Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#21 Trans, chwila i moment

Cierpliwość to słowo, które określało mnie dość dosadny sposób ze względu na to, że przez całe życie czekałam na lepsze jutro. Codziennie żyłam z nadzieją, że mama w końcu się usamodzielni, Nao wyzdrowieje lub miałam czas, który spędziłam nad kształtowaniem siebie i otwieraniu się na ludzi co sprawiło, że nigdy nie oczekiwałam niczego na dany moment. Sukces wymagał czasu, jednak dzisiejszego dnia coś się zmieniło. Uśmiechnęłam się gorzko do mężczyzny, który sprawdzał wnętrze mojej torebki i wyjął z niej gaz pieprzowy. Uniosłam brew i kątem oka zauważyłam, że mój chłopak, Liam i Paul powstrzymują nieudolnie śmiech. Byliśmy spóźnieni!

-To niedopuszczalny przedmiot.- usłyszałam, a następnie powędrowałam wzrokiem za przedmiotem, który został schowany do kartonu innego ochroniarza. Prychnęłam, kiedy mężczyzna wyciągnął paralizator wielkości małej, okrągłej paletki cieni.- To także nie może znaleźć się na widowni. Posiada Pani więcej takich przedmiotów?

-Nie, wszystko zabraliście.- żachnęłam zniecierpliwiona, patrząc jak mężczyzna układa moją paletkę obok gazu.

-Przedmioty można odebrać po meczu. Imię i nazwisko?

-Emily Johnson.- przedstawiłam się z wyrzutem, a mężczyzna napisał z błędem moje nazwisko na naklejce, na co przewróciłam oczami. Złączył przedmioty gumką recepturką i przykleił ją.

-Miłego wieczoru.- pożegnał mnie z uśmiechem, wręczając torebkę, a bramka przede mną w końcu otworzyła się. Dołączyłam do pozostałych chłopców, którzy już nie powstrzymywali śmiechu. Rzuciłam im zirytowane spojrzenie, które zignorowali i jako pierwsza ruszyłam w stronę trybun. Szybko znaleźliśmy swoje miejsca według biletów, które Drake Taylor wręczył nam podczas dzisiejszego śniadania. Siedzialam między Chris'em, a Paul'em. Nasze miejsca znajdywały się obok chłopców z akademika, którzy również dostali zaproszenie od swojego przyjaciela. Canon podarował mi wcześniej zamówioną colę oraz popcorn. Akademicki mecz miał niezły rozgłos, ponieważ ogrom ludzi i korki sprawiły, że ciężko było się poruszać po mieście samochodem, więc zdecydowaliśmy się dostać do Bronx metrem.

-Nie mogę uwierzyć w to, że jesteśmy tutaj zjarani.- rzucił nostalgicznie Paul, na co prychnęłam cicho z uśmiechem, ponieważ wiedziałam, co za tym szło. Prawdopodobnie zamiast spokojnie obejrzeć mecz, zostanę wyszturchana jego palcem w celu sępienia jedzenia, które zamówiłam. Niemal po dwóch minutach oczekiwania na widowisko, ten już grzebał dłonią w moim papierowym opakowaniu z przekąską. Wróciłam wzrokiem na boisko, którego biały kolor odznaczał się na tle czarno-czerwonych trybun i siatki sponsorów obu drużyn. W tle zaczęła rozbrzmiewać szybka, skoczna muzyka, a drzwi spod trybun otworzyły się, wypuszczając tłum dziewczyn ubranych w czerwono-czarne, dopasowane stroje, składające się ze spódniczki oraz krótkiego topu. Zrobiły korytarz i machały swoimi pomponami w stronę nadchodzącej drużyny. Wychodzący mężczyźni byli ubrani w tego samego koloru stroje, składające się z shortów oraz koszulek na ramiączkach. To byli zdecydowanie zawodnicy drużyny mojego współlokatora, ponieważ ten oczywiście szedł na samym przodzie z szerokim uśmiechem. Dziewczyny z Fordham zaczęły taniec, podczas gdy cheerleaderki przeciwnej drużyny także wybiegły spod naszej trybuny. Miały niebiesko-białe stroje, tak samo jak ich drużyna koszykarzy. Spojrzałam radośnie na Chris'a, widząc jak niemal leżał na swoim siedzeniu i miał przymrużone oczy.

-Jesteście nienormalni.- stwierdziłam, rzucając spojrzenie podobnie wyglądającemu Hillowi oraz Liamowi. W drodze z metra pod Uniwersytet Fordham chłopcy stwierdzili, że dobrym pomysłem będzie zapalenie blanta, czego ich wygląd był dowodem na ten idiotyczny pomysł. Wróciłam spojrzeniem na boisko, gdzie zawodnicy obu drużyn zaczęli się ustawiać do gry. Wytężyłam wzrok, aby zorientować się dlaczego zrobiło to tylko pięć osób, ale widząc moje zdziwienie Chris wytłumaczył mi, że w koszykówce tak właśnie jest. Nie miałam pojęcia o tym, jak wygląda mecz jakiegokolwiek sportu, ponieważ to był pierwszy, na jakim miałam okazję być. Byłam totalnym dnem jeśli chodziło o tą dziedzinę i pomimo skupienia totalnie nie wiedziałam co się dzieje na boisku, ale i tak podążyłam za tłumem. Wiwatowałam w momencie, aż ktoś z drużyny Fordham wrzucił pomarańczową piłkę do kosza, a robiłam ponure buuu, gdy zrobiła to drużyna SJU. Gdy trzecia kwarta dobiegła końca, nastąpiła wymiana zawodników, jednak Drake wciąż nie schodził z boiska pomimo rozmów z trenerem. Bardziej stresujące było to, że prowadziliśmy jedynie jednym punktem. Czwarta kwarta rozpoczęła się, a przeciwnicy ostro zaczęli grać, podczas gdy drużyna Fordham broniła swojego terytorium, a jeden z ich zawodników odbił piłkę i zmierzały do kosza drużyny SJU. Wymienił podanie z kapitanem i oboje prowadzili, ponownie wysoki blondyn z numerem sześć zdobył piłkę i wykonał dwa kroki, przed linią wyskoczył w górę wypuszczając piłkę do kosza, a sekundę później rozbrzmiał dźwięk, który oznaczał koniec czasu. Moi współlokatorzy zaczęli krzyczeć z resztą, a ja w szoku patrzyłam na mężczyznę z przeciwległej drużyny podstawiającego nogę osobie, która właśnie zdobyła punkt.

-Co się dzieje?- zapytałam Chris'a, spoglądając na niego szybko. Wziął głęboki wdech, więc powstrzymałam go przed wyjaśnieniem mi całego fenomenu gry.- Konkretnie.

-Faul. To znaczy, że zawodnik zrobił coś nielegalnego, ale jest już po czasie. Skurwysyny.- wyjaśnił, spoglądając z przejęciem na boisko. Ludzie czekali na to, co będzie dalej, ale zdaniem sędziego mecz zakończył się wynikiem 22:20 dla studentów Fordham. Maskotki drużyn weszły na boisko w towarzystwie cheelendek, a kibice zaczęli wychodzić z trybun oraz budynku.

-Drake napisał, żebyśmy zeszli na dół po zdjęcie z Mike'em Andersonem.- oznajmił już trzeźwy Liam, wstając ze swojego miejsca.- Uprzedzając twoje pytanie, Emily, to słynny trener przeciwnej drużyny.

Wzruszyłam ramionami i zabrałam swoje rzeczy, aby następnie zejść po drewnianych schodach w stronę białej powierzchni boiska. Drake Taylor niczym kopia Michaela Jordana szedł w naszym kierunku spocony, z ogromnym uśmiechem na ustach, a zdjęcia były robione przez fotografa ubranego w kolory Fordham. Przywitaliśmy trenera przeciwnej drużyny, a następnie wykonano nam zdjęcia.

-Czemu pański zawodnik podłożył nogę innemu zawodnikowi i nie poniósł żadnych konsekwencji?- wypaliłam, patrząc z wyrzutem na czarnoskórego mężczyznę. Musiał być zdziwiony moim pytaniem, lecz jedynie uśmiechnął się słabo i pokręcił głową.

-Dziecko drogie, to niedorzeczne. Vincent Martin już nie należy do mojej drużyny i poniesie karę za swoje agresywne zachowanie.- oznajmił, a ja przytaknęłam, dając mu znać, że rozumiem cokolwiek z gry, faulów i zasad.

-Vincent Martin?- zapytał Liam, na co przygryzłam wargę. Mężczyzna skinął głową i oznajmił, że ma bardzo ważną rozmowę, co wiązało się z szybkim pożegnaniem.- To popieprzone.

-Drake, jestem z Ciebie dumna!- powiedziałam z entuzjazmem do mojego współlokatora, przytulając jego spocone i umięśnione ciało. Uśmiechnęłam się do niego w górę.- Twoja mama byłaby zachwycona.

-Dziękuję, Em.- kapitan ucałował czubek mojej głowy.- Widzimy się przy pomniku?

-Jasne.- puściłam chłopaka i obserwowałam jak podbiega do swojego trenera, aby coś mu przekazać, a następnie zmierzał w stronę drzwi, z których wychodzili zawodnicy na początku meczu.

-Jego mama naprawdę byłaby z niego dumna.- uśmiechnął się Chris, obejmując mnie ramieniem. Pozostali ruszyli do wyjścia z obiektu.

-Owszem. Tony skakałby z radości, gdyby zobaczył jak jego brat spełnia swoje marzenia.-rzuciłam, nawiązując do brata Taylor'a, którego często widzieliśmy przy rozmowach na kamerce. Po odebraniu moich rzeczy z portierni wyszliśmy z budynku i dołączyliśmy do reszty grupy, z którą mieliśmy spędzić wieczór w barze. Wszyscy wiwatowali na widok przebranego już Drake'a Taylor'a oraz jego drużyny i znajomych, po czym ruszyliśmy w stronę metra. Ze wszystkich poznanych mi osób najbardziej w pamięć zapadła mi niska dziewczyna o niesamowicie długich, naturalnie blond włosach, która przedstawiła się jako Alexandra Gilbert. Przysięgam, jej niebieskie oczy przypominały niebo, a to jak szlachetne rysy twarzy miała, uwydatnione delikatnym makijażem było aż niemożliwe. Ubrana w czarne jeansy, top i krótką, pikowaną kurtkę wyglądała świetnie. W przeciwieństwie do jej czarnowłosej koleżanki Daryl Newton, która z dłoniami w kieszeniach oraz z gumą w buzi przywitała nas oceniającym spojrzeniem, wydawała się całkiem sympatyczną osobą. Sama Daryl Newton nie wzbudziła we mnie cienia sympatii swoją postawą oraz sposobem w jaki wypowiadała się o innych, nie raz plując mi przy tym w twarz, za co nawet nie przeprosiła.

-Jesteście nierozłączni?- zapytała blondynka, patrząc to na mnie to na Chris'a. Spojrzałam kątem oka na bruneta, ponieważ nie wiedziałam co odpowiedzieć. Chłopak bez zastanowienia skinął głową i ucałował wierzch mojej dłoni. Posłałam dziewczynie uśmiech, jednak zdałam sobie sprawę, że faktycznie tak było. Pomijając fakt, iż byliśmy parą to każdego dnia byliśmy blisko siebie, w końcu mieszkaliśmy na stancji i razem studiowaliśmy. Z drugiej strony jedliśmy wspólne posiłki i spaliśmy w tym samym łóżku.- To urocze! Ale mam nadzieję, że pozwolisz mi ją porwać na parę chwil.

-Myślę, że Christian McLate nie będzie miał żadnego problemu.- do rozmowy dołączył Drake, który założył swoje ogromne ramię na ramionach mojego chłopaka, po czym spojrzał na mnie wymownie i puścił oczko. Uśmiechnęłam się do niego i skinęłam głową, pozwalając odejść im do innych towarzyszy z naszej grupy.

-Nie wiem czemu mając tyłu chłopców do wyboru wybrałaś akurat jego.- rzuciła Daryl, podążając wzrokiem za odchodzącymi od nas chłopakami. Zmarszczyłam brwi i zauważyłam, jak Alex rzuca jej ostrzegawcze spojrzenie.- Ja bym wybrała Drake'a. Jest silniejszy. A co do twojego chłopaka, mam wrażenie, że widziałam go ostatnio w kasynie.

-Myślę, że to ja wybieram osobę, z którą jestem w związku.- uśmiechnęłam się do dziewczyny, zostawiając całkowicie kwestię pobytu Chris'a w kasynie, gdzie był podczas męskiego wieczoru w towarzystwie swojego ojca i mojego wujka. Przechyliłam głowę w stronę blondynki.- Twoje włosy są niesamowite, zapuszczasz je od lat?

-Nawet sobie nie wyobrażasz! Całe życie byłam ścięta na krótko, w życiu nie wrócę do takiej fryzury. Twoja czerwień jest zadziwiająca, często odświeżasz kolor?

Przygryzłam wargę z uśmiechem i kontynuowałam przyjemną rozmowę na temat pielęgnacji włosów, kosmetyków, makijażu oraz modnych ubrań. Jazda metrem upłynęła mi całkiem szybko. Bar, w którym mięliśmy opić zwycięstwo Fordham nazywał się ,,Ginger", przez co kłóciłam się z Paul'em i Liam'em ze względu na moje włosy, ponieważ one wcale nie były rude! Oboje byli po kolejnej dawce palenia, co potęgowało ich chęć do dyskusji, a Chris jedynie uśmiechał się na argumenty, które podawałam. Gdy zajęliśmy lożę każdy postanowił zamówić kolację, więc i ja zamówiłam burgera z polecenia Alex, która twierdziła, że podawane kanapki są najlepsze w Nowym Jorku. Zanim zamówienia doszły do naszego stolika zdążyłam wypić trzy postawione przez członków drużyny drinki, które były naprawdę mocne, ale dziś to nie miało dla mnie znaczenia. W końcu świętowaliśmy zwycięstwo, a obiecałam Drakeowi wracanie do domu na kolanach.

-Nie uważacie, że to niesamowite?- zapytał Paul podczas jedzenia swojej największej z oferty pizzy. -Każdy z nas przyjechał tutaj, aby przeżyć najlepsze lata swojego życia w tym mieście. To jest, kurwa, takie niesamowite!

-A ty oczywiście masz dom najdalej z nas wszystkich?- zapytał ironicznie Devon ze słomką w buzi. Oczy Harris'a powiększyły się i przez chwilę wyglądał, jakby się zastanawiał nad odpowiedzią.

-Nie, właściwie mieszkam blisko.- blondyn uniósł głos z ekscytacją.- Najbliżej!

-Nie prawda, mój dom jest najbliżej.- rzucił Liam, przygryzając z uśmiechem wargę.- Dziwne, dawno nie widziałem swoich rybek. Emily, pójdziemy zobaczyć moje rybki?

-Jasne.- pokiwałam głową z buzią pełną jedzenia.

-Mają na imię Niall, Louis, Harry, Zayn oraz Liam. Jak ja!

-Jesteś fanem One Direction?- zapytała z parsknięciem Daryl, na co ten energicznie pokiwał głową. Dziewczyna pochyliła się nad stolikiem, wypychając pierś w stronę Brown'a (który siedział obok mnie) i ukradła frytkę z jego talerza.- To pewnie przykro ci, że nie są już zespołem?

-Wcale nie.- zaprzeczył chłopak, cofając się w głąb kanapy, ponieważ jej obecność nad jego jedzeniem zapewne przytłoczyła go. Alex przewróciła oczami i chwyciła koleżankę za ramię, aby sprowadzić ją na swoje miejsce i nie świeciła bielizną prosto w twarz speszonego Drake'a. Ta jednak próbowała wyrwać je i gdy się jej to udało, trafiła nadgarstkiem w mojego drinka, który wylał się prosto na moją spódnicę. Pisnęłam zszokowana czując jak przerażająco zimny napój spływa pomiędzy moimi nogami odzianymi w spódniczkę. Westchnęłam głęboko i spojrzałam na czarnowłosą z politowaniem, słysząc głośne śmiechy pozostałego towarzystwa.

-Ups.- usłyszałam z naprzeciwka, co sprawiło, że poczułam się nie na miejscu. Po raz kolejny w swoim życiu, czułam, że nie jestem w miejscu, w którym chciałabym być.

-Przepraszam. - powiedziałam głośno w stronę rozbawionych osób. Wstałam, odstawiając na szczęście całe naczynie z powrotem na stolik i poszukałam wzrokiem toalety, w której stronę zaczęłam się kierować. Czułam złość, ponieważ znów stałam się obiektem drwin, a obiecałam sobie, że już nigdy, przenigdy nie dam się tak traktować.

-Emily, poczekaj!- krzyknął Chris za mną, co nie powstrzymało mnie przed stawianiem coraz szybszych kroków stronę mojego celu.- Kochanie, wszystko w porządku?

-Nie.- odparłam, naciskając klamkę. Poczułam delikatny, lecz zdecydowany ucisk na ramieniu, w wyniku czego spojrzałam w oczy bruneta. Uchyliłam usta, widząc w nich niepokój i strach, co było niecodziennym widokiem u McLate'a. Ponownie nacisnęłam klamkę i ujęłam dłoń chłopaka, wchodząc do pomieszczenia, w którym szum rozmów i tłoczącego się szkła zniknął, a cicha muzyczka wypełniała puste wnętrze. Zamknęłam nerwowo drzwi na zamek.- Dlaczego to zawsze muszę być ja?

-Może to faktycznie był wypadek?- zapytał niebieskooki, na co prychnęłam. Z podajnika wyjęłam sporą ilość ręczników papierowych i zaczęłam osuszać materiał.

-Podczas wypadków przeprasza się za takie rzeczy, a nie głupio uśmiecha.- mruknęłam, próbując usilnie odsączyć alkohol z materiału.- Pieprzyć to.- powiedziałam, zdejmując bieliznę, która również była przemoczona. Podałam ją chłopakowi i uniosłam materiał spódniczki, aby wysuszyć ją suszarką do rąk.

-Ty nie masz rajstop.- oznajmił, a ja chwilowo zaprzestałam czynności i spojrzałam na niego spod rzęs, zdając sobie sprawę z sytuacji, w której się znaleźliśmy.

-Um, nie mam.- przyznałam, przygryzając wargę. Chłopak głośno przełknął ślinę i popatrzył na bieliznę, a następnie na moje nogi odziane czarnymi pończochami zakończonymi koronką oraz nagie pośladki. Poczułam wstrzymane powietrze w płucach, kiedy po prostu patrzyliśmy się na siebie. To było jak trans, w którym nie wiedzieliśmy co się dzieje, nie myśleliśmy racjonalnie. Ja działałam nadal w złości, on działał pod wpływem pożądania i nie miałam pojęcia kiedy znalazłam się pochylona nad umywalką. Spojrzałam w lustrze na chłopaka, który podtrzymywał kolanem moje udo, a sam odpinał pasek swoich czarnych jeansów. To była chwila, w której czułam jak jego penis wolno przesuwa się po mojej kobiecości i tak bardzo go chciałam, że stanęłam na palcach, aby tylko miał lepszy dostęp. I to był jedynie moment, w którym poczułam jak końcówka nabrzmiałego członka weszła we mnie. Moje oczy samoistnie odnalazły wzrok bruneta, który czekał na moje potwierdzenie, ale zamiast tego, oboje usłyszeliśmy walenie w drzwi.

-Kurwa.- jęknął chłopak, kiedy popchnęłam go, gładząc szybko materiał sukienki. Odwróciłam się, kładąc dłonie na policzkach, ponieważ piekły mnie one niemiłosiernie. Już nie wiedziałam czy to była wina złości, wypitego alkoholu czy po prostu chwili, ale zdałam sobie sprawę, że naprawdę chciałam uprawiać swój pierwszy seks w toalecie baru o durnej nazwie ,,Ginger". Przynajmniej wiedziałam, że chłopak był odpowiedni, ale cała reszta zdecydowanie nie.

-Emily, jesteś tam? -usłyszałam po raz kolejny, dlatego poprawiłam szybko włosy oraz upewniłam się, że Chris jest całkowicie ubrany. Przekręciłam zamek i uchyliłam drzwi, zauważając Alex oraz Drake'a, którzy stali za nimi.- Wszystko w porządku?

-Tak.- odparłam, zbierając papier, którym wycierałam mokrą sukienkę. Wyrzuciłam go do kosza, a wtedy usłyszałam głośny gwizd Alex, która zaczęła chichotać i kręcić na palcu moimi wilgotnymi stringami.

-Nie wiedziałam, że jesteś takim diabełkiem, Johnson.- powiedziała, rzucając nimi w stronę Chris'a, który je złapał i włożył do kieszeni jeansów.- Przynajmniej wiem już, że tam nic nie ma.- uśmiechnęła się przebiegle, ciągnąc za materiał czarnej spódniczki.- Ale koniec tego dobrego kochani, zaraz uruchamiają salę taneczną. Pozwolisz mi ją znów porwać?

-Myślę, że powinniśmy iść do loży i powoli się zbierać.

-No dalej, nie bądź jej ojcem. Przecież będę na nią uważać.- rzuciła, przekładając na ramię swoje włosy. Podejrzewałam, że była trochę upita. Chris spojrzał na mnie niepewnie, ale skinęłam głową, że wszystko będzie okej.

-Ma wrócić do mnie w jednym kawałku.- zagroził, na co blondynka pisnęła z ekscytacją i obijając się od Drake'a pociągnęła mnie w stronę tłumu ludzi. Czułam się dość niezręcznie, kiedy wśród kompletnie obcych mi ludzi zaczęłam postępować z nogi na nogę powoli dając się ponieść muzyce. Parę piosenek i shotów później już nie miałam oporów, aby zgrabnie poruszać się w rytm skocznych piosenek, a także nie powstrzymywałam się i choć na chwilę zapomniałam co to wstyd. W tle było słychać remis Nightcrawlers- Push the feeling on, kiedy zauważyłam czarnowłosego mężczyznę, który szarpał niższą od siebie dziewczynę. Puściłam dłoń Alex i nie podając przyczyny, ruszyłam w kierunku pary, która zachłannie kłóciła się. Obcej dziewczynie podałam swoje szkło z drinkiem i przez moment patrzyłam, jak pięść chłopaka ląduje z siłą na policzku dziewczyny. Moja złość wróciła, gdy usłyszałam żałosne błagania, a czarne scenariusze wspomnień przelały czarę goryczy. Pomogłam wstać dziewczynie, która wyszeptała ciche dziękuję, a z kącika jej ust popłynęła krew. Rozejrzałam się, widząc tłum gapiów i westchnęłam, odwracając się do mężczyzny, który jak się okazało, stał dokładnie za mną. I mogłam stwierdzić, że chodź już widziałam dziś tą twarz tylko z daleka, nie widziałam powodu, dla którego miałabym przestać. Stanęłam przed nim pewnie, zakładając ramiona na pierś i wyprostowałam sylwetkę w goście obronnym. Wtedy nie zauważyłam Alex, Daryl i innych ludzi, którzy jedynie patrzyli. Znieczulica ludzka to najgorsze gówno na świecie.

-Spierdalaj szmato.- wycedził, ściskając moje ramię. Uniosłam brwi, dając mu do zrozumienia, że nie zamierzałam się ruszyć nawet o milimetr. Jego oczy były pełne furii, ale czy się tym przejmowałam w tamtym momencie? Wcale. Jedni mogli powiedzieć, że byłam głupia, drudzy, że wykazałam się odwagą. Jednak ja uważałam, że tak powinno być.

-Myślisz, że podnosząc rękę na kobietę jesteś mężczyzną?- zaśmiałam się cynicznie, bacznie obserwując jego twarz. Czułam, jak jego palce coraz mocniej wbijają się w bark, lecz nie dałam po sobie poznać, jak bolesne to było i kontynuowałam.-Myślisz, że masz prawo do tego, aby kiedykolwiek to powtórzyć, tak?

-Zamknij mordę.- próbował mnie uciszyć, lecz nie reagowałam tak, jak w tamtym momencie powinnam. Głupota? Odwaga? Bez znaczenia. Nic nie miało znaczenia.

-Czujesz się wielki, ponieważ masz nad kimś władzę, ale tak naprawdę jesteś tylko nędznym, malusim robalem.- uśmiechnęłam się i pokazałam złączony kciuk i palec wskazujący.- To dobre uczucie, kiedy ktoś cię błaga? Jesteś zwykłym śmieciem, który nie radzi sobie z emocjami i musi przelewać frustrację na kogoś słabszego? Kogoś bezbronnego, bo jesteś tylko żałosną imitacją mężczyzny?

I to był ten moment, którego nie pamiętam zbyt dobrze, ale słyszałam w tle głośny krzyk Alex. Poczułam, jak podłoga osuwa się spod moich butów, a po paru sekundach runęłam na podłogę. Bolała mnie szczęka, ale podczas całego lotu przez parkiet uśmiechałam się. Głupota czy odwaga? Alkohol? Poczułam ciężar na swoim brzuchu, dlatego uniosłam lekko głowę i spojrzałam po raz kolejny w oczy pełne furii. Nie przestawałam się uśmiechać, nie przejmowałam się również kolejnymi ciosami pięści, wymierzonymi na oślep. Czułam ciepło krwi, spływającej z mojej skroni. Udało mi się wyswobodzić dłoń i przybliżyć się do ucha sprawcy.

-Żałosny faul, Martin.- wyszeptałam, a ciężar w dziwny sposób zniknął. Alex przybiegła do mnie i kucnęła, kiedy podniosłam się do siadu. Spojrzałam na nią bez wyrazu i rozejrzałam się, aby zobaczyć jak ochroniarze odciągają Liam'a, Paul'a i Drake'a od bijących się ludzi. Wstałam, nie przyjmując niczyjej pomocy i wygładziłam spódniczkę, szukając wzrokiem brunetki. Znalazłam ją przy chłopakach, płaczącą i krzyczącą w stronę bijących się ludzi. Moja twarz zbladła, kiedy zauważyłam że jedną z bijących się osób to Chris, ale zanim zdążyłam podejść poczułam uderzenie w policzek.

-Jesteś nienormalna.- usłyszałam od dziewczyny, którą obroniłam.

-Słucham?- zapytałam z powagą, a ta pokręciła głową. Jednak zanim się zorientowałam, że kolejny raz chciała mnie uderzyć, Alex rzuciła się na nią. Popchnęła ją na blat baru, a następnie wymierzyła jej parę ciosów twierdząc, że powinna być mi wdzięczna. Gdy Drake mnie zauważył, podbiegł do mnie, a ochroniarzom udało się rozdzielić Chris'a oraz Vincent'a. Zostaliśmy całą grupą wyrzuceni z baru, a ja nawet nie miałam telefonu, aby zadzwonić do Devon'a, aby zabrał nasze rzeczy. McLate od razu po wyjściu dokładnie przeskanował moje twarz i zacisnął szczękę, przesuwając palcem delikatnie po moim policzku.
Jego dłoń również była zakrwawiona.

-Chris, wszystko w porządku?- zapytałam cicho, wtulając się w klatkę piersiową chłopaka. Ten skinął głową i objął mnie ramionami.

-Zadzwoni ktoś po taksówkę?- zapytał, a Liam wyjął telefon i zajął się sprawą powrotnego transportu oraz naszymi rzeczami. Wyjęłam papierosa z paczki Chris'a, ponieważ zawsze nosił je w kieszeni swoich spodni i odpaliłam go złotą zapalniczką.

-Nigdy do was nie wrócę, frajerzy! A wasze burgery smakują jak gówno!- krzyczała wierzgająca się Alex, którą wynosił ochroniarz. Postawił ją obok nas.- Wasza nazwa też jest gówniana!

-Macie całkowity zakaz wstępu do baru Ginger.- oznajmił, a następnie odszedł bez żadnego słowa. Chwilę później zauważyliśmy niczego nieświadomego Devon'a z naszymi kurtkami, torebkami oraz torbą sportową Drake'a, który natychmiast po otrzymaniu jej wyjął z niej materiał, który mi podarował.

-Ubierz się.- oznajmił, a ja przytrzymałam się Chris'a i wciągnęłam na nogi białe dresy, chowając do środka spódnicę. Parę chwil później podjechały dwie taksówki. Drake, Chris, Devon oraz ja pojechaliśmy pierwszą z nich prosto na stancję, a Paul, Liam, Alex i Daryl drugą, która będzie miała parę przystanków.

Po powrocie do domu nikt nic nie mówił, każde z nas wiedziało, że dzisiejszego dnia wydarzyło się za dużo i byliśmy zbyt pijani, aby o tym rozmawiać. Rozeszliśmy się po pokojach, szepcząc do siebie ciche dobranoc. Tradycyjnie, gdy tylko kończyłam swoją pielęgnację twarzy i tym razem odkażanie i zabezpieczenie ran na twarzy, drzwi pokoju otworzyły się, a w nich stanął Chris. Miał na sobie szare dresy oraz białą koszulkę z adidasa, a także nieodgadniony wyraz twarzy, kiedy siadał wolno na moim łóżku. Odwróciłam się do niego, powoli nasączając świeżą gazę wodą utlenioną.
Stanęłam bardzo blisko i poczułam zapach męskiego żelu pod prysznic oraz miętowej pasty do zębów. Delikatnie zaczęłam oczyszczać rany, które zdobył. Miał ich wiele więcej niż ja, a moje serce z każdą sekundą bolało coraz mocniej. To była moja wina.

-Nigdy więcej nie zaufam Alex Gilbert.- oznajmił, dotykając moich bioder. Miałam na sobie top, pod który włożył kciuki, a resztę palców włożył w krótkie spodenki.

-Nigdy więcej nie obronię własną piersią osoby, która nie będzie tego warta.

Głupota? Odwaga? Wszystko jedno. Dzisiejszej nocy, złożyliśmy sobie obietnice. Jednak nie wiedzieliśmy jakie będą miały znaczenie w naszym życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro