Epilog
23/09/2023
Zachwycałam się swoimi siostrzenicami, leżącymi spokojnie w wózku, gdy doszedł mnie niepokojący dźwięk nadwyrężanego rattanu. Magda posadziła swój poporodowy tyłek na leciwym bujanym fotelu po babci.
– Może usiądź gdzieś indziej? – zasugerowałam.
Zmrużyła oczy, patrząc na mnie wrednie.
– Że co proszę?
Nie chciało mi się dziś być miłą. Skurcze nasilały się całą noc, nie dając mi spać. Jak w końcu ustały, znalezienie wygodnej pozycji graniczyło z cudem i tak nastał poranek, który znów rozpoczęłam od litanii – „Wyłazić chłopaki! Tata i wujek Artur nie mogę się doczekać, żeby się wami zajmować!"
– Powiedziałam, żebyś swoją grubą dupę posadziła gdzieś indziej, a nie na moim fotelu! – fuknęłam.
Wpatrywała się we mnie, jakby mi nagle wyrosła druga głowa.
O! Czyli ty możesz być dla mnie wredna, ale mi nie wolno?!
– Ten fotel jest tak samo mój jak i twój.
Magda strugała wariata, ale cóż... sama sobie nagrabiła przez lata, a mi brakowało anielskiej cierpliwości do siostry, bo po łbie tłukły się ciążowe hormony.
– A i owszem! – zgodziłam się. – Ale pode mną nie skrzypi, jakby miał się zaraz rozpaść!
– Uważasz, że jestem gruba? – zaperzyła się.
Jesteś wielkości wieloryba! Green peace dzwonił i szuka zaginionej orki!
– Ja nie przytyłam w ciąży prawie dwudziestu kilo tylko całe osiem! – odparowałam ironicznie.
– Ale byłaś wielka jak szafa już przed ciążą.
Zacisnęłam pięść, bo zabolało mnie w kręgosłupie. Zmierzyłam ją wrednym spojrzeniem.
– Nie aż tak!
– Nosiłam w sobie bliźniaki, więc potrzebowałam dodatkowych kalorii.
Zaśmiałam się szyderczo, masując bolący krzyż.
– Czyżbyś usprawiedliwiała swoje obżarstwo tekstem „muszę jeść za dwoje"?
– A nawet za troje! – syknęła, poruszając się na skrzypiącym meblu.
Zatłukę ją płozami, jeśli go połamie!
Boże daj mi cierpliwość, daj mi cierpliwość, daj mi cierpliwość... nie działa!
– Nie musisz wpierdalać za troje! – ryknęłam na nią. – Wystarczyłoby, żebyś jadła tak jak przed ciążą. Ewentualnie odrobinę więcej, ale zdrowo! A ty wpierdalałaś, jakbyś w końcu mogła sobie poużywać, za te wszystkie lata utrzymywania smukłej sylwetki. Ja przytyłam mniej! – wytknęłam jej z satysfakcją.
Magda wydęła wargi.
– Twoja ciąża jest cztery tygodnie za moją.
Skrzywiłam się pseudo słodkim uśmiechu.
– Jakoś się nie szykuje, żebym magicznie przybrała na wadze osiem kilogramów w cztery tygodnie! – ironizowałam.
W oczach siostry pojawiły się łzy.
– Jesteś wredna.
Rozłożyłam ręce, przewracając oczami. Zaśmiałam się szyderczo.
– Nie bardziej niż ty każdego dnia, dla mnie, przez lata!
– Nieprawda! – siorbnęła nosem.
– Że nie wspomnę, że nigdy nic dla mnie nie zrobiłaś! Ale za to słowne znęcanie się nade mną, masz opanowane do perfekcji! Zatem poznaj smak swojego „lekarstwa". – Zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
– Nieprawda! – zawyła. – Artur powiedz jej coś!
Zapytany podszedł do wózka i wytoczył go z pokoju ze słowami.
– Miłej terapii rodzinnej, której potrzebujecie od lat! Może ten hormonowy haj wcale nie jest taki zły, jeśli oczyścicie w końcu atmosferę.
– Terapii? Nie potrzebuję żadnej terapii! – zawołała za nim z pretensją.
– Tylko żebyśmy nie musieli spierać krwi z dywanu! – poradził, domykając drzwi.
Tak, on tak samo jak Kuba rozumiał, że Magda się na mnie wyżywa za jakieś mityczne przewinienia i stopował to jak mógł. Czasem się udawało, czasem nie. Dzisiaj mi się ulewało. Byłam obolała, niewyspana i w głowie brakowała filtra, by zatrzymać raniące słowa.
– A według mnie potrzebujesz!
– Terapii potrzebują chorzy psychicznie! – upierała się.
– I ludzie z zaburzeniami! – skontrowałam.
Spojrzała na mnie z paniką.
– Nie mam żadnych zaburzeń!
– To jak nazwiesz lata bycia dla mnie wredną?
Posadziłam tyłek na pufie, z której potem byłam w stanie wstać o własnych siłach, bez wzywania posiłków w postaci Kuby.
– Nie jestem dla ciebie wredna.
– To kiedy powiedziałaś mi coś miłego?
Magda siedziała chwilę w ciszy, a ja czekałam na ten przykład bycia miłą.
– To ma być jakaś licytacja?
– Dobra to kiedy coś dla mnie zrobiłaś? – Nie dawałam za wygraną.
Siostra naburmuszyła się.
– Kupiłam ci ubranka! – wypaliła, unosząc palec do góry.
Miałam ochotę parsknąć niewesołym śmiechem.
– A potem dowiedziałaś się, że noszę chłopców i je zabrałaś.
– A na co ci sukieneczki dla dziewczynek, jak będziesz mieć chłopaków? – spytała, jakbym mówiła w Suahili.
Potrząsnęłam niedowierzająco głową.
– Ale dla chłopaków już nic nie kupiłaś!
– Bo chłopcy to mogą w tym samy chodzić, a dziewczynkom nie wypada. Już nie przesadzaj. Będzie ci łatwiej, oni są łatwiejsi w obsłudze. Ja to się namęczę.
No, kurwa, męczennica! W sam raz na święte obrazy! Niech ktoś ją zgłosi do kanonizacji!
Wpatrywałam się w swoją bliźniaczkę, nie rozumiejąc zupełnie, co się stało, że stałyśmy po dwóch stronach barykady.
– Kompletnie nie ogarniam, czemu zawsze po mnie jedziesz! – wypaliłam.
– A ty wiecznie musisz być ideałem?
– Ja? – Uderzyłam się dłonią w pierś.
– No nie wiem! – ironizowała. – Może dlatego, że Mama zawsze powtarzała „czemu nie możesz być tak mądra jak Janeczka"?
Otworzyłam szeroko oczy.
No chyba ją Bóg opuścił!
– A mi tata zawsze powtarzał „Czemu nie możesz być taka śliczna jak Magdusia" – odparłam, wywołując na jej twarzy taki sam wyraz zdziwienia jak na mojej.
O proszę i wyszło szydło z worka! Rodzice nas na siebie szczuli od małego!
Wróciłam myślami do tego pamiętnego dnia sprzed dwudziestu lat, gdy widziałyśmy rodziców po raz ostatni. Serce zaczynało mi niebezpiecznie przyśpieszać, gdy cofałam się do wspomnień.
– Pamiętasz, jak tego dnia, kiedy mieli wypadek, tata się na mnie zdenerwował, że znów się uświniłam, zanim w ogóle wsiadłam do auta i wstyd mnie gdziekolwiek zabrać? Ostatnie słowa, jakie do mnie powiedział, brzmiały „Czemu nie możesz być taka śliczna jak Magdusia".
Siostra poruszyła się niespokojnie w fotelu.
– Ubrudziłaś się wtedy pomidorem – przypomniała. – Potem mama zaczęła się kłócić z ojcem, a nas za karę zostawili z dziadkami. A może nic by się nie stało, gdybyś się nie ubrudziła!
Żal ścisnął mi żołądek o wiele mocniej, niż mogłabym się spodziewać. W końcu to było dawno temu, a jednak wspomnienia zdawały się świeże jakby z wczoraj. Dzień wypadku rodziców zawsze spychałam na dno świadomości z prostego powodu. Gdy o nim myślałam, czułam się winna. I od lat katowałam się tą myślą. Że to moja wina, że nie żyją.
– Czy... czy ty myślisz, że to moja wina, że oni zginęli? – spytałam. – Czy ty mnie o to obwiniasz? Czy dlatego jesteś dla mnie taka? – rozłożyłam ręce.
Uniosła dłoń do góry, usiłując stopować moje słowa.
– Nie chcę o tym myśleć!
– A przychodzi ci czasem do głowy też, że dzięki temu, że się ubrudziłam, zostałyśmy z dziadkami i być może uratowałam nam życie?
– Przestań! – syknęła.
– Dlatego mnie nienawidzisz? Bo uważasz, że zabiłam rodziców?
Magda milczała, patrząc przed siebie, jakby ściana stała się niezwykle fascynująca. Już myślałam, że odpowiedź nigdy nie nadejdzie, gdy w końcu wydusiła z siebie jedno słowo.
– Nie!
– Więc o co chodzi?
– O to że Mama zawsze powtarzała „bądź jak Janka".
Rozłożyłam ręce, nie rozumiejąc, dokąd zmierza.
– A mi tata „bądź jak Magda".
– Czy ty w ogóle rozumiesz, jak działasz na ludzi? – spytała z pretensją.
Poruszyłam się na pufie, pod kolejnym bolesnym skurczem.
– Odstraszająco?
Widać było, że Magda walczy ze sobą i gryzie się w język, ale chyba właśnie podjęła decyzję, że czas powiedzieć, cóż zaległo jej na wątrobie od lat.
– Przyciągająco! Jak jakiś pieprzony magnes! Od zawsze to robiłaś! – syknęła. – Wchodziłaś gdzieś i od razu oczy wszystkich kierowały się na ciebie! I nie ważne, że miałaś plamy na bluzce i rozczochrane włosy! A ja, mimo że perfekcyjna znajdowałam się na drugim miejscu! WSZYSCY! ZAWSZE! LGNĘLI DO CIEBIE! – wykrzyczała.
Otworzyłam szeroko usta!
No czy ona jest poważna?
Ja pamiętałam dzieciństwo zupełnie odwrotnie. Ona zawsze idealna, otoczona wianuszkiem adoratorów a ze mną wszyscy rozmawiali... z litości!
– No chyba tylko po to, żeby sobie ze mnie zażartować – rozłożyłam ręce. – Ja jestem nudna jak malowanie płotu farbą olejną!
– A ty ich czarowałaś słodkimi słowami! Nabijałaś się z samej siebie i oni padali ci do stóp! To samo było w liceum! A potem na studiach! Zawsze to samo! Nawet Radek chciał ciebie, mimo że to mnie poznał pierwszą! A potem mu odbiło i hop siup poszliście do łóżka! – wycedziła ze złością. – I nie miało znaczenia, jak idealna staram się być!
– Czy dlatego się z nim przespałaś? Z zazdrości? – nie dowierzałam. – Z jakiejś chorej zemsty? Co to jakaś licealna zemsta w stylu niepewnej, ale ładnej laski, która musi się wyżyć na tych brzydszych, bo tak naprawdę ma ogromne kompleksy?
– Skoro ty zabierałaś wszystko, co moje, a zwłaszcza kolegów i koleżanki, to ja postanowiłam się odegrać, żebyś zrozumiała, jak to jest! Ale nawet wtedy do ciebie nie dotarło! Więc myślałam, że jak się wyprowadzę dwa tysiące kilometrów od ciebie, to przestaniesz odbierać mi znajomych! I przez dwa lata było cudownie. Ludzie mnie kochali dla mnie samej! Ustawiłam się w życiu i w końcu mogłam odetchnąć pełną piersią. – Spojrzała na mnie wrogo. – Ale potem przyleciałaś z tym ciasteczkiem, z którym paradowałaś przed wszystkimi. Elena od razu stwierdziła, że jesteś zajebista. To w akcie desperacji uwiodłam Artura!
Ciężko się słuchało tych wyznań. Ból w kręgosłupie narastał.
– Kubę też byś uwiodła?
Wzruszyła nonszalancko ramionami.
– Jakby się dało! Seks to seks.
– Ale się nie dało.
– On miał na ciebie fiksację! Jakąś obsesję! – rozłożyła ręce. – Nie raz, nie dwa mnie sztorcował, żebym się zachowywała poprawnie i nie robiła ci pod górkę!
– Kuba? – nie dowierzałam.
– Tak, twój idealny kochanek! Facet, o którym napisałaś książkę, która przyniosła ci chwałę i sławę! Robiąc z niego ideał! – prychnęła. – Zjechał mnie wielokrotnie za sposób, w jaki się do ciebie odzywam, a nawet zagroził zakazem zbliżania, jak się nie uspokoję.
Zmrużyłam oczy. Owszem byłam wdzięczna Kubie za interwencję, ponieważ w ciąży, w czasie burzy hormonów wszystkie uwagi Leny dotykały mnie sto razy bardziej niż normalnie. Nie raz nie dwa płakałam w sypialni po ich odwiedzinach.
– I dlatego przestałaś?
– Przestałam, bo w rywalizacji na punkty zrobiło się jeden do jednego!
Ukryłam twarz w dłoniach.
Jakiej cholera rywalizacji? O czym ona mówi?
– Magda to nigdy nie była jakaś chora rywalizacja. Niczego nie musimy sobie udowadniać. Każda z nas jest inna i to jest w tym najpiękniejsze. Wyglądamy tak samo, ale każda ma prawo do własnego życia.
– Ale ty zawsze masz lepiej! – zawyła, a ogromne łzy spłynęły po policzkach. – Ja dostałam zamiast idealnego ślubu i wesela, scenę w kościele, o której w londyńskiej socjecie, będą rozprawiać latami a ty love story na miarę Netflixa! Zaliczyłam spektakularną wpadkę, jeden jedyny raz pieprząc się bez gumki. A ty wydałaś powieść!
– Ale też swoje przeszłam, bo za kłamstwa Kuba wyjebał mnie z roboty! – przypomniałam. – I może gdybyś nie usiłowała być taka idealna, to ludzie inaczej by na ciebie reagowali! Jesteś po porodzie, a wyglądasz jak z okładki żurnala! To onieśmiela innych i stwarza pozory, że pretendujesz do bycia IDEAŁEM, kiedy oni są zwyczajni zrobieni z papieru, ty lśnisz jak diamencik! Jeśli taka jesteś w domu, to kurwa współczuję Arturowi. Pewnie się facet boi, że cię popsuje, jak dotknie!
– Nie jest taka w domu – zaprzeczył Artur od strony drzwi. Wszedł do środka i stanął przy fotelu wiklinowym, by przytulić Magdę do siebie. Teraz dopiero się rozryczała. – Za zamkniętym drzwiami, Janka, moja żona jest normalną osobą, nawet powiedziałby, że macie więcej wspólnego, niż ci się wydaje. Magiczna wajcha przekręca się dopiero, gdy mija próg domu.
Zaczął ją głaskać po głowie, żeby się uspokoiła. Zrobiło mi się żal siostry.
Może przesadziłam?
– Magda, nie musisz być idealna – zaczęłam łagodnie. – Pozwól ludziom poznać to, co znajduje się pod maską, a najlepiej zdejmij tę maskę i wyrzuć. Przestaniesz się wściekać, że ludzie mnie lubią. Lubią, ale to dlatego, że jestem autentyczna i mogą się ze mną utożsamiać.
Nic to jedna nie dało i siostra wyła jak potępieniec w nawiedzonym dworze. Daliśmy jej parę chwil, ale też nie pomogło się Magdzie uspokoić. Artur przytulił ją mocno.
– No ej, bo ci mleko skwaśnieje! A ty – spojrzał na mnie – dzwoń po męża, bo rodzisz.
– Niee – zaprzeczyłam odruchowo – to tylko...
Nie dokończyłam, a pod siłą skurczu i bólem w podbrzuszu jedynie jęknęłam.
– To tylko poród. Już to gdzieś słyszałem – rzucił, podnosząc telefon do ucha. – Żona ci rodzi – oznajmił i rozłączył się.
Łypnęłam na niego złowrogo.
– No i co narobiłeś. Teraz pewnie panikuje.
– Nabijał się ze mnie, to teraz ma za swoje. Madzia – poprosił czule, bo siostra dalej chlipała w jego koszulkę. – Już wystarczy.
– Wyciągnij kij z dupy i świat stanie się przyjaźniejszy – poradziłam. – I zanim wypalisz z histerią „nikt mnie nie kocha" to raczę zauważyć, że mąż cię kocha, bo się ożenił z wielorybem!
Dobra, miałam już nie być złośliwa, ale to była tka frajda!
– Janka! – Artur pokręcił głową z rezygnacją.
– No ale dupa jej urosła! – upierałam się.
– Kocham każdy centymetr! – zapewnił.
– No widzisz! – Klasnęłam radośnie w ręce. – Facet cię kocha bez względu na to, czy jesteś gruba jak dynia, czy ogromna jak powóz!
– Jezus, Janka, przestań.
– A czy ona kiedyś przestała? – burknęłam, zaciskając wargi pod naporem bólu. – To mi pomaga walczyć ze skurczami.
– Gówno prawda! – zaprzeczył z mocą.
Nagle uczucie parcia zniknęło i pozostało tylko przyjemne uczucie ciepła.
– Ale kiedy ja mówię prawdę! Odchodzą, jak ręką odjął.
– Chyba wody! Nie czujesz, że się nieco... hmm... zsikałaś?
– Czuć mogę wszystko, ważne że tego nie widzę! – zażartowałam, wskazując palcem na brzuch.
Kuba wpadł do salonu, jakby się co najmniej paliło. Zmarszczyłam brwi. Nie było mowy, żeby tu dojechał spod Hali Banacha w pięć minut.
– Ty się tu teleportowałeś?
– Nie, byłem już w drodze. Jesteśmy tak zsynchronizowani hormonalnie, że czułem, że coś jest nie w porządku. Gotowa?
– Nie! – zaprzeczyłam.– Muszę się najpierw umyć, bo Artur twierdzi, że mi wody odeszły.
– Zanieść cię? – Zaproponował.
– Nie – powstrzymałam go gestem – bo i ty będziesz się musiał przebrać.
– To weźmiemy prysznic razem. – Pogłaskał mnie po policzku, pomagając się podnieść.
– Braliśmy wczoraj i zobacz, co narobiliśmy.
Obejrzałam się na puf, na którym została ogromna plama.
– Janka? – płaczliwe pytanie sprawiło, że zatrzymałam się w drzwiach. – Przepraszam.
– Chuj z twoimi przeprosinami – machnęłam lekceważąco ręką. – Tylko żebyś tego już więcej nie robiła.
– Dobrze – zgodziła się potulnie.
– A dasz mi to na papierze?
Magda zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc tego żarciku, ale obaj bracia Nowakowscy uśmiechnęli się szeroko do siebie. Kuba zaśmiał się, wyprowadzając mnie do sypialni.
– Każdego urobisz, co?
– Ona jest moim najcięższym przypadkiem – westchnęłam, gdy uklęknął, by pomóc mi zdjąć brudne ciuchy. Objął dłońmi brzuszek i pocałował w kilku miejscach. – Spoko, zaraz wylezą! – stęknęłam.
– Nie mogę się doczekać! – przyznał, odkręcając wodę.
– Ich?
– Nas! – odparł, regulując temperaturę.
Rozczulił mnie, mimo okrutnego skurczu udało mi się wydusić.
– Kocham cię.
– Nigdy nie znudzi mi się słuchanie tego!
– A dasz mi to na papierze?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro