Rozdział 2| Treningi
Niedaleko jej miejsca zamieszkania było skupisko tych wszystkich ludzi pozbawionych domu, przez co dziewczynka miała ochotę płakać, nie była przywiązana do ojca, właściwie nie robiło jej różnicy czy żyje czy nie.. Teraz głową rodziny jest jej matka, ale wyższe sfery będą szkolić jej brata na zostanie jednym najważniejszym człowiekiem za murami. A ona? Była ignorowana, teraz nie musiała chronić swojego brata. Miał ochronę...
Została jej zemsta na tych kreaturach. Szła jedną z uliczek i zauważyła troje dzieci w miej więcej jej wieku. Jeden z nich stał ściskając pięści tak mocno, że aż pobladły a dziewczynka patrzyła na niego z troską, drugi chłopczyk o blond włosach dawał innych po chlebie. Czuła się taka zła... Ona na starcie miała wszystko czego pragnęła a oni walczą o chleb.
Mijała wiele ludzi i widziała ich zmęczenie i przerażenie. Gdy mijała się z dziećmi przeleciała po nich wzrokiem a oni po niej. Oni byli brudni i zaniedbani a ona? Szlachcic który zawsze pachniał nawet teraz.
Patrzono na nią z odrazą i złością. Patrzyli na siebie.
- Wiem co sobie myślicie- powiedziała i odwróciła wzrok ściskając swoje dłonie tak samo jak zrobił to wcześniej chłopczyk przed nią.- Ale ja tego nie chciałam... Chciałabym jakoś pomóc.- powiedziała niezręcznie. Ciągnęło ją do pomocy tym dzieciom, od kiedy nie miała kogo chronić.
- Jak śmiesz...- zaczął jadowitym tonem kasztanowłosy ale jego wypowiedź została przerwana przez blondyna.
- Chętnie przyjmiemy pomoc.- powiedział chłopak a tym razem zimne jak lód oczy zabłysnęły radością, a kąciki jej ust uniosły się w górę.
- Za mną.- powiedziała i w podskokach udała się w stronę jej domu. Nie był może największy ale na pewno w jej przekonaniach na te czasy, za duży dla trzech osób.
Gdy dotarli do ceglanego rodzinnego domku weszła do środka i wpuściła przez drzwi troje kolegów w jej wieku.
- Natari już jesteś?- zapytała ją matka z kuchni.
- Tak zmęczyło mnie chodzenie samej!- odkrzyknęła do matki i ręką wskazując by jej towarzysze poszli na piętro w którym jest jedynie jej brat który uczy się w swoim pokoju. Ta zanim dołączyła do towarzyszy poszła do kuchni po odrobinę jedzenia by wystarczyło dla jej znajomych.
Weszła na piętro i zauważyła siedzących na ziemi troje dzieci czekających na nią przed jej pokojem.
- Wejdźcie tutaj.- powiedziała i wskazała głową na drzwi za nimi. Wykonali polecenie i weszli do średniej wielkości pokoju. Stali w miejscy gdy dziewczyna odstawiła jedzenie na drewnianym biurku i spojrzała przyjaznym wzrokiem na troje przyjaciół przed nią.- Częstujcie się to dla was.- powiedziała wskazując na przyniesiony bochen chleba i pomidory.- To niewiele ale to jedyne co było na wierzchu w kuchni.- powiedziała drapiąc się po karku idąc w stronę jednoosobowego łóżka które było dla niej jak dla dwóch osób, bo była drobna chodź to tylko pozory.
- Dziękujemy.- powiedziała dziewczyna gryząc pomidor i gryząc podzielony na trzy chleb.
- Cieszę się że mogłam w jakiś sposób pomóc.- powiedziała i uśmiechnęła się.
- Natari!- usłyszeli chłopięcy dziecięcy głosik wołający szarooką.
- Tak?!- odkrzyknęła.
- Przyszedł pan Lucius!- krzyknął a ona westchnęła i wstała z miejsca.
- Gdzie idziesz?- zapytał ją zielonooki chłopczyk przełykając gryzione jedzenie.
- Na trening. Później wam wszystko wyjaśnię na razie czujcie się jak u siebie powiem matce, że jesteście moimi przyjaciółmi i poproszę żebyście zostali.- powiedziała i zamknęła za sobą drzwi i poszła do korytarza gdzie pewnie stał wysoki i czarnowłosy mężczyzna, który od lat jest przyjacielem ich rodziny i od dawna jej trenerem.
- Witaj Natari.- powiedział i uśmiechnął się pokrzepiająco do dziewczynki.- Przykro mi z powodu twojego ojca.- powiedział gdy już mieli wychodzić.
- Poczekaj proszę jeszcze chwilkę muszę pomówić z matką.- powiedziała oficjalnie jak przystało na wysoko urodzoną, on potakną dając znak że poczeka na nią. A ta pobiegła do matki.- Matko w moim pokoju znajdują się przyjaciele. Proszę cię abyśmy dali im dach nad głową.- powiedziała kłaniając się.
- Córko droga... Przemyślę to i dam ci odpowiedź jak wrócisz a teraz zawołaj kolegów, podzielę się z nimi naszym obiadem.- powiedziała tak samo oficjalnie. Przy żołnierzach i starszyźnie byli oficjalnymi szlachcicami z manierami na poziomie króla.
- Dziękuję matko.- powiedziała i ruszyła na górę do jej pokoju i pociągnęła za klamkę.
- Tak szybko wróciłaś?- zapytał zdziwiony blond włosy.
- Nie dopiero będę szła, teraz chodźcie moja mama zaprosiła was na obiad.- powiedziała i ruchem ręki wskazała by ci poszli za nią ale zanim zeszli wyjaśniała im co nieco.- Na dole jest mój trener dlatego jesteśmy oficjalni więc wiedzcie że tacy na co dzień nie jesteśmy.- wyjaśniła i stanęli w progu kuchni.
- A więc to są twoi przyjaciele córko?- zapytała ją matka wodząc wzrokiem po dzieciach.
- Tak matko. A teraz proszę o wybaczenie, muszę udać się na trening.- powiedziała i ukłoniła się udając się w stronę żołnierza.
Stanęli na polanie a żołnierz nakazał dziewczynie się rozgrzać.
Pochodziła z rodziny żołnierzy więc nic dziwnego w tym że i ona na 99% nim będzie.
Po rozgrzewce to co zawsze ćwiczyła jej szybkość i spryt w walce z o wiele większym i silniejszym żołnierzem. Musiała go powalić.
Udało jej się to z trudem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro