Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20| Odbicie Erena 2

Natari jechała obok jej ukochanego przyjaciela Jeana i Armina którzy jak ona zmierzała w stronę opancerzonego który przetrzymywał Erena, jak i Historie.

- Natari.- zaczął Jean zwracając na siebie uwagę dwójki przyjaciół.- Jeżeli zginiemy... Wiedz że to ja ukradłem ci ten ostatni kawałek ciasta.- powiedział a w szarych oczach widać było iskierki złości.

- Módl się żebyś nie zginął z mojej ręki... Jean.- powiedziała i wraz z przyjaciółmi użyła sprzętu by dostać się na opancerzonego zdrajce. 

- Berthold oddaj nam Erena...- powiedział spokojnie Armin.

- Nie mogę!- usłyszeli.

- Słuchaj...- zaczęła zirytowana Natari w której oczach zbierały się łzy. Byli dla niej jak przyjaciele z którymi piła i jadła, żyli razem przez pieprzone dwa lata w korpusie treningowym, to po prostu nie fair.- Zrób coś dobrego chodź raz w swoim życiu. Mieszkaliśmy i śmialiśmy się tyle lat razem, a teraz? To jest po prostu śmieszne... Berthold zrób to dla nas, dla przyjaciół, dla zmarłych zwiadowców, dla Annie.- powiedziała wiedząc, że ten coś czuje do tej dziewczyny którą całym sercem nienawidziła. Zabrała ona przyjaciół zimnego kaprala, ukochanego jej siostry, skierowała w stronę drużyny Natari grupę tytanów. Nienawidziła takich ludzi.

- Chciałbym... Ale nie mogę!- krzyknął powoli nie wiedząc co ma zrobić, nie chciał słuchać tych bolących słów jakie kierowali w jego stronę przyjaciele.

- Musimy się wycofać!- powiedział Armin patrząc wymownie na brązowowłosą. Zrozumiała od razu. Złapała za ramię Jeana i wycofała się z nim by go chronić przed napływającą falą tytanów którzy atakują Rainera. 

- Mikasa teraz!- krzyknęła Natari dając znak czarnowłosej by ta zabrała Erena z rąk Bertholda który próbował chronić się przed tytanami próbujących ich zjeść. Dziewczyna zagwizdała i czekała na białego wierzchowca, w jej ślady poszedł koniowaty. Wsiedli na wierzchowce i po znaku odwrotu ruszyli w stronę murów ale przeszkodziły im w tym lecące tytany, którymi rzucał Reiner.

- Co on do cholery robi?!- krzyknął przerażony Jean.

- Po prostu jedź!- krzyknęła dziewczyna wiedząc że w tej sytuacji nie ma szans. Modliła się by chodź jemu nic się nie stało i wrócił bezpiecznie za mury, ale bogowie nie kochają zuchwałych i niemiłych nastolatek i sprawili by to właśnie Jean dostał tytanem. - Jean!- krzyknęła przerażona zeskakując z konia by biec w stronę chłopaka. Widziała jak ten lądował na ziemi więc do niego podbiegła.- Jean!

Wzięła go w swoje objęcia i przytulała do piersi ciało nieprzytomnego chłopaka a z jego głowy leciała krew. Do jej oczu nabrały się łzy i ta nie mrugała by je nie wypuścić, szeptała do siebie jego imię z nadzieją że to spowoduje jego obudzenie. Ogarnęła się gdy przed nią pojawił się tytan chcąc zaspokoić swoją popierdoloną chęć śmierci i krwi ludzkiej rasy. 

- Nie podchodź!- krzyknęła i cofała się z ciałem chłopaka w rękach jeszcze mocniej go do siebie dociskając i brudząc mundur jego krwią.- Nie podchodź bo cię zabiję!!- krzyczała zła. Jakby tą groźbę tytan usłyszał i za sprawą jakiegoś impulsu pobiegł w nieznaną jej stronę.- Powinnam im częściej grozić...- powiedziała do siebie i w końcu zainteresowała się stanem życia chłopaka. Przyłożyła swoją głowę do piersi chłopaka i nasłuchiwała jakiegokolwiek oddechu i bicia jego serca... I tak było... Oddychał a jego serce biło równomiernie.- Jean...- powiedziała a z jej oczu pociekły łzy.

- Natari!- usłyszała krzyk przepełniony złością, smutkiem i nadzieją swojej siostry.

- Tutaj!- krzyknęła nawołując siostrę, która gdy usłyszała ją szybko ruszyła z białym wierzchowcem u boku. 

- Żyje?- zapytała czarnowłosa gdy ujrzała zapłakaną siostrę która przytulała ciało chłopaka.

- Tak.- odpowiedziała.


Gdy już byli na szczycie murów wraz z ocalonymi Natari siedziała obok bruneta który tak spokojnie wyglądał. Uśmiechała się ciepło głaszcząc jego policzek i czekając aż ten otworzy swoje piękne oczy i pierwsze ci zobaczy to nie pielęgniarkę która zawija mu bandaż a ją czuwającą nad nim. I tak właśnie się stało.

- Hej.- powiedział uśmiechając się.

- Hej.- odpowiedziała a do jej oczu nabrały się łzy. Nie wytrzymała rzucając się na jego szyję i cicho łkając zakrywając twarz, chłopak przycisną jej ciało do siebie chowając twarz w jej włosy i głaszcząc kojąco po plecach.- Gdy ten tytan strącił cię z konia... Myślałam że umrzesz... A ten tytan który pojawił się znikąd.- mówiła powoli się uspokajając.

- Spokojnie mała... Żyję.- powiedział i odsunął się od dziewczyny patrząc prosto w jej szare oczy.

- Wiem... Bo mi obiecałeś, że przeżyjesz.- powiedziała i z zaskoczenia go pocałowała opiekuńczo w usta.- Wiesz co koniowaty?- zapytała i tak jak wcześniej zaczęła głaskać twarz bruneta.

- Co?- zapytał obserwując jej mimikę która wykrzywiła się do szerokiego uśmiechu.

- Kocham cię.- powiedziała i przytuliła się do nastolatka który mruknął ciche ,,Ja ciebie też''. Czarnowłosa widząc ich spojrzała na kaprala i udawała że wyciera niewidzialną łzę.

- Pamiętasz jak ty mi wyznałeś miłość?- zapytała i uśmiechnęła się o kaprala na swój sposób.

- Ta...- powiedział jakby od nie chcenia.

- Czekaj.- powiedziała jakby ktoś oblał ją wodą.- Więc mnie kochasz kapralu!- krzyknęła szczęśliwa z jego wyznania w tej niecodziennej sytuacji.

- Zamknij się.- powiedział zakrywając twarz a tym samym rumieńce i poczochrał czarne włosy kobiety.

- Ja też cię kocham panie kapralu.- powiedziała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro