#14 -Pomyśl życzenie
Dwa tygodnie minęły odkąd ja i Christian McLate zostaliśmy parą. Dwa tygodnie odkąd uczęszczaliśmy wspólnie na zajęcia i uczyliśmy się po nich. Tylko dwa tygodnie, miałam wrażenie, że była połowa grudnia.
Wstałam z łóżka i odłożyłam kosmetyki i lusterko na komodę, wzięłam termos z kawą, którą przygotowałam wcześniej, torebkę, ubrałam czarne trampki i wyszłam z pokoju. Chris czekał na mnie w samochodzie, ponieważ wcześniej musiał zatankować swój samochód. Weszłam do windy i zjechałam na parter, pani z okienka uśmiechnęła się do mnie i życzyła miłego dnia jak co dzień, co odwzajemniłam. Mój chłopak stał przy wejściu przed samochodem, opierając się o niego. Uśmiechał się, a w dłoni miał długą, czerwoną różę, na co przewróciłam oczami. Już tyle razy mówiłam mu, żeby nie kupował mi ich przed uczelnią, ponieważ do końca dnia bez wody były już zwiędnięte i prawie nie do uratowania, a naprawdę nie miałam czasu, aby się wracać.
-Cześć Emily.- powiedział z szerokim uśmiechem i wręczył mi kwiat. Obdarowałam go pocałunkiem w policzek i przywitałam się skinieniem głowy.-O której kończymy dziś?- zapytał, a ja spojrzałam w swój planer na telefonie.
- Ja o 13:40, a ty o 14:20.- odparłam cicho. Chłopak otworzył drzwi, abym mogła wsiąść do środka, a następnie zamknął je i okrążył samochód i sam wsiadł do audi. Pomimo tego samego kierunku, Chris wybrał inną specjalizację, przez co raz w tygodniu kończyliśmy w różnych godzinach.
-Ahh, dziś poniedziałek. Nie lubię poniedziałków.- mruknął jak małe dziecko, po czym skupił się na jeździe. Spojrzał na mnie kontem oka, kiedy moje palce nerwowo zaciskały się na urządzeniu.- Coś się stało?
-Nie wiem, mama nie odbiera telefonu.- przyznałam, patrząc nerwowo co sekundę w telefon.- Coś jest nie tak, przecież rano zawsze rozmawiamy.
-Może jeszcze śpi, nie martw się.- ujął moją dłoń, nie spuszczając wzroku z drogi.
-W Anglii jest już południe. Spróbuję jeszcze raz.- powiedziałam i wybrałam numer. Abonament czasowo niedostępny.- Oh. Ciągle nie odbiera.
Chłopak spojrzał na mnie na moment i odetchnął głęboko.
-Nie martw się, na pewno oddzwoni.- powiedział, uśmiechając się lekko.
Dzień minął mi dość szybko, wróciłam pod apartamentowiec taksówką, ponieważ nie miałam innej podwózki. Chris nie odbierał telefonu przez jakiś czas kiedy do niego dzwoniłam, tak samo jak Dylan. Westchnęłam wpisując kod i przywołam windę, a gdy do niej weszłam, szukałam w torebce mojego wyczerpanego telefonu żeby pierwsze co zrobić to podłączyć go do ładowarki. Gdy tylko winda się otworzyła usłyszałam salwy oraz wiwaty, a następnie wszyscy zaczęli śpiewać sto lat.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, ponieważ nie spodziewałam się, że ten dzień nadejdzie tak szybko. Jak mogłam zapomnieć? Najbardziej zszokowała mnie moja mama, która stała z ogromnym uśmiechem na swojej cudownej twarzy, trzymając w dłoniach tort. Była na samym przodzie tłumu moich współlokatorów. Naomi podbiegła do mnie na co momentalnie otworzyłam swoje ramiona, by przytulić dziewczynkę, której nie widziałam od trzech miesięcy.
-Wszystkiego najlepszego Emily!- pisnęła podekscytowana, zadzierając lekko swoją główkę do góry by popatrzeć na moją twarz. Na niej miała różową opaskę, która była jej codzienną fryzurą w skutek utraty jej blond włosów przez białaczkę. Ubrana była w białą sukienkę z wielką kokardka w talii, do czego mama ubrała jej ulubione lakierki. Uśmiechnęłam się szeroko, ponieważ to była najlepsza niespodzianka jaką mogłabym sobie wymarzyć.
-Mama!- rzuciłam uradowana, podchodząc do niej by ją przytulić. Poczekałam cierpliwie, aż oddała tort mojemu kuzynowi, który przed chwilą otwierał szampana i rozlewał go na kieliszki, w holu stali również rodzice Dylan'a. Pociągnęłam brązowowłosą Mary Black- Johnson do uścisku i zaciągnęłam się jej matczynym zapachem. Pachniała wanilią. Była ubrana w dopasowaną, niebieską sukienkę do kolan, którą uwielbiała ubierać na wyjątkowe okazje oraz beżowe koturny. Jej włosy były spięte w estetyczny kok, a na twarzy miała swój codzienny makijaż. Wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętałam. Jak mama. Uradowana spędziłam czas z moją rodziną oraz współlokatorami, byliśmy w restauracji. Pisałam smsy do Chris'a z mojego nowego telefonu, który sprezentował mi Dylan, ale nie odpisywał, nie było go i było mi przykro z tego powodu. Wieczorem wróciliśmy do mieszkania, mama z Naomi pojechała do wujka na noc, a ja martwiłam się nieobecnością mojego chłopaka. Żaden z chłopców nie wiedział co się z nim dzieje.
Chris: Przepraszam, ale miałem trochę spraw do załatwienia. Zejdziesz na chwilę na dół?
Uniosłam brew i zacisnęłam usta w wąską linię. Jednak żył. Wzięłam torebkę i wytarłam powieki i policzki wacikiem z tonikiem, by nie zauważył ich brudnych od tuszu. Przywołałam windę i przejrzałam się jeszcze raz w lustrze obok windy.
Chris mógł nie wiedzieć o moich urodzinach, więc nie mogłam go obwiniać o jego nieobecność, ponieważ nic o nich nie wspominałam. Nie lubiłam swoich urodzin, więc przestałam odliczać do nich tygodnie, dni i nawet godziny, choć kiedyś była to dla mnie wielka sprawa. Dziś nawet zapomniałam, że mieliśmy osiemnastego października, moje dwudzieste urodziny. Brakowało mi jedynie jego obecności i byłam zła, że nie odpisywał tyle czasu.
Gdy wyszłam z budynku od razu zauważyłam samochód chłopaka przy parkingu dla taksówek. Odetchnęłam ciężko i wsiadłam do samochodu, a Chris pocałował mnie na przywitanie.
-Jak zapatrujesz się na wolny wtorek?- zapytał w tajemniczy sposób chłopak, na co wzruszyłam ramionami. Opuścić jeden dzień wykładów to nie katastrofa.- Czemu się nie odzywasz?
- Martwiłam się o Ciebie, nie odpisałeś mi. Nie odpisałeś na ani jedną wiadomość i było mi przykro.- powiedziałam szczerze, patrząc jak jego żyła na szyi zaciska się. Przygryzłam wnętrze policzka i spojrzałam w widok miasta przede mną.
-W schowku jest opaska, mogłabyś ją założyć na oczy?- zapytał zachęcająco, a ja zrobiłam jak prosił. Otworzyłam schowek i dostrzegłam papierową torebkę. Wyjęłam ją i wyjęłam z jej środka złotą opaskę, którą następnie założyłam na swoją twarz tracąc kontakt wzrokowy z całym światem.- Nie jestem dobry w tych rzeczach.-rzucił trochę nerwowym głosem, na co zmarszczyłam brwi.
-Co masz na myśli?- zapytałam, a mój zachrypniętym głos wypełnił wnętrze samochodu. Nie grała nawet muzyka.
Zastanawiałam się, gdzie tak naprawdę jechaliśmy. Nie sądziłam, żeby wiedział o moich urodzinach i coś przygotował, ale w ciągu dwóch ostatnich tygodni często jeździmy wieczorem na różne małe wycieczki po mieście, gdzie chodziliśmy na spacery lub na jedzenie. I byłam niemal pewna, że taki wieczór zaplanował również na dziś.
-Zobaczysz.- powiedział, a ja nawet z zasłoniętymi oczami mogłam oczami wyobraźni ujrzeć uśmieszek, który był na jego twarzy. Jazda samochodem nie trwała dłużej niż pół godziny w akompaniamencie absolutnej ciszy i naszych spokojnych oddechów. Byłam pogrążona w swoich myślach. Moja mama naprawdę tu była. Naomi też. O mój Boże, czy to dlatego mama nie odebrała telefonu? Żeby być dziś ze mną?- Jesteśmy.
Z letargu wyrwał mnie głos McLate'a, który wyłączył akurat silnik swojego audi. Nadal nic nie widziałam, ponieważ nie pozwolił zdjąć mi mojej opaski. Otworzył moje drzwi oraz pomógł wysiąść mi z samochodu, a następnie zaczął prowadzić mnie w znanym tylko sobie kierunku. W tle było słychać fale oraz cicho grającą muzykę, a my nadal szliśmy. Zachłysnęłam się powietrzem wtedy, gdy pod stopami nie poczułam bezpiecznego chodnika, a kołyszące się mogło.
-Chris, nie zabij mnie, proszę.- wyjęczałam, stawiając kolejne, niepewne kroki. Usłyszałam cichy śmiech blondyna, więc nie mogłam nic poradzić na to, że mój koncie ust mimowolnie się uniósł.
-Nie bój się. Jestem tu.- mruknął, nachylając się nad moim barkiem.- Będziesz zadowolona.
Nie skomentowałam tego, jedynie mocniej zacisnęłam swoją dłoń na jego. Jakiś czas później poczułam jak chłopak zwalnia. Jego dłonie zaczęły rozwiązywać supeł opaski z tyłu mojej głowy, a gdy ją całkowicie zabrał, moim oczom ukazała się łódka, która była przywiązana do pomostu. Zwykła, drewniana łódka, wypełniona lampkami na baterie, które w ciemności dawały światło. Mały motor zapewne napędzał ją, a cztery wiosła swobodnie zwisały po obu stronach. W środku pomiędzy belkami był rozłożony komplet białych i szarych koców. Na jednej z belek stała babeczka ze świeczką, która nie była jeszcze zapalona. W szoku otworzyłam usta, odwracając głowę w prawo gdzie stał zadowolony z siebie Christian McLate, który z delikatnym uśmiechem patrzył na moją twarz.
-Wszystkiego najlepszego?- zapytał, nerwowo błądząc dłonią po swoim karku. Przymknęłam powieki, ponieważ to było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Jednak gdy znów je otworzyłam, okazało się że wcale nie zasnęłam w swoim pieprzonym łóżku. Gorący płonień rozprzestrzenił się po moim ciele, ponieważ to było tak niesamowite, że sama nie mogłam w to uwierzyć. Christian McLate zrobił mi urodzinową niespodziankę. Gdy wyrwałam się z pierwszego szoku, uśmiechnęłam się szeroko i zrobiłam krok w jego stronę, a następnie zwinnie przyległam do jego boku i złożyłam pocałunek na jego policzku.
-To cudowne.- przyznałam szczerze, patrząc zafascynowana na wszystko, co przygotował. To dlatego go nie było w mieszkaniu? Oraz na obiedzie? Tak, pewnie dlatego, ponieważ godziny pracy włożone w widok przede mną musiał tego wymagać.
-Zapraszam.- powiedział, podając mi swoją dłoń. Zwinnie przełożyłam nogę i weszłam do łódki, która lekko się zachwiała. Chłopak również do niej wszedł, a następnie rozwiązał linę i próbował włączyć motor. Zaśmiałam się, kiedy na jego twarz wkradł się rumieniec złości, a następnie złapałam za wiosło i zacmokałam. Chłopak popatrzył na mnie przepraszająco, na co posłałam mu jeszcze większy, wyzywający uśmiech. Usiadłam, okładając je odpowiednio i rozejrzałam się po okolicy jeziora. Gdzieniegdzie znajdował się rząd lamp, a w oddali było słychać odgłosy bawiących się ludzi przy budynku nieopodal. Na wodzie stał ogromny parowiec, który w porównaniu z naszą łódką był z miliard razy większy. Chłopak przeklął szpetnie pod nosem, a następnie usiadł za mną.
-Jesteś na to gotowy?- zapytałam wesoło, robiąc pierwsze ruchy swoimi wiosłami. Chłopak prychnął, a ja wiedziałam, jaką odpowiedź miał mi do zaoferowania. Nie był gotowy w żadnym, kurwa, calu. Jednak nie pokazał tego, ponieważ dzielnie przemieszczaliśmy się w głąb jeziora. Pomimo ciemności, jaka panowała wokół nie bałam się, wręcz przeciwnie. Byłam zachwycona mrokiem i tym, jaka aura nas otaczała. Setki lampek na baterie oświetlały nasze twarze, kiedy zapuściliśmy kotwicę i usiedliśmy na przeciwko siebie. Chłopak ujął w dłoń babeczkę, a następnie podpalił świeczkę.
-Pomyśl życzenie.- powiedział cicho, uśmiechając się. Chwilę musiałam się zastanowić, czego tak naprawdę chciałam. Aby Naomi była zdrowa. Z uśmiechem nabrałam powietrza w płuca, a następnie wypuściłam je wprost w ogień.- Miałem trochę mało czasu, ponieważ dowiedziałem się dopiero na uczelni, więc musiałem wszystko zorganizować na urwanie głowy i dlatego nie zamówiłem tortu, ale kiedy zobaczyłem tą babeczkę w cukierni to pomyślałem o Tobie i ... Co robisz?
-Przestań gadać.- mruknęłam, przykładając mu ją do ust. Wcześniej zdjęłam świeczkę i dałam ją na barierkę.- Zjedz.
-Ale to Twoja babeczka.- rzucił, a jego twarz wciąż nawiedzał cień niezrozumienia. Widząc mój wzrok wziął pierwszy gryz, a czerwony lukier usadowił się w kąciku jego ust. Przybliżyłam się i oblizałam go, a następnie sama wzięłam gryz babeczki. Smakowała truskawkami. Pieprzonymi truskawkami, które tak uwielbiałam. Oparłam się o belkę i spojrzałam w niebo, które wyglądało niczym granatowa kartka papieru posypana srebrnym brokatem. Gwiazdy mieniły się w bliskiej odległości, a półksiężyc był tak cholernie daleko nas. Dlaczego miałam wrażenie, że w tym momencie mogłam go bez problemu dotknąć? Dlaczego niebo wydawało mi się tak bliskie? Może dlatego, że sama czułam się jak w niebie, w pieprzonym Nowym Yorku, na jeziorze, którego nazwy nie znałam, z chłopakiem, na którego widok w liceum nie potrafiłam oddychać ponieważ tak powalający był. I był moim chłopakiem od dwóch tygodni. I teraz on, Christian McLate był tutaj ze mną. Ba, zorganizował dla mnie wieczór w drewnianej łódce! W moje dziewiętnaste urodziny!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro