Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Posiadanie Callena oznaczało, że w tamtym momencie był tylko mój.

Dobrowolnie i bez żadnych wątpliwości.

Powierzył mi część siebie i nikt nie mógł mi go odebrać.

         – Możesz mnie mieć. A ja będę miał całą ciebie.

        Moje serce rozgrzało się na samą myśl o posiadaniu Callena. I nie chodziło tu o to, że posiadałam go niczym rzecz, że traktowałam go jako coś materialnego, co z łatwością mogłam zdobyć i zastąpić. Posiadanie Callena oznaczało świadomość, że w tamtym momencie był tylko mój. Dobrowolnie i bez żadnych wątpliwości. Powierzył mi część siebie i w tamtej chwili, gdy leżeliśmy splątani na łóżku, nikt nie mógł mi go odebrać.

        Tym razem to ja złączyłam ze sobą nasze usta, nie mogąc dłużej wytrzymać bez ich dotyku. Były niczym narkotyk, od którego powoli zaczęłam się uzależniać. Pewnie brzmiało to nieco tandetnie i dawna ja wyśmiałaby takie słowa, ale w tamtej chwili nie wyobrażałam już sobie poranków i wieczorów bez przynajmniej krótkiego pocałunku.

        To stało się naszą rutyną. Rutyną, którą pokochałam.

        Przesunęłam dłonie na ramiona mężczyzny i prześledziłam nimi całe jego plecy, by na końcu wsunąć palce pod pas jego spodni. Gdy pomógł mi się ich pozbyć, zamarłam w bezruchu, zbyt zawstydzona, by spojrzeć w dół. To nie był mój pierwszy raz, ale przy Callenie wszystko wydawało się tak bardzo inne, lepsze. Zupełnie jakby to był mój prawdziwy pierwszy raz. Taki na który byłam gotowa w głębi duszy. Bez presji, nacisków i poczucia, że to mój obowiązek.

        I może to był mój pierwszy raz.

        Może bycia dziewicą nie warunkowało istnienie jakiejś błony, a to czy twój umysł godził się na to, na co godziło się twoje ciało.

        – Wyglądasz pięknie taka zarumieniona – wyszeptał, śledząc palcem wskazującym żyłę na moim dekolcie, która prześwitywała przez bladą skórę. Jego usta rozciągnęły się w delikatnym uśmiechu, by zaledwie chwilę później jego twarz zasnuło zmartwienie. – Jesteś tego pewna?

        – Nigdy nie byłam bardziej niczego pewna – zapewniłam, patrząc mu prosto w oczy. – Nie chciałabym nikogo innego na twoim miejscu. Nie wyobrażam sobie lepszego czasu, miejsca i osoby.

        Byłam całkowicie szczera i chciałam, by widział tę szczerość, by nie musiał mieć żadnych wątpliwości. Pierwszy raz w życiu pragnęłam być dla kogoś otwartą księgą, bez żadnych sekretów.

        – Jesteś piękna. Piękna w każdym znaczeniu tego słowa. Tutaj – powiedział, głaszcząc moją twarz. – Tutaj – powtórzył, delikatnie stukając w bok mojej głowy. – I tu – zakończył, kładąc rozpostartą dłoń w miejscu, w którym czuć było bicie mojego serca. – Tu jesteś najpiękniejsza.

        Byłam dla niego piękna na zewnątrz. Piękny był dla niego mój umysł i moje serce. I nawet jeśli nie znał mnie na tyle, by stwierdzić, że tak rzeczywiście było, to tym razem nie zamierzałam temu zaprzeczać.

        Pragnęłam wierzyć w to, w co wierzył.

        Jeśli wcześniej miałam jeszcze jakieś wątpliwości co do Callena, to w ciągu jednej chwili wylądowały na dnie kilometrowego kanionu.

        Patrzyliśmy sobie w oczy, a Call przesunął dłoń w dół, by przejechać palcami po moim boku i skierować się w stronę mojej klatki piersiowej.

        Westchnęłam cicho, przymykając oczy, gdy pomasował moją pierś wolnymi, okrężnymi ruchami. Szybko jednak uchyliłam powieki, gdy poczułam usta mężczyzny na moim sutku. Widzenie jego głowy pochylonej nad moją piersią i czucie jego zębów i języka robiły ze mną naprawdę dziwne rzeczy. Takie, których nie czułam nigdy wcześniej.

        Bardzo dziwnie wspaniałe rzeczy.

        Kilka chwil i wiele dotyków później oboje byliśmy całkowicie nadzy. Czułam na sobie każdy rozgrzany kawałek skóry mężczyzny, gdy nasze wargi były połączone w namiętnym pocałunku.

        A ja chciałam więcej i postanowiłam po to sięgnąć.

        Zawsze byłam przerażona sięganiem po to czego pragnęłam, ale nie tym razem, nie z nim.

        Niesiona odwagą powoli uniosłam nogę, przejeżdżając stopą po jego udzie, by na końcu zapleść ją na plecach Callena. Oboje głośno jęknęliśmy, gdy nasze najbardziej wrażliwe części ciała zetknęły się ze sobą w wyniku mojego ruchu. Czucie go tam sprawiło, że nie mogłam dłużej czekać. Poruszyłam biodrami, rozkoszując się gdy jego penis otarł się o moją łechtaczkę.

        – Jeśli będziesz dalej tak robić, długo nie wytrzymam – odetchnął ciężko w moją szyję. – Zabijasz mnie, gwiazdko.

        – Więc nie czekajmy – błagałam. – Weź mnie – dodałam, przyspieszając swoje ruchy.

        Z gardła Callena wyrwał się cichy pomruk.

        Uniósł się na rękach, podpierając je po obu stronach mojej klatki piersiowej, a chwilę później się we mnie wsunął, kradnąc mi oddech.

        – Cholera! – zaklął, na chwilę zaciskając oczy, szybko jednak je otworzył, rozkazując: – Patrz na mnie, chcę cię widzieć.

        Spełniłam jego prośbę, gdy objął dłońmi moją twarz. Z fascynacją śledziłam każdą najmniejszą emocję na jego twarzy, każdą oznakę rozkoszy. Pragnęłam zapamiętać to wszystko już na zawsze.

        Poruszał się we mnie, raz za razem sprawiając, że czułam jeszcze więcej. Nie pozostawałam dłużna, dopasowując ruchy swoich bioder do jego, wbijając paznokcie w jego plecy i przygryzając lśniącą od potu skórę na jego szyi. Każda sekunda, każdy dotyk i ciężki oddech były wszystkim, o czym mogłam marzyć.

        Nigdy wcześniej nie czułam się tak dobrze. Nikt nigdy nie dał mi jednocześnie tyle przyjemności i poczucia bezpieczeństwa. Tylko Callen był w stanie stworzyć idealną mieszankę uczuć, które odkrywały wszystkie moje obawy i otulały je niczym ochronny kokon.

        Byłam pewna, że nie było drugiej takiej osoby.

        Calla nie dało się zastąpić. Na żadnej płaszczyźnie.

        Po godzinach spędzonych w łóżku, na bardziej i mniej niegrzecznych rzeczach, dalej leżałam na piersi Callena, trzymając głowę w zagłębieniu jego szyi. Dłoń oparłam na środku jego brzucha, wodząc nią delikatnie po jego rozgrzanej skórze.

        Nie potrafiłam przestać go dotykać.

        Zupełnie jakby nasze zbliżenie, niewiarygodny seks w jakiś sposób nas połączyło.

        Byliśmy jednością. Dwa światy połączyły się i nie było wielkiego bum. Dalej istnieliśmy.

        – Opowiedz mi coś – poprosiłam, okrążając palcem wskazującym jego sutek. Uśmiechnęłam się, gdy syknął w odpowiedzi na mój ruch i uszczypnął mnie w ramię. – Chciałabym cię lepiej poznać – dodałam, składając krótki pocałunek na jego obojczyku.

        Miałam wrażenie, że to, co się między nami wydarzyło, zmieniło wszystko o sto osiemdziesiąt stopni. Wcześniej wcale nie chciałam znać jego przeszłości. Bałam się jej. Pragnęłam tylko tego co było w domku, ale teraz wszystko było inne.

        Czułam potrzebę poznania go przed wypadkiem. Pragnęłam wiedzy o tym co uczyniło go tak wspaniałym człowiekiem. Nie mogliśmy całkiem odciąć się od przeszłości, bo to ona nas tworzyła. A ja nie chciałam innego Calla. Ta wersja była dla mnie idealna.

        – Hmm, może to nie jest odpowiedni moment na taką opowieść, ale chciałabyś posłuchać o moim pierwszym i jedynym związku?

        Uniosłam się, podpierając brodę na łokciu i pokiwałam głową. Może byłam kompletnie szurnięta, bo jaka dziewczyna chciała słuchać o byłej faceta, z którym właśnie uprawiała najlepszy na świecie seks. No cóż, może byłam szurnięta, ale chciałam wiedzieć. Dodatkowo, skoro to była jego była to... chyba w żaden sposób mi nie zagrażała, prawda?

        Nie, żebym ja była jego dziewczyną.

        – To trochę... pokręcone. – zaczął, wbijając wzrok w sufit. Nie przestał jednak kreślić palcami nieznanych mi wzorów na moich plecach. – Mam nadzieję, że po tej rozmowie nie uznasz mnie za dupka, ale chciałbym, żebyś o tym wiedziała. Chyba właśnie dlatego chcę ci o tym opowiedzieć, żeby upewnić się, że moja przeszłość nie zmieni twojego zdania o mnie.

        – Nie mógłbyś być dupkiem, nawet gdybyś się starał. Co najwyżej baranem, ale to tylko zaraz po naszym poznaniu się – zażartowałam, wprawiając go w śmiech. Uwielbiałam to robić. – Poza tym każdy z nas ma swoją przeszłość, rzadko jedynie kolorową.

        – To prawda, ale w tej opowieści jestem jedynym winnym. No więc miałem dwadzieścia lat i chyba byłem już zmęczony. Czułem presję od otoczenia, że powinienem już być w związku. Jakby to miało udowodnić, że pogodziłem się ze śmiercią rodziców i wszystko ze mną w porządku, że jestem normalny – powiedział, przy ostatnim słowie pokazując palcami cudzysłów. – Była też kwestia samotności. Byłem otoczony kochającymi ludźmi, ale byłem tak bardzo samotny. Wiem, że to brzmi dziwnie...

        – Nie – zaprzeczyłam bez chwili wahania. – Czasami najbardziej samotni jesteśmy wśród tłumu. Masz wszystkich, ale czujesz, jakbyś nie miał nikogo. To chyba najgorszy rodzaj samotności. Bo możesz mieć setki znajomych i rodziny, ale jeśli się dłużej zastanowisz, to czy masz osobę, do której mógłbyś zadzwonić o drugiej w nocy, a ona przyjechałaby bez wahania?

        Callen przez chwilę skanował mnie uważnym spojrzeniem, które robiło ze mną coś dziwnego, a później złożył na moich czole długi, czuły pocałunek, na chwilę zamykając te swoje niesamowite oczy.

        – Z powodu samotności i nacisków z każdej strony wszedłem w związek z dziewczyną, która nawinęła się jako pierwsza – kontynuował. – Chloe była bardzo ładna zdaniem każdego faceta, którego być zapytała o zdanie. Mi też się podobała, ale od razu czułem, że to nie to. Może od samego początku chciałem wierzyć, że nie mieliśmy szans – zamyślił się.

        – Od razu odrzuciłeś od siebie myśl, że mógłbyś być z kimś szczęśliwy.

        Jak ja dobrze to znałam. Nawet Calla non stop odrzucałam, wmawiając sobie, że pomiędzy naszą dwójką nigdy nie mogłoby być niczego dobrego.

        – Tak – westchnął. – Postanowiłem jednak brnąć w to dalej, mając nadzieję, że w pewnym momencie poczuję coś więcej. I owszem, przez chwilę było lepiej, były momenty gdy naprawdę czułem, że może z tego wyjść coś dobrego, ale... te momenty szybko zniknęły. Ona angażowała się coraz bardziej, a ja coraz mocniej się oddalałem. Nie miałem ochoty na spotkania, nie do końca miałem nawet ochotę na seks. Nasz związek zaczął mnie przytłaczać i nagle każdy najmniejszy problem, każda najdrobniejsza wada była dla mnie czymś wielkim. Wszystko mnie irytowało i chociaż czułem, że powinienem to zakończyć, to nie potrafiłem. Nie chciałem nikogo rozczarować i nie chciałem ranić Chloe, ale zostając z nią, coraz bardziej ją raniłem i...

        – Coraz bardziej raniłeś samego siebie – dokończyłam, doskonale znając to uczucie.

        – Tak – uśmiechnął się smutno. – Większość dziwiłaby się, dlaczego w tej całej relacji to siebie uważałem za ofiarę, ale ty rozumiesz. Jakimś cudem ty zawsze rozumiesz. Czy to cecha wspólna wszystkich gwiazd? – zapytał z uśmiechem, nawiązując do mojego pseudonimu.

        – Może. – Uśmiechnęłam się delikatnie, rysując na jego piersi kontur gwiazdy. – A może oboje mamy w sobie połamane fragmenty, których jeszcze nie udało nam się złożyć. Połamane fragmenty, które się rozumieją.

        Nie skomentował tego, jak zawsze wiedząc, kiedy nie ciągnąć tematu. W jego oczach widziałam jednak, że podobały mu się moje słowa.

        – Więc trwałem w tym związku trochę ponad rok, czując jak łamie mi się serce za każdym razem, gdy mówiła mi, że mnie kocha, a ja nie mogłem odpowiedzieć. A ona nigdy nic nie powiedziała, nie skarżyła się. Czekała z nadzieją, że pewnego dnia wszystko się zmieni, a ja ją magicznie pokocham, ale to nigdy nie było możliwe. Ona potrzebowała kogoś, dla kogo byłaby wszystkim, kto dzieliłby z nią każdą minutę swojego życia. Potrzebowała mężczyzny, który będzie z nią żył niczym jeden organizm, a dla mnie to nie było możliwe. Nie z nią. Czasem łapałem się na tym, że na siłę wywoływałem kłótnię, żeby ze mną zerwała, myśląc, że wtedy nikogo nie zranię. Byłem najgorszym chłopakiem na świecie i potrzebowałem roku, by zrozumieć, że jeśli będę brnął w to dalej, skrzywdzę i ją i siebie. I skrzywdziłem ją – szepnął z rezygnacją, a na jego twarzy malował się przejmujący ból. Widziałam, że dalej miał do siebie o to żal. – Skrzywdziłem ją tak bardzo, jak bardzo nie chciałem tego zrobić. Myślałem, że może... może w jakiś sposób nie jestem zdolny do miłości. W dzieciństwie byłem otoczony miłością, ale... zacząłem wątpić, czy jestem w stanie coś czuć.

        – Ja też tak myślałam, cały czas myślę – zaczęłam, czując potrzebę, by odwdzięczyć mu się za jego szczerość. – Tysiące razy tuż przed snem zastanawiałam się, czy coś tu mam. – Pogładziłam miejsce, w którym biło jego serce. – Jedyną osobą, jaką kiedykolwiek kochałam był Gabe. I tylko on był w stanie mnie kochać, jeśli w tamtym momencie w ogóle mógł zdawać sobie sprawę z takich uczuć.

        – Na pewno bardzo cię kochał – zapewnił gorliwie, głaszcząc mnie po policzku.

        – Pamiętasz ten sen? Ten, po którym obudziłam się przerażona i zaczęłam od ciebie uciekać?

        Pokiwał głową ze smutkiem, a ja spuściłam wzrok na jego pierś, kreśląc na niej nieznane wzory.

        – Moi rodzice... nie byli kochający. Odkąd sięgnę pamięcią, Annabelle pokazywała mi na każdym kroku, jak bardzo mnie nie chce. Mam wrażenie, że albo razem z Gabem byliśmy wpadkami, albo to ojciec chciał mieć dzieci, bo ona z pewnością nie chciała być matką. Wszystko robiłam źle, moje wady były wykorzystywane przeciwko mnie, a sukcesy obracane w popiół. Nienawidziła mnie i każdego dnia chciała przekonać mnie, jak złą osobą byłam, jak bardzo nie zasłużyłam na jej miłość. Wiesz, dlaczego znalazłam się w tamtym autobusie?

        – Nigdy się nad tym nie zastanawiałem – zamyślił się.

        – Nie wiedziałam nawet, gdzie jedziemy, nie chciałam wiedzieć, bo pragnęłam tylko uciec. Noc wcześniej uciekłam z domu. Tamten sen był o tym dlaczego, był o tej nocy.

        – Co się wtedy wydarzyło? – zapytał delikatnie, chwytając jedną z moich dłoni pomiędzy swoje ciepłe, silne palce.

        – Chciała... chciała mnie udusić. – Nie spojrzałam na niego, gdy usłyszałam, jak głośno wciąga powietrze. Nigdy nawet nie pomyślałam, że kiedykolwiek będę musiała przepchnąć te słowa przez moje gardło. Słowa, które były kwasem dla mojego przełyku. – I zrobiłaby to gdyby ojciec nie wrócił wtedy wcześniej. Tak bardzo byłam jej niegodna, że wolała, bym całkowicie zniknęła z jej życia, bym nigdy więcej nie zaczerpnęła oddechu.

        Chciała, byśmy oboje zniknęli – dodałam w myślach.

        – Nigdy nie będziesz musiała tam wracać. – Callen zapewnił żarliwie, zmuszając mnie do spojrzenia na niego. Pochwycił moja twarz w dłonie i patrzył na mnie tak, jakby spojrzeniem chciał przekazać mi całą swoją pewność.

        Wiedziałam, że jego słowa były całkowicie szczere i że naprawdę w nie wierzył. Jego słowa miały sens, bo nie znał reszty historii.

        Znałam największą tajemnicę Annabelle i nieważne jak bardzo chciałabym w to wierzyć, nie pozwoli mi żyć z dala od niej z sekretem, który mogłabym ujawnić w każdej chwili. Nie spocznie, póki nie zobaczy mnie martwej.

        Po kilku minutach ciszy, której oboje potrzebowaliśmy, Call przerwał milczenie:

        – Już tak nie myślę.

        – Co?

        Odsunęłam się od niego zaledwie o milimetry, bo dalej mi nie pozwolił. Spojrzałam na niego z niezrozumieniem.

        – Zdałem sobie sprawę, że moim problemem nigdy nie była niezdolność do miłości. Jedynym problemem było to, że nigdy nie spotkałem nikogo, kogo chciałbym nią obdarzyć. Teraz to rozumiem.

        Przymknęłam oczy, jednocześnie ciesząc się błogością jego słów i bojąc się ich znaczenia.

        Z każdym dniem to, co się między nami działo stawało się coraz poważniejsze. A ja zaczęłam się obawiać, że skrzywdzę Calla, tak jak on skrzywdził Chloe. Skrzywdzę go tak bardzo, jak bardzo nie chcę tego zrobić.

        A skrzywdzenie go z pewnością mnie zabije. Sama doprowadzę do swojego końca, bez udziału Annabelle.

        – Nigdy nie byłeś najgorszym chłopakiem na świecie, Call. Byłeś tylko zagubiony. – To ja byłabym najgorszą dziewczyną na świecie. – Obiecajmy sobie coś.

        – Co?

        Popatrzył na mnie uważnie, a ja już nie wiedziałam, czy kochać, czy nienawidzić uczucia, które widziałam w jego spojrzeniu.

        – Obiecajmy sobie, że każde z nas będzie szczęśliwe, nawet jeśli tylko jedno z nas opuści ten domek.

        – Nie gadaj głupot. – Zareagował tak gwałtownie, jak się spodziewałam. Niemal krzyczał, a złość zmarszczyła jego czoło. – Wyjdziemy stąd oboje, rozumiesz? Nie ma innej opcji.

        Jego dłoń mocniej zacisnęła się na mojej.

        – Dobrze – szepnęłam, uspokajająco gładząc go po twarzy. – Ale obiecajmy to sobie, gdyby coś złego się stało. Proszę.

        Wyciągnęłam swój mały palec w jego stronę, patrząc na niego błagalnie. Widziałam, jak wiele wysiłku go to kosztowało, ale w końcu przełamał się i złączył swój mały palec z moim.

        – Ta obietnica i tak nic nie zmienia. Opuścimy to miejsce razem, już niedługo. Obiecuję.

        Pocałowałam go, nie chcąc kontynuować tej rozmowy.

        Nie każdą obietnicę byliśmy w stanie dotrzymać, a ja w głębi serca czułam, że nie wyjdziemy stamtąd cali. A przynajmniej nie oboje.

         Może to był szósty zmysł, albo głupie przeczucie, ale zagnieździło się we mnie, rozrastając się z każdą sekundą i pochłaniając wszystkie postępy, których udało mi się dokonać.

Hej kochani!

Mamy to! Po długiej przerwie wreszcie wracam i teraz już nie zamierzam Was zostawiać. Mam nadzieję, że jakaś gwiazdka jeszcze tu na mnie czeka <3

Jeśli chodzi o rozdział, to przede wszystkim jest bardzo długi i pełen emocji, a to mam nadzieję, że jest wspaniałym połączeniem. Oczywiście jak zwykle nie jestem zadowolona ze sceny seksu. Nieważne jak wiele czytałam takich scen w książkach, moje wydają mi się strasznie sztywne i bez sensu. No ale rozdział to nie tylko ta jedna scena +18, więc mam nadzieję, że ogólnie jakoś się broni.

Miłego weekendu kochani :* I oczywiście zapraszam do dzielenia się opiniami, teoriami w komentarzach. 

Jeśli uważasz, że rozdział na to zasłużył, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.

Pozdrawiam :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro