☻1☻
— To nie może się udać — powiedziała do słuchawki telefonu, stojąc samotnie pod budką w pobliżu internatu i strząsając na ziemię popiół z końcówki papierosa. — Wiesz, że jeszcze jedna wpadka i ze mną koniec.
— Będziemy cię pilnować. — Na słowa swojego przyjaciela Maja prychnęła głośno.
Wzięła do ust końcówkę filtra i zaciągnęła się ostatni raz, po czym rzuciła niedopałek na ziemię, gdzie dołączył do setek swoich braci i sióstr. Przydeptała go obcasem wysokich, czarnych butów na koturnie. Ze znajdującego się nieopodal placu zabaw dobiegał do niej krzyk dzieci.
— Twoja mama mnie lubi. Na pewno, jeśli osobiście jej wszystko wytłumaczę i odprowadzę cię do domu, wszystko będzie w porządku. Zależy mi, żebyś tam była — powiedział do niej ponownie chłopak. Maja przygryzła wargę, a wystarczyło tylko mocniejsze naciśnięcie zębów, by poczuć metaliczny smak krwi, od którego zakręciło się jej w głowie. Właściwie to Filip miał rację w co najmniej jednym aspekcie – jej matka cholernie go lubiła. — Proszę? — dodał błagalnym tonem.
— Porozmawiamy o tym, jak przyjdziesz — odrzekła i rozłączyła się, zanim przyjaciel zdołał wymówić chociaż słowo więcej.
Na chodniku obok niej zaczęli pojawiać się nastolatkowie, kierujący się w stronę stacji kolejowej odległej o zaledwie pięć minut drogi. Ósma lekcja skończyła się dopiero przed chwilą, mimo to Maja stała pod budką już od jakiegoś kwadransa.
Nie dała rady wytrzymać do końca zajęć. Zaczęło się niepozornie, zwykła plątanina myśli. Później jej oddech przyspieszył i przez kilka dłużących się minut myślała, że zaraz zemdleje. Wybiegła z klasy bez słowa, a nauczycielka nawet nie zdążyła zapytać, co jej się stało.
Gdy znalazła się na świeżym powietrzu, poczuła się lepiej. Pogoda była ciepła i rześka, a ptaki fruwające wśród drzew rezerwatu, na którego terenie znajdowała się szkoła, świergotały wesoło. Ruszyła za budkę, czując, że tylko tam może chociaż po części schować się przed niepożądanym wzrokiem obcych ludzi i całkowicie się uspokoić. W tym celu zapaliła pierwszego papierosa. A potem kolejnego.
Filip zadzwonił równo z dzwonkiem, który kończył ich zajęcia w tym tygodniu. Na początku zapytał ją oczywiście o to, dlaczego tak wypadła z klasy, ale później zaczął inny temat. Chciał, żeby Maja towarzyszyła mu dzisiejszego wieczoru na imprezie. Dziewczynie wydawało się, że chłopak do reszty postradał zmysły, proponując jej to, ale jednocześnie jej domagająca się jakiejkolwiek rozrywki część osobowości ucieszyła się. Przez cały miniony tydzień nie opuściła ani jednej, zasranej lekcji. Czy to nie powinno zadowolić jej matkę? Czy nie zasłużyła na to, żeby w końcu trochę sobie odpuścić?
Maja była jednak świadoma, że nie potrafi sobie odpuszczać. Potrafi się jedynie pogrążać. Zlizując krople krwi ze swoich ust, zaczęła żywić nadzieję, że nauczycielka anatomii nie poinformuje w żaden sposób jej rodzicielki o tym, jak uciekła z tych głupich ostatnich piętnastu minut. To zniszczyłoby wręcz jej dobry wynik z tego tygodnia, w którym był on niemal idealny. Nie opuściła ani jednych zajęć! Czy to samo w sobie nie zasługiwało już na nagrodę?
— A kto się nam tu schował? — Maja drgnęła przestraszona, odrywając wzrok od sznura wędrujących po chodniku uczniów i kierując go w stronę źródła głosu.
— Wcale się nie chowam — powiedziała Filipowi, znad ramienia którego padały rażące promienie popołudniowego słońca. Mimo że tego nie chciała, wiedziała że zabrzmiała jak mała, obrażona dziewczynka. — Potrzebowałam po prostu chwilę odpocząć.
— I tak w tym tygodniu było nieźle — odrzekł, podchodząc bliżej i opierając się plecami o ścianę pomalowanego na żółto, niewielkiego budynku w kształcie kwadratu. — Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem cię w szkole tak często.
Spojrzała na niego. Na jego szyi widniała wielobarwna, bawełniana chusta z frędzlami, która zawsze strasznie ją bawiła. Zaczesana na bok grzywka prostych, czekoladowych włosów zasłaniała połowę jego czoła. Szarymi tęczówkami wpatrywał się przed siebie, na odjeżdżający właśnie w kierunku Rzeszowa pociąg.
— Zdecydowałaś się już, jak zamierzasz dalej spędzić ten dzień? — zapytał ją, nie odrywając wzroku z oddali, jakby nie był w ogóle świadom tego, że mu się przyglądała.
— Idę z tobą — oznajmiła bez śladu wahania w głosie.
Filip oderwał swoje ciało od ściany, a szkolna torba wypełniona książkami zsunęła mu się z ramienia, lądując na ziemi. Tym razem to na nią skierował swój zdumiony wzrok. Po chwili jednak pokręcił głową z lekkim uśmiechem.
— Nie wierzę — powiedział. — Myślałem, że będę cię musiał błagać na kolanach. Ten tydzień chyba musiał być naprawdę męczący.
— Był i to bardzo. — Dziewczyna wsunęła dłonie do kieszeni lekkiej, poliestrowej kurtki. — Jedźmy, zanim się rozmyślę
— Nie martw się swoją staruszką — rzekł do niej, gdy ruszyli w kierunku stacji kolejowej, włączając się w rzednący tłum uczniów sunący po chodniku. — Na pewno uda się ją jakoś udobruchać.
— Pamiętaj, że zobowiązałeś się mnie pilnować — pouczyła go. — Musisz zdawać sobie sprawę z tego, jak wymagające jest to zadanie.
— Wiem — odrzekł spokojnie, ale Maja pomyślała, że chłopak nie może mieć nawet pojęcia.
Mimo tego nie zaprotestowała. Podjęła już decyzję i nie miała zamiaru jej zmieniać. Udali się na peron. Po torach, wyjątkowo zgodnie z planem, sunął w ich stronę zielono-niebieski pociąg. Maja pomyślała, że regionalne zawsze muszą być w tych głupich, jaskrawych barwach.
Po dostaniu się do wnętrza pociągu, była zmuszona ustawić się w kolejce do konduktora, żeby kupić bilet. Filip od razu udał się zająć im wolne miejsca, machając jej porozumiewawczo dłonią. Matka nigdy w życiu nie kupiła jej miesięcznego, bo Maja zazwyczaj nie bywała w szkole częściej, niż to konieczne, żeby zdobyć minimalną frekwencję. Dziewczyna pomyślała, że to najwyższy czas, by jej rodzicielka zmieniła podejście. W końcu Maja również zmieniła swoje.
Kupowanie biletu okazało się, jak zwykle, piekielnie stresujące. Ręce jej drżały i nie mogła policzyć drobnych, ponieważ wszystko mieniło się jej w oczach. Chciała mieć to wszystko za sobą jak najszybciej, czując oddech niecierpliwiącej się reszty oczekujących pasażerów na plecach, jednak wychodziło jej to zupełnie na odwrót. W końcu udało jej się wyliczyć odpowiednią kwotę i po otrzymaniu od mężczyzny papierka, który natychmiast zmięła i wsunęła do tylnej kieszeni spodni, odetchnęła głęboko i z zaczerwienionymi policzkami udała się w poszukiwanie Filipa.
Ten zajął dla niej miejsce, kładąc na fotelu swoją szkolną torbę. Gdy się do niego zbliżyła, zdjął ją i uśmiechnął się przyjaźnie.
— Jak było? — zapytał, wiedząc doskonale, że nawet najprostsze czynności związane z załatwieniem czegokolwiek i kontaktem z obcymi ludźmi wywoływały u niej panikę.
— Chujowo — odpowiedziała. — Powinnam kazać ci kupić ten bilet za mnie.
— To wbrew regułom — zaprotestował. — Twoja mama twierdzi, że powinnaś stawiać czoła wyzwaniom, a nie od nich uciekać.
— Ona gówno wie. — Spojrzała na niego zaciętym wzrokiem. — Ciekawe, co sądzi o twoich imprezach, na których wszyscy piją i ćpają bez żadnych ograniczeń?
Filip uśmiechnął się i podniósł ręce do góry w geście poddania.
— Masz mnie. Następnym razem to ja kupię ci bilet.
— Trzymam cię za słowo.
Ona także uśmiechnęła się lekko. Towarzystwo tego chłopaka sprawiało, że czuła się odrobinę raźniej i niemal zapomniała o tym, dlaczego była zmuszona wybiec z klasy kwadrans przed dzwonkiem.
— Nie powinnaś zadzwonić do swojej matki i chociaż poinformować ją, że wrócisz późno? — Filip przerwał ciszę między nimi, która w przepełnionym innymi pasażerami pociągu była ciszą tylko z nazwy.
Maja wzruszyła ramionami, obejmując swoją spoczywającą na kolanach torbę, bardzo podobną do tej Filipa.
— I tak będzie zdenerwowana. Lepiej jak powiesz jej wszystko wieczorem.
Chłopak spojrzał na nią, unosząc wysoko brwi, tak, że aż zniknęły one za linią grzywki. Wyciągnął w jej stronę otwartą dłoń.
— Co? — zapytała dziewczyna skonsternowana.
— Daj mi swój telefon.
Maja westchnęła teatralnie i przewróciła oczami. Wzrok szatyna był jednak nieubłagany i chcąc nie chcąc rozsunęła kieszeń torby, w poszukiwaniu komórki. Gdy miała ją już w dłoni, nie oddała jej od razu przyjacielowi. Przez chwilę wpatrywała się z wahaniem w ekran, na którym widać było jej przycięte wzdłuż linii podbródka, ciemne włosy i zagryzioną przez przednie zęby dolną wargę.
— Co zamierzasz zrobić? — zadała pytanie niczym w transie.
— Zaufaj mi — odrzekł spokojnie i delikatnie wyłuskał telefon z jej ręki.
Bez problemu go odblokował i zakrył ręką tak, żeby nie mogła dostrzec ekranu. Przyglądała się niecierpliwie jego poczynaniom, z trwogą zauważając, że na twarzy Filipa pojawia się zadowolony uśmiech. Po chwili chłopak oddał jej komórkę. Wciąż była włączona, a na wyświetlaczu widniała historia SMS-ów z numerem jej matki. Kilka sekund temu została do niej wysłana nowa wiadomość, a Maja uniosła ironicznie brew na widok jej treści.
— Cześć mamo, nie gniewaj się, ale wrócę późno. Kocham cię — przeczytała z sarkazmem w głosie. Spojrzała na Filipa, który nie ukrywał nawet, że jest z siebie dumny. — Cholerny z ciebie lizus, wiesz?
Jej słowa ani trochę go nie dotknęły. Poprawił jedynie włosy niedbałym ruchem dłoni.
— Może gdybyś też taka była, łatwiej by ci szło — odrzekł jej. — W każdym razie wszystko już załatwione.
Maja w żadnym wypadku nie podzielała jego zdania, ale nie uraczyła go swoimi spekulacjami. Filip nigdy nie potrafił zrozumieć, że to wszystko nie jest takie proste. Chwilę później pociąg zatrzymał się na stacji w Sędziszowie, gdzie wysiedli. Na zewnątrz słońce schowało się już za chmurami, a jego promienie nabierały coraz bardziej pomarańczowego odcienia.
— Gdzie idziemy? — Maja zadała pytanie, gdy chłopak ruszył w swoją stronę, a ona starała się dotrzymać mu kroku.
— Nie spodoba ci się to — odpowiedział jej — ale idziemy na Borek. Do Marka.
Dziewczyna nie odezwała się, jedynie wzruszyła ramionami, czego on nie mógł zauważyć, bo jego wzrok wbity był w dal. To prawda, że przewidywane towarzystwo chłopaka, który był jej ulubionym kompanem do upijania się, nie było sprzyjającym czynnikiem i w swojej obecnej sytuacji powinna stronić od takich ludzi jak najmocniej. Tego wieczora postanowiła jednak sobie odpuścić. Przez cały tydzień spełniała przecież wymagania matki, tak? Poza tym Filip obiecał jej pilnować. To znaczy, że jeśli coś pójdzie nie tak, to nie będzie jej wina, tylko jego. Starała się trzymać tej myśli.
Czekało ich bite pół godziny drogi. Coraz bardziej oddalali się od miasta, przechodząc w okolice mniej licznych zabudowań. Maja czuła, jak z każdym krokiem przybywa jej pewności siebie. Czasem dziwiła się: dlaczego w obliczu spędzenia kilku godzin w szkole opanowywała ją trwoga, a jeśli chodziło o imprezowanie, gdzie również spotykała się z mnóstwem nieznajomych osób, czuła się tak swobodnie?
— Czemu tak właściwie zależało ci, żebym przyszła? — zapytała w pewnym momencie towarzysza, gdy wędrowali chodnikiem wzdłuż mało uczęszczanej ulicy.
Filip wzruszył ramionami.
— Tak po prostu. Chciałem się trochę rozerwać, a bez ciebie to nie to samo — odpowiedział, nie patrząc na nią.
— Kłamiesz. — Maja uderzyła go lekko w ramię. — I tak się dowiem.
— Być może.
Nie potrafiła określić, dlaczego, ale wydawało jej się, że chłopak jest lekko zdenerwowany. Zaczynało się już robić chłodno, a słońce znacznie obniżyło swoją pozycję nad horyzontem, rzucając promienie o coraz bardziej krwistej barwie. Po kilku minutach Filip skręcił, przecinając swoimi krokami wąską jezdnię, a ona bez słowa podążała za nim. Wkroczyli na polną drogę, otoczoną hektarami upraw. Maja nie dziwiła się temu. Miejscami ich spotkań bywały już dziwniejsze, bardziej odludne lokalizacje. Gdy oddalili się od zabudowań, wokół zaczął roztaczać się piękny i urzekający widok.
Torba z książkami i zeszytami, którą niosła na ramieniu, zaczynała jej już odrobinę ciążyć. Buty na koturnie, które miała na sobie, także nie nadawały się specjalnie do takiej wędrówki. Po przejściu kilku metrów pokryły się błotem, jednak dziewczyna nie przejęła się tym. Zależało jej bardziej na tym, żeby przy okazji stawiania kolejnego kroku nie skręcić kostki.
— Ile jeszcze musimy iść? Zaraz zacznie się ściemniać — zaczynała się już niecierpliwić. — I wiesz w ogóle, dokąd nas prowadzisz?
— Spokojnie. — Filip wydawał się całkowicie opanowany. — Widzisz tamte drzewa? — Wskazał ręką przed siebie.
Faktycznie, zbliżali się do czegoś, co można by nazwać zagajnikiem. Maja westchnęła głęboko.
— Wybieracie coraz gorsze miejsca. Nie mogliście urządzić tego po prostu w czyimś domu?
— Wtedy nie byłoby zabawy. — Uśmiechnął się.
— I tak nie będzie. Masz mnie pilnować — przypomniała mu.
— Pamiętam o tym.
W końcu dotarli do linii drzew, która okazała się zarośniętą doliną rzeki. Droga, którą szli, prowadziła przez szeroki most, na którym swobodnie mogłyby wyminąć się dwa samochody. Gdy na niego wkroczyli, oprócz dźwięku szumiącej wody, Maja usłyszała głosy rozmowy. Natychmiast zaczęła szukać wzrokiem ich źródła i w końcu się jej udało. Nieopodal, wokół powalonych pni drzew, skupiona była grupa ludzi. Śmiali się głośno, a gdzieś w środku nieforemnego kręgu, jaki tworzyli, kilka osób próbowało rozpalić ognisko. Maja nie potrafiła rozpoznać ich twarzy z tej odległości — zaczynał zapadać zmrok, a rosnące wokół drzewa rzucały dodatkowy cień. Była jednak pewna, że sporej ilości z tych ludzi nigdy w życiu nie spotkała.
Czy wywoływało to w niej lęk? Absolutnie nie. Pomyślała, że powinna porozmawiać o tym z terapeutą. Na samą tą myśl zaśmiała się głośno.
— O co chodzi? — zapytał Filip w związku z jej niespodziewaną reakcją.
Podniósł rękę w powitalnym geście, a kilka osób znajdujących się około stu metrów od nich odpowiedziało mu tym samym.
— O nic — odrzekła mu, nadal uśmiechając się pod nosem. — Po prostu czasem niektóre rzeczy wydają mi się strasznie głupie. To już taki urok bycia stukniętym.
Nie odpowiedział jej na to. Zeszli z mostu i zaczęli kierować się w stronę niemałego zgrupowania. Gdy już znaleźli się w zasięgu ich głosu, rozpoczęło się to, co Maja w takich sytuacjach kochała najbardziej. Dla niej właściwie ta impreza mogłaby się już zakończyć. Mogła wracać do domu.
Kilkanaście osób zaczęło podchodzić do niej i ją przytulać, przedstawiając swoje imiona, których nawet nie próbowała zapamiętywać. Kilkoro z nich pachniało alkoholem, a prawie wszyscy papierosami. Z każdym kolejnym przytuleniem wydawało jej się, jakby problemy w jej głowie były mniejsze. Jakby cały ten ciężar powoli topniał, rozdzielany po trochu na barki kolejnej osoby, która brała ją w objęcia. Zawsze zastanawiała się, czy inni też odbierają to w ten sposób.
Pośrodku ułożonych wokół, powalonych pni, rozbłysnął ogień. Spogladając na niego, Maja dostrzegła, jak ciemno zdążyło się zrobić wokół nich. Rozglądając się, zauważała tylko żarzące się, pomarańczowe punkciki zapalonych papierosów, nie mogąc rozpoznać twarzy ich właścicieli.
Filip gdzieś zniknął. Nie potrafiła wyłowić go z tłumu. Obok niej za to w mgnieniu oka pojawiła się niska, otyła dziewczyna, której jasne włosy jaśniały w mroku. Wyciągnęła do Mai rękę, w której trzymała do połowy opróżnioną butelkę wódki.
— Pijesz czy palisz? — zapytała rzeczowym tonem.
Maja uśmiechnęła się wymijająco.
— Dzisiaj chyba sobie odpuszczę.
— Jak chcesz. — Blondynka wzruszyła ramionami. — Ale nie wiem, czy to odpowiednie miejsce na takie zobowiązania.
Blondynka oddaliła się, podchodząc do kogoś innego. Wyciągnęła rękę z butelką do wysokiego chłopaka, stojącego przy ognisku, a ten przyjął podarunek z wdzięcznością i pociągnął spory łyk.
Maja zorientowała się, że spogląda na to wszystko wygłodniałym wzrokiem. Zacisnęła mocno powieki, próbując odpędzić natrętne myśli o tym, jak prosto byłoby postąpić tak samo, jak tamten chłopak. Zapomnieć na chwilę o wszystkich problemach.
Ktoś włączył spokojną, jazzową muzykę. Wokół pełno było wprowadzających się w stan odurzenia ludzi, którzy znaleźli się w tutaj właściwie jedynie w tym celu. Co ona tu robiła? Przecież wokół było mnóstwo rzeczy, które kusiły ją pójściem na całość. Filip gdzieś zniknął, a to on miał jej pilnować. Gdzie on, do cholery, był? I czy naprawdę wcześniej wmawiała sobie, że jest on odpowiednią osobą do trzymania jej w ryzach?
Otworzyła gwałtownie oczy i przez chwilę w jej głowie zapanowała całkowita dezorientacja. Postanowiła usiąść na jednym z powalonych pni, żeby trochę się uspokoić i poczekać, aż Filip sobie o niej przypomni. Postanowiła, że powie mu, że to była jednak pomyłka i muszą jak najszybciej się stąd wynosić.
W miejscu, do którego się skierowała, siedziała już inna osoba. Postać ukryta w cieniu podniosła się na jej widok, a dziewczyna po chwili rozpoznała znajomą sylwetkę.
— Maja! Kobieto! — Marek podszedł do niej szybkim krokiem, obejmując i unosząc lekko nad ziemię.
— Cześć — wymruczała jedynie. Spotykając go poczuła zarówno ulgę, jak i niepokój.
Usiedli razem na powalonym drzewie, które okazało się o wiele wygodniejsze, niż się jej wydawało. O pień oparte były rzędy butelek z alkoholem i napojami do picia.
— Dawno cię u nas nie było. Gdzie zniknęłaś? — Ciemnowłosy chłopak wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i wsunął sobie do ust jednego. Potem podsunął opakowanie dziewczynie, a ona skorzystała z tej propozycji. Niedługo potem otoczyła ich chmura tytoniowego dymu.
— Byłam w ośrodku od połowy wakacji — odpowiedziała mu na pytanie.
Marek zagwizdał. Pokiwał ze zrozumieniem głową.
— Tak przypuszczałem. W końcu cię dorwali.
— Wiesz, nie było ze mną zbyt dobrze — zaczęła mu tłumaczyć. — I nadal nie jest. Właściwie to nie wiem nawet, po co tu przyszłam.
— Jak to po co? Żeby się zabawić! — Jego głos był radosny i taki oczywisty.
Wyciągnął z kolejnej znajdującej się w jego kurtce kieszeni saszetkę, rozsunął jej zamek i przystawił dziewczynie do twarzy. Maja poczuła intensywny zapach marihuany.
— Nie mogę — powiedziała od razu, odsuwając jego rękę. — Jestem na mocnych lekach, a poza tym matka teraz strasznie mnie kontroluje. Szuka tylko pretekstu, aby przymusowo wysłać mnie z powrotem do ośrodka, mimo że jestem już pełnoletnia.
Spojrzał na nią, marszcząc ciemne, grube brwi.
— Więc chyba rzeczywiście nie powinnaś się tu znajdować. Próbujesz wystawić na próbę swoją silną wolę?
— To przez Filipa — westchnęła. — Chciał, żebym przyszła z nim i obiecał, że będzie mnie pilnował.
— A gdzie jest teraz?
Maja zaczęła się śmiać, opierając swoją głowę o ramię chłopaka. Właściwie to już czuła się lepiej. Wzięła do ust filtr papierosa, nawet nie zauważając, że w znacznej części go już wypaliła.
— Zniknął — mówiąc to, zaśmiała się jeszcze głośniej.
— Dupek — wymruczał Marek.
— Lubię go — oznajmiła, patrząc jak chłopak przydeptuje swój niedopałek rzucony na ziemię.
— Skoro miał cię pilnować, to najwidoczniej sknocił swoją robotę — odrzekł jej, sięgając po jedną z ustawionych nieopodal butelek. — Whisky?
— Przecież mówiłam ci, że nie mogę — zajęczała mu tuż obok ucha.
On odwrócił się w jej stronę, obejmując rękami jej twarz. W ciemności jego oblicze i spojrzenie ciemnych oczu mogłobyby być nieco przerażające, ale Maja nie bała się ani trochę.
— Posłuchaj — rzekł do niej, a dziewczyna chłonęła każde jego słowo. — Co to da, jeśli teraz będziesz się tak pilnować. Co to znaczy w obliczu tego chujowego, beznadziejnego świata? Co to wszystko, kurwa, znaczy?
Pomyślała, że dokładnie takich słów potrzebowała od samego początku. Przyzwolenia. Przecież po to tutaj przyszła, żeby sobie odpuścić. Należało jej się, prawda?
Marek odkręcił butelkę ze złotawą zawartością i wypił kilka łyków. Potem podsunął ją w stronę Mai.
— Jebać to — powiedział, a ona wzięła od niego alkohol.
Poczuła, jak w jej gardle rozchodzi się znajome ciepło. Trunek, w połączeniu z silnymi antydepresantami, które brała, mógł bardzo szybko doprowadzić ją do stanu upojenia i była tego doskonale świadoma. Czy ją to w tamtej chwili obchodziło? Ani trochę.
Do jej uszu dobiegał szum rozmów i krzyki. Pomiędzy ludzkimi sylwetkami niewyraźnie majaczył płomień zapalonego ogniska. Pamiętała, że miała w ręce butelkę jeszcze kilkukrotnie, rozmawiając z Markiem o wszystkim i niczym, a tak naprawdę próbując rozmawiać. W pewnym momencie do ich dwójki podeszła trzecia osoba, a Maja, przez ciemność i stan w jakim się znajdowała, nie potrafiła nawet dostrzec jej twarzy. Marek jednak najwidoczniej rozpoznał przybysza.
— Przyszedłeś! — krzyknął odrobinę zbyt głośno i ociężale podniósł się z miejsca.
Maja, która dotychczas opierała się o jego ramię, zaczęła chwiać się na swoim miejscu niezdarnie i próbując zarejestrować, co działo się wokół.
— Nie ma problemu stary — odpowiedział nieznajomy, męski głos.
Był ciepły i lekko zachrypnięty, a z niewiadomego powodu, pośród rozprzestrzeniającego się w jej głowie szumu, Maja słyszała go krystalicznie wyraźnie. Dwie stojące przed nią sylwetki objęły się w uścisku, a ona nawet nie wiedziała już, który z nich jest Markiem, a który jedynie kolegą Marka.
— Maja! — usłyszała głos swojego towarzysza, ale nie potrafiła dociec, z której strony. — To jest Maja!
Na te słowa pokiwała nieprzytomnie głową, mrużąc oczy i marszcząc brwi.
— A to jest... to... — próbował kontynuować Marek, jednak nieznajomy wyręczył go w tych staraniach.
— Robert. — Jedna z sylwetek zbliżyła się do niej i pochyliła w jej stronę.
Maja z trudnością skupiła wzrok na zbliżonej do jej oczu twarzy, dostrzegając zawadiacki blask w ciemnych tęczówkach, ale nic poza tym. Robert, który wydawał jej się niemożliwie wysoki, zbliżył się do niej jeszcze bardziej i złożył krótki pocałunek na jej policzku.
— Miło mi poznać — powiedział potem. — Mogę się dosiąść?
Maja uśmiechnęła się, co miało być w założeniu uśmiechem kokieteryjnym, choć w praktyce wyszło nieco inaczej.
— Jasneee — odpowiedziała przeciągle.
Chłopak poruszał się zbyt szybko, by mogła to zarejestrować. Nie zorientowała się, gdy już zajmował miejsce obok niej. Chwilę później po jej drugiej ręce umiejscowił się Marek. Dziewczyna bez zastanowienie przechyliła się w stronę, po której jeszcze kilka minut temu opierała się o ciało swojego towarzysza od butelki. Tym razem jej głowa napotkała ciało drugiego chłopaka, Maja jednak nie do końca była tego świadoma. Westchnęła cicho, zaciskając powieki. W jej głowie zaczynały wirować nieprzyjemne myśli, ale ginęły one tak szybko, jak się pojawiały. Wszystko było takie cudownie spowolnione! W końcu wrażenie, że nie może nadążyć za uciekającą jej rzeczywistością, zniknęło. Była teraz przekonana, że jest w stanie tą rzeczywistość uchwycić, ale, nie wiadomo z jakiego powodu, ciągle jej się to nie udawało.
— Jesteście tu razem? — Robert odezwał się ponownie. Jego głos był tak przyjemny i kojący, że aż zdobyła się na otworzenie oczu i wyprostowanie swojej postawy.
— Nie. Ja przyszłam z Filipem — oznajmiła spokojnie.
— A gdzie teraz jest ten Filip?
— Zostawił ją i gdzieś sobie poszedł — odpowiedział za nią Marek, brzmiąc nawet całkiem sensownie. — Obiecał, że będzie się nią opiekował, a teraz ani widu, ani słychu...
Maja pokiwała z zapałem głową z miną niewiniątka.
— Cóż — rzekł Robert i gdy obrócił głowę w jej stronę, udało jej się dostrzec kręcone kosmyki ciemnych włosów, spadające na jego blade, odcinające się w mroku czoło. — Chętnie zajmę jego miejsce. Mógłbym?
Maja zaśmiała się perliście, nawet mu nie odpowiadając. Jednak chłopak, którego poznała zaledwie pięć minut temu, zupełnie się tym nie przejmował. Bez ogródek ponownie zbliżył się do jej twarzy i wpił się gwałtownie w jej usta. W głowie Mai, odurzonej alkoholem i lekami, zaszumiało jeszcze bardziej. Poczuła dłonie chłopaka na swojej talii, pod połaciami rozsuniętej kurtki.
Bez namysłu odwzajemniła pocałunek, obejmując niezgrabnie szyję Roberta swoimi ramionami. Potem oddała się złudnemu wrażeniu, że wreszcie udało jej się pochwycić rzeczywistość. Bardzo nie chciała, by wyślizgnęła się ona z jej wiotkich palców.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro