#15 -Uwielbiam to, jak nie potrafisz zasnąć.
Gdy byłam młodsza zawsze starałam się mieć przyjaciół. Jakkolwiek to brzmi, lubiłam kiedy wokół mnie przewijali się ludzie, lubiłam być dla nich wsparciem i w robiłam wszystko co chcieli, aby im było dobrze i aby mnie lubili. I faktycznie, lubili mnie, ale do czasu aż pierwszy raz odmówiłam pożyczenia drogiej prostownicy mamy, nie zgodziłam się na siedzenie w mercedesie taty pod jego nieobecność lub nie pozwoliłam wlać do basenu w moim rodzinnym domu litrów płynów do kąpieli. Wtedy moi przyjaciele zaczęli się ode mnie odsuwać, a moja mama godzinami pocieszyła mnie i tłumaczyła, że skoro namawiali mnie do czegoś, czego nie chciałam to tak naprawdę nigdy nie byli moimi przyjaciółmi. Mając trzynaście lat starałam się, aby każdy z moich ówczesnych przyjaciół czuł się ze mną dobrze i ich dobre samopoczucie często powodowałam swoim kosztem. Krzyk taty, gdy Taylor rozmazał dłońmi po desce rozdzielczej dużego loda lub zawód mamy gdy Silvia zniszczyła jej paletę cieni z Diora. Często też bywałam głodna, bo byłam strasznie naiwnym dzieciakiem. Co to oznaczało? Mając dwa funty na obiad w liceum* widząc, że moja dawna przyjaciółka Silvia swoje pięć wydała na cukierki lub inne pierdoły, po prostu oddawałam jej swoje. Ja miałam dwa funty na jedzenie, ponieważ tyle kosztował lunch. Ona miała pięć, wpierdoliła cukierki i była głodna. Ja byłam głodna, żeby ona nie była. I mama kiedyś bardzo śmiała się ze mnie, że jem dwa obiady dziennie. Śmiała się tak bardzo, że pewnego dnia po prostu się przyznałam z płaczem i obiecałam jej, że już nigdy tego nie zrobię. Że nigdy nie pozwolę się poniżyć. Ale to też nie było łatwe, ponieważ przyszedł czas i po prostu zniknęłam. Zniknęłam w szkolnych korytarzach, jedząc w bibliotecznej samotności jedzenie przygotowane w domu. Zniknęłam pod kapturem za dużej bluzy, okularach wyjętych niczym z grobu Einsteina, okrągłych i ciężkich, a moje włosy zmieniały kolor przynajmniej raz w miesiącu podczas załamania nerwowego. Zniknęłam w momencie, w którym obudziłam się w szpitalu ledwo przytomna po próbie gwałtu. Zniknęłam w dniu, w którym stwierdziłam, że już nigdy więcej nie dam się poniżyć. I dlatego wolałam zniknąć, niż przeżywać w kółko to samo. Po prostu chciałam być niewidzialna. I tak było dobrze.
-Mamo, naprawdę chcę to zrobić.- powiedziałam, kiedy mama sceptycznie była nastawiona do mojej stylizacji. Moje wysokie koturny odbijały się echem po kafelkach przedpokoju, kiedy szukałam swojej spinki ważki, a biała sukienka ładnie opinała mój dekolt i talię oraz uwydatniała biodra. Dopięłam spinkę i nie odwróciłam twarzy w jej stronę ani razu.- Wiesz o tym, że po prostu potrzebuję się pokazać ten ostatni raz. Pokazać sobie, że to co budowałam latami potrafi wyjść na światło dzienne. Mogłam być sobą wszędzie, ale nie tam. Nie mogę więcej się ukrywać. Nie mogę iść dalej, dopóki się nie przełamię i nie pójdę tam będąc sobą. Muszę to zrobić dla siebie.
-Emily, ale aż tak? Wiesz, że Cię kocham całym sercem, ale proszę Cię. Ubierz chociaż baleriny. Nie bądź jak Silvia. Bądź lepsza.- mówiła wciąż moja mama, podczas gdy poprawiałam w lustrze swoje włosy. Przewróciłam oczami i schowałam szminkę do kosmetyczki. - Chyba nie chcesz, aby ktoś znów Cię poniżył.
-Jestem lepsza mamo, dlatego nie zmienię nic.- stwierdziłam z uznaniem, widząc swoje odbicie w lustrze.- Jestem z siebie dumna, ponieważ nikt mnie nie poniżył przez cztery lata. Teraz już nikt nie ma prawa mnie poniżyć. Nigdy. Pamiętaj o tym.
-Jesteś taka jak ojciec. Zawsze dopinasz swego?- zaśmiała się, kręcąc głową. Prychnęłam cicho, ale nie odpowiedziałam na jej słowa.- No dobrze, to Twój wielki dzień. Założę się, że nikt nie spuści z Ciebie oka.
-Mamo, to nie film.- zakpiłam i uśmiechnęłam się do kobiety, na co przewróciła oczami. Chwyciłam marynarkę i czekałam, aż ubierze swoje buty.- Wiesz, że nikt nawet nie zwróci na mnie uwagi. Robię to tylko dla siebie. Psycholog Storm twierdzi, że jestem gotowa i powinnam to zrobić, ponieważ wkrótce kończymy terapię. Więcej mnie przecież nie zobaczą.
-Oh, Emily. Nie wiesz kogo Bóg postawi kiedyś na Twojej drodze, więc tak nie mów. Ale masz rację. Wyjeżdżasz już za niedługo. Jedziemy? Zaraz będziemy spóźnione.
-Tak.- otworzyłam drzwi mieszkania i pozwoliłam mamie wyjść pierwszej.- Naomi będzie wniebowzięta jak zobaczy biret**.
-Tak, jest z Ciebie tak dumna. Obiecałam jej duże lody.- zaśmiała się, kiedy odpaliła silnik jej BMW.- To będzie cudowny dzień.
I zrobiłam to. I miałam rację, nikt nie zwrócił uwagi. Byłam z siebie dumna i w szpitalu spędziłyśmy cudowny dzień w towarzystwie Naomi, która z podekscytowaniem opowiadała o tym jak bardzo chciałaby iść do szkoły i jadła swoje ulubione śmietankowe lody, które kupiłyśmy w najlepszej lodziarni w Manchesterze. Mama opowiadała jej o całej ceremonii wręczenia dyplomów, a blondynka z zaciekawieniem słuchała jej jakby to była najciekawsza opowieść na świecie. To było wspaniałe patrzeć na nie, kiedy były tak szczęśliwe. I wiedziałam, że naprawdę będę za nimi tęsknić. I tęskniłam tak bardzo. A teraz siedziałam w domu wujka Gregore na kolacji i słuchałam jak mama rozmawia z nim o ich przeprowadzce do Stanów.
-Gregore, to nie jest takie proste. Jeszcze teraz nie możemy.- powiedziała mama, patrząc błagalnie na żonę wujka, Anę, która posłała jej przepraszające spojrzenie.- Lekarze Naomi są..
-Oczywiście, że jest. O leczenie Nao się nie martw, w tutejszych klinikach pomogą jej bardziej i wiesz o tym, po prostu boisz się reakcji swojego ex.- zakpił Gregore, na co przyznałam mu w myślach rację. Tyle razy próbowałam namówić mamę do tego, aby wyjechała tu ze mną. Aby zostawiła przeszłość i po prostu zaczęła żyć bez takich zmartwień. To wszystko na marne.
-Dobrze wiesz, że jak się zdecyduję jego rodzice przestanie opłacać leczenie. Nie dam rady sama pracować, utrzymać mieszkania i przebywać godzinami w szpitalu, a na dodatek płacić trzy tysiące funtów miesięcznie. Tam mam pracę, gdzie mogę pozwolić sobie na to, aby wyjść w razie potrzeby.
-Boże, Merry Elizabeth Black, jak ty wszystko komplikujesz.- czterdziestodwulatek złapał się za głowę, wypalając w jej głowie dziurę swoimi brązowymi oczyma. Mama przewróciła oczami.- Jesteśmy w stanie to zrobić sami. Nie potrzebujemy ich brudnych pieniędzy.
Zmarszczyłam brwi i uderzyłam łokciem w brzuch Dylan'a, który siedział po mojej prawej stronie. Znudzony niemal podskoczył na swoim krzesełku i rozejrzał się, a jego twarz wygięła się w grymasie niezadowolenia na widok naszych rodziców, którzy mierzyli się wzrokiem.
-O niczym innym nie marzę, by się stamtąd wynieść. Ale na razie nie mogę. Nie, kiedy zostało tak niewiele. Naomi zdrowieje.- przyznała mama i odetchnęła ciężko. Wiedziałam ile ją to kosztowało, ale nie miałam zamiaru tego przerywać. Nie, kiedy wiedziałam, że wujek miał rację.- Wracamy w czwartek. Jeśli dobrze pójdzie, zostaniemy tam jeszcze tylko przez trzy miesiące. Potem napiszę wypowiedzenie właścicielowi mieszkania i w pracy, sprzedam samochód, a Emily poszuka nam miejsca tutaj.
-To nie jej problem, Merry.- Gregore przewrócił oczami, na co mama skuliła się odrobinę. Moje serce przyśpieszyło na wzmiankę o mnie i aby ukryć swoje zdenerwowanie przygryzłam chwilowo wnętrze policzka.
-Oczywiście, że mój wujku.- powiedziałam, po raz pierwszy odzywając się podczas dzisiejszej kolacji. O dziwo mój głos był spokojny, choć w środku krzyczałam.- Jesteśmy tylko we trzy i musimy sobie pomagać. Dobro mamy i Nao to mój priorytet.
-Oh, nie dziecko. Powinnaś cieszyć się życiem, a nie znów zamartwiać jak przez ostatnie lata. Będziesz miała jeszcze swoje problemy. To ja jestem bratem twojej mamy i kocham ją bezwarunkowo, a nieruchomości to mój konik. To tylko kwestia czasu, aż znajdę wam idealny dom w dobrej cenie i po prostu go kupię.- rozwinął, patrząc na mnie z troską, którą próbował zamaskować swoim grubym tonem.
-Tato, ale skoro Emily chce pomóc swojej rodzinie to dlaczego nie chcesz jej na to pozwolić?- zapytał Dylan, patrząc niezrozumiale na swojego ojca. Uchyliłam lekko usta i naprawdę cieszyłam się, że Naomi spała w pokoju gościnnym i nie musiała uczestniczyć w tym bałaganie.
-Ponieważ jest jeszcze młoda i dużo przeszła, teraz musi skupić się na studiach, a nie na problemach dorosłych.- oznajmił brat mamy, jakby to było oczywiste. Zacisnęłam pod stołem palce w pięść i poczułam jak moje paznokcie wbijały się w skórę dłoni, ponieważ ten temat był najbardziej wałkowany podczas terapii. Nienawidziłem tego tematu. Naprawdę nienawidziłam, że miał rację.
-Przepraszam, że przerwę, ale jutro zaczynam wcześnie zajęcia.- oznajmiłam, kiedy rozluźniłam dłoń. Wstałam od stołu i uśmiechnęłam się słabo do rodziny. Przytuliłam mamę i przycisnęłam swoje usta do jej czoła. Zawsze to robiłam, gdy czuła się zagubiona.- Kocham Cię, mamo. Pójdę pożegnać się z Nao i wrócę spacerem do domu. Dziękuję za pyszną kolację i za zaproszenie ciociu i wujku. Dobranoc.
-Odwiozę Cię.- stwierdził Dylan, kiedy wchodziłam po schodach, na co skinęłam głową. Pożegnałam siostrę pocałunkiem w policzek, uważając by jej nie obudzić i poprawiłam jej białą opaskę na głowie. Z zadowoleniem stwierdziłam, że na główce dziesięciolatki zaczynają wyrastać blond włoski i zapisałam sobie w głowie, aby sprezentować jej wcierkę na porost włosów. Zamknęłam delikatnie drzwi i zbiegłam po schodach. Szybko założyłam swoje koturny i nałożyłam płaszcz. Gotowy Dylan stał już przy drzwiach, które otworzył i pozwolił mi wyjść na zewnątrz. Wyjął paczkę papierosów z kieszeni spodni i wsadził sobie jednego między swoje kształtne wargi, na co nagle zapragnęłam poczuć nikotynę w swoich płucach.
-To wszystko jest takie popierdolone.- stwierdził, zaciągając się swoim papierosem. Skinęłam niepewnie głową i powoli ruszyliśmy w stronę samochodu. Na zewnątrz było już ciemno i zimno, a krople deszczu co jakiś czas osiadały się na mojej twarzy i ubraniu. Dylan nie był osobą, której miałam zamiar się spowiadać, ponieważ nie byliśmy z sobą blisko. Nie odwiedzał mnie w Anglii zbyt często, nie mieliśmy zbyt tematów do rozmowy, chociaż byliśmy kuzynami. Może nawet mnie nie lubił, a robił dla mnie różne rzeczy ze względu na rodziców. Tak bardzo brakowało mi rozmowy z Panem Storm. Staliśmy w ciszy, a gdy skończył palić po prostu wsiadł do swojego samochodu co również uczyniłam. W ciszy przemierzaliśmy ulice Nowego Jorku, a pięć minut później byliśmy na miejscu. Dopięłam pas i złapałam za klamkę, ale poczułam dłoń na ramieniu i to zatrzymało mój ruchy.- Przepraszam, Emily.
-Niby za co?- zapytałam, patrząc na chłopaka jak na wariata.- Przecież nic się nie stało.
-Za to, że masz do mnie dystans. Jeśli będziesz kiedykolwiek chciała porozmawiać o swoich rodzinnych problemach ze swojej perspektywy to jestem. Wiem, że nie jestem idealnym wyborem, bo praktycznie się nie znamy i oh, kurwa, nie masz pojęcia jak pluję sobie w brodę, że nigdy nie chciałem Cię poznać, ale jesteśmy rodziną. Masz mój numer telefonu. Możesz dzwonić, o której tylko chcesz.
-Nie wiem co powiedzieć, Dylan.- przyznałam, będąc w lekkim szoku. Chwilę zastanawiałam się, czy to co powiedział faktycznie wyszło z jego ust, ale on patrzył na mnie wyczekująco, nadal trzymając moje ramię. Przygryzłam wnętrze policzka i skinęłam głową, ponieważ nie mogłam wytrzymać jego wzroku.- Dziękuję, ale raczej nie skorzystam. Jest dobrze.
-Oh, rozumiem.- odparł ciszej, a jego spojrzenie z mojej twarzy wróciło na przednią szybę.- Ale i tak jestem.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam się blado, otwierając drzwi. Wysiadłam zgrabnie z samochodu i schyliłam się.- Za to, że mnie podwiozłeś i za to, że to zaproponowałeś. Ale to bardziej skomplikowane, niż myślisz. Dziękuję. I dobranoc.
-Dobranoc.- pożyczył, zanim zamknęłam drzwi samochodu.
Stanęłam przed apartamentowcem i z zadowoleniem stwierdziłam, że w naszym mieszkaniu światło było zgaszone, co oznaczało, że wszyscy domownicy byli w swoich pokojach lub poza stancją. Wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę, ustawiłam budzik w telefonie i położyłam się w swoim łóżku. Moje myśli sprawiały, że nie potrafiłam zmrużyć oczu na dłużej niż pół sekundy. Zapaliłam lampkę i jęknęłam, widząc godzinę na zegarze. Wstałam na równe nogi, wzięłam swój telefon z ładowarką i ulubioną, małą poduszkę, a następnie opuściłam pokój.
Przeszłam przez korytarz i otworzyłam drzwi, które były naprzeciwko moich. W pokoju panował całkowity mrok, dlatego włączyłam latarkę w telefonie i dotarłam do łóżka. W pokoju jak zwykle panował porządek, na co uśmiechnęłam się i wpięłam ładowarkę do gniazdka. Położyłam się najdelikatniej jak mogłam na łóżku Christiana i obserwowałam chwilę, jak jego naga klatka piersiowa miarowo unosiła się i opadała, a jego twarz była pogrążona w otchłani spokoju i melancholii. Też chciałam ją poczuć. Dlatego uśmiechnęłam się szczerze i przyległam do jego ciała, a jego ramię automatycznie znalazło się pod moją głową.
-Już prawie spałem, Johnson.- usłyszałam jego zachrypnięty głos, kiedy mocniej przyciągnął moje ciało do swojego. Przeklęłam siebie i swoje ciężkie kroki słonia, a następnie przeciągnęłam palcami po jego piersi i złożyłam na niej lekki pocałunek.- Uwielbiam to, jak nie potrafisz zasnąć i przychodzisz do mnie.
-Zamknij się, McLate.- rzuciłam, ziewając. Ciepło jego ciała sprawiło, że przyjemne dreszcze rozpłynęły się po moim ciele.- Dobranoc.
[1*]High School- to takie nasze polskie gimnazjum z liceum, jakby szkoła średnia, chodzi się do niej w wieku od 11 do 18 lat (lub do 16),
[2**]- Czapka absolwentów- biret.
Rozdział trochę inny od poprzednich, ale chciałabym abyście trochę poznali Merry Elizabeth Black- Johnson, mamę Emily oraz trochę zagłębili się w jej przeszłość i z tym, z czym musiała się zmierzyć jako nastolatka. Wstawiłam również retrospekcję do opisu książki z perspektywy Em. Oczywiście wszystkie zawarte w tym rozdziale aspekty z przeszłości będą rozwijane w kolejnych rozdziałach, gdzie akcja będzie się rozkręcać.
Zapraszam na swój ig: @coldyasmine1611, gdzie na bieżąco wrzucam informacje o poprawach poprzednich rozdziałów ,,Na Stancji" oraz o nowych rozdziałach.
J.S.M♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro