#22 -Ona zawsze będzie przy mnie
-Mamo, nie uważasz, że to już najwyższy czas na to, aby zaryzykować? Stan Naomi jest ciężki, stać nas na to, aby móc wynająć mieszkanie, a o resztę się nie martw. Chcę, abyś była szczęśliwa.
-Emily, nie masz pojęcia jak bardzo nie chcę tego teraz słyszeć. - powiedziała kobieta, nawet na mnie nie patrząc. Przewróciłam oczami i patrzyłam jak nienaturalnie szybko kroi kurczaka na dzisiejszy obiad.
-W końcu musisz o tym ze mną porozmawiać! Brzydzę się tego domu, jeśli nie odejdziesz stąd ze mną, to odejdę sama.- oznajmiłam głośniej niż miałam w zamiarze, dlatego odchrząknęłam szybko.- Nigdy tutaj nie będziemy już szczęśliwe, rozumiesz?
-Jak myślisz Emily, podoba mi się sytuacja, w której się znaleźliśmy? Mało mamy problemów?
-Wiem, że Nao, sprawa sądowa oraz ojciec, ale doktor Storm twierdzi, że potrzebuję zmiany miejsca zamieszkania. Więc?
-Ten facet za terapię bierze jak za miesięczne lekarstwa Naomi, nie kombinuj na razie, bo i tak nie mamy innego wyjścia niż mieszkać tu, w domu twojego ojca. Czy ci się to podoba czy nie, nie wyprowadzimy się stąd z dnia na dzień.
-Zostaniesz tu sama. - oznajmiłam z wyrzutem, wychodząc z pomieszczenia. Z obrzydzeniem patrzyłam na dom, w którym mieszkałam przez całe swoje życie. Widok bezowych ścian oraz przytulnego miejsca sprawiał, że chciałam wymiotować na samą myśl, co działo się pod tym dachem. Jakie piekło tutaj przeżyłam. Barierka przy schodach była splamiona krwią, więc od tamtego czasu jeszcze nigdy jej nie tknęłam. Żaden środek czyszczący nie był w stanie usunąć zaschniętych kropel czerwonej cieczy. W moim pokoju, którego brzydziłam się odrobinę mniej wybrałam numer do Gregore'a Black, brata mojej mamy. Nie mogłam więcej znieść ani jednej nocy w tym domu.
-Cześć wujku, mama nie zgodziła się jeszcze na wyprowadzkę do wynajętego przez ciebie mieszkania. Mogę po prostu zrobić to sama?
-Cześć Emily. Nie znoszę, kiedy jest taka uparta. Ale tak, klucze przecież masz, mieszkanie jest opłacone, nie widzę przeszkód, abyś miała dalej mieszkać w domu Peter'a. Może gdy się wyprowadzisz przejrzy na oczy.
Spojrzałam na swoje spakowane walizki i uniosłam kącik ust. Zgarnęłam klucze z biurka i pożegnałam się z wujkiem. Wzięłam dwie spakowane walizki, które od miesięcy czekają na opuszczenie tego miejsca i zniosłam je na parter. Kolejne były pudła z różnymi rzeczami oraz książki.
-Pożyczam samochód. - oznajmiłam mamie, lecz ta była zbyt zajęta gotowaniem, aby ponownie zwrócić na mnie uwagę.
-Nie wracaj późno, bo ojciec będzie wściekły i o osiemnastej jadę do szpitala, więc potrzebuję samochód.
Nie skomentowałam tego, a jedynie zaczęłam przenosić rzeczy do samochodu. Ostatnią rzeczą, którą chciałam mieć przy sobie była szklana róża, którą dostałam na piętnaste urodziny, a w tym momencie na parter zszedł ojciec. Mama wyszła z kuchni i zauważyła otwarty bagażnik samochodu.
-Gdzie jedziesz? - zapytał wolno ojciec, a ja wzruszyłam ramionami.
-Wyprowadzam się. - oznajmiłam, zakładając ramiona na pierś.
-Niby gdzie? - zapytał ze śmiechem, na co pokręciłam głową.
-Nie interesuj się. - odwróciłam się i wyszłam, zostawiając rodziców samych patrzących na siebie w ciszy.
Wsiadłam do czerwonego BMW i odpaliłam silnik oraz ustawiłam nawigację. Nie jeździłam zbyt często, ponieważ nie miałam swojego samochodu, a po za tym miałam prawo jazdy dopiero od miesiąca, więc nie pozwalano mi zbytnio jeździć. Gdy dotarłam na osiedle Salford, odetchnęłam z ulgą. Nie miałam pojęcia, że to naprawdę się dzieje. Miałam jedynie szesnaście lat, a własna matka nie powstrzymała mnie nawet przed tym, abym opuściła rodzinny dom. Zakłamany, chory dom. Wzięłam się za przenoszenie rzeczy, których nie było zbyt wiele, całość z rozłożeniem ich zajęła mi około trzech godzin. Mieszkanie było malutkie w porównaniu do naszego domu, ale nie wyobrażałam sobie powrotu. Miało dwie małe sypialnie, salon, łazienkę oraz kuchnię. Było urządzone w kolorach szarości, bieli i czerwieni co od było zdecydowanie lepsze niż beż.
Później odwiozłam samochód do domu, bez słowa odstawiając kluczyki samochodu wraz z moimi kluczami wejściowymi na komodzie i po prostu wyszłam, wsiadając do wcześniej zamówionego ubera. Przy szpitalu kupiłam ulubiony sok Nao i wjechałam na odpowiednie piętro.
-Cześć, kochanie.- przywitałam siostrę, która ucieszyła się na mój widok. Zajęłyśmy się czytaniem bajek, zabawą w zgadywanki, co było absolutnie jej ulubioną grą oraz kolorowałyśmy księżniczki na papierze. Parę minut przed osiemnastą wyszłam, oznajmiając siostrze, że jutro także ją odwiedzę. Droga do mieszkania zajęła mi spacerem około dwudziestu minut, a po drodze zrobiłam małe zakupy, aby mieć co jeść przez ten weekend. Parę godzin zadamawiania się później usłyszałam pukanie do drzwi. Wcale nie byłam zdziwiona i doskonale wiedziałam, kogo mogłam się spodziewać za dębowymi drzwiami.
-Zapraszam, mamusiu.- otworzyłam szerzej drzwi, pozwalając wtoczyć jej dwie walizki podobne do moich.- Witaj w domu.
Christian Pov:
-Chris, twój telefon nie przestaje dzwonić.- usłyszałem zaspany głos Emily, czując delikatne szarpanie mojego ramienia. Uchyliłem oko i spojrzałem na telefon, marszcząc brwi. Na wyświetlaczu widniał napis mama, więc odebrałem i przyłożyłem telefon do ucha, w międzyczasie odchrząkując.
-Hej, co się stało?- zapytałem, wyjmując delikatnie ramię spod głowy czerwonowłosej.
-Erick miał wypadek samochodowy, jest w szpitalu Mount Sinai.- gdy tylko usłyszałem słowa macochy, natychmiast podniosłem się z łóżka. Jej głos był zachrypnięty od płaczu i przerażony, a ja sam czułem jak moje serce zaczyna bić niebotycznie szybko. Spojrzałem na Emily, która w wyniku mojej gwałtownej reakcji podniosła się z miejsca i pytającą miną patrzyła na mnie.- Dzwonili do mnie ze szpitala, uratowali go w ostatniej chwili gdy wjechał na czołowe zderzenie z tirem na autostradzie. Chris, proszę Cię, jedź do niego.
-Mamo, wszystko będzie dobrze. Nie martw się. Powtórzysz nazwę szpitala?- odetchnąłem głęboko, zbierając swoje rzeczy. Czułem przenikliwy wzrok Johnson, ale nie miałem serca brać jej ze sobą.
-Mount Sinai, to po drugiej stronie Central Parku. Razem z ojcem jesteśmy w Chicago, dopiero za godzinę mamy lot.
-Dobrze mamo, dajcie znać jeśli będzie was trzeba odebrać.
-Ojciec już wynajął samochód, więc o to się nie martw. Po prostu bądź przy nim i dowiedz się, co się stało. Kocham cię i uważaj na siebie synku.
-Też cię kocham mamo i będę uważał. Do zobaczenia.- rozłączyłem się i nacisnąłem klamkę, ale w tym momencie poczułem delikatny ucisk na ramieniu.- Emily, naprawdę nie mam czasu.
-Co się stało?- zapytała, wolno przechylając głowę na bok. Patrzyła na mnie z taką czułością i niepewnością, że miałem ochotę przytulić ją najmocniej na świecie. Więc to zrobiłem i pocałowałem jej ciepłe czoło.
-Później ci to wyjaśnię.- odparłem i to było jedyną rzeczą, ponieważ następnie zniknąłem za drzwiami swojego pokoju. Nałożyłem pierwsze, lepsze jeansy oraz bluzę, zgarnąłem kurtkę i kluczyki od samochodu. Wezwałem windę i zjechałem na podziemny parking, by po dotarciu do swojego samochodu ujrzeć Emily w białym dresie i puchowej kurtce czekającą przy drzwiach pasażera. Włosy miała związane z niedbałego koka, a jej twarz była nieco mniej spuchnięta niż wczorajszej nocy, choć zadrapania i siniaki wciąż były widoczne. Pierdolona Alexandra Gilbert i jej durne pomysły.
Nie mówiąc nic, wsiadłem do samochodu i pozwoliłem na to również dziewczynie. Szybko odpaliłem silnik, aby chwilę później wyjechać z parkingu. Dzisiejszej nocy spadł pierwszy śnieg w Nowym Jorku, dlatego warunki na drogach były jeszcze gorsze, niż zwykle. Klnąłem w myślach na to miasto, ponieważ chciałem już być na miejscu i zobaczyć swojego brata. Uchyliłem okno i odpaliłem papierosa, a wolną ręką nerwowo ściskałem gałkę do zmiany biegów i czekałem, aż korek ustąpi.
-Nigdy nie paliłeś w samochodzie.- stwierdziła dziewczyna cichym głosikiem, dlatego przygryzłem wnętrze policzka. Miała rację, lecz to nie było istotne w tamtym momencie. Poczułem jak zaciska swoją chłodną dłoń na mojej, nie spuszczając ze mnie wzroku. Była tak niesamowicie ostrożna w każdym swoim ruchu, tak delikatna i niepewna. I sam poniekąd nie rozumiałem swojego zachowania, przecież mogłem jej normalnie wyjaśnić całą sytuację. W końcu poruszaliśmy się co dwie minuty na dziesięć sekund. Miałem czas. Lecz nie zrobiłem tego i zostawiłem ją w niepewności, za co w tamtym momencie strasznie się karciłem. Wyrzuciłem filtr za okno i spojrzałem na nią kątem oka.- Chris, nie wiem co się stało, ale możesz mi powiedzieć. I możesz też milczeć, ale będę z tobą.
Zacisnąłem szczękę i z ulgą przyjąłem, że korek lekko się rozstąpił.
-Mój brat miał wypadek.- oznajmiłem, zaciskając mocniej dłoń na kierownicy.- Moi rodzice za niedługo wylądują w Nowym Jorku.
Dziewczyna skinęła głową i wtuliła bardziej w fotel. Posłałem jej blady uśmiech i zaparkowałem pod szpitalem co było nie lada wyczynem. Choć nigdy nie miałem z Erickiem dobrych kontaktów, to i tak się o niego martwiłem. Zostaliśmy wychowani pod jednym dachem i pomimo jego częstych odklejek i zamknięcia się w sobie, był całkiem dobrym bratem. Gdy jeszcze byłem gówniarzem lubiłem z kolegami go denerwować. Jak wyjechał, byłem zły na to, że zostawił Kendall i jakby nie patrząc, była w stanie okłamać mnie i podrobić list z uniwerku, aby tylko mnie zatrzymać w domu. Minęły ponad trzy lata od naszego ostatniego spotkania w dniu jego wylotu, na lotnisku w Londynie. Całą drogę na oddział nie potrafiłem pozbyć się myśli, że stała mu się krzywda.
-Dzień dobry, w nocy przywieziono tutaj mojego brata z wypadku. Erick McLate.- zwróciłem się do kobiety z recepcji, kurczowo trzymając dłoń czerwonowłosej.
-Czy to ten z próby samobójczej?- zapytała kobieta, zwracając się do mężczyzny siedzącej obok niej. Ten spojrzał na nas bez wyrazu i wstał, zakładając dłonie na piersi.
-Tak, to już drugi raz, kiedy przywieziono go w tym roku. Mogę zobaczyć pana identyfikator?
-Tak, oczywiście.- oznajmiłem, nie do końca przyjmując do wiadomości jego słowa. Trzęsącymi się dłońmi wyjąłem portfel z dowodem i spojrzałem na Emily, której twarz ociekała współczuciem. Druga próba samobójcza? To niemożliwe. Erick nie byłby w stanie tego zrobić. Nie byłby w stanie nas zostawić.
-Proszę wjechać na szóste piętro na oddział intensywnej terapii, pacjet jest świadomy, lecz jest w ciężkim stanie. Numer pokoju to dziewięć. Powiadomimy lekarza o państwa wizycie i ten wyjaśni okoliczności oraz konsekwencje.
Wchodząc do windy czułem narastające napięcie. Nie miałem pojęcia co się działo w jego życiu. Ani razu od mojego przyjazdu tutaj nie podjąłem żadnej próby kontaktu. Erick był zamknięty w sobie i był dziwakiem, ale nie sądziłem, że w jego psychice dzieje się coś złego. Myślałem, że to był tylko jakiś rodzaj buntu i dlatego robił te wszystkie dziwaczne rzeczy. Myślałem, że przez sposób ubrania, tatuaże i kolczyki wyraża siebie i chciał w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Oczywiście dostawał ją i ode mnie, jak i od rodziców. Gdy doszliśmy do wyznaczonego pokoju, chciałem zwymiotować. Nienawidziłem szpitali. Te mury przesiąknięte były cierpieniem i bólem, a ja czułem to bardziej niż inni. Jednak zdecydowałem się otworzyć klamkę i wszedłem do środka, wciąż trzymając dłoń dziewczyny. Ona była przy mnie i trzymała mnie tak mocno.
-Dobrze, spisaliśmy pańskie zeznanie. Proszę nie opuszczać miasta do wyjaśnienia sprawy i życzymy panu zdrowia.- oznajmił jeden z policjantów, który był w pomieszczeniu. Zasłaniali łóżko i choć bardzo bałem się widoku, jaki zastanę to cieszyłem się, że mogłem przez chwilę widzieć coś innego. Bałem się tego, jak wygląda Erick. Jednak policjanci odwrócili się w naszą stronę, aby opuścić pomieszczenie, mierząc nas wzrokiem i nieuniknionym było to, aby ujrzeć mojego brata. Jego głową była obandażowana, a dookoła szyi miał stabilizator.
-Państwo są rodziną?- zapytał jeden z funkcjonariuszy, na co skinąłem głową, nie potrafiąc wydusić z siebie słowa.- Proszę o wstawienie się po odbiór samochodu z parkingu policyjnego.- mężczyzna wręczył mi wizytówkę. Zerknąłem na nią kątem oka, zawierała informacje z numerem telefonu oraz adresem parkingu.- Wszelkie koszty naprawy zniszczonego mienia pokrywa pacjent. Mógłbym dostać pański numer telefonu oraz adres?
-Tak, oczywiście.- odparła Emily, biorąc wizytówkę. Mężczyzna podał jej kartkę i długopis, gdzie dziewczyna spisała moje imię i nazwisko oraz pozostałe dane. Ja jednak nie potrafiłem oderwać wzroku od chłopaka, który patrzył na mnie bez żadnej emocji. W jego oczach nie było widać żadnych oznak zdziwienia, złości ani radości. Wyglądał, jakby trochę się mnie spodziewał. Mężczyźni wyszli, a ja podszedłem do jego łóżka i miałem kompletną pustkę w głowie. Zupełnie nie wiedziałem, jak mam się zachować w tej sytuacji, co powiedzieć i co zrobić.
-Kim jesteś?- zapytał Erick, patrząc na moją dziewczynę. Ta stanęła obok mnie i zrobiła usta w dziubek.
-Dziewczyną twojego brata.- odpowiedziała pewnie i czułem się lepiej, gdy znów poczułem jej palce.
-Żałosne.- odparł, przenosząc wzrok na sufit.
-Słuchaj. Nie znam cię, ale już wiem, że jesteś dupkiem.
-Chris, weź ją, bo tym razem zabiję się porządnie.- powiedział znudzonym tonem, nonszalancko przewracając oczami.
-Myślisz, że swoją ignorancją możesz traktować wszystkich dookoła? Swoją matkę, ojczyma czy brata? Interesuje cię w ogóle to jak oni się czują?
-Masz rację, nic mnie już nie interesuje.- odparł, nie zmieniając pozycji. Zmarszczyłem brwi i wbiłem w niego spojrzenie.
-Nic? A samobójstwo to twoja terapia, ponieważ nie potrafisz żyć?- zapytała z odrazą, którą zagwarantowała mu prześmiewczo.
-Naprawdę tak jest. Oceniaj mnie dowoli, ja sam nie mówiłem o niczym nikomu, a płakałem w ciszy sam gdzieś w ciemności. Jestem po dwóch próbach samobójczych, teraz leżę w szpitalu po trzeciej. W planach mam kolejne i co? Jak mam ją zostawić?
-Kogo niby?- zapytała Emily, zakładając ręce na piersi. Była zdenerwowana i mój brat chyba tylko dlatego z nią rozmawiał. Nawet w takim stanie prowokował Emily, a ona się temu poddawała.
-Eveline? Przecież to ona do tego doprowadziła.- odparł, jakby to było oczywiste.
-Kto to jest?
-Moja dziewczyna.- odpowiedział, niemal wypluwając te słowa.
-I kto tu jest żałosny? Chcieć się zabić tylko z powodu jakieś dziewczyny.
-Nie zrozumiesz. Ona mnie posiada.
-Co to znaczy?- zapytałem, nie rozumiejąc tego, o czym mówił.
-Oddałem się jej i przez to nie potrafię żyć, rozumiesz? Oddałem jej całą swoją uwagę, serce i duszę. Była jak szatan, który chłonie wszystkich od pierwszego spojrzenia. Była piękna i bystra, wyglądała jak anioł. Czeka na mnie. Mówi mi to w snach, czeka na to, aż do niej dołączę.
Spojrzałem na Emily, a ona na mnie i oboje zrozumieliśmy.
-Od jak dawna na ciebie czeka?- zapytała czerwonowłosa, a ten zamyślił się i spojrzał na nią.
-Od roku. Nie mogę jej opuścić. Obiecałem jej to.
-Nigdzie się stąd, kurwa, nie ruszasz.- oznajmiła czerwonowłosa, patrząc wyzywająco na chłopaka. Ten w odpowiedzi jedynie prychnął śmiechem.
-Za niedługo będą tutaj rodzice. Mamy parę spraw do załatwienia, nigdzie się stąd nie ruszaj, jasne?- oznajmiłem, a odkrył spod kołdry nogę, która była w gipsie po samo udo.- No tak.
-Daj mi to i długopis.- powiedział, patrząc kątem oka na szafkę. Oprócz plastikowego kubka ze słomką była tam jeszcze kartka z wydrukowanym upoważnieniem. Zrobiłem, co kazał, a ten złożył podpis w wyznaczonym miejscu.- Wpisz moje i twoje dane, mój portfel jest w tej szafce.
Wyjąłem go i podczas wyciągania paszportu wypadło zdjęcie, które Emily szybko podniosła. Spojrzała na nie, a następnie wręczyła je mi. Była na nim uśmiechnięta od ucha do ucha blondynka, która miała założoną nogę na nogę, ubrana w srebrną sukienkę do połowy uda i szpilki. Jej oczy przez lampę błyskową były czerwone, lecz radosne, wyglądała na trochę starszą od mojego brata. Spojrzałem na niego, a ten przewrócił oczami.
-Eveline?
-Sylwester dwa lata temu. Idźcie już stąd.- rzucił, próbując wyrwać mi zdjęcie. Prychnęłam i spisałem dane, a następnie bez pożegnania wyszliśmy ze szpitala. Byłem wkurwiony i przerażony jednocześnie, dlatego od razu po wyjściu ze szpitala zapaliłem fajkę. Spojrzałem na Emily i zwolniłem, widząc jak ledwo nadąża nad moim krokiem. Popatrzyłem na nią z góry i westchnąłem głęboko, a następnie przyciągnąłem jej ciało do siebie. Pasmo grzywki, które wyplątało się z niesfornej fryzury założyłem jej za ucho i skrzywiłem się, widząc na jej twarzy siniaki. Pogłaskałem delikatnie policzek, a następnie złożyłem na jej czole pocałunek.
-Kocham cię, Emily.- powiedziałem, czując taką potrzebę. Poczułem, jak dziewczyna wstrzymała oddech. Nawet z tymi siniakami i bez makijażu wyglądała pięknie.
-Mnie?- zapytała cicho po chwili, a ja uśmiechnąłem się blado, utrzymując kontakt wzrokowy.
-Tylko ciebie.
Przez następne parę godzin załatwialiśmy sprawy związane z pojazdem, opłaciłem miejsce parkingowe i wywóz wraku niebieskiego dodge'a do utylizacji, ponieważ samochód był w opłakanym stanie. Byłem naprawdę pełen podziwu, jakim cudem mój brat przeżył. Pomimo tego, iż samochód był rozcinany przez strażaków, to zwarcie wywołało pożar, a szkody były na dużą skalę, więc naprawianie go nie miało już najmniejszego sensu. Dodatkowo pośród tysiąca śmieci, brudnych ubrań oraz niedopałków papierosów w samochodzie znaleźliśmy album na płyty, który zatrzymaliśmy jako jedyną rzecz z wraku. Późnym popołudniem wróciliśmy na stancję, gdzie chłopcy opowiadali historie z wczorajszego meczu oraz późniejszego wypadu do baru, a także naszej bójki. Przewracałem oczami na każdy fragment, który wydostał się z ich ust na ten temat, jedząc pizzę, którą zamówili w ramach obiadu. I bardzo dobrze, że to zrobili, ponieważ nie mieliśmy nawet czasu gdziekolwiek iść zjeść.
-Em, co byś zrobiła, gdyby jakaś dziewczyna zaczęła podrywać Christiana?- zapytał Liam, jak zwykle biorąc mach swojego skręta i uśmiechając się w ten głupi, cwaniarski sposób. Spojrzałem na niego spod byka, a następnie przeniosłem wzrok na Emily, która siedziała naprzeciwko mnie. W połowie przeżuwania swojego jedzenia zatrzymała się i połknęła zawartość, mrożąc chłopaka swoim spojrzeniem.
-A co byś chciał, abym zrobiła?- zapytała, akcentując ostatnie słowo. Ten ułożył swój łokieć na kolanie i udawał, że się zastanawia.
-Pobiła ją. Jesteście dla siebie, kurwa, stworzeni i nie możesz pozwolić na to, aby jakaś obca dupa odebrała Ci chłopaka.- przyznał, na co dziewczyna zaśmiała się gorzko. Takiej reakcji się nie spodziewałem, dlatego obserwowałem każdy jej gest.
-Nah, każdy ma swój rozum. Powinieneś to pytanie zadać jemu, ponieważ ja nie zrobiłabym kompletnie nic, jedynie patrzyła na to, co on z tym zrobi.- powiedziała pewnym siebie, lekko zachrypniętym głosem i spojrzała na mnie wyczekująco.- Więc co byś zrobił, McLate?
-To, co powinien zrobić każdy zakochany chłopak.- odpowiedziałem szczerze, ukradkiem wyczekując jej reakcji. Twarz Johnson rozświetliła się, jednak próbowała ukryć to, że moja odpowiedź ją usatysfakcjonowała.
-Czyli w końcu co?- zapytał Paul, na co pokręciłem z politowaniem głową.
-Nie dopuściłbym do takiej sytuacji, dając jej jasno do zrozumienia, że nie jestem zainteresowany. Jestem szczęśliwy z Emily.
-Jesteście zbyt cukierkowi.- uznał Devon, udając wymioty.- Ale chcę tego słuchać. Co ty byś zrobił, gdyby ktoś podrywał Em?
-Pobiłbym go.- odparłem wprost, niemal natychmiast, co wywołało śmiech u innych.
-Dalej trzymasz się z Sam'em?- zapytał Paul, biorąc łyk piwa. Dziewczyna pokręciła głową.
-Z tego co wiem to tańczy w Wonderland Gentlemen's Club.- odparł Liam, wzruszając ramionami.
-Chciałbym mieć jego pieniądze teraz.- odparł Paul, odchylając się do tyłu. Liam zgodził się z nim, a Emily uniosła brwi, śmiejąc się cicho.
-Co to jest?- zapytałem nieświadomy, a chłopcy wyjaśnili mi, że to popularny klub ze striptizem dla kobiet. Skinąłem głową w odpowiedzi.- A ty skąd wiesz?
-Byłam z nim na rozmowie kwalifikacyjnej parę miesięcy temu, ale nie sądziłam, że naprawdę w to pójdzie.- odparła, na co skinąłem głową.
-Pamiętam jak jakiś czas temu stary kazał mi jechać lawetą po samochód pewnej babki, podjeżdżam i wiecie, chata niczym wyjęta z najbogatszej dzielnicy Los Angeles, Rolls Royce,
Lamborghini, Maybach na podjeździe i otwierający mi w samym ręczniku Sam. Też chciałbym być ekskluzywną, męską dziwką.
-Najpierw musiałbyś mieć ciało Drake'a.- Harris zaśmiał się z rozmarzonego Liama, a Taylor pokazał im środkowy palec.
-Spierdalajcie.- odparł czarnoskóry, a następnie wrócił wzrokiem do telefonu. Paul jednak nie poddał się i wyrwał chłopakowi telefon.
-U, Alex! Kręcisz z nią?- zapytał wesoło, a ja wiedziałem, że to się źle skończy. Na sam dźwięk imienia blondynki przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz związany z sytuacją z wczorajszego baru.
-Oddaj, zanim zginiesz.- Taylor ostrzegł spokojnym, lecz wyrazistym tonem.- Po za tym jest zajęta.
-Ma tutaj przyjść, to musi coś znaczyć. Będziecie się pieprzyc?
-Już nie żyjesz.- odparł Drake, startując z kanapy. Jedną ręką podniósł chłopaka, powalając go na ziemię, lecz ten śmiejąc się w głos za żadne skarby nie chciał oddać własności czarnoskórego. Ten przewrócił oczami i usiadł na jego brzuchu, co szczerze wyglądało komicznie, bo był naprawdę wielkim facetem w porównaniu do Harissa, który także był wysoki, lecz oczywiście niższy od rywala i nieco kościsty, blady jak ściana. Widziałem jedynie, jak jego przydługie, blond włosy opadają mu na zaczerwienioną ze śmiechu twarz, podczas gdy skutecznie prowokował Drake'a, ukrywając jego telefon. Przysięgam, nigdy nie chciałbym być na jego miejscu, pomimo tego, że uwielbiam Taylor'a, jednak nadal trochę mnie przeraża.
W pewnym momencie usłyszeliśmy ding, przesuwne drzwi windy rozchyliły się, a wtedy ujrzałem Kendall, ubraną w czerwony garnitur i lśniące szpilki tego samego koloru, długie, blond włosy miała spięte w wysoki kucyk, a na twarzy miała czarne okulary. Obok niej stał mój ojciec w garniturze, z resztą jak praktycznie zawsze, gdy jest na wyjazdach służbowych. Również miał na swoim nosie okulary. W salonie zawładnęła niezręczna cisza, a ja przypomniałem sobie o całej sytuacji z bratem. Przywitałem rodziców i zaprosiłem ich oraz Emily do swojego pokoju.
-Kochanie, co ci się stało w twarz?- zapytała moja mama, wierzchem dłoni muskając siniaki Johnson.- Czy Chris traktuje Cię źle?
-Absolutnie nie, po postu wczoraj trochę za dużo wypiłam.- oznajmiła dziewczyna, na co mama spojrzała na nią figlarnie.
-Moja dziewczynka.- odparła, a następnie spojrzeniem wróciła do mnie.- Byliśmy u Erick'a, czuję się w miarę dobrze, jego stan jest stabilny. W przyszłym tygodniu wypiszą go ze szpitala, wrócimy z nim do Anglii i tam rozpocznie terapię na zamkniętym oddziale psychiatrycznym. To jakiś koszmar.
-Mówił wam o dziewczynie, która zmarła?
-Jakiej dziewczynie?- zapytał tata, na co wymieniłem spojrzenie z Em.
-Z tego co zrozumieliśmy miał tutaj dziewczynę, a teraz chce do niej dołączyć, bo należy do niej. Nic więcej nie wiemy, w sumie brzmiało to jak bełkot człowieka na ostrych prochach.
-Wychodzi na to, że nie znam własnego syna.- mruknęła smutno Kendall, a tata przytulił ją do siebie.
-Ma pani może ochotę na kawę? Przy wejściu jest świetna kawiarnia.- zapytała Emily, na co blondynka przytaknęła i razem wyszły z pokoju.
-Strasznie to przeżywa.- ojciec usiadł na łóżku i zmęczonym wzrokiem patrzył na mnie. Usiadłem obok niego i w tym samym momencie opadliśmy na plecy, krzyżując ramiona na karku.- Płakała całą drogę z Chicago, dopiero w szpitalu podano jej leki na uspokojenie. To okropne dowiedzieć się, że nasz syn próbował sobie odebrać życie, bez niczego. Bez pożegnania, bez wiedzy, bez żadnej wiadomości. Próbowałem być silny, ale jak tylko o tym myślę, mam ochotę płakać. Nie mam pojęcia gdzie popełniliśmy błąd. Zawsze dostawał wszystko, czego chciał, prosił o pieniądze, dostawał je, ignorował zaproszenia, nigdy nie chciał się z nami spotkać podczas naszych wizyt w Nowym Jorku. Nie wiedziałem, co u niego, unikał nas jak ognia. W czym zawiniliśmy, Christian?
-Nie zawsze rodzice są przyczyną samobójstw, byliście najlepszymi rodzicami jakich mogliśmy sobie wymarzyć. To nie wasza wina.
-Z twojej perspektywy, ale z jego też?
-Musicie z nim szczerze porozmawiać. Nie naciskajcie, bo to może jedynie pogorszyć sprawę. Jeśli będzie gotowy sam wam powie dlaczego posunął się po raz kolejny do takiego sposobu na rozwiązanie swoich problemów. Terapia dobrze mu zrobi.
-Nie wiem już, jestem zmęczony. Dołączmy do Kendall i Emily.
Uśmiechnąłem się lekko do swojego rodziciela, wstałem z łóżka i podałem mu rękę.
-Oświadczę się tej dziewczynie.- oznajmiłem nagle w windzie, przypominając sobie wszelkie dzisiejsze momenty, w których Emily po prostu przy mnie była.
-Spokojnie, to dopiero początki waszej relacji. Jeszcze dużo może się zmienić, a to duży krok.
-Wiem, że to jest ta jedyna, tato. Tak czuję. Przetrwamy wszystko.
Tego dnia myślałem, że wszystko idzie w dobrym kierunku i jeszcze nie wiedziałem, jak potoczą się nasze losy. Nie wiedziałem, że będziemy setki razy zostaniemy wystawieni na próbę. Jednak wiedziałem, że ona zawsze będzie przy mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro