#20 Nasze życie już do końca nie będzie rajem?
-W końcu!- rzucił niecierpliwie Paul, siedząc przy stole wraz z Devon'em, Liam'em. Nakrycie dużego stołu było idealnie przyszykowane, na białym obrusie były rozłożone talerze, sztućce oraz szklanki. Szklane dzbanki z sokiem pomarańczowym oraz herbatą, którą absolutnie uwielbiałam stały przy stojaku wysokich świeczek, które dodawały klimatu romantycznej kolacji. Lampki w całej kuchni oświetlały pomieszczenie, a na całej stancji było słuchać całkowitą ciszę. Spojrzałam na Chris'a, który w moim fartuszku akurat wyciągał różowymi rękawiczkami gotową lasagne z piekarnika.
-Czy wy na mnie czekaliście?- zapytałam, siadając na wolnym miejscu. Chris postawił naszą obiadową kolację na środku stołu, a chłopcy od razu zaczęli nakładać sobie porcje.
-Tak, kazał nam. Twój chłopak to sadysta.- poskarżył się Liam z kapryśną miną, a ja domyśliłam się tego, jak bardzo był upalony. Zrobił szerokie oczy na Devon'a, który sprzątnął mu talerz sprzed nosa.
-Jak tam wasze studia?- zapytałam ciekawa, a Paul przestał jeść i odłożył sztućce.
-Jeszcze jedno słowo na temat studiów, to wychodzę. Balkonem.- warknął zły, przez co Liam i Devon spojrzeli po sobie i zaczęli się głupio uśmiechać. Posłałam im spojrzenie mówiące "o co chodzi", a ci tylko wzruszyli ramionami.
-Dlaczego?- dopytał Chris, posyłając mi oczko kiedy w końcu usiadł obok mnie.
-Nasz Paul się zakochał!- zaświergotał Liam, dobierając się do naczynia żaroodpornego.
-Podoba mu się studentka z roku, która dała mu kosza tylko dlatego, że mieszka na stancji.- przewrócił oczami Drake, wchodząc do pomieszczenia w samych spodenkach. Jego postura zdecydowanie wyróżniała się pod względem wzrostu oraz mięśni od reszty chłopców i gdybym miała wybierać kogoś jako swoją tarczę w przypadku wojny, Taylor idealnie by się do tego nadawał.
-Jebać ją, nie zasługuje na ciebie skoro śmieszy ją to, gdzie mieszkasz.- powiedział z pełnymi ustami mój chłopak, a ja skinęłam ochoczo głową na jego słowa.
-Kazała mi się odezwać gdy będę miał swoje mieszkanie i samochód.- prychnął blondyn, chowając nerwowo pasmo swoich przydługich włosów za ucho.- Może to dla niej normalne, skoro jej starzy są ordynatorami w prywatnej klinice na Brooklynie, mieszka w którymś z tamtych wieżowców i jeździ różowym Rolls-Roycem.
-A to szmata, przecież to profanacja.- jęknął Devon, biorąc łyk soku z obrzydzeniem.- Takie są najgorsze, bo uważają się za nie wiadomo kogo. Jakby światło wychodziło im z tyłka.
-Ale wiesz, że jakby to nie jej wina? Tylko jej rodziców.- mruknął McLate, na co przygryzłam wargę zainteresowana tym co ma do powiedzenia w tym temacie.- Popatrz tylko na mnie lub na Dylan'a. Mieszka z rodzicami, a mógłby mieć to mieszkanie na wyłączność. Mój stary chciał mi kupić mustanga jak tu był. Po cholerę nam to gówno? Mieliśmy miłość, dlatego nie potrzebujemy jakichś niezwykłych samochodów i apartamentów za miliony dolców.
-O, tak. Wyciągnął gotówkę z banku, aby kupić mu pieprzonego mustanga.- potwierdził Taylor, odchylając głowę do tyłu.
-Jakby, my się opieramy temu, bo chcemy dojść do czegoś indywidualnie. Co to za satysfakcją mieszkać w mieszkaniu starych i jeździć jego autem? Gdzie poczucie samorealizacji?
-Założę się, że ma od urodzenia kontrakt na zatrudnienie jej w jakimś szpitalu.- rzucił zacofany w temacie Liam i zrobił dziwny gest krzyżując swoje ręce, przechylił głowę na bok, zmrużył oczy i pokazał język. Parsknęłam śmiechem i w końcu było mi dane nałożyć sobie jedzenie na swój talerz.
-A jak tam twój pierwszy trening jako trener personalny, Drake?- zapytałam, a młody mężczyzna wyszczerzył swoje białe zęby i zaczął opowiadać o tym jaki wycisk dał dwóm osobom, które przyszły do niego za połowę ceny za trenera jako studenta.
-W sobotę odbędzie się pierwszy mecz w tym roku akademickim i mam nadzieję, przyjmiecie bilety. Później z drużyną idziemy na piwo do pobliskiego baru.
-My w sumie nie mamy planów na sobotę, jesteś chętny?- zwróciłam się do McLate'a, a ten poruszał ochoczo głową. Reszta również potwierdziła swoją obecność, a zaraz potem Liam opowiadał o tym, jak smakuje mu lasagne Chris'a gdy jest na haju. Zaśmiałam się i przygryzłam wargę, czując się na swoim miejscu. Uwielbiałam takie obiadową kolacje w gronie tych chłopców, ponieważ mogliśmy poczuć się w swoim gronie jak rodzina, która dla większości z nas była daleko. Moja rodzina i rodzice Chris'a mieszkali w Manchester w Anglii. Rodzina Taylor'a mieszkała w Szkockim Glasgow, Paul Hill pochodzi z Arizony, a Devon Miller przyleciał do nas z Los Angeles. Jedynie Liam miał wszystkich na miejscu.
-Jak poszły ci korepetycje, Emily?- zapytał Chris, a ja ocknęłam się z chwilowego letargu. W zwolnionym tempie spojrzałam na bruneta.
-Wiesz, było w porządku. Ale mam dość nazywania mnie kochaniem, słońcem i księżniczką.- przyznałam, nalewając ponownie herbaty do swojego szkła.
-Nazywa cię tak?- zapytał, a ja niechętnie skinęłam głową. Nie miałam żadnych złudzeń co do tego, że chłopak, którego dziś uczyłam wolałby robić zupełnie coś innego niż nauka i zdecydowanie irytowało mnie jego podejście do korepetycji, ale uznałam, że muszę to przetrwać aby zarobić trochę pieniędzy.
-Jest szansa, że będę miała więcej uczniów do korepetycji, więc wytrzymam.- uśmiechnęłam się do chłopaka czując jego zdenerwowanie. Złapałam jego dłoń pod stołem, a ciepło jego palców napawała mnie optymizmem. Skończyliśmy swój posiłek w ciszy, a Drake zdecydował się powkładać brudne naczynia do zmywarki, a następnie wspólnie mieliśmy włączyć Netflix i obejrzeć Hotel Transylwania w towarzystwie butelkowanego piwa. Przed dwudziestą rozłożyliśmy się wygodnie na kanapie w salonie i rozpoczęliśmy oglądanie animacji. Może to było zabawne, przecież byliśmy studentami. Większość z uczniów szkół wyższych w środku tygodnia lubi bawić się w najlepsze, a my oglądaliśmy grzecznie bajkę o wampirach. W pewnym momencie usłyszeliśmy windę, więc spojrzeliśmy w kierunku holu. Podniosłam głowę i zauważyłam wchodzącego do salonu wujka, który z teczką w dłoni przemierzał salon. Drake zatrzymał film.
-Dobry wieczór, panie Black.- przywitali się mieszkańcy stancji, a ten w odpowiedzi skinął do nich głową. Spojrzałam na zdenerwowaną twarz brata mojej mamy i już wiedziałam, że coś jest nie tak. Poczułam jak jego negatywne emocje wdzierając się do mojego umysłu.
-Wujku, co się stało?- zapytałam cicho, krzyżując ramiona na piersi.
-Devon Martin właśnie pakuje swoje rzeczy.- oznajmił swoim głębokim głosem. Jego wzrok był rozbiegany i nie mogłam złapać z nim kontaktu wzrokowego. Chwilę później do salonu weszła roztrzęsiona Dree z rozmazanym makijażem oraz równie co swój ojciec wściekły Dylan.- Zostanie aresztowany za próbę gwałtu i pobicie.
-Próbę gwałtu?- powtórzyłam niesłyszalnie, a do mojej głowy wróciły wszystkie wspomnienia sprzed lat. Poczułam jak Chris zrywa się z kanapy i biegnie w kierunku Dree, ale nie miałam siły na to, aby jakkolwiek zareagować. Poczułam jak łzy napływają do moich oczu, a kolana i dłonie mimowolnie zaczęły się trząść. Gruby łańcuch owinął się wokół mojej szyi niczym wąż Boa, unieruchamiając swoją ofiarę. W tle głośnej wymiany zdań próbowałam złapać oddech. Bezskutecznie.
-Emily!- usłyszałam wrzask, lecz było już za późno. Łzy wodospadami spływały po moich polikach, a próba nabrania powietrza w płuca kończyła się moim wyciem. Poczułam obejmujące mnie ramiona, ktoś przeciągnął mnie na swoje kolana i rozpiął moją bluzę. Moje włosy również zostały przez kogoś związane.
-Chris, w różowej kosmetyczce pod łóżkiem są różowe tabletki. Przynieś je.- zażądał spokojny głos wujka, a ja z półotwartymi oczyma obserwowałam jak Chris i jego przyjaciółka wybiegają z pokoju. Zabrałam całą siłę w sobie i spojrzałam w górę, gdzie przydługie włosy Paul'a były jedyną rzeczą, którą widziałam oprócz sufitu. Wujek kucał już przy mnie i objął moją dłoń, a następnie przyciągnął ją do swojej klatki piersiowej odzianej w białą koszulę.
-Ma atak nerwicy.- powiedział spokojnie Paul, uspokajająco głaszcząc moje ramię.
-Wiem o tym. Spokojnie Emily, jesteś bezpieczna. Nikt nie chce cię skrzywdzić. Wszystko będzie dobrze. Kochanie, pomyśl o Naomi. Ostatnio lubi różowy kolor, koniecznie musimy kupić jej tego koloru sukienkę, prawda? Tą, którą pokazywała nam na obiedzie zanim poszła spać. Pamiętasz jak była taka malutka i nosiłaś ją na rękach? Mówiłaś, że jest twoim światłem. Pamiętasz, Emily?- przymknęłam oczy, czując jak pętla wokół mojej szyi powoli traci swoją moc. Wujek wciąż trzymał moją dłoń i oddychał tak wolno, tak miarowo, że powoli próbowałam go naśladować.- Dylan, podaj mi wodę, proszę. Wystaw język, Emily.
Zrobiłam o co prosił, a ja poczułam na nim małą, zimną tabletkę. Zamknęłam ją w ustach i przyjęłam mały łyk wody z butelki, która została podłożona do moich ust. Czułam suchość w gardle, dlatego nie pozwoliłam jej odstawić, ale zakrztusiłam się i nowe łzy znów wypłynęły spod powiek. Czułam nieobadane zmęczenie, które zawładnęło nad moim ciałem. Senne powieki nie pozwoliły się uchylić.
-Już jest dobrze, Emily. Śpij dobrze.
Chris pov:
Patrzyłem z nienawiścią jak blondyn w kajdankach opuszcza mieszkanie, znikając za metalowymi drzwiami windy w towarzystwie dwóch policjantów. Jego twarz nie wyrażała kompletnie niczego, skruchy, smutku, złości, niczego! Tak bardzo wystraszyłem się, że sytuacja dotyczyła Dree, ale okazało się jednak, że to ona oraz Dylan ocalili poszkodowaną przed najgorszą rzeczą, jaką mężczyzna może zrobić kobiecie. Sytuacja miała miejsce w akademiku, gdzie mieszka Dree. Dylan odprowadzał ją do pokoju, podczas gdy usłyszeli błagania tej dziewczyny. Natychmiast tam pobiegli, Dree wezwała policję, a Dylan rozpoznał Martina i uderzył go gdy był już tak blisko od gwałtu. Podobno był naćpany, a na gardle dziewczyny spoczywał nóż, którym jej groził. Wcześniej została przez niego pobita, a aktualnie przebywa w szpitalu z rozległymi obrażeniami klatki piersiowej oraz urazem głowy. Nie mam pojęcia dlaczego ten skurwiel miał prawo przyjść tutaj po swoje rzeczy. Amerykańskie prawo jest popierdolone. Doskonale wiedziałem co czuli moi przyjaciele, gdy weszli do tego pokoju i zastali taki widok. Ocaliłem przed tym Emily Johnson.
-Zasnęła.- oznajmił pan Black. Skinąłem głową wkurzony, że nie chcieli mnie do niej dopuścić. Paul zaniósł ją do jej pokoju w towarzystwie pana Black'a, a ja, całkowicie trzeźwy już Liam, Devon, Drake, Dree i Dylan siedzieliśmy w ciszy w salonie i czekaliśmy na informacje.- Paul z nią na razie zostanie, jest ratownikiem medycznym.
-Jeszcze nie jest.- rzucił Liam, za co uderzyłem go łokciem w bok. To nie było takie ważne.
-Mniej więcej, Emily musi na razie odpoczywać. Nie pozwólcie jej jutro wyjść na zajęcia i unikajcie jak ognia kłótni i stresujących sytuacji. To, co miało miejsce to atak nerwicy, jeden z nielicznych jakie posiada wasza współlokatorka. W przeszłości zdarzały się ataki paniki oraz ataki agresji, które kończyły się wycieńczeniem. Skończyła terapię w Manchesterze, ale ataki mogą nawracać do końca życia, gdy tylko skojarzą się z traumą, jaką przeżyła. To normalne, a ostatni taki atak miała dwa lata temu. Myślę po prostu, że przeraziło ją to, co zrobił człowiek, z którym mieszkała pod jednym dachem.
-Panie Black, możemy porozmawiać?- zapytałem, a mężczyzna skinął głową. Wstałem z miejsca i wspólnie poszliśmy do sypialni dziewczyny, gdzie Paul siedział ją jej fotelu obrotowym i mierzył ciśnienie urządzeniem na jej lewym nadgarstku.
-Ma trochę podwyższony puls, ale jest dobrze.- powiedział chłopak, uśmiechając się do nas.- Przyjdę rano i nauczę cię wszystkiego, nie martw się stary. Będzie dobrze. Dobranoc
-Dzięki.- pożegnałem go i zamknąłem drzwi. Usiadłem na łóżku obok dziewczyny, która leżała na łóżku. Jej twarz była taka spokojna.- Panie Black, pan wie co spotkało Emily?
-Tak, wiem o wszystkim. I wiem, że ty byłeś tym chłopakiem, który wezwał policję i karetkę.
-Tak, ale to naprawdę aż tak odbiło się na jej psychice? Terapia? Nie mam pojęcia, jak mam to rozumieć.
-Na szczęście niewiele z tego pamięta, a to nie była jedyna sytuacja, przez którą ma traumę. Takie sytuacje zdarzają się naprawdę sporadycznie, więc nie masz się o co martwić. Wiem, że kochasz ją i martwisz się, ale to ty musisz z nią o tym porozmawiać. Założę się, że gdy zaczęliśmy się spotykać rzuciła ci tekstem, którym częstuje wszystkich, ,,jeszcze nie wiesz, jak pojebana jestem".- zacytował, na co skinąłem głową. To było dokładnie to, co usłyszałem podczas naszego zejścia się.- Nie wstydzi się o tym mówić, więc zdziwiłem się, że nie wiesz o jej atakach. Może to dla niej za wcześnie?
-Nie wiem, ale jest taka dobra. Nie zasługuje na to wszystko.- powiedziałem, wkładając pasmo jej włosów za ucho. Jej blada cera wydawała się tam delikatna, tak porcelanowa, że miałem obawy przed tym, aby ją dotknąć. Jej zimna skóra sprawiła, że czułem ukłucie w sercu. Zdecydowanie nigdy nie powinna być w takim stanie.
-Każda z nich zasługuje na cały świat, nie na choroby, strach, lęk i psychologów. Moja siostra tak strasznie nie chce mojej pomocy, a tutaj będzie im dobrze. Naomi miałaby najlepszych lekarzy. Miałyby cudowny dom.- mężczyzna wyjął telefon, odblokował go i wszedł w galerię, gdzie na zdjęciu znajdował się żółty domek z zadbanym ogródkiem i podjazdem na samochody. Kolejne zdjęcie przedstawiało ogród, gdzie stała drewniana altanka i grill zbudowany z czerwonej cegły, a także mały ogródek i ławka huśtawka.- Małżeństwo po rozwodzie chcę się pozbyć tego domu za marne pieniądze, aktualnie jestem w trakcie przygotowania dokumentów do kupna. Chcę mieć szczęśliwą siostrę blisko siebie, tutaj jest jej miejsce z Nao i Em.
-Sprowadzi pan tu jej rodzinę?- zapytałem, a mężczyzna skinął głową. Nie znałem długo Emily, ale wiedziałem ją jak tęskni. Widziałem jak się martwi odległością i wiem, że wolałaby mieć je blisko siebie.- Jeśli jakoś mogę pomóc, proszę mi powiedzieć. Zrobię wszystko, aby ją uszczęśliwić.
-Wiem. To widać w twoich oczach, młody McLate.- mężczyzna uśmiechnął się do mnie blado.- Zaopiekuj się nią przez najbliższe dni, rano na pewno będzie chciała wyjaśnień. Nie możesz się denerwować przy tłumaczeniu tej sytuacji, po prostu spokojnie wytłumacz jej co się stało. Ten atak to jakby reakcja szokowa, jutro nie powinno stać się już nic podobnego gdy o tym usłyszy.
-Oczywiście, zaopiekuję się nią. Do widzenia, panie Black.
-Dobranoc, Christian.- mężczyzna opuścił pokój dziewczyny. Zdjąłem bluzę i zgasiłam lampkę nocną, a następnie napisałem do Dree, że nie będzie nas jutro na uniwersytecie i oznajmiłem, że zostaję z Emily i że ma na siebie uważać. Odpisała tylko, że będzie spała u Dylan'a i gdybym coś potrzebował, to mam pisać. Uśmiechnąłem się i zablokowałem telefon, a następnie spojrzałem na dziewczynę obok mnie.
Kochałem ją? Czy w tak krótkim czasie można kogoś pokochać? Nie miałem pojęcia, ale po prostu wiedziałem, że zrobiłbym dla tej dziewczyny wszystko. Jeśli tylko poprosi mnie o gwiazdę z nieba, zrobiłbym wszystko aby ją dostała. Jeśli poprosi mnie, abym poszedł za nią w ogień, pobiegnę. Jeśli będzie chciała, abym odszedł, zrobię to, ponieważ chcę, aby była szczęśliwa. Ta dziewczyna musi być szczęśliwa, nieważne co nas w życiu spotka. Niezależnie od tego, czy to szczęście dam jej ja czy ktoś inny, lepszy. Skrzywiłem się, ponieważ oczywiście było ogrom lepszych opcji dla takiej dziewczyny jak ona. Ale czy miałbym odwagę wypuścić ją spod swoich skrzydeł innemu mężczyźnie, nie wiedząc czy będzie traktował ją dobrze? Oczywiście, że nie. Czy to miłość? Na czym ona, kurwa, polega? Zdecydowanie Emily Johnson jest osobą, którą mógłbym budzić pocałunkiem każdego dnia. Emily Johnson ma piękne wnętrze, które chciałbym oglądać do końca swojego życia. Zastanawia mnie, co jeszcze w sobie skrywa. Chciałbym poznać ją na wylot i chciałbym, aby ona też chciała poznać mnie. Chciałbym móc się nią chwalić i pokazać wszystkim, że jest moja. Ale czy ona chce być moja? Pragnę, aby chciała zostać ze mną. Uszczęśliwia mnie. Emily Johnson, chyba cię kocham.
***
-Ała.- jęknąłem, czując materiał na swojej twarzy. Spojrzałem zaspanym wzrokiem na Paul'a, który z przerażoną miną patrzył prosto w moją twarz.
-Gdzie ona jest?- zapytał, a ja nie miałem pojęcia o czym do mnie mówił.- Emily, zniknęła.
-O nie.- zerwałem się z łóżka i wybiegłem z pokoju, po drodze biorąc swój telefon.- Sprawdzałeś na tarasie?
-Nie ma jej.- powiedział, a ja pobiegłem tam i odsłoniłem girlandę wiszących kwiatów, aby z przerażeniem zobaczyć, że miał rację. Były trzy miejsca na stancji, w których mógłbym znaleźć dziewczynę i jednym z nich był właśnie balkon. Jej pokój oraz toaleta były puste, dlatego kuchnia była na kolejnym miejscu do sprawdzenia, ale tam również jej nie było. Wybrałem numer dziewczyny, ubierając buty i pierwszą, lepszą kurtkę. Windą zjechałem na parter i wyszedłem z budynku, ignorując panią z recepcji, która życzyła mi jak co dzień miłego dnia. Była dopiero siódma rano, a na zewnątrz sypało delikatnie śniegiem. Chwilę stałem przed wejściem i zastanawiałem się, gdzie ona mogła pójść. Rozejrzałem się po okolicy, próbując wyłapać wzrokiem jej płaszcz, lecz nic z tego. Wśród przechodzących po chodziku ludzi jej nie było. Nie wsiadała również do żadnego z samochodu ani również nie zauważyłem jej przy garażach. Westchnąłem i ruszyłem w stronę parku. Jeśli miałbym znaleźć ją w zgiełku ulicznego chaosu Nowego Jorku, pomyślałem, że może właśnie tam będzie. Ludzie podążali w tym samym kierunku, zapewne aby dotrzeć do centrum miasta skrótem, który oferował park. I miałem rację, ponieważ po około dziesięciu minutach marszu zauważyłem ją. Skręciłem w alejkę wypełnioną kamyczkami, które były już przykryte warstwą białego puchu. Usiadłem obok niej i wpatrywałem się w drzewa, które bez liści już nie wyglądały tak kolorowo, gdy byłem tu po raz pierwszy. Na środku stał pomnik Hans'a Christian'a Andersona, siedział do nas tyłem na swojej marmurowej ławce.
-Cześć.- powiedziałem cichym głosem, nie do końca wiedząc jak się zachować. Przysięgam, byłem pierwszy raz w takiej sytuacji. Prawda była taka, że pomimo setek godzin, które spędziliśmy na rozmowach, pomimo wspólnego mieszkania, wspólnych nocy i po prostu życia- nadal byliśmy dla siebie obcymi ludźmi. Nawet jeśli byliśmy parą. Nie wiem, ile czasu zajmie nam poznawanie się nawzajem, ale możemy spędzić ze sobą całe życie, a i tak nie poznamy się na wylot.
-Cześć, Chris.- przywitała się tak samo ściszonym głosem. Była smutna i można było to zauważyć na pierwszy rzut oka. Pragnąłem ją tak bardzo przytulić.- Przepraszam, że ci nie powiedziałam.
-Myślisz, że oczekuję wyjaśnień?- zapytałem, pocierając dłonie, aby trochę je rozgrzać. Spojrzałem na jej profil. Na jej czerwonych, pokręconych włosach odznaczały się płatki śniegu. Porcelanową twarz zdobiły rumieńce od chłodu, a usta wydawały się zimne i mocno zaczerwienione.
-Myślę, że na nie zasługujesz. Jesteś dobrym chłopakiem i cieszę się, że mogłam w końcu cię poznać bardziej. Wiesz, co spotkało mnie w liceum. Ta próba gwałtu to nie najgorsze gówno w moim życiu, chociaż też odbiło mocno swoje piętno na mojej psychice. Jestem wdzięczna ci, że tam byłeś i pomogłeś nam. Pierwsze dni po tym były okropnie trudne. Jednak moje samopoczucie we własnym domu zamiast polepszać się, jedynie się pogorszało, ponieważ wróciłam do domu, w którym był mój brat.
-Masz brata?- zapytałem zdziwiony, przerywając jej, a ta prychnęła i uśmiechnęła się gorzko.
-Jasne, to syn mojego ojca z czasów, zanim poznał mamę. Nawet o tym nie wiedział.- wycedziła, a ja byłem pod wrażeniem tego, w jaki sposób się o nim wypowiadała. Jeszcze nigdy nie widziałem, aby ktokolwiek mówił o kimś z taką odrazą, obrzydzeniem.- Oczywiście ojciec chciał mu wynagrodzić stracone osiemnaście lat życia, więc pozwolił mu z nami zamieszkać. To był okres, kiedy ze mną było ciężko, dowiedzieliśmy się ledwo o chorobie Nao, a ten skurwysyn niszczył nas na każdym kroku. Nie masz pojęcia ile razy obiad mojej mamy wylądował na podłodze, bo on miał taki kaprys. Chciał zdemolować ojcu samochód? Wziął klucz francuski i zrobił to. Zapraszał do siebie kolegów kiedy chciał, a oni niszczyli wszystko. Zrzucił mnie ze schodów, gdy po prostu z nich schodziłam, w łazience zostawiał zdechłe zwierzęta, pisał różne rzeczy na ścianach czerwoną farbą i nas wszystkich napawał strachem. Bałam się wyjść z własnego pokoju, dostawałam ataków niemal dziennie, a on i tak miał to wszystko wybaczone. Dziadkowie cieszyli się, że mają wnuka, ojciec nie przyjmował do wiadomości, że jego syn jest wszystkiemu winny. Dlatego rodzice nie są już razem, mama po prostu zabrała nasze rzeczy, wsiadłyśmy do samochodu i odjechałyśmy do wynajmowanego mieszkania, które przygotowała dla nas wcześniej. Ja zaczęłam terapię psychiatryczną, Nao w końcu miała dobrych lekarzy, a mama miała spokój. Gdy toczyła się sprawa sądowa Demon'a Parkera, ojciec próbował tłumaczyć jego zachowanie, zamiast ratować swoją rodzinę. Wiesz, z czasem myślę po prostu, że życie nas testuje. Sprawdza nasze granicę, a gdy coś przetrwamy, przesuwa ją jeszcze dalej. Gdy los w końcu uzna, że zasługujemy na szczęście, podaruje je nam. Tylko zastanawia mnie to, co się stanie, gdy jednak na nie nie zasłużymy. Gdy nie poradzimy sobie z naszymi lękami i strachem?
-Może po prostu nasze życie już do końca nie będzie rajem?- odparłem, czując jak powietrze w końcu opuszcza moje płuca.- Przykro mi z powodu twojego brata. To skurwysyn, który rozpierdolił wasz świat.
-Tak.- rzuciła, a z jej ust wydobyła się para. Było naprawdę zimno, ale żadne z nas nie ruszyło się o milimetr.- Musiałam tutaj przyjść, aby przemyśleć parę rzeczy.
-A ja cię znalazłem.- mruknąłem, uśmiechając się delikatnie. Pomimo tego całego chłodu, poczułem ciepło na sercu gdy zobaczyłem jej uśmiech.
-Wiem, a to oznacza, że zawsze mnie znajdziesz.- oznajmiła i odwróciła się w moją stronę.- Dziwi mnie, że po tym wszystkim, co widziałeś nadal chciałeś mnie odnaleźć.
-Nie widzę powodu, dla którego miałbym przestać to robić.- powiedziałem pewnie i ująłem dłoń dziewczyny.- Emily i Christian przed całym światem?
-Mówiłem, że zakochani są wspaniali.- usłyszeliśmy głęboki, zachrypnięty głos mężczyzny. Podnieśliśmy głowy, aby zobaczyć męską postać w brązowym, długim, ciężkim i lekko zniszczonym płaszczu i tego samego koloru, skórzanym berecie. Niski mężczyzna palił fajkę, stojąc w znacznej odległości bokiem do nas, a gdy tylko zmienił pozycję, od razu rozpoznałem te niesamowicie niebieskie, głębokie tęczówki. Koścista twarz mężczyzny wyrażała zmęczenie, ale także satysfakcję. Uśmiechnął się w naszym kierunku, a następnie zaciągnął się i wypuścił niedopałek, który schował się w śniegu. Nadepnął go ciężkim obuwiem.- Nadal będziecie temu zaprzeczać?
Miałem otworzyć usta, aby odpowiedzieć, jednak szybko powstrzymałem się, ponieważ on nie oczekiwał naszej odpowiedzi. Posłał nam skromny ukłon i powolnym krokiem ruszył do wyjścia z alejki.
3500 specjalnie dla Was ♡ Zapraszam na mój wattpadowy Instagram oraz Twitter: coldyasmine1611
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro