem cię tu przez psa, ale nie chciałem, żeby Sam coś podejrzewał - zaczął.

Dean zmarszczył brwi.

- Gabe, o co chodzi?

Chłopak sięgnął do kieszeni i wyjął z niego małe pudełeczko. Otworzył je i pokazał Winchesterowi pierścionek.

- Wiesz, że jestem staroświecki jeśli chodzi o takie sprawy. Waszego ojca nie mogę poprosić, więc proszę ciebie, jako starszego brata, o błogosławieństwo. Chcę się oświadczyć Samowi. 

Dean zaniemówił. Sam i Gabriel byli teraz na studiach, na które pojechali razem. Byli razem już dość długo, a Gabriel często okazywał Samowi wsparcie, gdy ten najbardziej tego potrzebował, ale Dean nie był przekonany. Uważał, że są za młodzi na taki krok.

- Nie zrozum mnie źle... - zaczął niepewnie. - Lubię cię i uważam, że jesteś odpowiedni dla Sammy'ego, ale macie po dziewiętnaście lat, Gabriel. Nie uważasz, że to trochę za wcześnie na ślub?

- Oświadczyny to nie od razu ślub, Dean - powiedział obronnie. - Myślałem o ślubie za dwa lata. 

Dean westchnął.

- Skoro za dwa lata to czemu chcesz się oświadczyć teraz?

- Nie chcę teraz, już natychmiast, dzisiaj, nie wiem kiedy to zrobię, ale w ciągu najbliższych tygodni na pewno - stwierdził. - Wyczuję moment, to się oświadczę. Nie chcę, żeby to było oklepane. Nie chcę go zabierać do drogiej restauracji i robić tego przy wszystkich. Chcę, żeby było romantycznie, żebyśmy byli tylko my. Nie chcę gapiów. 

Dean patrzył na tego chłopaka i naprawdę miał mieszane uczucia. Ale wiedział, że Gabrielowi zależało na Samie i wątpił, aby ten go zranił. Chciał szczęścia brata, a póki co nie widział, aby był tak szczęśliwy przy kimkolwiek innym. 

- Chcę, żebyście byli szczęśliwi - powiedział. - Więc jeśli jesteś pewny, że chcesz być moim szwagrem to masz moje błogosławieństwo, Gabe.

Gabriel spojrzał na Deana nieco zszokowany.

- Naprawdę?

- Tak.

Chłopak uśmiechnął się szeroko i już chciał rzucić się w ramiona Winchestera, kiedy zorientował się, że Dean jest przecież ranny.

- Przytulimy się później - zaproponował Winchester.

- Zgoda - przyznał Gabriel. - A co z tobą?

- Co ze mną? - spytał marszcząc brwi, nie rozumiejąc pytania.

- No z tobą i Casem - wyjaśnił. - Dużo razem przeszliście. Nie myślałeś o tym?

- Nie - odpowiedział szczerze. - Znaczy, raz o tym rozmawialiśmy, ale wykręciłem się, że jest za wcześnie.

- Nie chcesz ślubu z nim? Nie rozumiem, myślałem, że myślisz o nim poważnie.

Dean westchnął.

- Myślę poważnie, ale nie uważam, że ślub jest potrzebny do szczęścia. Najważniejsze, żeby się dogadywać, być razem. Co da nam ślub? Nazwiska i tak żaden z nas nie zmieni. Inne rzeczy możemy mieć bez tego, tylko potrzeba nieco papierologii. 

- A pomyślałeś o nim? - spytał Gabriel. - Czego on chce? Skąd wiesz, że on nie chce ślubu?

- Wiem, że chce - wyznał Dean. - Ale ja nie chcę. Nie wyobrażam sobie siebie przed ołtarzem. Nigdy nie wyobrażałem. Dzieci przecież też nie będziemy mieć. Po co wydawać na to kasę?

- Pomyśl o tym dla Casa - poradził mu Gabriel. - Bo on naprawdę oczekuje, że któregoś dnia klękniesz przed nim z pierścionkiem.

Dean przygryzł wargę.

- Zerwie ze mną, jeśli nigdy tego nie zrobię? Zostawi mnie, bo nie chcę ślubu? Jeśli tak to najwidoczniej nie powinniśmy być razem. Bo nie jest się ze sobą dla głupiego pierścionka, a żeby się nawzajem wspierać w życiu. I ja w to wierzę. Jeśli z Samem chcecie ślubu, cieszę się i będę wam w tym kibicował, ale nie zmuszaj mnie do tego samego.

Winchester nie miał zamiaru kontynuować dyskusji, która go irytowała, dlatego powolnym krokiem, próbując się uspokoić, ruszył w stronę domu. Chciał usiąść przy Casie i cieszyć się z tego, że pierwszy raz spędza urodziny z kimś, kogo kocha.  Gdzieś po drodze pod jego nogami zaczął plątać się Amor, zerkając w górę na swojego pana, jakby chciał go pocieszyć. Problem w tym, że Dean nawet nie chciał zwracać uwagi na tego psa.

N/A

Przepraszam za wczoraj, ale nie byłam w stanie napisać niczego konstruktywnego. Dzisiaj jeszcze 2-3 rozdziały (a przynajmniej taki jest cel).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro