Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Udany dzień

Lily

Szukałam ogłoszeń odnośnie pracy w okolicy, ale nie nadaję się raczej do odebrania pól w dzierżawie czy przewożenia materiałów tirem.

I nie, nie potrzebuję pieniędzy, bo je mam, a tak właściwie, mają je moi rodzice.

I tak, szukam roboty mimo tego.

Po prostu zamierzam podjąć się jakiegoś zajęcia, żeby poczuć się odpowiedzialną i przygotować się do samodzielności w życiu dorosłym.

To było jedno z najdłuższych zdań w moim życiu.

W każdym bądź razie... CZY W TEJ PRZEKLĘTEJ DZIURZE JEST JAKAŚ ROBOTA DLA MNIE?

W tym momencie wracam z najgorszego wynalazku ludzkiego jaki kiedykolwiek istniał (czyt.szkoły) do domu. Przechodząc obok domu państwa Worningsonów (kolejnych bogaczy z naszego miasta) usłyszałam zmartwiony głos pani Marii:

- I jak my tak szybko znajdziemy kogoś do pomocy?! Przecież to nie możliwe tak szybko kogoś znaleźć?! Kto w ogóle będzie chciał tak pracować?!

Maria Wornings - posiada firmę "Would and Win", którą dowodzi razem z mężem, kobieta biznesu z 40 na karku i wiecznym uśmiechem.

- Spokojnie kochanie - usłyszałam spokojny głos pana Adama - na pewno kogoś znajdziemy.

Adam Wornings - właściciel firmy "Would and Win", którą prowadzi ze swoją żoną, biznesmen, na oko 40 - 45 letni, ale nadal przystojny; zawsze spokojny i pogodny.

To była moja szansa. Jako, że moi rodzice są dobrymi znajomymi państwa Worningsonów, to powiem, że o poszukiwaniach wiem od nich, a nie z podsłuchiwania.

Pomimo, że moi rodzice pracują z państwem Worningson i czasem się z nimi spotykają na uroczystych kolacjach lub przyjacielskich spotkaniach to ja rzadko u nich bywałam, ponieważ kolacje zazwyczaj były organizowane w restauracjach, a ja sama nie zbyt często na nie chodziłam. Wiem tylko, że mają syna rok starszego ode mnie, ale Go również średnio kojarzę. Kiedyś się kolegowaliśmy, ale było to lata temu i teraz wiem jedynie, że chodzi do tej samej szkoły co ja, ale jest w... innej klasie, więc nigdy nie interesowało mnie kim On dokładnie jest.

Podeszłam do bramy i zaparło mi dech w piersiach. Wow. Mój dom jest ogromny i piękny, ale ten jest jak z bajki! Wygląda jak pałac Disneya! Brama jest cała złota, a po jej bokach na ogromnych słupach siedzą marmurowe wróżki, niby machające różdżkami, w stronę środka.
Natomiast na wrotach po złączeniu pokazywało się słońce, na którego środku znajdował się szklana kula, przez którą przechodziły promienie słoneczne tworząc coś w rodzaju gwiazdy.

A to tylko brama!

Gdy znalazłam się za furtką zobaczyłam drogę z małych białych kamyczków, po której bokach równomiernie rosły małe, zielone krzaczki. Na końcu dróżki ujrzałam trzy kamienne schodki, na końcu których znajdowały się ozdobne filary i ogromne, dębowe drzwi ze złotymi detalami - nie wiem czemu, ale skojarzyło mi się to z Hogwartem.

W ogrodzie była równo przystrzyżona trawa i masa pięknych drzew i krzewów. Oprócz tego gdzieniegdzie rosły kępkami piękne kwiaty, niby porozrzucane po całym ogródku, a tworzyły jedną całość.

Od podestu szedł szary chodnik, prowadzący prosto na przytulny taras osłonięty czymś na wzór baldachimu, na którym siedzieli właściciele domu. Podeszłam, więc do nich.

- Dzień Dobry - uśmiechnęłam się do nich serdecznie.

- O, witaj Lily! - odpowiedział przyjaźnie pan Adam - Co Cię do nas sprowadza?

- Słyszałam, że szukacie pomocy, a ja aktualnie rozglądam się za jakąś łatwą pracą i pomyślałam, że może mnie przyjmiecie?

- Oczywiście skarbie! - powiedziała radośnie pani Marii - Nie chcę być też wścibska, ale po co Ci ta praca? Czy rodzice nie dają Ci odpowiedniej ilości pieniędzy?

- Nie

- Rozumiem słonko. Jesteś taka dojrzała! Nie to co nasz Nathaniel... No cóż! Od kiedy byś chciała zacząć? - hohoho, jakie pochwały, bo się zarumienię.

- Mogę od jutra! - niemal krzyknęłam.

- To przyjdź jutro koło 16:00 to ustalimy wszystkie szczegóły, dobrze?

- Oczywiście! Dziękuję bardzo!

- To my dziękujemy - powiedział tym raze pan Adam

- Do Widzenia!

- Do Widzenia kochanie!

Odwróciłam się i z wyszczerzem na pół twarzy udałam się do domu.

______________________________________

Przed pójściem spać, zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki Lou*.
Jest to rok ode mnie starsza, średniego wzrostu szatynka z falowanymi włosami do połowy pleców i z intensywnie zielonymi oczami. Ma Ona długie, zgrabne nogi, spore piersi, wyraziste kości policzkowe i lekko opaloną cerę. Jest bardzo szczupła. Podsumowując: jest po prostu piękna.

Wracając. Otworzyłam laptopa i zadzwoniłam do dziewczyny. Nie stety nie odebrała.

______________________________________

Przed samym snem wzięłam jeszcze moje kochane dziecko (telefon) z komody i wyjęłam mój ukochany zeszyt, w którym mam masę cytatów. Tych wymyślonych przeze mnie i tych zasłyszanych. Większości z nich nie znam autora, więc nie miałam jak Go zapisać. Tylko rymy były zawsze moje, a jak zdarzyły się kogoś innego to specjalnie szukałam kogo, żeby to zapisać. Wiem dziwne hobby, ale lubiłam czasem przeglądać ten zeszyt, zagłębiając się w tajemnice zawarte w złotych myślach.

Postanowiłam jeszcze trochę poczytać, więc weszłam na wattpada i uprzednio sprawdzając czy nie mam żadnego powiadomienia zaczęłam czytać kolejny rozdział powieści. 

Kiedy skończyłam, podłączyłam telefon do ładowarki przy łóżku, a do telefonu białe słuchawki i w akompaniamencie moich ulubionych piosenek z odpowiedniej playlisty zasnęłam z tylko jedną myślą.

To był udany dzień.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Lou - (czyt. Lu) Laura

Witam ponownie ❤️

Pierwszy rozdział za nami

Rozdziały będą pojawiały się w każdy poniedziałek, a więc do poniedziałku 😘

Edit

Nadal jest słabo, ale już nie ma tragedii chyba, papa 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro