Rozdział 17
Może właśnie na tym polegało bezgraniczne zaufanie.
Na powierzeniu całej siebie drugiej osobie.
Na pozwoleniu jej na wszystko, w pełni ufając, że nigdy nas nie skrzywdzi.
– Czy zabrzmię, jak rozkapryszony książę, jeśli powiem, że mam już serdecznie dość tych zupek?
Callen skrzywił się, przymykając oczy. Jego jabłko Adama poruszyło się, gdy z trudem przełknął kolejny łyk zupy z puszki. Odstawił na podłogę miskę z niedokończonym posiłkiem i głośno westchnął, pocierając dłońmi twarz.
– Przysięgam, że nigdy nie narzekałem na jedzenie, ale ile można jeść to samo – dodał. – Jeszcze trochę i będzie mi się śniła po nocach. Goniąca mnie puszka z zupą. Wyobrażasz sobie taki koszmar?
Moje usta zadrżały, gdy próbowałam powstrzymać śmiech spowodowany jego zabawną reakcją. Wyglądał niczym mały chłopiec, który był niezadowolony, że zamiast słodyczy musi zjeść nielubiane przez siebie warzywa.
I chociaż wyglądał uroczo i zabawnie, to nie zamierzałam się śmiać, bo czułam dokładnie to samo co mężczyzna. Na początku byłam wdzięczna za każdy najmniejszy posiłek, jaki znaleźliśmy w domku, ale teraz... teraz przytłaczało mnie wszystko, łącznie z jedzeniem.
To trochę tak, jakby ściany domku codziennie się kurczyły, odbierając nam przestrzeń i tlen. Z jednej strony chciałam zostać z Callenem już na zawsze w naszym małym raju, a z drugiej strony wiedziałam, że wcale nie mieliśmy w tym domku wieczności.
Raj w końcu przestałby być naszą oazą spokoju.
Pewnego dnia wszystko by się skończyło.
Delikatnie potrząsnęłam głową, odganiając od siebie wszystkie ponure myśli. Oboje byliśmy wystarczająco przygnębieni bez moich ponurych przemyśleń.
– Nie martw się, jeśli ty jesteś rozkapryszonym księciem, to ja jestem rozkapryszoną księżniczką, bo mam wrażenie, że ta zupa smakuje za każdym razem coraz gorzej – powiedziałam, chcąc go pocieszyć i dlatego, że naprawdę smakowała ohydnie. – A taki sen mógłby być ostatecznie dość zabawny.
Nie uśmiechało mi się kończyć posiłku, ale wiedziałam, że jeśli nie dojem swojej porcji, to za jakiś czas będę głodna. Właśnie dlatego zacisnęłam zęby i postanowiłam być silna.
Akurat unosiłam łyżkę pełną zupy do ust, gdy do moich uszu dotarł rozbawiony głos Calla.
Był to mój ulubiony rodzaj jego głosu, bo było w nim słychać czystą radość i beztroskę. Jakbym słuchała śmiechu małego, radosnego dziecka. Może śmiech Gabe'a brzmiałby tak samo błogo i pięknie.
– Jak widać, z naszej trójki tylko Lana nie jest rozkapryszona.
Zaciekawiona spojrzałam w tamtą stronę i dostrzegłam Lanę wylizującą resztki zupy Calla. Zaśmiałam się cicho, zapominając, że trzymam w dłoni wypełnioną po brzegi łyżkę.
– A niech to! – krzyknęłam trochę z zaskoczenia, a trochę ze zdezorientowania, gdy spostrzegłam, że zupa znajdująca się na łyżce spłynęła idealnie pod moją bluzę, ciurkiem zlatując w dół, aż do moich majtek.
– Co się stało?
– Hmm, chyba się trochę ubrudziłam – mruknęłam, nie unosząc na niego spojrzenia.
Odstawiłam na bok winowajcę całej sytuacji i pożałowałam, że postanowiłam dokończyć swoją porcję.
Ostatnio coraz częściej irytowały mnie jakieś drobne rzeczy, więc i ten mały bałagan porządnie mnie zdenerwował. Czułam się, jakbym miała wieczny zespół napięcia przedmiesiączkowego.
Callen od razu wstał z łóżka i po chwili wrócił z ręcznikiem. Zażenowana uniosłam bluzę do góry i wyciągnęłam rękę po ręcznik, ale mężczyzna najwyraźniej nie zamierzał spełnić mojej prośby. Zresztą jak zwykle wolał zrobić wszystko sam. Dlaczego? Mogłam się tylko domyślać.
Uklęknął przede mną i jedną dłonią objął moją dłoń, wyżej unosząc bluzę. Zanim zdążyłam się zorientować, przycisnął mokry ręcznik do mojego brzucha.
Wciągnęłam powietrze, na chwilę przymykając oczy, gdy przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Nawet nie byłam w stanie poczuć bezpośredniego dotyku Calla przez gruby materiał, ale świadomość, że był tak blisko mnie i pokonywał drogę, którą wcześniej pokonała zupa, robiły ze mną bardzo dziwne rzeczy.
Callen nie spojrzał na mnie ani razu, z głową pochyloną w dół, a ja przez cały ten czas z jastrzębią uwagą obserwowałam jego dłoń, do momentu, w którym ręcznik zatrzymał się na linii majtek.
Callen zamarł, z palcami tuż przy mojej bieliźnie.
Przez długą chwilę żadne z nas się nie odezwało ani nie poruszyło. Bałam się w jakikolwiek sposób zareagować, bo nie byłam pewna, jakiej reakcji oczekiwałam, jakiej reakcji pragnęłam w głębi duszy. A gdy nasze spojrzenia wreszcie się ze sobą spotkały, to było jak wybuch wszechświata.
Gorączkowo złączyliśmy ze sobą nasze usta. Pod wpływem gwałtownego pocałunku opadłam na plecy, co Callen od razu wykorzystał, wchodząc pomiędzy moje uda. Rozchyliłam je szerzej i niewiele myśląc, oplotłam go nimi, pragnąc go jak najbliżej mnie.
Oboje cicho jęknęliśmy gdy nasze ciała połączyły się w tym strategicznym miejscu. Co prawda Call miał na sobie spodnie, ale mnie okrywały jedynie majtki, bardzo cienkie majtki.
Już w chwili złączenia naszych ust wiedziałam, że na pocałunku nie poprzestaniemy. Zbyt wielkie pragnienie odczuwaliśmy. Takiego płomienia nie dało się ot tak ugasić.
Pozwoliłam odsłonić się odważnej Harmony i przesunęłam dłonie w dół, wsuwając je pod jego koszulkę. Mężczyzna w reakcji na mój bezpośredni dotyk cicho zamruczał i przygryzł moją dolną wargę. Wiedząc, że mu się to podoba, złapałam za krawędzie koszulki i uniosłam ją do góry. Od razu zrozumiał i z moją pomocą pozbyliśmy się jej.
Zagryzłam wargę, gdy z bliska przyjrzałam się jego nagiej klatce piersiowej.
Call od samego początku był dla mnie atrakcyjny zarówno pod względem fizycznym, jak i pod względem charakteru i tego co krył w środku. Nigdy wcześnie nie skupiałam jednak szczególnej uwagi na jego wyglądzie, nie przyglądałam się jego nagiej skórze i kryjącym się pod nią mięśniom. Nigdy wcześniej nie widziałam jego ciała w tak seksualny sposób.
A teraz byłam w pełni świadoma całej jego niedoskonałej doskonałości.
Niepewnie uniosłam dłoń do góry i prześledziłam palcem kilka pojedynczych blizn po pożarze. Mężczyzna z sykiem wciągnął powietrze, napinając mięśnie, a ja zamarłam.
Uniosłam spojrzenie, bojąc się, że przekroczyłam jakąś niewidzialną granicę, ale w jego oczach nie ujrzałam złości czy bólu.
Od jego rozpalonego spojrzenia zrobiło mi się gorąco i mimowolnie mocniej zacisnęłam na nim uda.
– Mogę? – Z jego ust wydobył się ochrypły z pragnienia głos.
Uniósł skrawek mojej bluzy, czekając na moją reakcję, a ja wbrew temu co kiedyś mi się wydawało, nie miałam żadnych oporów.
Pokiwałam więc głową, czując, że na mojej drodze nie mogłabym spotkać nikogo, komu mogłabym bardziej zaufać.
Usiadłam, a Callen złapał krawędzie bluzy, unosząc ją centymetr po centymetrze. Robił to niespiesznie, dając mi szansę na rezygnację, a jego zielone oczy cały czas patrzyły w moje.
Po kilku długich minutach leżałam na łóżku, mając na sobie jedynie majtki. Call opierał się na dłoniach i powoli skanował spojrzeniem moje ciało, jakby chciał zapamiętać każdy centymetr już na zawsze, a ja wcale nie czułam wstydu.
Miałam wrażenie, że widział więcej niż ktokolwiek wcześniej. Jakbym była naga nie tylko na zewnątrz, ale i w środku. I ku mojemu zaskoczeniu podobało mi się to. Chciałam, by widział prawdziwą mnie. Całą mnie.
– Nie powinniśmy – szepnęłam nagle.
Całą sobą go pragnęłam, ale nie potrafiłam w pełni wyłączyć racjonalnej części mojego mózgu. I może chciałam też, by zapewnił mnie, że to było w porządku, że on nie miał żadnych wątpliwości.
– Wiem – mruknął, składając pocałunek na mojej szyi.
– Nie mamy zabezpieczenia – dodałam, zmuszając się do szukania kolejnych argumentów.
– Wiem – powtórzył, tym razem składając pocałunek na mojej piersi.
– Och – mruknęłam, przymykając oczy.
– Za kilka dni będziesz miała okres, więc jest bardzo mała szansa na ciążę – zapewnił i pocałował mój brzuch tuż przy linii majtek.
Westchnęłam i wplotłam jedną dłoń w jego włosy.
– Skąd wiesz?
Musiałam się bardzo skupić, by być w stanie ułożyć jakiekolwiek sensowne zdanie czy pytanie.
– Liczyłem.
– Dlaczego? – spytałam, tym razem przenosząc na niego zamglone spojrzenie.
Złapał moją dłoń w swoją i złożył na niej delikatny pocałunek.
– Chciałem być przygotowany, by szybciej złagodzić objawy – szepnął, wyglądając na całkowicie zawstydzonego.
Ja nie miałam pojęcia, ile czasu znajdowaliśmy się w domku, a Callen jakimś cudem liczył dni do moje kolejnego okresu...
Jak miałam go nie... uwielbiać?
Czy ktoś tak idealny mógł w ogóle istnieć? I jakim cudem to właśnie ja trafiłam na tego wspaniałego człowieka...
Powinnam postąpić mądrze, ale byłam tak bardzo wzruszona jego troską i tym, jak dobrze znał się na cyklu menstruacyjnym kobiet. Robił to wszystko dla mnie, nie oczekując nic w zamian.
Ale czy ostatecznie warto było postępować mądrze? Nie mieliśmy pewności czy kiedykolwiek się stamtąd wydostaniemy i ile jeszcze będziemy żyć. Mieliśmy tylko dzień dzisiejszy, obecną chwilę. Mieliśmy tylko siebie, a ja nie chciałam czekać na coś, co mogło nigdy nie nadejść.
Zbyt wiele razy odkładałam w czasie swoje pragnienia, zamiast żyć chwilą. Teraz, za sprawą Callena postanowiłam to zmienić.
Zamierzałam po prostu żyć.
– Pragnę cię, Callen. Pragnę całego ciebie – szepnęłam w jego usta, nie chcąc by miał jakiekolwiek wątpliwości.
– Możesz mnie mieć. A ja będę miał całą ciebie.
Hej kochani!
Na początku bardzo chciałam Was przeprosić za tak długą nieobecność. Nie mam jednej wymówki, więc nie będę się teraz w to zagłębiać, ale mam nadzieję, że wciąż czekacie i teraz już więcej Was nie zawiodę.
Co do rozdziału, to jest nieco krótszy, ale myślę, że dość interesujący :D A kto wie, co znajdzie się w następnym! Mam nadzieję, że treść najnowszego rozdziału zrekompensuje Wam to czekanie, chociaż w małym stopniu.
Serdecznie zapraszam Was też na mojego wattpadowego instagrama, na którym dziele się z Wami jakimiś smaczkami z życia prywatnego oraz na którym przedpremierowo publikuje cytaty z rozdziałów. Link znajdziecie na moim profilu.
Pozostaje mi życzyć Wam miłego weekendu i do zobaczenia za tydzień ♥
Jeśli uważasz, że rozdział na to zasłużył, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.
Pozdrawiam :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro