Rozdział 15| Kobieta-tytan.
Szare oczy rozglądały się za potencjalnym zagrożeniem, którym byli tytani. Uspokoiła się nieco po tym jak zabiła tytanów żywiących się ciałem kobiety-tytan. Dziewczyna nie wiedziała czy to przeczucia, ale miała pewne podejrzenia... Tytan miał zwodniczo podobną twarz do jej znajomej z korpusu treningowego, nie przepadała za nią przez jej zbyt wielką pewność siebie i nieprzyjemny charakter, a raczej tak wynikało z rozmów osób które ją widziały.
- Natari nad czym myślisz?- zapytał dowódca patrząc w stronę dziewczyny która statusem jest o niebo wyżej od niego samego, a teraz jako żołnierz jest mu poddana i słucha się go jak wierny piesek.
- Słyszałam, że kobieta tytan jest podobna do pewnej dziewczyny.- powiedziała patrząc przed siebie.- W korpusie treningowym miałam znajomą Annie Leonarth, była aspołeczna nikt z nią nie rozmawiał. Te przypuszczenia padły z ust Armina Arleta, miał z nią styczność i wysunął takie wnioski.- wyjaśniła.
- To trafne spostrzeżenie. Jak wrócimy za mury porozmawiam z innymi zwiadowcami.- powiedział i tak samo jak nastolatka spoglądał przed siebie.
Podróż za mury minęła spokojnie, nie spotkali żadnego tytana a raczej oddział w którym jechała dziewczyna. Po drodze myślała i martwiła się chodź nie wiedziała z jakiego powodu, przygryzała wargę poważnie myśląc. Jeżeli Erwin rozważy słowa Armina ona ma zamiar wziąć w tym udział, chciałaby odciąć ręce jak i nogi Annie, miała świadomość że odrosną więc nie bała się konsekwencji. Ufała słowom nastolatka jeżeli on uważa że Annie to kobieta-tytan to i ona tak uważa.
Wjechali do siedziby zwiadowców ale po drodze nie ominęło ich przekazanie rodziną czekających na swoich poległych dzieci smutnie wiadomości. Dopiero gdy wjechali z powrotem za mur Rose Natari dowiedziała się że nie tylko oddział Karoline ucierpiał, Levi stracił elitarną jednostkę zwiadowców, którzy byli najlepsi z najlepszych. Panią pułkownik nie ominęły oszczerstwa że to przez nią zginęły dzieci stratnych rodziców, co przyjmowała z zimną krwią.
Szła korytarzami do biura Erwina Smitha by dowiedzieć się czy to co powiedziała miało jakiekolwiek rezultaty. Czuła na sobie odpowiedzialność by pomścić tych wszystkich ludzi którzy zginęli z ręki kobiety-tytan, chciała by to ona odcięła ręce tej okropnej i samolubnej dziewczynie. Zapukała do drzwi i po krótkim czasie usłyszała zaproszenie więc weszła tam, i zastała chłopaka dzięki któremu wiadomości na temat człowieka-tytana, Armina.
- Korins dzięki tobie i Arminowi możemy stwierdzić że na 50% że kobietą-tytan jest Annie Leonarth.- powiedział Erwin a w jego oczach nastolatka widziała zadowolenie z przebiegu zdarzeń.
- Zgaduje że odbędzie się zasadzka na nią?- zapytała a na jej ustach wykwitł sławny chytry uśmiech.
- Żandarmeria wzywa do siebie Erena, w tedy zaczniemy działać.- powiedział i kazał wyjść Arminowi z gabinetu co także i dziewczyna miała zrobić ale powstrzymał ją każąc usiąść na miejscu przed nim.
- Coś się stało dowódco?- zapytała.
- Jeżeli mam mówić prawdę żandarmeria jeszcze nie zaplanowała schwytanie Erena a nie chce ryzykować że Annie ucieknie.- zaczął a dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem nakazującym mówić dalej.- Jesteś przedstawicielką rodziny Korins więc masz wielkie wpływy, chciałbym abyś nas ,,zdradziła'', i odwiedziła Żandarmerię i nakłamać im o Erenie i powiedziała jego miejsce pobytu. Małe kłamstwo w ich stronę pozwoli nam na szybkie dostanie się za Sine i złapaniu Annie.- wyjaśnił a Natari po raz kolejny tego dnia chytrze się uśmiechnęła.
- Zrobię to pod jednym warunkiem.- powiedziała mając już wspaniały plan.
- Jaki jest ten warunek?- zapytał.
- Wezmę ze sobą wybranego przeze mnie żołnierza.- powiedziała.
- Oczywiście.- zatwierdził jej warunek który nie wydawał mu się zły.
- Proszę żandarmerię zostawić mnie a niech pan zajmę się planowaniem zasadzki na Annie.- powiedziała i zasalutowała odchodząc do drzwi. Była zadowolona, że Erwin pozwolił jej z sobą wziąć żołnierza, w prawdzie nie potrzebowała nikogo do tego planu ale uznała to za dobrą okazję spędzenia czasu z Jeanem do którego właśnie szła.
Zastała go na polu treningowym rozciągającego się i rozmawiającego z Connym. Podeszła do chłopaków i objęła ich ramionami.
- No chłopaki wybaczcie że przerywam wam męską rozmowę, ale mam sprawę do koniowatego.- powiedziała i uśmiechnęła się do łysego chłopaka który pokiwał głową i machając do Jeana odszedł w swoją stronę pewnie do innych jego znajomych, jak myślała Natari.
- Co się stało Natari?- zapytał nie przerywając rozciągania.
- Musisz mi pomóc zdradzić zwiadowców.- powiedziała, chciała zobaczyć reakcję chłopaka na te propozycję.
- Oszalałaś?!- krzyknął do niej przerywając ćwiczenia. Ta się zaśmiała i pokiwała przecząco głową.
- Nie Jean nie chcę zdradzić Zwiadowców, ale mam pewną zleconą misję i potrzebuję do tego silnego i przystojnego żołnierza, a że inni są zajęci to pozostałeś mi ty.- powiedziała żartem zawieszając swoje dłonie na szyi chłopaka.
- Co to za misja?- zapytał ignorując zawieszone na nim ręce dziewczyny.
- Muszę użyć swojej pozycji i oszukać Żandarmerie, a ty mi w tym pomożesz.- powiedziała i puściła chłopaka opierając dłonie na biodra.
- I po co ja ci tam?- zapytał i zauważając że dziewczyna idzie w jakieś miejsce poszedł za nią.
- Będziesz drugim niezadowolonym członkiem zwiadowców który przez posiadanie w swoich szeregach tytana postanowił coś z tym zrobić.- powiedziała przekonująco stając na kamiennym mostku pod którym płynęła przeźroczysta woda.
- Kiedy zaczyna się ta misja specjalna?- zapytał.
- Dzisiaj w nocy wyjedziemy, by być bardziej wiarygodnymi.- powiedziała i odeszła zostawiając chłopaka na mostku by iść do kwatery dla dziewcząt którą dzieliła z Mikasą, Sashą, Christą i Ymir.
Zachodzące słońce symbolizowało by Natari i Jean zaczęli się szykować. Dziewczyna dyskretnie wzięła nieoficjalny ubiór którym była długa niebieska suknia, i biała koszula, a na nogach wysokie wiązane buty. Jean założył na sobie czarne spodnie i tak samo jak dziewczyna białą koszule, a to był ustalony ubiór przez dziewczynę która mu to przekazała. Wyszli z kwater gdy słońce już dawno dało swoją chwałę na niebie księżycowi i gwiazdą. W rękach dziewczyna trzymała dwa czerwone sprane płaszcze które miały chronić ją i chłopaka przed chłodem nocy. Na miejscu dziewczyna zastała oporządzonego swojego konia i jej towarzysza, a on sam trzymał lejce a widząc stającą przed nim dziewczynę podał lejce jej konia.
- To dla ciebie.- powiedziała podając mu płaszcz, który chętnie przyjął i założył.
- Czuję się jakby serio uciekał od zwiadowców.- powiedział wsiadając na swojego konia co zrobiła także jego towarzyszka tej jakże nieoficjalnej zbrodni.
- Ja tak samo.- powiedziała i przyspieszyła swojego konia jadąc w stronę miejsca które jest ich celem, Sina.
- Myślisz że od tak nas wpuszczą.- zapytał niepewnie chłopak zakładając na swoją głowę kaptur.
- Jestem Korins nie mają wyjścia.- wyjaśniła.
- Ale nie mają na to dowodu możesz się także pod nią podawać.- stwierdził chłopak co było zrozumiałe.
- Dlatego mam to.- powiedziała wyjmując zza płaszcza plakietkę obitą skórą a na niej wyryty był jej herb.
- Nie mam wątpliwości.- powiedział i resztę drogi przejechali w ciszy i na unikaniu wzroku ludzi.
Na miejsce dotarli w południe, na warcie stali dwoje Żandarmów. Widząc zbliżającą się podejrzaną dwójkę na koniach zatrzymali ich.
- Kim jesteście i jaki macie cel w za murem Sina?- zapytał znudzony mężczyzna. Nie odpowiedziała ale wyciągnęła herb jej rodziny co pobudziło szare komórki żołnierzy którzy zasalutowali do szlachcianki.
- My do waszego dowódcy.- powiedziała nie patrząc na mężczyzn.
- Proszę za nami!- krzyknął oficjalnie mężczyzna i wprowadził dwójkę na koniach za mur i gotowi do pochwalenia za ich ochronę ważnej osobistości byli dwa razy bardziej czujni.
Dotarli do siedziby żandarmów którzy na widok dwóch obcych spięli się gotowi do ataku, do czwórki podszedł nastolatek z zamiarem sprawdzenia dwójki.
- Kim jesteś?!- krzyknął celując bronią do nastolatków, broń została wytrącona z jego rąk a on sam został przygwożdżony do ziemi przez dwóch żandarmów którzy wprowadzili tutaj Natari.
- Nie wieże jak odważyłeś się celować do członka rodziny Korins!- krzyknął przełożony nastolatka, dziewczyna dała znak Jeanowi o tym by zeszli z konia.
- Proszę się uspokoić i go puścić.- powiedziała dotykając ramienia mężczyzny.- Dziękuje za ochronę, ale proszę zaprowadzić mnie do dowódcy.- nakazała i zaraz naokoło znaleźli się najważniejsi w żandarmerii i pokierowali dwójkę zwiadowców do gabinetu ich dowódców. Zapukali do drzwi i usłyszeli głośne czego. Dziewczyna uspokoiła mężczyzn i otworzyła drzwi.
- Jestem przedstawicielką rodziny Korins i zwiadowca. Chciałabym pomówić na osobności z dowódcą Żandarmerii.- powiedziała a zaraz ruchem dłoni wszyscy obecni w tej sali oprócz dowódcy wyszli. Ona i Jean usiedli na wskazanym miejscu.
- Co sprowadza tutaj panienkę?- zapytał Nile.
- Muszę przyznać moją pomyłkę co do mojego wyboru...- powiedziała i sztucznie zacisnęła pięści.- Eren Jeager powinien zginąć.- powiedziała a oczy Jeana rozszerzyły się chodź nie pokazał tego mężczyźnie przed nim, nie wierzył że takie mocne słowa wyszły z ust jego towarzyszki.
- Czemu zdanie panienki tak diametralnie się zmieniło?- zapytał Nile nie wierząc w słowa szlachcianki.
- Ostatnimi czasy odbyła się wyprawa w której brałam udział, i muszę powiedzieć że nigdy nie byłam równie przerażona co w momencie w którym zobaczyłam przemianę Erena w tytana i jego agresje wobec innych tytanów.- powiedziała i przeczesała ręką włosy patrząc w oczy Nile, nie za długo i nie za krótko.- Widziałam jak pod jego nogą znikają mniejsi tytani a w ustach pojawia się krew z wygryzionych karków, a jego spojrzenie gdy wychodził z ciała tytana mówiło mi tylko jedno... Żądze mordu, chęć więcej i więcej.- przerwała a dowódca podał jej zieloną herbatę którą wypiła.- To nie jest człowiek to tytan w ludzkiej skórze.
- Czego panienka od nas oczekuje?- zapytał.
- Jestem w stanie prosić was na kolanach o to abyście aresztowali Erena i sami wymierzyli mu karę pod pretekstem wybuchu jego agresji.- powiedziała a jej ostre spojrzenie przebijało to niepewne Nile.
- Oczywiście zrobimy co w naszej mocy.- powiedział Nile, a dziewczynie oczy zabłyszczały z ekscytacji, ale przerodziła to w błysk nadziei chwytając się za pierś i wzdychając.
- Dziękuje Nile, wynagrodzę cię gdy będzie po wszystkim. Podam ci jego położenie.- powiedziała i wskazała na mapie położenie gdzie naprawdę znajdował się Eren co było oczywiście w planie działania.- Jeszcze raz dziękujemy Nile.- powiedziała ściskając jego dłoń kierując się wraz z Jeanem do koni.
- Ściemnia się.- powiedział Jean i westchnął z powodu kolejnych godzin na niewygodnym siodle.
- Pojedziemy do mojej rezydencji i z tamtą wyślę pośrednika który wszystko przekaże Erwinowi a my odpoczniemy.- powiedziała i weszła na swojego białego konia.
- Nie myślałem że to powiem, ale cieszę się że z tobą pojechałem. Czeka na mnie wygodne szlacheckie łóżko.- powiedział i przeciągnął się jadąc za dziewczyną.
- W tej rezydencji jest mi przyznany jeden pokój więc śpimy razem koniowaty.- powiedziała i uniosła dwuznacznie brwi.
- Za co panie.- powiedział i jego humor poszedł się...
Stanęli przed ogromną w przekonaniach nastolatka rezydencją i czekał na ruch dziewczyny obok. Zapukała trzykrotnie w wielkie drzwi które zostały otwarte przez mężczyznę w podeszłym wieku wyglądającym na typowego lokaja w bogatych rodzinach.
- Witaj Will, przyjechałam z przyjacielem zostaniemy na jedną noc. Możesz przekazać to matce?- zapytała a płaszczę które były zarzucone na barki nastolatków został zdjęte przez służki.
- Oczywiście panienko, zaprowadzę panienkę i panicza do pokoju.- powiedział kłaniając się lecz powstrzymała go ręka dziewczyny.
- Nie trzeba po prostu powiedz matce o mojej obecności tutaj.- powiedziała i łapiąc nadgarstek wysokiego chłopaka pokierowała się w stronę pokoju który należał do niej. Otworzyła drzwi wrzucając przez nie chłopaka a sama udała się za biurko wyjmując papier i pióro zaczynając pisać.
- Nieźle mieszkasz.- powiedział siadając na skórzanej kanapie, która była trzykrotnie wygodniejsza od łóżka na którym śpi w zwiadowcach.
- Powiedzmy, przyjechałam tutaj może dwa razy?- zapytała samą siebie zaklejając kopertę i wstając od biurka by otworzyć drzwi i powiedzieć pokojówce by przekazała list pośrednikowi i by z jego rąk trafił prosto do Erwina Smitha. Wróciła naprawdę szybko i ponownie złapała rękę chłopaka ciągnąc do kolejnych drzwi.
- Dokąd ty mnie znów ciągniesz kobieto?- zapytał zmęczony, miał ochotę po prostu położyć się na tej kanapie i iść spać. Nastolatka nie chciała niczego insynuować po prostu chciała zbliżyć się do chłopaka, i to nie w ten sposób (zboku -.-). Niczego nie spodziewający się chłopak został zaciągnięty do łazienki, przez co na jego twarzy wykwitły rumieńce.
- Rozbieraj się, idziemy się kąpać.- powiedziała rozpinając guziki od koszuli.
- Oi, oi, oi!- krzyknął zatrzymując ręce dziewczyny przed dalszym rozpinaniem.- Jesteś bezwstydna!- krzyknął cały czerwony na twarzy.
- Czyżby konik się zawstydził?- zapytała uśmiechając się chytrze, obróciła swoje dłonie tak by teraz to one trzymały te Jeana i odwróciła go i popchnęła przez co wpadł do wody przy tym chlapiąc i ją.
- Co ty robisz Korins?- zapytał wstając ale nic nie powiedział nie będąc w stanie przez widok naprzeciw nim Diabeł jest taki seksowny? zapytał samego siebie patrząc na dziewczynę której oczy świeciły szaleńczo a uśmiech kpiny nie schodził z twarzy, miała przemoczoną koszule a z włosów kapały kropelki spadając na jej twarz.
- Teraz nie masz wyjścia, musisz zdjąć wszystko z siebie bo jesteś przemoczony, a ja mam mokrą koszule i mam ochotę się wykąpać nie mamy wyjścia.- powiedziała opuszczając spódnice i do końca rozpinając koszulę zostając w samej bieliźnie. Nie mógł się poruszyć, ale nie było to problemem dla dziewczyny która weszła do wanny w której leżał chłopak i zaczęła rozpinać jego przemoczoną koszulę, a gdy jej dłonie stanęły na spodniach obudził się z wcześniejszego szoku i zaprzestał wędrówce jej dłoni.- Rozbieraj się Kirschtein.- powiedziała.
- Jesteś straszna...- powiedział ale nie zaprzeczył zdejmując czarne przemoczone spodnie zostając tak samo jak dziewczyna w samej bieliźnie.
- Za to mnie kochasz koniowaty.- powiedziała i dolała płynu dzięki któremu powstała piana, która zakrywała ich intymne sfery.- Teraz możesz zdjąć bieliznę i nie będziesz się wstydzić.- powiedziała wyrzucając na podłogę stanik a zaraz za nim majtki. Za jej przykład poszedł wysoki chłopak i zrobił to samo.
- Natari!- usłyszała krzyk jej brata którego teraz wysyłała mantrą do piekła.
- Biorę kąpiel wypieprzaj!- krzyknęła zirytowana, usłyszeli marudzenie ale zaraz po nim trzask drzwi i oddalające się kroki.
- Jesteś agresywna co do tego chłopaka.- powiedział nie mając pojęcia kim był tamten człowiek co wszedł do jej pokoju.
- To mój młodszy brat, kiedyś był uroczy ale teraz jest strasznie irytujący i rozpieszczany.- zaczęła wzdychając.- Matka mu pobłaża nie szykując go do roboty głowy rodziny, i sama zajmuję się jego pracą...- powiedziała i zanurzyła swoją głowę pod wodą.- Więc Jean mamy czas tylko dla siebie...- powiedziała i przybliżyła swoją twarz do tej chłopaka.
- T,ta.- powiedział patrząc na jej usta. Uśmiechnęła się i musnęła wargami odpowiedniczki chłopaka, złapała za tył jego głowy i przysunęła bliżej siebie pogłębiając pocałunek, i po chwili odrywając się od chłopaka.
- Obiecasz że nigdy nie pozwolisz by tytan lub jakiś dupek cię zabił, Jean?- zapytała patrząc prosto w oczy chłopaka, Jean po raz pierwszy od kiedy pamiętał zobaczył na jej twarzy rumieńce.
- Boże kobieto co ja z tobą mam... Ta.- zgodził się a na jego szyi znalazły się ramiona nastolatki i przyciągnęła go do siebie.
- Dziękuje Jean.- powiedziała i sięgnęła za ręcznik znajdujący się za nim i się nim zwinnie okryła pozwalając zrobić to samo chłopakowi.
Na murku który można ochrzcić chwałą powiernika wszystkich tajnych rozmów i spotkań dwóch bliskich sobie Zwiadowców. Zawsze przychodzą w to miejsce oglądać gwiazdy by później umacniać swoje więzi i od niedawna także przyjmować ich łzy cierpienia, żalu i szczęścia. Był świadkiem rozwijanej miłości którą zauważała tylko jedna osoba mająca chodź trochę emocji pozostawionych na czarną godzinę. Karoline i Levi byli najlepszymi i najbliższymi sobie przyjaciółmi, ale dla kobiety była to męcząca relacja przez jej szalejące emocję co do kaprala z którym dla ,,żartów'' udaje związek tylko on nie odwzajemnia ich emocji.
Wyprawa z której wrócili pochłonęła wiele bliskich im osób. Oddziały z którymi mieli wspomnienia dobre i te złe, ludzie którzy w nich wierzyli zginęli bo oni nie dali rady. Kapral tego nie okazywał ale cierpiał i pragnął tylko przytulić się do jednej z niewielu niższych i bliskich mu kobiet. Karoline czekała w tym samym miejscu co przy ich pierwszym spotkaniu. Czekała z tym samym pragnieniem co kapral.
Mężczyzna usiadł na murku blisko kobiety która była mu bliska. Gdy cała jego rodzina zginęła ona była i chodź się nie znali wsparła go i pocieszyła nie ckliwymi i kłamliwymi słówkami ,,Wszystko już w porządku'', bo tak nie było powiedziała prawdziwe słowa które początkowo go uraziły ale były prawdziwe ,,Teraz będziesz miał motywację by zabić te gówna''. Kpiła sobie z śmierci jego rodziny mówiąc że będzie miał chociaż powód by ich zabić? Odszedł wtedy bez słowa ale okazało się to prawdą, później poszedł ją przeprosić i znalazł ją w tym samym miejscu co wtedy na murku... I tak już stało się tradycją, że co noc przychodzili tu i spoglądali na gwiazdy mówiąc swoje wrażenia z dnia, a czasem opłakując razem lub pocieszając płaczącego.
- Słyszałam że twój oddział poległ...- powiedziała cicho i załamującym się głosem, zacisnęła pięści na kamieniu u podkuliła nogi przytulając się do nich.
- Ta... Twój też nie?- zapytał i odwrócił głowę czując wzbierające łzy.
- Yhym...- wymruczała, a zaraz kapral słyszał smutne łkanie wprost w kolana kobiety, sam pozwolił płynąć swoim łzą które tworzyły wzory na jego bladej twarzy. Karoline przybliżyła się Levia przytulając go.- Znowu poległam... Znowu pozwoliłam umrzeć oddziałowi.- powiedziała łkając w jego idealnie białą koszulę, którą jako jedynej osobie na tym świecie pozwoliłby pobrudzić by ta była szczęśliwa i znów mógł widzieć jej szczery uśmiech.
- Ja też...- powiedział i schował swoją głowę w czarne włosy jego przyjaciółki.- Gdybym był szybszy zdążyłbym im powiedzieć, że to nie ja...- obwiniał się, co kobieta nienawidziła ale nie miała co do powiedzenia, sama to właśnie robiła.
- Gdybym tylko była silniejsza...- powiedziała i znów załkała w koszule mężczyzny.- Levi, musimy się ogarnąć.- zaczęła podnosząc głowę by spojrzeć w kobaltowe oczy które hipnotyzowały ją za każdym razem gdy w nie spoglądała.- Jesteś nadzieją ludzkości, ale jesteś tylko człowiekiem masz prawo na błędy. Ja tak samo jestem tylko człowiekiem.- powiedziała wyjaśniając sobie swoje i jego błędy.
- Jesteś idiotką ale w tym muszę się zgodzić.- powiedział przez co na twarz kobiety pojawił się uśmiech, który obdarowywała tylko jego nikt nie widział tej twarzy pani pułkownik.
- A teraz muszę na ciebie nakrzyczeć.- powiedziała i złapała w swoje drobne ręce twarz mężczyzny i ostrym wzrokiem spoglądała na jego niewyspaną twarz.- Musisz normalnie spać!- nakrzyczała nadymając policzki jak to miała w zwyczaju gdy się denerwowała lub przejmowała.
- Nie rozkazuj mi.- powiedział i oparł głowę o drzewo.
- W takim razie nie opuszczę cię na krok dopóki nie pójdziesz normalnie spać.- powiedziała i oparła swoją głowę o klatkę piersiową Levia. Zaśmiał się co robił tylko przy niej, i położył głowę na niewygodne drzewo.- Masz szczęście że zawsze mam koc jak tu przychodzę.- powiedziała i zdjęła zieloną pelerynę składając ją w prostokąt robiąc prowizoryczną poduszkę i wsadziła do głowę mężczyzny a same sięgnęła po czerwony koc którym owinęła siebie i Levia na którym siedziała i miała opartą głowę.- Teraz chodźmy spać chociaż na kilka godzin, zasłużyliśmy.- powiedziała i zamknęła ciężkie w jej przekonaniach oczy.
- Dobranoc idiotko.- powiedział i oparł się o pachnącą kobietą pelerynę.
- Dobranoc krasnale.- odpowiedziała i odpłynęła do krainy marzeń a po niej mężczyzna który w końcu pomimo jego niedowierzań się wyśpi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro