Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4 -Młodość ma się tylko jedną.

Dylan pomógł pijanej dziewczynie wstać, podczas gdy ja patrzyłem na jasny sufit, oświetlony jedynie lampkami ledowymi, które co parę sekund zmieniały swój kolor. Popatrzyłem odrobinę niżej, a osiem par oczu wlepiało spojrzenie w moją twarz. Uniosłem brwi i przymknąłem oczy, a następnie podniosłem się do siadu. Strzeliłem karkiem i z wdzięcznością przyjąłem dłoń mojego przyjaciela. Niepokój domowników wywołany moim spokojem wydawał mi się przytłaczający, dlatego odchrząknąłem i podrapałem się po karku.

-No tak. McLate i Rivera znowu jednością. - zakpił Black, na co czarnowłosa zareagowała niemal natychmiast uderzając go w bok ze swojej pięści. Przewróciłem oczami i skupiłem wzrok na nieznajomych mi twarzach.

-Czy on w ogóle mówi? - zapytał pewien czarnoskóry chłopak, gestykulując w dziwny sposób swoimi długimi ramionami. Uniosłem brwi i wystawiłem do niego swoją dłoń.

-Cześć. - przywitałem się, a na mojej twarzy powstał nieśmiały uśmiech. Jego postawa i rozbudowane ciało sprawiało, że poczułem spięcie swoich mięśni. Wyglądał jak pierdolony Michael Jordan* w kwiecie swojej kariery i miał dosłownie dwa metry wzrostu. Zdecydowanie nie należałem do niskich osób, ale jego wzrost powalał wszystkich obecnych w pomieszczeniu. - Jestem Chris McLate i będę tu mieszkał.

-Jezu, jaki formalny. - zakpił opalony blondyn, jednak zignorowałem jego słowa, ponieważ zostałem przyciągnięty do ciała wysokiego chłopaka, na co prawie udusiłem się powietrzem w swoich płucach. Jego mocny uścisk sprawiał, że moje ramiona chciały pęknąć i tryskać krwią.

-Zamknij się, Jason. - odezwał się nieznajomy głos po mojej prawej stronie. Jordanowi nawet nie śniło się poluźnić swojego uścisku. - Taylor, on zaraz przestanie oddychać. Wiemy, że kochasz nowych ludzi, ale daj mu powietrze.

-Przepraszam. - powiedział czarnoskóry swoim ogłuszającym, głębokim głosem, a ja poczułem jak moje ciało mogło na nowo się poruszać. To uczucie było jak uwolnienie się z gipsu na całym ciele po miesiącu trwania w nim. I wiedziałem już, że nie chciałem z nim zadzierać. - Jestem Drake Taylor. Ten idiota to Jason Martin. Ma kompleks niższości.

-Gdybym miał krowę w ogrodzie też wyglądałbym jak ty. - poskarżył się, a w pomieszczeniu rozległ się chichot pozostałych chłopaków.

-Jestem Liam Brown, jako jedyny mam samochód i molestują mnie o zakupy. Za opłatą, jestem do usług.- zareklamował, na co uśmiechnąłem się i skinąłem głową. - Ja, Drake, Jason, Devon i Paul mieszkamy tutaj. - wskazał kolejno, pokazując mi Michael'a Jordana i podróbkę finalisty z Hotelu Paradise, a następnie pozostałych chłopaków. Paul miał przydługie do ramion, proste blond włosy, których mogła mu pozazdrościć połowa blondynek na świecie. Był wysoki i bardzo szczupły, a gdy się odwrócił, przez koszulkę na ramiączkach niemal byłem w stanie zobaczyć jego wystające w nienaturalny sposób łopatki. Devon nie mógł się pochwalić kolorem włosów na głowie, ponieważ ich nie miał, a od jego czoła światła ledowe odbijały się jak podczas dyskoteki w klubie, ale za to miał zadbaną brodę i septum w nosie. Był niższy ode mnie i przypominał wzrostem Martina. Chłopcy uścisnęli moją dłoń.

-My mieszkamy w akademiku. - odezwał się chłopak w okularach przeciwsłonecznych na głowie, a koloru jego włosów nie potrafiłem zidentyfikować w obecnym świetle. - Mam na imię Canon i kurwa, tak. Studiuję fotografię. - przedstawił się, również porywając moje ciało do uścisku, który już nie był tak niekomfortowy jak w przypadku Taylor'a.- Ramsey to ten brunet, Ollie to tamten blondyn, a Allan to ten w warkoczykach.

-Nie jestem blondynem. - prychnął wymieniony jako drugi chłopak mojego wzrostu. - To białe złoto. Srebrzysty potok. Nie rozumiesz?

-Wmawiaj sobie. - rzucił Allan, spinając brązową gumką czarne włosy, w które były zaplecione kolorowe warkoczyki. Jego karnacja była ciemna, ale nie był aż tak ciemny jak dwumetrowy Jordan. - Ollie to młodszy o rok brat Ramsey'a, ale sam ci tego nie powie. - zaśmiał się, na co brunet przewrócił oczami i pokręcił głową. - Pierwszy rok?

-Tak, biznes. - przyznałem, na co skinął głową, a Liam klasnął w dłonie.

-To jak nasza kochana kuchareczka. - rzucił, a reszta pokiwała głowami jakby zdali sobie sprawę z tego co faktycznie powiedziałem.

-Czyli kto?- zapytałem, na co Dylan przewrócił oczami.

-Wczoraj przyleciała moja kuzynka i też tu mieszka. Nic szczególnego, raczej nie będzie wchodzić wam w drogę.- powiedział Black, na co skinąłem głową i spojrzałem na Dree, która wcale nie przejęła się moją obecnością i poszła zapalić kolejnego papierosa na balkon. Zastanawiałem się, ile musiała wypić, że zareagowała w ten sposób i nie powiedziała nic innego, gdy jeszcze na mnie leżała oprócz dwóch słów brzmiących jak groźba. I tymi słowami było ,,Zabiję cię".

-Paliła trawkę. - szepnął na moje ucho Allan, a ja przygryzłem wargę i pokręciłem głową. Dree też czasami ze mną paliła i wiedziała czym się zajmowałem, chociaż bardzo tego nie popierała. - Mamy jeszcze, chcesz?

-Naprawdę nie wiem o co ci chodzi Dylan, z samego rana zrobiła nam takie śniadanie, że Alain Ducasse musiałby się schować pod ziemię ze swoimi gwiazdkami.- przyznał Taylor, na co reszta poparła go. Zmarszczyłem brwi i spojrzałem kontem oka na mojego towarzysza w warkoczykach.

-Raczej poproszę wódkę z sokiem. - poprosiłem, na co uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach przez ułamek sekundy pojawił się blask zadowolenia.

-Hannah Montana, wódka z sokiem dla nowego! - krzyknął, a Martin przewrócił oczami i wyszedł z pomieszczenia. - Jason robi najlepsze drinki na świecie. Jest barmanem w klubie niedaleko stąd, gdzie co weekend są najlepsze dyskoteki tematyczne na Manhattanie. Ostatnio gościnnie śpiewała nawet Lana Del Rey, ponieważ jest dobrą przyjaciółką właściciela i po znajomości wyciągnął ją na scenę. Boże, tam jest raj.

-Aż tak? - zapytałem, a on skinął głową podekscytowany. - Kiedyś możemy się przejść.

-Nie możemy, musimy! - pisnął jak małe dziecko, na co zaśmiałem się i odebrałem drinka, którego przyniósł mi Ollie. Podziękowałem i usiadłem między Canon'em, a Liam'em.

-Polejesz? - zaproponował Drake, a ja zgodziłem się, ponieważ szczerze obawiałem się mu odmówić. Gdyby ten chłopak miał moc, jego głos mógłby zamieniać ludzi w kamień. Przyjąłem butelkę i napełniłem kieliszki. - Wznieśmy toast za nowe znajomości.

W ciągu kilku następnych godzin Ollie przynosił kolejne drinki Hanny Montany, którymi popijałem wódkę. Dowiedziałem się ciekawych rzeczy o moich współlokatorach. Oprócz Liam'a, który mieszkał tu od urodzenia i był na trzecim roku biznesu wszyscy przylecieli do Nowego Yorku na studia z różnych części świata. Allan jest na trzecim roku ratownictwa medycznego, Drake był na drugim roku wychowania fizycznego i trzecim roku dietetyki, a także był kapitanem drużyny koszykarskiej, która reprezentowała jego uniwersytet Fordham. Ollie będzie studiował z Dree psychologię na Columbia University, a jego brat kontynuował tam kryminalistykę i był na drugim roku. Martin też był na drugim roku ochrony środowiska. Dylan studiował nieruchomości i był na trzecim roku. Rozmawiałem również z Dree, która zasnęła na bardzo długiej kanapie w kształcie półkola, która stała na środku salonu przed wiszącym na ścianie telewizorem. Około czwartej nad ranem starałem doczołgać się do swojego pokoju, kiedy zauważyłem oczy, by wyostrzyć wzrok. Niemal czarne tęczówki świdrowały moją twarz, a usta dziewczyny ułożyły się w literkę o.

-Hej. - powiedziałem cicho, a przynajmniej tak mi się wydawało zanim zwróciłem alkohol wprost na jej zgrabne stopy odziane w różowe skarpetki.

-Fuj. - powiedziała dziewczyna, niemal natychmiast je ściągając. Przewróciła oczami i rzuciła je w kąt na kafelki. - Umyję to później.

-Przepraszam, nie chciałem. - jęknąłem, próbując trzymać się na własnych nogach, co było niebywale trudne przez brak jakiejkolwiek równowagi.

-Nie szkodzi, chodź. - powiedziała cicho, otwierając drzwi mojej sypialni. Zaprowadziła mnie do łazienki, gdzie mogłem przemyć twarz i umyć zęby, kiedy asekurowała moje ciało przed upadkiem. Następnie poprowadziła mnie do łóżka i kiedy się położyłem, rzuciła leżącym na kołdrze kocem na mój brzuch, a następnie uchyliła okno. Zamknąłem oczy i starałem się przypomnieć, gdzie do cholery widziałem te głębokie oczy.

Emily Pov:

Wylatując z Manchesteru nigdy nie pomyślałabym, że spotkam kogoś z mojej starej szkoły właśnie w tym mieście. Byłam zawiedziona tym, że już drugiego dnia w tym mieście spotkałam znajomą osobę. To nie miało być, kurwa, tak. Miał mnie tu nikt nie znać. Jeśli okaże się, że jego przyjaciółka Dree także przyleciała na studia do Nowego Jorku to prawdopodobnie oboje będą mówić o tym jaka byłam i wszyscy znów będą patrzeć na mnie jak w liceum. Nie chciałam znów udawać. Nie chciałam zniknąć.

Co prawda nigdy nie rozmawiałam ani z Dree, ani z Chris'em, ale wiele o nich słyszałam. Może i nie powinnam wierzyć plotki, ale w ich przypadku mogłyby być prawdziwe. Byli rozpoznawalni w szkole od samego początku, nie dało się ukryć, każdy ich znał, ponieważ pochodzili z dobrych domów oraz mieli pieniądze na to by utrzymać standard wśród bogatych dzieciaków. Imprezowanie, narkotyki, seks i alkohol, tak wyobrażałam sobie ich życie.

Z obrzydzeniem zebrałam wymiociny i umyłam podłogę. To nie był pierwszy raz. Od kiedy tu zamieszkałam dwa dni temu zdarzyła się już taka sytuacja wczoraj, gdy pieprzony Jason Martin stwierdził, że pokaże mi swoje barmańskie sztuczki i pierwszy raz w życiu skończyłam tak samo jak McLate, ponieważ jego drinki były kurewsko mocne. Jednak zanim ja padłam, pierwszy zrobił to Paul, a potem Devon, więc miałam co robić, a gdy Drake wrócił z treningu śmiał się ze mnie jak wariat i sam pomógł mi. Naprawdę polubiłam swoich lokatorów, dlatego zrobiłam im popisowe śniadanie mojej mamy, które mogłoby skraść serce samego szatana. Choć z początku nie byłam przekonana do mieszkania na stancji, nie miałam innego wyjścia niż zamieszkać w mieszkaniu brata mojej mamy, Gregore'a. Szansa na akademik już dawno przepadła.

-Emily?- usłyszałam zza drzwi, na co przewróciłam oczami. Weszłam do pokoju, który do dzisiaj stał pusty i zrobiłam zirytowaną minę.

-Znasz moje imię? - zapytałam, choć jakoś wcale mnie to nie zdziwiło. Wiedziałam, że był chyba jedyną osobą, która patrzyła na mnie, gdy odbierałam świadectwo i dowiedziałam się tego dopiero, gdy przeglądałam zdjęcia z ceremonii. Jednak tamtego dnia byłam pewna, że nigdy nikogo stamtąd już nie spotkam. I moja mama miała rację. Świat był mały.

-Chodziłem z Tobą na angielski, hiszpański, algebrę, biologię i wychowanie seksualne. - wyliczył na palcach, starając się zdjąć swoje dresy. Jego ruchy były niezgrabne i zabawne, ale nie chciałam, aby zauważył mój delikatny uśmiech.

-Tak samo jak na fizykę, historię i wiedzę o kulturze. - skwitowałam, podczas gdy jęczał i szarpał swoją bluzę. Patrzyłam, jak przeciąga ją przez głowę i odrzuca na podłogę obok łóżka. Poprawił koszulkę, której skrawek odsłaniał połowę jego spiętego brzucha. Jego ciało oświetlała jedynie lampka nocna, a także światło z przedpokoju, na którym stałam. Poddał się w walce o wolność swoich nóg, ponieważ dresy zostawił na swoim miejscu.

-Tak, pamiętam ten kok. - mruknął zamyślony, ale jego twarz była lekko zadowolona, przez co byłam trochę zdezorientowana jego zachowaniem. Podparł się na łokciach i obserwował mnie, kiedy w moich dłoniach znajdował się mop.- Wejdziesz na chwilę? Pogadamy.

-Jesteś naprawdę pijany. - stwierdziłam, na co wzruszył ramionami i skrzyżował swoje nogi w kostkach. - W każdej chwili możesz zwymiotować na moje skarpetki, a dopiero co domyłam stopy i założyłam nowe. Więc nie, dziękuję.

-Teraz już jest dobrze. Nie zwymiotuję. - powiedział pewnie, a co przewróciłam oczami. Nie do końca mu uwierzyłam, ale oparłam mop futrynę i zrobiłam krok, przez co ponownie byłam w jego pokoju.- Mogłabyś zamknąć drzwi? Proszę?

-No dobrze. - powiedziałam sceptycznie, ale zamknęłam za sobą drzwi i zrobiłam parę kroków w stronę jego biurka. Odsunęłam jego krzesło i usiadłam, a następnie nałożyłam nogę na nogę.

-Zawsze mnie intrygowałaś, Emily Johnson. - przyznał nieco zachrypniętym głosem, na co zmarszczyłam brwi. Czy on naprawdę to powiedział? - Nie byłaś wcale taka niewidoczna jak myślisz.

- Nigdy nie byłam niewidoczna. - skłamałam, chociaż taka była prawda. Zniknęłam. Ale byłam ciekawa, co miał do powiedzenia, dlatego nie spuszczałam wzroku z jego twarzy. Ciemne włosy opadały mu na czoło i zasłaniały jego symetryczne brwi, a jego brodę pokrył delikatny zarost, który dodawał mu lat. I skłamałabym mówiąc, że Christian McLate nie był przystojny. Był, bardzo. - To, że nie chodziłam na imprezy ani nie przebywałam w towarzystwie osób, które imprezowały nie czyniło mnie niewidoczną.

-W takim razie, dlaczego udawałaś? - zapytał, świdrując mnie lekko nieprzytomnym wzrokiem.

-Miałam ku temu powody. - syknęłam niemiło, jednak nie zraziło go to nawet odrobinę. - Coś jeszcze?

- Nic nie rozumiem, przecież ludzie z naszym wieku to robią. Poznają się i chodzą na imprezy. Znajdują przyjaciół na okres liceum, studiów lub na całe życie. Młodość ma się tylko jedną i jesteś idealnym przykładem na marnowanie jej. - skończył, ostatnie słowo powiedział niewyraźnie, ponieważ z jego ust wydobyło się ziewnięcie. Zaśmiałam się, perfidnie nachylając się nad jego ciałem. Pokoje były małe, więc nie miałam problemu z odległością.

-Być może, ale to nie jest twoja sprawa, McLate.. Idź spać, dobranoc. - wstałam szybko i głośno odstawiłam krzesło. Wątpiłam w to, że w ogóle usłyszał moje ostatnie słowa, ponieważ po chwili było słuchać jego ciche chrapanie. Przykryłam go kocem, który zrzucił pod moją nieobecność, zgłosiłam lampkę, wyszłam z jego pokoju i odetchnęłam z ulgą. Nie wiedziałam co miałam myśleć o jego zachowaniu. Wiedziałam, że był bardzo pod wpływem alkoholu i być może jutro nie będzie nawet pamiętał tej rozmowy. Oby mnie nie pamiętał.

Chris Pov:

Obudziłam się z denerwującym bólem głowy i uczuciem suchości w gardle. Zdjęłam z siebie koc i musiałem chwilę odczekać, ponieważ zakręciło mi się w głowie. Powoli wstałem i ruszyłem w stronę łazienki, by wziąć prysznic i umyć zęby. Nie do końca pamiętałem jak trafiłam do swojego pokoju, ale widocznie któryś z chłopaków musiał mnie do niego zaprowadzić. Przebrałem się w czerwone dresy i białą koszulkę, by następnie ruszyć w kierunku salonu, gdzie wczoraj odbywała się impreza. Większość osób, które były tam wczoraj zniknęły, a pozostała jedynie Dree i Dylan wtuleni rozłożonej kanapie. Przewróciłem oczami, ponieważ wiedziałem, że jeśli czarnowłosa obudzi się pierwsza, trzecia wojna światowa była gwarantowana.

Ze stolika zabrałem paczkę papierosów i wyszedłem na balkon, gdzie odpaliłem jednego i zaciągnąłem się dymem. Wczorajsza impreza była faktycznie świetna, a nowi znajomi byli całkiem sympatyczni. Oprócz Drake'a, który mnie przerażał. Na suficie balkonu, a raczej tarasu wisiały w jednakowych, brązowych doniczkach różnego rodzaju rośliny, które nadawały kolorów rzeczywistości. Komplet kanap ogrodowych stał na jasnych kafelkach, a szklany stolik unosił wazon, który mieścił świeże tulipany. Na parapecie stała popielniczka, z której korzystałem. Za girlandą zwisających roślin, które tworzyły niemal naturalną ścianę stała zielona ławka huśtawka, której poduszki były szare. Uniosłem brwi na widok leżącej książki na małym, kwadratowym, drewnianym stoliczku i okrągłe okulary ze złotym obramowaniem. Chwyciłem książkę w dłonie i przeczytałem żółto-pomarańczowy tytuł. Teenage Dirtbag w miękkiej okładce. Przygryzłem wargę i odłożyłem ją z powrotem. Ciekawe, który z chłopców lubił takie romanse. Usiadłem na wiklinowym fotelu i podziwiałem widok na panoramę Manhattanu. Z takiej odległości widok był oszałamiający i gdybym mógł, naprawdę siedziałbym tam do końca studiów. Na tym pieprzonym komplecie.

-Spadam już. - usłyszałem, kiedy odpaliłem drugiego papierosa. Skinąłem głową do ubranego w skórzaną kurtkę Dylan'a.- Zjedz coś.

-Spokojnie. - rzuciłem mu na odchodne, na co jedyne nie odpowiedział. W zamian usłyszałem, jak przywołuje windę.

-A więc to faktycznie napadłam na ciebie, a nie na dostawcę pizzy. Dziwne, byłam pewna, że koleś miał na sobie czerwoną koszulkę z napisem pizza. - powiedziała czarnowłosa wchodząc na balkon. - Tylko ty potrafisz chlać całą noc, a z samego rana zapalić jeszcze papierosa, fuj. Co ty tu w ogóle robisz?

-Nie uwierzysz Rivera, przyleciałem magiczną maszyną. - sarknąłem, widząc jak jej bose stopy dotykają nieśmiało zimnych kafelek balkonu.

-Nie o to mi chodzi, Chris. W sensie, co z Twoimi studiami w Manchester? - zapytała poważnie, patrząc wyczekująco w moją twarz.

-Nie będę tam studiował. - posłałem jej najpiękniejszy uśmiech, na co przewróciła oczami i usiadła na kanapie obok mojego fotela. Wzięła z mojej paczki papierosa i odpaliła go jej nieśmiertelnym, złotym clipperem.

-Spieprzysz sobie życie, McLate.- stwierdziła po krótkim milczeniu, zaciągając się dymem. Założyła nogę na nogę i oparła się plecami o oparcie.- I jeśli robisz do dla mnie, to spieprzaj stąd zanim kopnę Cię tak mocno, że przelecisz przez ocean i skończysz prosto w sali wykładowej. Ostrzegam, moje usługi nie gwarantują, że nie uderzy w ciebie żaden samolot.

- Kendall podrobiła mój list z Columbia.- wypaliłem, a zielonooka zaczęła dławić się dymem. Jej twarz zrobiła się czerwona, a z oczu zaczęły płynąć łzy spowodowane zakrztuszeniem się. Klepałem ją po plecach i podałem jej kubek stojący na stoliku, a ona napiła się. Dosłownie sekundę później wstała i zaczęła wypluwać zawartość ust wprost do wazonu z tulipanami.

-To, kurwa, gin.- wychrypiała, wciąż plując. Przewróciłem oczami i cierpliwie czekałem aż osiemnastolatka przestanie się dławić.

-Ojciec go znalazł, a ja nie mogłem zmarnować takiej szansy. - kontynuowałem, gdy już jedynie ciężko dyszała. - I wiesz, jeszcze nie było za późno.

-Nie wiesz, jak się cieszę. - wzięła głęboki oddech i znowu zaciągnęła się dymem, jakby wcale nie miała udusić się parę sekund temu. - Faktycznie byłam w stanie zrezygnować ze swojego marzenia o studiach w Nowym Jorku, ostatnio nawet przeglądałam bilety z powrotem do Manchesteru. Nie poradziłabym sobie sama, ale teraz wiem, że skoro ty to jesteś to i ja dam radę.

Uśmiechnąłem się i objąłem ramiona dziewczyny, kiedy usiadła na moich kolanach. Dree wtuliła się w moje ciało jeszcze bardziej.

-Dziękuję, że jesteś. Kocham cię. - powiedziała cicho, uśmiechając się.- Jezu, Dylan powiedział, że moje stringi są kuszące!

-Wierzysz mu? - zapytałem ze śmiechem, chociaż doskonale widziałem reakcję Black'a na starszą już Riverę. Dziewczyna uderzyła lekko swoją dłonią parę razy po moim policzku. - Błagam cię, teraz idź wziąć porządny prysznic, ponieważ śmierdzisz gorzej niż Pan Benson.

-Ej, zostaw go. Dzięki niemu chlaliśmy. - żachnęła, na co przewróciłem oczami.

-Tak, kiedy kupował nam alkohol to sobie obowiązkowo doliczył butelkę dla siebie. - wspomniałem miejscowego menela z naszego miasta, który ciągle powtarzał, że wypije cały alkohol świata i że będzie to robił do końca życia. I że urodził się nachlany i to jest jego sens życia. Parę razy badano go na zaburzenia psychiczne, ale poza uzależnieniem, na które leczenie się nie zgodził, był całkowicie zdrowy.

- Pożyczysz mi jakąś koszulkę? - zapytała, kiedy wstała i wytrwała mnie z chwilowego letargu.

-Weź jakąś. - rzuciłem, odpalając trzeciego papierosa tego poranka. - Wiesz, gdzie jest mój pokój?

-Tak, wiem. Liam mi pokazywał jedyny wolny pokój i zgaduję, że jest twój.

Trzy minuty później zgasiłem papierosa w popielniczce i wszedłem do mieszkania. Zamknąłem za sobą drzwi balkonowe i ruszyłem w nie do końca znanym mi kierunku, chociaż chłopcy trochę oprowadzili mnie po jakieś godzinie picia. Wyszedłem z salonu i skierowałem się tam, gdzie było najgłośniej. Okazało się, że była to kuchnia. Była ona całkiem przestronna i nowoczesna, w szarych barwach, a niewielka wysepka stała na środku. Przy niej stały krzesełka barowe, na których siedzieli Liam, Paul i Jason. Devon był ubrany w srebrny fartuszek i robił coś na patelni. Wiszący na ścianie niewielki telewizor wydawał za siebie dźwięki klubowej muzyki z youtube.

-Piwko na kaca? - zapytał Paul, na co pokręciłem głową. Przed sobą miał butelkę w połowie wypitego napoju. - Nie to nie, więcej dla mnie..

-Księżniczka wyszła wcześnie rano. Szkoda, bo zrobiła by nam coś więcej niż jajecznica z bekonem. - powiedział Liam, a ja zmarszczyłem brwi. Według Dylan'a miała tu mieszkać jeszcze jedna osoba, dziewczyna, a jakoś nie miałem okazji jej tu jeszcze spotkać.

-Pracuje w weekendy, nie każdemu rodzice srają pieniędzmi. - powiedział Drake, wchodząc do kuchni. Wokół jego bioder był zapleciony biały ręcznik, który choć naprawdę wydawał się szeroki sięgał mu zaledwie przed kolano, a naga klatka piersiowa miała na sobie krople wody, co oznaczało, że był po prysznicu. Miał ogromne ramiona, których bicepsy miały więcej centymetrów niż mój ojciec w swoich. I ten jego pieprzony wzrost.

-Mówił Ci ktoś kiedyś, że jesteś jak skała? - zapytałem, zanim zdążyłem zastanowić się nad swoimi słowami. W pomieszczeniu przez chwilę nikt się nie odzywał i już miałem wrażenie, że typ zmiecie mnie z planszy, kiedy on jako pierwszy zaczął się śmiać. Jego śmiech był głęboki i szczery, a po nim automatycznie zaczęła się śmiać reszta domowników.

Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że dwumetrowa kopia Michael'a Jordan'a, kapitan drużyny koszykarskiej Uniwersytetu Fordham stanie się jedną z najwierniejszych osób w moim życiu i moim przyjacielem do końca życia.

[1*] - Michael Jordan to najpopularniejszy koszykarz na świecie i Chris w swoich myślach tak nazywa Drake'a Taylor'a,

Fordham University- to jedna z prywatnych uniwersytetów w Nowym Jorku. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro