1. Udany dzień
Lily
Szukałam ogłoszeń odnośnie pracy w okolicy, ale nie nadaję się raczej do odebrania pól w dzierżawie czy przewożenia materiałów tirem.
I nie, nie potrzebuję pieniędzy, bo je mam, a tak właściwie, mają je moi rodzice.
I tak, szukam roboty mimo tego.
Po prostu zamierzam podjąć się jakiegoś zajęcia, żeby poczuć się odpowiedzialną i przygotować się do samodzielności w życiu dorosłym.
To było jedno z najdłuższych zdań w moim życiu.
W każdym bądź razie... CZY W TEJ PRZEKLĘTEJ DZIURZE JEST JAKAŚ ROBOTA DLA MNIE?
W tym momencie wracam z najgorszego wynalazku ludzkiego jaki kiedykolwiek istniał (czyt.szkoły) do domu. Przechodząc obok domu państwa Worningsonów (kolejnych bogaczy z naszego miasta) usłyszałam zmartwiony głos pani Marii:
- I jak my tak szybko znajdziemy kogoś do pomocy?! Przecież to nie możliwe tak szybko kogoś znaleźć?! Kto w ogóle będzie chciał tak pracować?!
Maria Wornings - posiada firmę "Would and Win", którą dowodzi razem z mężem, kobieta biznesu z 40 na karku i wiecznym uśmiechem.
- Spokojnie kochanie - usłyszałam spokojny głos pana Adama - na pewno kogoś znajdziemy.
Adam Wornings - właściciel firmy "Would and Win", którą prowadzi ze swoją żoną, biznesmen, na oko 40 - 45 letni, ale nadal przystojny; zawsze spokojny i pogodny.
To była moja szansa. Jako, że moi rodzice są dobrymi znajomymi państwa Worningsonów, to powiem, że o poszukiwaniach wiem od nich, a nie z podsłuchiwania.
Pomimo, że moi rodzice pracują z państwem Worningson i czasem się z nimi spotykają na uroczystych kolacjach lub przyjacielskich spotkaniach to ja rzadko u nich bywałam, ponieważ kolacje zazwyczaj były organizowane w restauracjach, a ja sama nie zbyt często na nie chodziłam. Wiem tylko, że mają syna rok starszego ode mnie, ale Go również średnio kojarzę. Kiedyś się kolegowaliśmy, ale było to lata temu i teraz wiem jedynie, że chodzi do tej samej szkoły co ja, ale jest w... innej klasie, więc nigdy nie interesowało mnie kim On dokładnie jest.
Podeszłam do bramy i zaparło mi dech w piersiach. Wow. Mój dom jest ogromny i piękny, ale ten jest jak z bajki! Wygląda jak pałac Disneya! Brama jest cała złota, a po jej bokach na ogromnych słupach siedzą marmurowe wróżki, niby machające różdżkami, w stronę środka.
Natomiast na wrotach po złączeniu pokazywało się słońce, na którego środku znajdował się szklana kula, przez którą przechodziły promienie słoneczne tworząc coś w rodzaju gwiazdy.
A to tylko brama!
Gdy znalazłam się za furtką zobaczyłam drogę z małych białych kamyczków, po której bokach równomiernie rosły małe, zielone krzaczki. Na końcu dróżki ujrzałam trzy kamienne schodki, na końcu których znajdowały się ozdobne filary i ogromne, dębowe drzwi ze złotymi detalami - nie wiem czemu, ale skojarzyło mi się to z Hogwartem.
W ogrodzie była równo przystrzyżona trawa i masa pięknych drzew i krzewów. Oprócz tego gdzieniegdzie rosły kępkami piękne kwiaty, niby porozrzucane po całym ogródku, a tworzyły jedną całość.
Od podestu szedł szary chodnik, prowadzący prosto na przytulny taras osłonięty czymś na wzór baldachimu, na którym siedzieli właściciele domu. Podeszłam, więc do nich.
- Dzień Dobry - uśmiechnęłam się do nich serdecznie.
- O, witaj Lily! - odpowiedział przyjaźnie pan Adam - Co Cię do nas sprowadza?
- Słyszałam, że szukacie pomocy, a ja aktualnie rozglądam się za jakąś łatwą pracą i pomyślałam, że może mnie przyjmiecie?
- Oczywiście skarbie! - powiedziała radośnie pani Marii - Nie chcę być też wścibska, ale po co Ci ta praca? Czy rodzice nie dają Ci odpowiedniej ilości pieniędzy?
- Nie
- Rozumiem słonko. Jesteś taka dojrzała! Nie to co nasz Nathaniel... No cóż! Od kiedy byś chciała zacząć? - hohoho, jakie pochwały, bo się zarumienię.
- Mogę od jutra! - niemal krzyknęłam.
- To przyjdź jutro koło 16:00 to ustalimy wszystkie szczegóły, dobrze?
- Oczywiście! Dziękuję bardzo!
- To my dziękujemy - powiedział tym raze pan Adam
- Do Widzenia!
- Do Widzenia kochanie!
Odwróciłam się i z wyszczerzem na pół twarzy udałam się do domu.
______________________________________
Przed pójściem spać, zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki Lou*.
Jest to rok ode mnie starsza, średniego wzrostu szatynka z falowanymi włosami do połowy pleców i z intensywnie zielonymi oczami. Ma Ona długie, zgrabne nogi, spore piersi, wyraziste kości policzkowe i lekko opaloną cerę. Jest bardzo szczupła. Podsumowując: jest po prostu piękna.
Wracając. Otworzyłam laptopa i zadzwoniłam do dziewczyny. Nie stety nie odebrała.
______________________________________
Przed samym snem wzięłam jeszcze moje kochane dziecko (telefon) z komody i wyjęłam mój ukochany zeszyt, w którym mam masę cytatów. Tych wymyślonych przeze mnie i tych zasłyszanych. Większości z nich nie znam autora, więc nie miałam jak Go zapisać. Tylko rymy były zawsze moje, a jak zdarzyły się kogoś innego to specjalnie szukałam kogo, żeby to zapisać. Wiem dziwne hobby, ale lubiłam czasem przeglądać ten zeszyt, zagłębiając się w tajemnice zawarte w złotych myślach.
Postanowiłam jeszcze trochę poczytać, więc weszłam na wattpada i uprzednio sprawdzając czy nie mam żadnego powiadomienia zaczęłam czytać kolejny rozdział powieści.
Kiedy skończyłam, podłączyłam telefon do ładowarki przy łóżku, a do telefonu białe słuchawki i w akompaniamencie moich ulubionych piosenek z odpowiedniej playlisty zasnęłam z tylko jedną myślą.
To był udany dzień.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Lou - (czyt. Lu) Laura
Witam ponownie ❤️
Pierwszy rozdział za nami
Rozdziały będą pojawiały się w każdy poniedziałek, a więc do poniedziałku 😘
Edit
Nadal jest słabo, ale już nie ma tragedii chyba, papa 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro