Rozdział 10
Pov. Stark
W mgnieniu oka dotarliśmy do wierzy, wjeżdżając na podziemny parking. Przez cały ten czas razem z Friday starałem się złamać zabezpieczenia poprzez zdalne połączenie z tym telefonem. AI podsuwała mi różne pomysły, ale także i ja kierowałem ją na różne tropy, których zazwyczaj używałem, gdy łamałem zabezpieczenia. I co? I to wszystko na próżno. Nic więc dziwnego, że gdy tylko stanęliśmy, to gwałtownie wyszedłem i dając upust swojej wręcz nieziemskiej irytacji, trzasnąłem z całej siły drzwiami. Głośny, rzekłbym że ogłuszający huk rozległ się na całym parkingu.
-Uspokój się Tony.
Podniosłem rozgoryczony wzrok na Buckiego, starając się go zgładzić nieistniejącymi laserami w oczach, po czym w geście bezradności wyrzuciłem rękę do góry. No ja pierdole!
-Uspokój się, Tony. -przedrzeźniałem go, warcząc pod nosem. -Czy ty w ogóle rozumiesz powagę tej sytuacji?! Przecież mamy trop! Pierwszy od jebanego miesiąca trop! I co? I kto może nam pomóc?! No ja kurwa! Więc nie każ mi się uspokoić, kiedy to nie od ciebie zależy zlokalizowanie tego.. skurwysyna.
Nie chciałem wypowiadać tego słowa, nie chciałem go tak nazywać ale musiałem. Już raz wyśmiali moją teorię na temat Petera, jednak ja.. chcę w nią wierzyć. Dzięki temu mam chociaż minimalne poczucie, że moje życie nie runęło, jak budowany przez lata domek z kart. Bo tak naprawdę to wolałbym, aby to on zabijał tych ludzi, aniżeli był martwy. W końcu naprawić ludzką psychikę jest łatwiej, niż przywrócić martwych do życia..
Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłem w stronę windy, wściekle wciskając guzik, który miał zawieźć mnie do warsztatu. Dawno.. bardzo dawno tam nie byłem, ale teraz odnoszę wrażenie.. że w końcu coś się dzieje. Że ta sprawa rusza na przód, a ja jestem jedynym elementem, który może pomóc to rozwiązać. Niczym niezbędny element układanki, bez którego nie zobaczy się całego obrazu. Ja.. czułem się pierwszy raz od dawna potrzebny. Tak naprawdę naprawdę potrzebny, bo tylko dla tego dzieciaka potrafiłem być lepszy. Okazywać ludzkie emocje i.. troszczyć się choć w minimalnym stopniu o niego. Jednak w tym momencie jak na złość grająca w windzie muzyka podsycała jeszcze bardziej moją irytację, przez co zacząłem tupać lewą stopą jak opętany. Chciałem znaleźć jakiś sposób, który pomoże mi się uspokoić, ale niestety, to nie pomagało. Nie wiem czy w ogóle coś pomoże, dopóki nie uda mi się złamać tego cholernego zabezpieczenia! Tuż przed wybuchem agresji wiążącym się z uderzeniem o ścianę windy uratował mnie dźwięk oznajmiający, że jestem już na docelowym piętrze. Jak poparzony wyleciałem z tej wręcz klaustrofobicznej kabiny i pobiegłem w stronę swojego biurka. Jednego, zajmującego praktycznie całe dostępne miejsce pod ścianą biurka, na którym było wszystko i nic. Tym razem jednak nie chciałem niczego budować, bo..
Nagle przypomniał mi się mój drugi pomysł, o którym nie mówiłem pozostałym. Połączenie technologii z medycyną i ratunek mojej ręki. W sumie.. i tak AI będzie się zajmować hakowaniem, więc mogę sobie na to pozwolić.
-Friday! Uruchom program hakujący i pozbądź się tych zabezpieczeń. Chcę mieć całkowity dostęp do jego telefonu oraz dokładną lokalizację.
-Uruchamiam program "Fuck you". -usłyszałem w odpowiedzi bezuczuciowy ton mojej AI.
Uśmiechnąłem się pod nosem, przypominając sobie, jak raz Fury poprosił mnie o złamanie zabezpieczeń Hydry, ale niestety nie potrafiłem tego zrobić. Znaczy, nie że nie potrafiłem, po prostu szkoda mi było dziesięciu godzin przy komputerze, kiedy mogłem się w spokoju przed telewizorem lub w warsztacie najebać.. ah te pamiętne czasy alkoholika. Wracając, dlatego w nerwach stworzyłem program o pięknej i jakże dźwięcznej nazwie "Fuck you", który zrobił to za mnie. Co prawda zajęło mu to lekko ponad dwanaście godzin, ale to już nie moja wina. Tak samo jak to, że nie zdążyłem nic pobrać, bo zaraz po włamaniu wykryli intruza i w błyskawicznym tempie przerzucili pliki i wysadzili serwer. No cóż, błędy są w tej pracy nieuniknione, jednak ważne jest to, że nie straciłem bezpowrotnie tych godzin. Westchnąłem mając przed oczami zdenerwowanego Furego, który nie wiedział już, co zrobić. Nie pamiętam tego spotkania za dobrze, bo byłem nawalony i połowę czasu spałem, a drugą połowę siedziałem w internecie, ale chyba niczego ważnego nie straciłem. Bynajmniej nie odbiło się to na teraźniejszości.
Po uruchomieniu programu wyskoczył mi dziwny komunikat. Zacząłem go czytać, z każdą sekundą mając coraz szerzej otwarte oczy. No nie wierzę, ten facet ma równie mocne, a nawet i mocniejsze zabezpieczenia niż Hydra, bo kod, jaki mi się wyświetlił na wyświetlaczu miał wiele źródeł. Nie mam pojęcia, jak to zostało zaprogramowane, ale zhakowanie wielopiętrowych zabezpieczeń nie jest taka łatwa. Już włam do bazy Tarczy jest prostszy. Spojrzałem na ekran i ciąg zer oraz jedynek, przeplatających się ze sobą jak warkocz i aż podniosłem brwi ze zdziwienia. To może być ciężka noc. Usiadłem na wygodnym fotelu i opierając swoje plecy o oparcie, położyłem telefon na biurku, po czym spojrzałem na nie. Kurczę, takie małe urządzonko, jeden numer telefonu, a pozostawia za sobą taki ślad. Słuchałem tego, co się w świecie dzieje i doskonale zdaję sobie sprawę, że do tej pory on nie zostawiał żadnych śladów. Dosłownie. Ani narzędzia zbrodni, ani odcisków palców, włosów.. ofiary nawet go nie dotykały, nie szarpały się z nim, bo w takich przypadkach pod paznokciami mogą być fragmenty skóry.. ale nawet tego nie było. Gościu musi być naprawdę dobry w tym, co robi. Mieć jakiś wstępny plan, taktykę albo gadane, że ofiara zamiast uciekać, grzecznie czeka na egzekucję. Ja.. nie pojmuję tego. Czemu ci ludzie dają się tak łatwo podejść? Czemu pozwalają się zaciągnąć na takie odludzie albo.. nie. Przecież ci w banku niczym nie zawinili.. prawda? To było ewidentne włamanie z zamiarem morderstwa, a więc nawet jeśli jedna osoba mu podpadła.. to zginęły wszystkie. Nagle poczułem ostre pulsowanie po prawej stronie głowy.
-Tylko nie to. -szepnąłem, przykładając czoło do chłodnego blatu.
Migrena to szmata. Miałem wrażenie, że zaraz zwymiotuję cały dzisiejszy dzień i padnę plackiem na podłogę. Za jakie grzechy? Cholera, za jakie?! Przecież staram się, chcę pomóc, a los tak mi się odwdzięcza.. to niesprawiedliwe. Westchnąłem i nadal mając głowę na blacie, przekręciłem ją w prawo. Komórka. Znów ta jedna mała rzecz wypełniła wszystkie moje myśli, przyćmiewając nawet ból głowy. No bo zawsze jest szansa, nawet taka minimalna, mająca tysięczne, jak nie milionowe miejsce po przecinku, że to albo jednorazowa komórka, numer albo naprawdę jego prywatny numer.
Albo zadzwonimy do jednego z milionów bezproduktywnych mieszkańców Nowego Yorku.
-Nie ma co zawracać sobie tym teraz głowy. -szepnąłem sam do siebie, po czym podniosłem się i obróciłem się tyłem do biurka na fotelu obrotowym. -Friday, uruchom mi holoekran.
Po sekundzie przede mną pojawił się dotykowy, niebieski holoekran. W końcu skoro i tak mam dużo czasu, zanim mój wspaniały program "Fuck you" wszystko załatwi, to wezmę się za swoją rękę. Zamknąłem wszystkie niepotrzebne okna dotyczące nowych ładunków wybuchowych i dodatkowych elementów zbroi, a uruchomiłem dokładny schemat metalowej ręki Buckiego. A więc pomyślmy.. on nie ma ręki, ja mam - czyli odpada cały zewnętrzny pancerze. Jednym ruchem ręki sprawiłem, że schemat 3D stał się uboższy o zewnętrzną warstwę, ujawniając przede mną swoje jakże bogate wnętrze. Następnie przyjrzałem się tonie kabli, które imitowały nerwy, dzięki którym brunet był w stanie poruszać protezą tak samo, jak normalną ręką. To bardzo cienkie kabelki o podobnej budowie, jaką posiadają neurony. Musiałbym w warunkach laboratoryjnych odwzorować błony oraz polaryzację.. nie wspominając o jonach, by to się w ogóle udało. A więc.. hmm.. zastanówmy się. Splot ramienny ma całkiem grube nerwy, które musiałbym komórka w komórkę odwzorować.. a resztą może zająłby się Bruce. Rozciąłby mi skórę i jakoś połączył to wszystko w całość. Czy coś, nie wiem, nie znam się na biologii.
-Friday, zadzwoń do Bruca.
AI nie odezwała się, ale po sekundzie usłyszałem rozchodzący się po całym pomieszczeniu dźwięk wybieranego połączenia. Poczułem, jak w moim sercu rozpala się mały płomień nadziei, który mówi, że wszystko bezie dobrze. Że teraz będzie tylko lepiej.
-Co tam, Tony? -usłyszałem, jednocześnie wypuszczając nie wiadomo kiedy zgromadzone powietrze w płucach.
Kto by pomyślał, że proszenie o coś może być tak trudne.
-Nie podjąłbyś się próby rozcięcia mojej ręki i wstawienia sztucznych nerwów tak, by to miało sens biologiczny? -zapytałem cicho.
Przez chwilę w pomieszczeniu zrobiło się cicho, co chyba nie wróżyło nic dobrego. Już bałem się, że mi odmówi i nawet zacząłem z rezygnacją podnosić dłoń do góry, by zamknąć holoekran z tym głupim pomysłem, ale jednak Hulk przemówił.
-Co?
Teraz to chciało mi się po prostu śmiać. Ta prosta, ale jakże głupia odpowiedź rozbawiła mnie, więc nic dziwnego, że parsknąłem śmiechem.
-Co, co, jajco. -odparłem, jednak od razu kontynuowałem. -Mam wstępny pomysł, jak odwzorować sztucznie nerwy i czy jak bym je skończył, to nie chciał byś ich zamontować.. we mnie?
-Tony.. wątpię, że to zadziała, bo..
Jak ma nie zadziałać!
-Kurwa Banner! -zdenerwowany podniosłem się do góry. -Nie pytam się, czy to zadziała, tylko czy to zrobisz!
-Ale..
-A weź się pierdol. -warknąłem zirytowany. -Zakończ połączenie.
Jak to kurwa wątpi, że zadziałają?! Przecież ja mu kurwa nie każde tego robić czy testować na sobie! Chcę tylko, by to zamocował prawidłowo i kontrolował stan mojego organizmu! W końcu nie wiadomo, czy materiał się przyjmie, czy organizm go nie odrzuci, czy nie bezie stanu zapalnego.. cholera, za dużo komplikacji biologicznych. Pomysł jest przecież jak najbardziej trafiony, ale.. nie Stark, nie wątp. Przecież organizm potrafi się adaptować do zmian, a poza tym przy prawidłowej reakcji odpowiedniego materiału na zmianę stężenia jonu i odpowiednio przeprowadzony impuls nerwowy powinna być reakcja. Powinienem wtedy móc poruszyć ręką, wywołać skurcz w tych zwiotczałych mięśniach! Ale.. o cholera, ale czy dalsze neurony nie są zdegradowane? Czy impuls pójdzie dalej i wywoła odpowiednią reakcję? Czy wystąpi bodziec progowy..
Dobra, to się ogarnie później, jednakże przyjaciel przyjacielowi nie powinien od razu podcinać skrzydeł i sprowadzać na samo dno!
Zdrową ręką złapałem za leżącą na blacie rurę i z całej siły rzuciłem ją o ścianę, wykruszając odrobinę tynku. Następnie zrzuciłem kable oraz różne narzędzia, które z głośnym łoskotem spadły na wyłożoną płytkami podłogę. Wyładowałem się, a moja złość momentalnie przeszła w rozpacz. Z oczu wyleciały pierwsze łzy, a ciało straciło wszelką energię do życia, przez co usiadłem na podłodze i skuliłem się. To niesprawiedliwe. Niesprawiedliwe! Chciałem pomóc, chciałem być silny i pomocny.. ale to nie działa. Moje starania poszły po prostu na marne, zupełnie jakby ich wcale nie było. Jakby to, że podniosłem się na nogi nikogo nie obchodziło, a ludzie z premedytacją specjalnie kładli kłody pod nogi, abym upadł jeszcze niżej, niż jestem teraz.
-Nie pozwolę, żeby to się tak skończyło. -szepnąłem sam do siebie, wpatrując się zdeterminowanym wzrokiem w ścianę.
Bo tak naprawdę w życiu możesz liczyć tylko na siebie. Inni przychodzą i odchodzą, mają cię w dupie albo zostają. Najważniejsze jednak, aby wiedzieć z kim warto utrzymywać kontakt, a z kim nie.
Oraz wierzyć we własne możliwości. A ja jestem kurwa Tony Stark - mogę wszystko.
Z nową dawką motywacji podniosłem się do góry i znów usiadłem na obrotowym fotelu. Skoro on mi nie pomoże, to sam to zrobię. W końcu zgłębienie układu nerwowego oraz jego modyfikowanie, wręcz rzekłbym, ze ulepszanie nie może być aż tak trudne, zwłaszcza, że rozumiem bez najmniejszego problemu najcięższe zagadnienia z fizyki kwantowej czy mechaniki. Jestem kurwa wynalazcą, pierdolonym geniuszem i nie pozwolę w własnych oczach zszargać sobie opinii.
Dam sobie radę i już niedługo pokażę im wszystkim, na co mnie stać. Pokażę, że ten załamany, ciągle zapłakany i depresyjny Stark nadal jest tą samą osobą i nie warto z nią zadzierać.
Ponownie uruchomiłem ponownie na holoekranie obraz sztucznych nerwów i zacząłem opracowywać własne w oparciu o budowę splotu ramiennego.
Pov. Natasha
Obudziłam się, gdy tylko pierwsze promienie słońca wesoło zajrzały przez moje niezasłonięte okno. Nie otwierając jeszcze oczu chciałam się obrócić na drugi bok i wtulić twarz w poduszkę, ale nagle zdałam sobie sprawę, że coś mnie obejmuje. A raczej ktoś. W ułamku sekundy rozbudziłam się, nie kojarząc, abym kogoś zapraszała do siebie. W głowie już gotowało się milion czarnych scenariuszy, ale nie pozwoliłam sobie popaść w paranoję. Nie mogę pokazać, że się boję. Poza tym jestem na jawie, więc mogę coś zrobić, mogę walczyć i tak zrobię. W końcu broń pod poduszką się do czegoś przyda. Tak więc powoli, gotowa w każdej chwili do ataku obróciłam głowę i spojrzałam na tą osobę. Moim oczom ukazały się bujne, mieniące się w blasku porannego słońca brązowe włosy, które lekko opadały na twarz śpiącego Buckiego. Miałam ochotę uderzyć głową o ścianę.. no tak, przecież oboje stwierdziliśmy, że będziemy razem spać, aby czuć się bezpiecznie i nie przeżywać co noc koszmarów.. ale nie pamiętam, abyśmy mieli być wtuleni w siebie. Takiej zasady nie ustalaliśmy.
-Ej. -trzepnęłam go w nagie ramię. -Buck, wstawaj!
Mężczyzna mruknął coś pod nosem, ale nie obudził się. Prychnęłam, jednak na moich ustach zagościł mimowolny uśmiech. To.. miłe uczucie móc przespać całą noc w.. ramionach osoby, która mimo wszystko jest przy tobie. Wiem, że mam ciężki charakter oraz jestem osobą upartą, dążącą do wyznaczonych sobie celów, ale.. to naprawdę wspaniałe uczucie, gdy ktoś mimo to nie odpuszcza. Przecież ile razy z nim się gryzłam, kłóciłam do późnych godzin czy walczyłam na sali treningowej, niekoniecznie w ramach sparingu. Jednak.. to wszystko to już przeszłość.
To niesamowite, jak wspólna tragedia potrafi łączyć ludzi.
Wstałam i pociągnęłam podwiniętą w górę koszulę nocną w dół, zasłaniając to, czego niekoniecznie każdy mężczyzna powinien widzieć. Na moich policzkach pojawił się delikatny rumieniec, gdy tylko do głowy wpadła myśl, że ta koszula była tak podwinięta gdy on.. dotykał mnie..
-Odpuść. -warknęłam do siebie czując, że moje myśli zmierzają nie w tym kierunku, co powinny.
Wyjęłam z szafy czyste, czarne dresy i jakąś bluzę, po czum udałam się do łazienki. Jednak ostatecznie nie zdołałam tam dotrzeć, bo zatrzymał mnie czyjś nieziemski, lekko zachrypnięty głos.
-Nat..?
Błyskawicznie odwróciłam się i już miałam zacząć drzeć się, że to nie ładnie podglądać kobietę, ale na przekór moim oczekiwaniom nie zauważyłam tam siedzącego Buckiego, który z cwanym uśmieszkiem wlepia we mnie swoje oczy, tylko zaspanego mężczyznę, który jeszcze nie otworzył oczu i na oślep szukał mnie w łóżku, najprawdopodobniej by móc przytulić. Momentalnie zrobiło mi się cieplej na sercu. Szybko ubrałam spodnie, wciągając w nie koszulę nocną i swobodnym krokiem podeszłam do niego.
-Tu jestem. -szepnęłam, podchodząc do niego, by pogładzić jego lekko spocone włosy.
Jednak nie przyniosło to zamierzanego rezultatu. Mężczyzna szarpnął się, najwidoczniej nadal będąc głęboko w swoim świecie. Widziałam, jak jego czoło marszczy się, a odsłonięte przez luźną koszulkę ramiona na przemian napinają się i rozluźniają.
-Nie krzywdź jej..
Nie wiedziałam co mu się śni, ale z każdą chwilą nabierałam wrażenia, że gram tam główną rolę.
-Przestań!
Jego krzyk ranił moje serce. Błyskawicznie złapałam go za ramię, drugą dłoń kładąc na policzku i czule przejeżdżając po nim.
-To koszmar. -wyszeptałam nad jego uchem. -Jestem tutaj..
Trzymałam go mocno w ramionach, nie zamierzając puszczać. Ile razy sama byłam w takiej sytuacji, w duchu pragnąc czyjejś obecności, kojącego dotyku lub po prostu pocieszających słów? Jednak mój charakter, moja duma nie godziła się na przyjęcie pomocy, a tym bardziej proszenie o nią, więc nic dziwnego, że większość koszmarów odbijałam oschłym zachowaniem lub przepłakanymi nocami. Ale nikt nie powiedział, że nie mogę jej udzielać. Podciągnęłam się do góry, zbliżając swoje ciało jeszcze bardziej do jego, dosłownie stykając się z nim lewą krawędzią ciała. Następnie delikatnie podniosłam jego głowę i czule przytuliłam do swojej piersi, szepcząc uspokajające słowa, gładząc jego włosy i czując, jak z każdą sekundą nierówny oddech uspokaja się.
Po jakiś pięciu minutach ponownie czułam, jak całkowicie zrelaksowany zasnął, chrapiąc cichutko. Nie wiedzieć czemu ulżyło mi i upewniając się, że nie zapowiada się na kolejny koszmar, po cichu wyszłam z pokoju, olewając już kwestię całkowitego ubrania się. Udałam się w stronę kuchni, licząc, że koło godziny ósmej nie zastanę tam nikogo.. jednak ku mojemu zdziwieniu przeliczyłam się. Na stołku barowym, opierając się o blat siedział sam Tony Stark, sącząc spory kubek kawy i przeglądając jakieś nowe prototypy na swoim holoekranie.
-Jak tam nocka? Było gorąco? -usłyszałam jeszcze zanim zdążyłam się przywitać.
Momentalnie spaliłam buraka i lekko zażenowana spojrzałam na przyjaciela. Skąd on może niby o tym wiedzieć?
-Serio.. -westchnęłam, siadając i zakrywając dłońmi twarz.
-Serio, serio. -zaśmiał się cicho.
-Daj spokój. -prychnęłam, opierając się na prawym łokciu i wlepiając w jego nieogolony profil wzrok.
Pomimo humoru, jaki mu dopisywał widziałam, że jest zmęczony. Jego wory pod oczami zrobiły się trochę większe, niż były, a twarz zdawała się być jakaś taka.. bez wyrazu. Jednak zamiast zapytać się, co się stało, mimowolnie zerknęłam na to, co wyświetla się na holoekranie. Znowu robi jakieś nowe zabawki? Nachyliłam się lekko, chcąc przeczytać napis, który u góry widnieje napisany drobnym maczkiem.
-Co to? -wskazałam palcem na różne projekty, z których za bardzo niczego nie rozumiałam.
-Całą noc siedziałem nad stworzeniem prototypu nerwów, dzięki którym moja ręka będzie sprawna. -rzucił od tak, jakby to było coś normalnego. -Trzeba było się czymś zając, gdy Friday hakowała telefon.
Moje brwi powędrowały aż do samego sufitu. Coooo.. czy ten człowiek.. co? Jakie nerwy? Sprawna? Przecież jeszcze nie ta dawno rozpaczał, że nic nie da się z tym zrobić..
-Eee.. -nie byłam w stanie wydobyć z siebie nic więcej sensownego.
-Nic specjalnego, projekt jest nieskończony.. ba, ledwo co zaczęty i nawet nie wiem, jak się za niego zabrać. Wewnętrzne czy może chip zewnętrzny z molekularną siatką przestrzenną? Jeśli tak, to jak zaprogramować emitujące elektrony? -westchnął, odkładając kubek na blat. -Nie mam pojęcia, które rozwiązanie będzie lepsze. Więc możemy się poczuć jak za dawnych lat, kiedy to po bezproduktywnej nocy wlewałem w siebie hektolitry kawy, a ty próbowałaś jakoś sensownie ze mną rozmawiać. -stwierdził, tępo wpatrując się w fusy od kawy. -Do tego Friday nie zdołała złamać tych zabezpieczeń.
Kiwnęłam głową, kierując się w stronę lodówki. To nie było na mój rozum, dlatego pierwszą część jego wypowiedzi olałam. Oczywiście bardzo cieszę się, że się stara, ale ten jego techniczny bełkot.. nie do ogarnięcia. Skupiłam się bardziej na fakcie, że nie mamy żadnego dostępu do telefonu mordercy. Wiem, że to możliwe, aby zhakować system mając tylko numer telefonu, ale jeśli to się nie udało, to po co kombinować? Przecież można iść po najkrótszej linii oporu.
-Może nie powinniśmy iść aż tak naokoło? -zapytałam go, wyjmując pomidora. -W końcu nie zrobimy mu nalotu na chatę. Lepsza będzie pułapka w jego stylu.. no nie wiem..
-.. zadzwońmy do niego! -krzyknął trochę zbyt entuzjastycznie. -Kurwa Natasha, jesteś genialna! Weźmy do niego zadzwońmy!
Jak oparzony wstał i pognał do windy, przez co tylko pokręciłam głową ze zdziwienia. Co go tak opętało? Przecież on nawet nie wie, jak go podejść. Ja tego nie wiem, a znam więcej informacji niż on. Planuje zasadzkę i co? Myśli, że taki geniusz zbrodni nabierze się na pierwszą lepszą propozycję? To niemożliwe, nie jest taki głupi. Uważa, dokładnie analizuje każdy krok i osłania się z każdej możliwej strony. To niemożliwe do wykonania, a konsekwencję mogą być przerażające. Tak więc wzruszyłam tylko ramionami i zaczęłam robić sobie kanapkę.
Wzięłam ostatni gryz kanapki i oblizałam się, mrucząc z przyjemności. Opieczony w opiekaczu chleb z szynką i serem z sałatką.. ahh, niebo w gębie! Przetarłam usta chusteczką i odstawiłam talerz oraz kubek z czarną jak smoła herbatą do zlewu. W tym samym momencie do kuchni wpadł zdyszany Stark z dziwnie dyndającą ręką. Starałam się ignorować ten fakt, ale.. no kuło to w oczy. Taka bezwładna kończyna, która nie tak jak przez ostatni miesiąc była obwiązana i przywiązana do ciała wyglądała wręcz nienaturalnie. Skrępowana oderwałam wzrok od tej ręki, po czym spojrzałam mu w oczy.
-I co t..
-Mam pomysł! -krzyknął przerywając mi i kładąc telefon na blacie. -Friday, zadzwoń pod ostatni wybrany numer.
-Stark! -krzyknęłam spanikowana i przerażona jego głupotą, jednak dźwięk wybieranego połączenia już wypełnił całe pomieszczenie.
Rzuciłam wszystko, co trzymałam w rękach, co poskutkowało wylaniem na blat połowy kupka drugiej już tego poranka herbaty. Rzuciłam się w stronę mężczyzny z zamiarem wyrwania mu tego telefonu i zakończenia połączenia, ale było już za późno. Ktoś się odezwał.
-Halo?
Oboje stanęliśmy jak wryci, słysząc lekko przytłumiony, ale dziwnie znajomy głos. Nie był taki straszny, jak zakładałam, a wręcz aksamitny.. rzekłabym, że nawet delikatny. Spojrzałam na niego porozumiewawczo i wiedząc, że już nie ma odwrotu, trzeba było brnąć w to gówno.
-Halo? -odpowiedział lekko zaniepokojony Stark.
Zmarszczyłam brwi obserwując tą sytuację z dystansem i ciągle się zastanawiając.. bo to nie był głos mordercy tylko.. chyba jakiegoś nastolatka.
-Halo, halo? -zapytał, śmiejąc się pod nosem, po czym czknął cicho.
Następnie usłyszeliśmy jakiś huk, jakby wazon spadł na ziemię.. albo nóż. Spojrzeliśmy po sobie nie wiedząc, co o tym myśleć, jednak trzeba było improwizować.
-Eee.. wygrał pan bon na niekończącą się pizzę. -strzelił Stark.
Uderzyłam się z otwartej dłoni. Ja pierdole..
-Kurwa Stark, coś takiego to tylko ty możesz jebnąć. -warknęłam do niego zdenerwowana.
-Morda, może się uda. -odparł z determinacją.
Przez chwilę w pomieszczeniu była cisza. Z każdą sekundą coraz bardziej denerwowałam się, że odkryje nas, że przejrzy nasz plan i weźmie sobie nas na cel. Z jednej strony to dobrze, bo Nowy York będzie bezpieczny, ale..
Nagle usłyszeliśmy kolejny huk i głośny, wręcz mrożący krew w żyłach krzyk.
~3467~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro