Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1| Uciekający.

-Jesteś tego pewna?- zapytała blond włosa dziewczynka o jasnych szarych oczach.

- Oczywiście. Pamiętaj co ci teraz powiem dobrze?- odpowiedziała jej starsza dziewczyna o czarnych włosach. Na jej pytanie blond włosa potaknęła.- Nie bój się zostać zranionym przy pomocy innym. Bój się zranienia przez zadany komuś ból.- powiedziała jej i czochrając jej długie blond włoski odeszła ostatni raz przytulając się z matką.

Dziewczyna leżała na niewielkim murku oddalonym od miasteczka patrząc na płynące po błękitnym niebie jasne chmury. Jej jasne oczy były przygaszone, czyli takie jak zawsze. Nie pamiętała kiedy ostatni raz w swoim odbiciu widziała połyskujące oczy. Usłyszała mocne upadnięcie i zaraz śmiechy innych osób a za nim idące wyzwiska z młodych ust.

- Niezdara!- krzyknął jeden

- Idiota!- w ślady poprzednika poszedł kolejny. Chłopcy wyzywali młodszego o kilka lat od nich chłopczyka, który po prostu nie podpadł w ich gusta. Wiedzieli że ów chłopczyk pochodzi z wysoko postawionej rodziny, ale także zdawali sobie sprawę że nikt oprócz tej jednej dziewczynki nie interesuje się losem chłopczyka, lecz było to błędnym wnioskiem.

Dziewczyna jeszcze chwile przysłuchiwał się krzykom po czym z westchnieniem dała o sobie znać podnosząc się z murku i zeskakując przed chłopcami a za leżącym na ziemi jej bratem. 

- Mark idź już do domu.- powiedziała pomagając podnieść się siedmioletniemu chłopczykowi z ziemi i zaczęła strzykać kostkami swoich rąk.

- Nie musisz mi pomagać.- powiedział wyrywając ramię z jej uścisku stając tyłem do jego niedawnych napastników. Był zły na siebie... Nie dorównywał w niczym swojej siostrze, była od niego silniejsza i mądrzejsza. Ona odziedziczyła cechy ich rodziny ale nie wygląd. Uwielbiał patrzyć na walki jego siostry, bo zawsze je wygrywała.

- Cholera.- powiedział jeden z chłopaków, ale nie odwrócił się do ucieczki. Nie chciał podupaść w mniemaniach jego kolegów. To tylko dziewczyna nic im nie zrobi. Chociaż każdy rozrabiaka wiedział, żeby nie znęcać się nad tym chłopczykiem to i tak to robili by się z nią zmierzyć, a później kończyli cali poobijani.

Pogłaskała swojego brata po jego ciemnych kasztanowych włosach i popchnęła w przeciwną stronę niż oni się znajdowali, ale zdawała sobie sprawę że on sobie gdzieś usiądzie i będzie podziwiał.

Jeden chłopczyk wystartował z pięścią wystawioną prosto na dziewczynę, którą złapała i uderzając go w brzuch położyła na ziemi. Już jeden odpadł... Tym razem nie chcieli czekać i pozostała dwójka podbiegła do niej chcąc zaatakować tak jak ich poprzednik, ich niezdarne i słabe w przekonaniu dziewczyny uderzenia zablokowała, a następnie chłopcy pomyśleli o kopniakach i chcąc ją kopnąć podnieśli nogi, ale trafili w pustą przestrzeń. Dziewczynka znalazła się za nimi kopiąc w zgięcia ich kolan zmuszając do siadu.

- Zobaczę lub usłyszę że któryś znęca się nad moim bratem nie będę taka delikatna.- powiedziała a jej zimne spojrzenie spadło na chłopczyków, którzy przerażeni zaczęli uciekać.

- Dziękuje Natari.- podziękował jej brat a jego ciemne oczy zabłysnęły z ekscytacji widząc scenę kolejnej wygranej walki jego siostry.

- Idziemy nad rzekę?- zapytała brata na co ten zamachał głową i zaczął już biec w stronę ich posiadłości. Natari wyróżniała się od swojej rodziny, a to za sprawą genów jej matki.

Każdy z jej rodziny cechował się ciemnymi włosami i tego samego koloru oczami. Za to ona posiadała włosy w kolorze jasnego brązu które pociemniały z wiekiem, i szarymi oczami które ludzie porównywali do wilczych. 

Gdy doszli do dużego drewnianego domku na małym wzgórzu chłopczyk wleciał jako pierwszy kierując się do ogrodu gdzie najpewniej znajdowała się ich matka. Czytała listy które podawała kobiecie pokojówka, kobieta bowiem była chwilową głową rodziny puki jej mąż nie wróci z podróży firmowej za mur Maria. Byli szanowaną i najbardziej wpływową rodziną za murami nie licząc oczywiście władców. 

- Mamusia!- krzyknął zadowolony z obecności swojej rodzicielki chłopczyk który do niej podbiegł i przytulił.

- Witaj Mark.- powiedziała uśmiechając się ciepło.

- Witaj matko.- powiedziała oficjalnie dziewczynka, ale na jej ustach zawitał lekki ale uprzejmy uśmiech.

- Natari.- powiedziała na powitanie i odwzajemniła uśmiech.

- Witaj panienko, paniczu.- ukłoniła się pokojówka przed jej chlebodawcami. Była bowiem kiedyś, mieszkanką podziemi lecz głowa rodziny Korins wraz z kobietą zeszli tam i płacąc ocalili z ulicy, dając dach nad głową i pracę. Tak stało się z wszystkimi pracownikami tego domu, byli to porzuceni i najbardziej skrzywdzeni ludzie z ulicy, ale ten dom powitał ich z radością i ciepłem rodzinnym. Więc ucieszyli się gdy ich pani urodziła pierwszą córkę, tak samo było z kolejną, lecz gdy urodził się ich panicz a zarazem dziedzic odbył się bankiet na jego cześć.

- Witaj Seirin!- krzyknęła szczęśliwa dziewczynka i podbiegła do kobiety przytulając się do niej.- Matko Mark chciał iść nad rzekę.- powiedział dziewczynka.

- Dobrze.- powiedziała i zadzwoniła dzwonkiem tym samym przywołując pokojówkę chłopaka a ta poszła go zabawić. 

- Moja pani!- usłyszeli krzyk z wejścia ich posłańca a za razem najbardziej zaufanego domownika.- Tytani wdarli się za mur Maria! Maria poległa!- obwieścił a z rąk kobiety wypadła kartka którą czytała.

- Co z moim mężem?- zapytała zrozpaczona.

- Mój pan, zginął.- powiedział.

Ci którzy uciekli z pod rąk tytanów są przerażeni... Zaopiekuje się nimi... Uciekającymi- pomyślała Natari.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro