Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5 - New York

Po śniadaniu razem z Dree postanowiliśmy nadrobić nowy, trzeci sezon Stranger Things, ponieważ od premiery naprawdę nie mieliśmy zbytnio czasu, aby zajmować się serialem. Jako dzieci i nastolatkowie byliśmy niesamowicie cierpliwi. Podczas ogniska mając jedną parę wideł do kiełbasek, nadziewaliśmy dwie, ponieważ chcieliśmy jeść w tym samym czasie. Kiedy kupowaliśmy na festynach watę cukrową, żadne z nas nigdy nie zaczęło jeść zanim nie dostało drugie. Później w liceum nie zdecydowaliśmy kupić się lunchu samemu, podczas gdy wiedzieliśmy, że drugie było obecne w szkole. A to sprawiło, że zamiast oglądać co tydzień jeden odcinek serialu, najzwyczajniej w świecie czekaliśmy cierpliwie dwa miesiące, aż w końcu będziemy mogli oglądać wszystkie osiem bez przerwy. I to było lepsze, ponieważ nie musieliśmy narzekać na to, że nie pamiętamy wydarzeń z przed tygodniowego odcinka.

-Z każdym odcinkiem mam wrażenie, że to jest jeszcze bardziej popierdolone niż na samym początku. - skwitowała Rivera, jedząc chipsy z wczorajszej imprezy. Byliśmy już pod koniec ostatniego odcinka, a godzina wskazywała godzinę dwudziestą. Moje walizki wciąż leżały w tym samym miejscu i naprawdę nie śpieszyło mi się rozpakować ich zawartości. - Kompletnie bez sensu.

-Przecież to nie mogło się tak skończyć! - jęknąłem, widząc napisy końcowe. To było niedorzeczne zostawiać w tak bezczelny sposób niedokończone sprawy!

-Za rok będzie czwarty sezon. Mam nadzieję, że do tego czasu usuną netflixa.- dziewczyna wstała z mojego łóżka, podczas gdy ja nadal z niedowierzaniem patrzyłem w ekran laptopa. -Odprowadzisz mnie? - zapytała, rzucając we mnie moją bluzą, która leżała na ziemi. Spojrzałem na nią i skinąłem głową. Odłożyłem laptop na biurko i wyjrzałem przez okno. Pomimo końca sierpnia pogoda była niemal niczym ściągnięta z Anglii. Wyjąłem czystą bluzę z walizki i włożyłem ją, a Dree zdjęła moje shorty i wciągnęła na swoje nogi dresy. Byłem ciekawy jak duży w rzeczywistości był pokój w akademiku mojej przyjaciółki, chciałem poznać jej współlokatorkę Debbie oraz zobaczyć miasto, ponieważ od kiedy przyjechałem, nie wyszedłem z mieszkania ani razu. Ubrałem buty i czekałem, aż czarnowłosa zabierze swoje rzeczy. Gdy oznajmiła, że jest gotowa do wyjścia otworzyłem drzwi i pozwoliłem wyjść jej pierwszej. Słysząc głosy w salonie postanowiliśmy na moment wstąpić w to miejsce i oznajmić współlokatorom, że wychodzimy.

-Musimy jechać do sklepu, bo nie mamy nic do jedzenia. Zapas zupek z paczki skończył się wczoraj! - powiedział przerażająco poważnie Paul, marszcząc śmiesznie nos. Spojrzał w znaczący sposób na Liam'a, a ten przewrócił oczami.

-Przecież wczoraj kupiliśmy zapas na jakiś tydzień dla każdego z nas. - powiedział blondyn, wyraźnie niezadowolony z faktu, iż jako jedyny z mieszkańców stancji miał samochód. Staliśmy chwilę i czekaliśmy cierpliwie na zakończenie ich rozmowy. Swoją drogą śmiesznie było widzieć ich takich, jednak nie znałem ich jeszcze i nie mogłem powiedzieć czegoś więcej na ich temat.

- Wczoraj była impreza, co znaczy, że było palenie trawki. Wiesz co to znaczy? Było gastro! A to jasno oznacza, że ich już nie ma. - wyjaśnił blondyn, gestykulując rękami podczas swojej "co znaczy, że" przemowy.

-Ja mogę jechać z wami. - Victor wzruszył ramionami. Był on był kuzynem Dylan'a, który mieszkał w Londynie i aktualnie przebywał w Nowym Jorku. - Mam dziewięcioosobowe auto ojca Dylan'a, więc tych co mieszkają w akademiku mogę podrzucić, a potem skoczymy do marketu i wrócimy tu z zakupami. Jeden warunek jest taki, że ma być tutaj czysto jak wrócimy, inaczej zjemy wszystko sami. Dawać pieniądze.- zarządził niższy brunet. Od kiedy pamiętam byli do siebie bardzo podobni, różnił ich jedynie wzrost i jaśniejszy odcień włosów. Kilka osób poszło do swoich pokojów po portfele, a pozostali mieszkańcy wyciągnęli ze swoich kieszeni po trzydzieści dolarów. Postanowiłem również dać swoją dolę, by nie głodować przez najbliższych kilka dni.

- Chris, bo ty możesz nie wiedzieć. Co trzy dni zbieramy się na jedzenie, mamy taką zasadę, że tutaj gotuje Devon. Jego rodzice mają restaurację, w której pracował w liceum i jest w tym najlepszy z nas wszystkich, robi to bardzo chętnie. Czasami Malinka też coś zrobi, ale aktualnie nie ma czasu. - Paul ukłonił się lekko z uśmieszkiem znawcy, jakby czekał na brawa. Musiałem przyznać, że był całkiem miły.- Liam jeździ na zakupy, przez co zazwyczaj składa się kilka dolarów mniej. Każdego dnia poświęcamy około dwudziestu minut na porządek w salonie, kuchni, w głównej łazience i w swoich pokojach. Tyle zdecydowanie wystarczy, jeżeli wszyscy wezmą się do roboty. W mieszkaniu palenie papierosów jest zabronione, od tego mamy ten ogromny balkon. Ewentualnie, jeśli masz papierosa elektrycznego to nikt nie zwraca uwagi. Jeśli jest puszczana muzyka, to w tygodniu koło dziesiątej wieczorem jest przyciszana ze względu na zajęcia, ale jak mogłeś zauważyć wczoraj mieszkanie jest wyciszone i przystosowane do imprez. Nie zostawiamy po sobie syfu, to chyba najważniejsze. Akademik Dree, Canon'a, Oliego, Allan'a i Ramsey'a jest zaledwie pięćset metrów stąd, a najbliższy, najtańszy i najlepszy sklep z żarciem jest zaraz obok akademika. A to jest istotne!

-To są tylko takie wstępne jakby informacje, reszty dowiesz się, gdy już trochę z nami pomieszkasz. - dopowiedział Devon, a ja skinąłem głową. Nie miałem nic przeciwko takim zasadom. Na początku miałem lekkie obawy co do obowiązków, ale skoro w swoim dniu uwzględniają nawet czas na porządki domowe to ci ludzie muszą być jak najbardziej w porządku.

-Dostosuję się. - uśmiechnąłem się szczerze. - Myślę, że się dogadamy.

-Jesteśmy gotowi.- powiedział Devon równo z pozostałą akademicką czwórką studentów. Dree też była gotowa, a ja upewniłem się, że miałem wszystko, co jest mi potrzebne. Schowałem telefon do kieszeni i wyszedłem za naszą grupą. Zjechaliśmy windą na parter i skierowaliśmy się za Victor'em do dużego samochodu. Razem z Dree i Devon'em poszliśmy na sam tył, chłopcy z akademika usiedli z przodu obok kierowcy oraz zajęli dwa miejsca w drugim rzędzie z Paul'em, a Devon usiadł w środkowym rzędzie wraz z Liam'em.

W wyniku zabawnej konwersacji między Paul'em, a Canon'em sytuacja trochę się zmieniła, bo wszyscy pojechaliśmy do sklepu, ponieważ długowłosy blondyn uznał, że Canon nie wejdzie do sklepu w różowym futrze matki Dylan'a. Dree dla osłody pomalowała jego usta czerwoną szminką i kurwa, zrobił to. Jednak pierwszym zdziwieniem dla mnie był fakt, że nikt nie zwrócił na niego zbytniej uwagi, a co więcej, mężczyźni nosili odważniejsze makijaże oraz buty na wysokim obcasie. Devon kupował zgodnie ze swoimi planami na jedzenie następnych kilku dni, a Victor, ja i Dree postanowiliśmy przejść się w alejkę z alkoholami. Razem z przyjaciółką uznaliśmy, że dziś zrobimy sobie miły wieczór przy lampce naszego ulubionego wina, jednak nigdzie nie znaleźliśmy taniej marki i wybraliśmy jakąś nowość, na którą naciskała czarnowłosa. Nie obyło się również bez słodyczy oraz słonych przekąsek, które były nieodłącznym elementem naszych wieczornych spotkań.

-Musimy odreagować ten dramat na netflixie.- powiedziała Dree z przejęciem w głosie, kiedy kasjerka kasowała nasze jedzenie.- Będziemy tacy grubi, Chris.- jęknęła, na co wzruszyłem ramionami. Niekoniecznie przejąłem się jej słowami. Zawsze bawił mnie mój nadęty brzuch po zbyt dużej ilości jedzenia, za to brzuch Dree wyglądał zawsze jakby chowała tam swoje nienarodzone dziecko.- Pamiętasz jak kiedyś zjedliśmy kolację za dwa tysiące funtów, a potem goniła nas policja i się porzygałeś?

Przygryzłem wnętrze policzka.

-Ubolewam do dziś. To była najdroższa kolacja w moim życiu. - przypomniałem sobie sytuację, więc na mojej twarzy musiał zawitać grymas, który rozbawił czarnowłosą, ponieważ wybuchnęła śmiechem nie zwracając uwagi na innych ludzi. Zapłaciłem za zakupy i wyszliśmy ze sklepu, wcześniej żegnając się z pozostałym towarzystwem. - Wiesz, gdzie iść?

-Tak, tamta alejka Central Parku zaprowadzi nas do akademików. - oznajmiła, odpalając papierosa. Również to zrobiłem i ruszyliśmy wyznaczoną drogą. Skrzywiłem się na chłopaka, który niemal wjechał we mnie elektryczną hulajnogą, a przy murku stała grupka młodych ludzi i było czuć zapach spalanej marihuany. Jakiś mężczyzna grał na flecie, a dwoje dzieciaków biegało przed nami z patykami. Poczułem dziwny wstręt do tego miejsca, nie zważając na to, że to jedyny taki skrawek zieleni w okolicy. Miałem nadzieję, że to chwilowe, ponieważ czekały na mnie lata mieszkania w Nowym Yorku.

-Czekajcie! - Ramsey biegł w naszym kierunku z dwoma siatkami. Za nim spokojnie szedł Canon, który oddał futro, Allan i Ollie. Również palili papierosy.

-Wywali się za. - Olie nawet nie dokończył, a blondyn już leżał na ziemi. - Tym razem nie zwalaj na swoje długie nogi.

-Często mu się to zdarza? - zapytała Dree, wychodząc z lekkiego szoku, wktórym się znaleźliśmy. Po chwili zaczęliśmy się śmiać, nie przejmując się spojrzeniami matek, muzyka czy nawet przechodzącej policji, którzy pojawili się przy grupie palących trawę dzieciaków. Jako pierwszy podałem mu rękę, a ten przyjął ją i wstał.

-Dzięki. - rzucił i rozglądał się wokół czy ktoś go widział. Jakaś blondwłosa dziewczyna ubrana w top i krótkie spodenki zawiesiła ramię na jego barku i szepnęła mu coś na ucho, na co chłopak zarumienił się i odwrócił głowę, aby zobaczyć, jak nieznajoma odchodzi do grupki dziewczyn stojącej nieopodal. - Za tydzień mam urodziny, musicie wpaść. Odbędą się w moim rodzinnym domu.

-Ile wiosen? - zapytałem, czując się dobrze, że już pierwszej doby w tym miejscu dostałem zaproszenie na imprezę.

-Dwadzieścia jeden, wyślę wam zaproszenia na grupie, do której koniecznie musicie dołączyć. - uśmiechnął się, wyjmując puszkę coca-coli ze swojej reklamówki. Sprawnie ją otworzył i nie przewidział sytuacji, w której pod wpływem upadku ciecz mogła w ekspresowym tempie wydostać się z puszki. Widzieliśmy jedynie jak pochyla się u upija ciemny napój. Spojrzał na Dree, która śmiała się z resztą chłopców. W oddali zauważyłem, że zbliżamy się do wyjścia z alejki na ruchliwą drogę. - Pod jakim numerkiem mogę Cię spotkać, mała?

-Sześć, sześć, sześć. - odparła tradycyjnie moja przyjaciółka. To była jej standardowa odpowiedź, gdy ktoś pytał ją o numer telefonu lub lokalu. Przeszliśmy przez ulicę i weszliśmy w kolejną alejkę między wieżowcami.

-Nie obraźcie się, ale daleko jeszcze? - zapytałem, a Ollie oraz Allan popatrzyli na siebie, przez co poczułem się trochę nieswojo. Nie byłem przyzwyczajony do tego typu infrastruktury i nie ukrywałem tego, że przytłaczało mnie to miejsce. Miałem całe trzy, a może i więcej, aby się przyzwyczaić do hałasu miasta, ludzi patrzących na ciebie, jak na okaz do obrabowania oraz trąbiących samochodów w korku.

-Chcesz się zamknąć w swoim pokoju i płakać? - zarechotał Ramsey, na co dostał kuksańca od Canon'a.

-Płakać raczej nie, ale chyba nie lubię takich ogromnych miast, wybaczcie. - przyznałem, ledwo unikając rowerzysty.

-To jest w porządku, każdy z nas się tak czuł na początku. - pocieszył Allan, a Dree i Ramsey zmarszczyli brwi.

-Ja nie! -zaprotestowali wspólnie.

-Nowy York to miasto wprost idealne dla mnie, nie uważasz Christian? - czarnowłosa rzuciła retorycznym pytaniem, ale zanim mogłem usłyszeć krzyk drugiego.

-Urodziłem się tu, nie znam się na spokoju! Ale jak coś to już jesteśmy.

Uniosłem brwi, ponieważ nie spodziewałem się kamienicy w środku miasta. Była ona szara i niska, więc w porównaniu z pobliskimi wieżowcami średnio pasowała wyglądem do panoramy tego miasta. Szklane drzwi samoistnie otworzyły się przed naszymi twarzami, a później wpisała mnie na listę gości w portierni, ponieważ na tym polegał regulamin. Chłopcy po krótkim pożegnaniu poszli na męską część akademika, a Dree zaprowadziła mnie na swoje piętro. Długi, zadbany korytarz sprawiał wrażenie przyjemnego miejsca. Otworzyła drzwi kluczem, ale gdy weszliśmy do pomieszczenia musieliśmy zasłonić oczy, ponieważ zostaliśmy świadkami seksu.

-Ja pierdole. - przeklęła współlokatorka, a ja wziąłem Dree za rękę i wyszedłem z pokoju. Staliśmy w ciszy na korytarzu i uśmiechnęliśmy się do siebie z Dree, ponieważ to było całkiem zabawne.

-Mówiłam ci, że ona jest powalona. - jęknęła, wzdychając ciężko. Oparła się o drzwi, ale nie trwało to nawet dłużej niż dwadzieścia sekund, bo drzwi otworzyły się z hukiem.

-Wejdźcie. - powiedziała Debbie, współlokatorka Dree z akademika. Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłem uwagę to krótkie włosy przed ramiona w ciemnoróżowym kolorze. Jej makijaż był odważny i kolorowy, a oczy miała tak jasnoniebieskie, że to niemal niemożliwe.- Pewnie jesteś przyjacielem Dree, Christian? Ma wasze zdjęcie na biurku. Z podpisem. Wiecie co, szkoda było, że poznajemy się w takich okolicznościach, miło było, ale my idziemy! - powiedziała, zakładając bluzę na podkoszulek. - Musimy sobie wymyślić jakiś sposób na to, aby wiedzieć, kiedy nie wolno nam wchodzić do pokoju. Pa! - mrugnęła do Dree, wzięła za rękę chłopaka i wyszła z pokoju.

-Mówiłam, że to dziwaczka. Boję się jej. - powiedziała Dree i usiadła na łóżku, które śmiem twierdzić -jest jej. Wziąłem zdjęcie z biurka i przyjrzałem się mu. Ta fotografia była wykonana podczas naszego balu maturalnego, kiedy moja partnerka upiła się z partnerem Dree. Nie przejmowaliśmy się tym, szczerzyliśmy swoje twarze w uśmiechu do selfie. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie. Później Dree pokazała mi to, jak się zadomowiła, a moim zdaniem pokój był uroczy, ale mały. Zdecydowanie był za mały na dwie osoby i łazienkę. Ułożyłem się wygodnie na jej łóżku i spojrzałam na nią jak rozkłada jedzenie na swoim małym biurku. Wyjąłem telefon i postanowiłem zadzwonić do ojca, wcześniej jakoś nie miałem okazji tego zrobić. Odebrał po kilku sekundach.

-Cześć Christian, co tam u Ciebie? - zapytał, a ja usłyszałem w tle głos Kendall. Uśmiechnąłem się i wyobraziłem sobie jej wesołą twarz.

-To Chris? Chris, to ty? Rob, daj niżej ten telefon!

-Hej. - przywitałem ją, śmiejąc się pod nosem. Dree otworzyła butelkę słodkiego wina złotym korkociągiem, który kiedyś wygraliśmy w grze w karty. Kieliszków jednak nie mieliśmy, więc zostało nam pić jak zazwyczaj, prosto z butelki.

-Co tam kochani? - zapytała mama, zapewne wyrywając tacie telefon. - Jedliście coś?

-Tak, kolega zrobił pyszną jajecznicę z bekonem. - powiedziałem, a w słuchawce usłyszałem westchnienie.

-Jest lepsza niż moja? - zapytała, a ja przewróciłem oczami.

-Była dobra, ale Twoja jest najlepsza, mamo. - powiedziałem, choć nie zauważyłem różnicy w smaku tych dwóch. Wziąłem łyk, patrząc na czarnowłosą. Zmarszczyła brwi i przygryzła lekko wargę, by następnie wstać i podejść do szafy, z której wyjęła mały półmisek. Wsypała do niego mix chipsów.

-Masz szczęście. Jak tam Twoi nowi znajomi? Widziałam ich na snapie.

-Są w porządku. Powiesz mi w końcu swoją nazwę? - zapytałem, a ona zaczęła chichotać. Ten dźwięk miażdżył stal, przysięgam. Faktem jest, że wiedziałem o swojej mamie na moim portalu dla znajomych i nawet znałem jej nick, lecz najzwyczajniej w świecie bawiło mnie to, w jaki sposób starsi ludzie (chociaż Kendall jest młoda, ma tylko trzydzieści dziewięć lat) próbują śledzić modę i zakładają aplikacje randkowe nie wiedząc, do czego one służą. Właśnie taka sytuacja zdarzyła się mamie Dree, którą znalazł na portalu mój ojciec. Pisali ze sobą o naszych wyjazdach na kolonie, gdy któregoś z nas nie było w szkole tam wysyłali zdjęcia z zajęć- używali jako komunikatora typu messenger. Mieliśmy wtedy po dwanaście lat i nie w głowie nam były media społecznościowe, a chodzenie po mieście i zbieranie ślimaków do plastikowych pudełek lub napadanie dzieci w piaskownicy. Zabawny był moment, w którym dowiedzieli o celu tej aplikacji i do dziś na wspólnych grillach lub wypadach był poruszany ten temat.

-Nie ma takiej opcji, usuniesz mnie i nie będę wiedziała, co robisz. - obroniła się, na co przewróciłem oczami. Choć kocham Kendall za to, że wychowała mnie, ponieważ moja matka stchórzyła, czasami mam dość jej chorej potrzeby kontrolowania mnie. Jest najlepszą kobietą pod słońcem i dobrą matką, a jej przesada w kontekście nadopiekuńczości wzięła się z faktu, że jej biologiczny syn nie odzywa się do niej i niezbyt ma ochotę odbierać od niej telefony. To się zaczęło, kiedy Erick wyjechał na studia i rozmawialiśmy o tym wiele razy, co podziałało, lecz pewne rzeczy jak obserwowanie mnie w mediach pozostało.

-Mogę pogadać z tatą?- zapytałem, przygryzając wargę. Musiałem dopytać go o znajomego, który pomoże mi kupić samochód w mieście. To przerażające, że jest tutaj wszędzie tak daleko, a komunikacja miejska praktycznie nie istnieje.

-Jasne, Rob!- krzyknęła, a w tym czasie wziąłem porządnego łyka z butelki. Jedno wino to za mało jak na jeden wieczór, ale założę się, że Dree również miała coś dobrego pod swym łóżkiem.

-Tak? - ponownie usłyszałem męski głos w słuchawce i zaczęliśmy rozmawiać. Oprócz namiarów na znajomego zapowiedział również swoją podróż służbową w listopadzie do Chicago, gdzie później ma dwa tygodnie przerwy i może wskoczyć na parę dni do Nowego Yorku. Co było coś w rodzaju zapowiedzi "synku, wcale nie chcemy Cię odwiedzić, ale i tak to zrobimy, bo nie wiemy co robisz". Na szczęście do listopada było jeszcze wiele czasu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro