Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16| List.

Już od samego rana w rezydencji Korins jest gwar spowodowany powrotem ich panienki do zwiadowców. Personel uwielbiał nastolatkę, jak przybywała starała się pomagać a jeszcze jak mieszkali chwilowo za Rose rozmawiała z nimi, i pocieszała dając im w ich przekonaniach niesłusznie wynagrodzenia w postaci jedzenia. Uważali się za wielkich szczęściarzy pracując dla nich, chcieli by ich panienka zakończyła karierę żołnierza i wróciła do nich, lecz zdawali sobie sprawę że byłby to cios prosto w serce dla niej. Nie przepadali za paniczem, zawsze zuchwały i zbyt energiczny nawet nie potrafił po sobie sprzątnąć, ale nie mieli praw by go upominać.

Byli bardzo szczęśliwi gdy Natari przyjechała do nich z chłopakiem, mieli nadzieje że to ona podtrzyma ich szlachecki ród, a chłopak wydawał się miły i silny by bronić ich kochaną panienkę.

- Lotte nie powinnaś się aż tak przemęczać, masz chore serce.- powiedziała Natari widząc ciężko pracującą kobietę w podeszłym wieku.

- Wiem panienko ale wszystko musi być dopracowane, na pożegnanie panienki.- powiedziała odkładając na swoje miejsce zastawę stołową.

- To tylko powrót, wystarczą nam nasze konie i prowiant na drogę.- wyjaśniła zmęczona pracującymi ciężko ludźmi.

- Natari!- krzyknął chłopczyk wpadając do domu w ubłoconych butach.

- Mark! Zdejmij buty jak wchodzisz do domu.- powiedziała srogo pstrykając chłopaka w czoło. Westchnął ale zrobił to o co poprosiła i zdjął buty odkładając na swoje miejsce i zmieniając na inne.

- Siostro nie uwierzysz.- zaczął podbiegając do niej i złapał jej dłoń kierując na tyły posiadłości gdzie od niedawna znajdowało się pole treningowe dla chłopca.- W końcu udało mi się powalić instruktora!- krzyknął zadowolony.

- Wspaniale, ale Mark powinieneś ciężej pracować i pamiętaj też o tym by nie dodawać pracy służką, mimo wszystko one też są ludźmi.- powiedziała i roztrzepała włosy chłopaka w tym samym wzroście.- Za niedługo mnie przerośniesz.- powiedziała.

- Mam już 165 cm wzrostu.- powiedział dymny. Ich rodzinę cechowali wysocy mężczyźni, i niskie delikatnie wyglądające kobiety.

- Chodź przedstawię ci mojego przyjaciela.- powiedziała i tym razem to ona złapała za dłoń chłopaka prowadząc do jej pokoju w którym jak zabity śpi Jean. Mark gdy go zobaczył zastygł w miejscu, jego siostra ma chłopaka który śpi w jej łóżku.

- Natari nie mówiłaś, że masz chłopaka.- powiedział szepcząc do nastolatki.

- On nie jest moim chłopakiem. Koniowaty wstawaj!- krzyknęła a ten od razu podniósł się do siadu.

- Czego mnie budzisz babo.- powiedział z powrotem opadając na jedwabiste poduszki.

- Zaraz wyruszamy do siedziby zwiadowców, a mam jeszcze coś do załatwienia i nie zostawię cię sam na sam z moim upiornym bratem i matką.- powiedziała przez co dostała z pięści w ramię od Marka.

- Już wstaje.- powiedział i wyszedł spod kołdry.

- No skoro wstałeś, poznaj mojego drogiego i najcenniejszego braciszka Marka. Mark to Jean.- przedstawiła ich sobie i wyszła z pokoju i kierując się do biura jej matki.

Zapukała do wielkich drewnianych drzwi zdecydowanie wyróżniających się od innych drzwi w domu. Na nich był wygrawerowany napis w języku ich przodków, którego nastolatka musiała się nauczyć ale nie było to dla niej problemem kochała naukę i języki co było przyjemnością. Napis oznaczał ,,Tylko walczący mają prawo do głosu'', ich motto rodzinne.

- Matko masz coś do przekazania zwiadowcą?- zapytała Natari po usłyszeniu zaproszenia do środka.

- Nie mam coś innego, do ciebie.- zaczęła i wyjęła z szuflady biurka list, nieodpieczętowany.

- Co to?- zapytała.

- List twojego ojca dla ciebie. Nie wiem co jest tu napisane, ta rezydencja należała do naszej rodziny lecz opuściliśmy ją mając nadzieje że nie będziemy musieli tu wracać, co było tylko głupią nadzieją. W tym domu wydarzyło się coś co twój ojciec nie chciał mi nigdy powiedzieć ale uszanowałam jego decyzje co do przeprowadzki za mur Maria do Shinganshiny.- wyjaśniała trzymając w dwóch dłoniach list dla Natari.- Myślę, że ten list zmieni wszystko w twoim życiu.- zaczęła kolejne pytanie na które nastolatka chciała znać odpowiedź. Kobieta podała zapieczętowany list córce.

- Dlaczego myślisz że zmieni moje życie?- zapytała chowając list w kieszeni sukni.

- Ważne listy w naszej rodzinie oznaczane są czarnym woskiem, a jak możesz zauważyć taki znajduje się na liście.- wyjaśniła siadając za biurkiem.

- Do zobaczenia.- powiedziała i przytuliła się do kobiety która odwzajemniła jej uścisk. 

Podróż dwójce przyjaciół minęła w ciszy, Jean nie wiedział jak zacząć jakąkolwiek rozmowę a Natari była zbyt skupiona na swoich myślach. Dotarli do siedziby zwiadowców zastając pakujących się żołnierzy gotowych do podróży, ocucona nastolatka szybko zaczęła szukać Erwina Smitha. Zauważając go szybo do niego podjechała.

- Co się dzieję dowódco?- zapytała zatrzymując konia.

- Musisz wraz z innymi kadetami udać się do bezpiecznego miejsca, naszej innej siedziby a ty Kirschtein musisz udać się wraz ze mną i kapralem w inne miejsce.- wyjaśnił szybko dowódca i wsiadł na przyprowadzonego konia przez jego podwładnego, i odwrócił się w przeciwną stronę niż w tą w którą zmierzali inni kadeci.

- Trzymaj się Kirshtein.- powiedziała i odjechała za innymi doganiając tym samym Sashę i Connego.

Dotarli do opuszczonego zamku i dostali rozkaz wejścia do środka i nie martwienia się o nic. Jedyną osobą z kadetów która miała pojęcie co się dzieje była Natari Korins, która od razu ruszyła do pokoju który będzie dzieliła z dziewczyną która wręcz kocha jedzenie.

Była sama w pokoju do którego wdzierały się pierwsze promienie światła, pozwalały jej przez to na nie zapalanie świeczki dzięki której mogłaby przeczytać powierzony jej list. Zastanawiała się w tym momencie nad wieloma rzeczami, związanych z przeczytaniem tego listu. Czuła, że rzeczywiście wszystko się zmieni, ale jej przeczucie nie mówiło jej czy na lepsze czy też gorsze.

- Raz kozie śmierć.- powiedziała i otworzyła list tym samym zrywając czarny wosk na pół. W jej rękach znajdowała się zwykła kartka z eleganckim pismem i zauważalnymi kropelkami krwi co ją niezmiernie niepokoiło, ale był także zaschnięte kropelki łez, które były na niej widoczne.

Natari, droga córko ten list zmieni twoje poglądy jak i życie. Będzie powodem twojej złości jak i wiedzy, którą wiem że cenisz już od małego. Nie jestem pewien czy pamiętasz moment w którym pisałem ten list który teraz czytasz, pewnie nie, miałaś przecież 2 latka. Przejdę do rzeczy jak to się stało że właśnie ty go trzymasz, a nie twoja starsza siostra, lub dziecię w łonie twojej matki. 

W naszej rodzinie od pokoleń przekazywane są geny, powodujące naszą wysoką siłę czy też naszą inteligencję. Krew która płynie w twoich żyłach nie należy do tej zwykłej, od zawsze drugie dzieci w naszej rodzinie mają coś czego inne nie mają i są przez to ofiarami innych dzieci. Jesteś kimś kto wiernie służy prawdziwym władcą tronu, jesteś najpotężniejszą i jedyną która potrafi  odróżnić władcę. To co płynie w twoich żyłach jest potężniejsze od nie jednego żołnierza.

Zdaję sobie sprawę z tego, że czytasz ten list i ja pewnie jestem martwy. Chciałbym powierzyć sekret który pewnie nigdy nie ujrzy światło dzienne, prawowitym władcą murów jest Historia Reiss, znana jako Christa Lenz.

Szok który doznała po przeczytaniu tego listu nie chciał zejść z twarzy nastolatki. Jej przyjaciółka jest prawowitym władcą murów za którym żyje, który jest uważany przez nią za największe ścierwo, ale dzięki niemu żyje do dziś.

- Kurwa...- podsumowała to tymi słowami i zaczęła intensywnie myśleć, co ma teraz zrobić z tą wiadomością. Nie zacznie przecież rozpowiadać o Historii, musiał istnieć powód i przyczyna przez który dziewczyna nie jest władcą. Ale nie rozumiała jaki posiadała dar przez który zazwyczaj drugie dziecko rodziny Korins ginie. Nie była niezwykła, posiadała te same umiejętności co jej starsza siostra, był tak samo inteligentna jak jej brat. 

Zapaliła świeczkę i nastawiła nad nią list napisany przez jej ojca. Nikt nie mógł go przeczytać, zaszkodzi to jej jak i Historii. Spaliła dowód na jej aktualną wiedzę, ale zdawała sobie sprawę że nic nie będzie długo trzymane w tajemnicy, prędzej czy później ludzie się o tym dowiedzą. 

Jak gdyby nic udała się na stołówkę w której znajdowali się inni byli kadeci i młodzi Zwiadowcy.

- Mówię wam słyszałam tytanów!- krzyczała Sasha a ludzie nie dowierzali sama Natari nie zdawała sobie sprawy z tego co się dzieje. Okno zostało otworzone przez Nanabę.

- Oporządźcie konie, nie ma czasu na zakładanie sprzętu! Tytani przełamali się przez mur Rose i zmierzają w naszą stronę!- krzyknęła i odleciała a żołnierze byli w szoku nie wiedząc co zrobić.

- Ruszać dupy!- krzyknęła nastolatka wybiegając i dziękując Bogom że zanim przyszła na stołówkę założyła sprzęt i mundur.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro