Część 30
14/9/2023
Miłego dnia! 🖤🖤
O dziwo odpisała mi Ulka, informując, że egzemplarze do przedsprzedaży autorskiej zostaną mi dostarczone najpóźniej we środę. Chwilę później wysłała mi SMS–a z prywatnego telefonu, że prezio nie robił problemów, a tematem dnia był niekwestionowany sukces zamówień internetowych w przedsprzedaży – ponad trzy tysiące! Rozdziawiłam usta, wpatrując się w liczby. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że osiągnę sukces. Ponoć na cito wysyłali książki do recenzentów i patronów.
Umieściłam na stronie autorskiej nieśmiały post o przedsprzedaży i odzew mnie rozłożył na łopatki. W niecałą dobę skończyły mi się boxy i dobrze, że część zarezerwowałam dla najwierniejszych fanów, którzy już wcześniej zgłaszali chęć zakupu. Zadziałała jakaś magia, ponieważ do środy przyznane mi dwieście egzemplarzy, rozeszło się jak świeże bułeczki.
Do każdego zakupu dokładałam prezenty. Jakiś czas temu znalazłam w sieci przepiękne zakładki do książek, zrobione z cieniuteńkiej blaszki, chociaż mi przypominały w dotyku najdroższe koronki. Na samym końcu doczepiony był frędzel vel kutas (ach te staropolskie słowa). W trzech kolorach, złota różowego złota i srebra prezentowały się przepięknie na kartkach. Jedne odwzorowywały kształty liści, inne wymyślnych kwiatowych kompozycji, czy właśnie koronek.
Jak na rasową biurwę przystało, zorganizowałam sobie etykiety w korespondencji seryjnej, które potem miałam nadzieję użyć w Inpoście. Jednak czegoś przydatnego nauczyłam się przez te piętnaście lat kariery zawodowej.
Juhu! Dobra nasza!
Bernika i Agatka, córki Uli, pomagały ile mogły w kompletowaniu pudełek, ale większość ciężaru spadała na mnie. Każdy box był skrupulatnie sprawdzany. I chyba coś pomieszałam. Z emfazą uderzałam się w głowę plikiem kartek z zamówienia, usiłując dociec, co poszło nie tak. Sięgnęłam po egzemplarz książki i walnęłam się nim w czoło parę razy, ale jakoś olśnienie i zrozumienie co poszło nie tak, nie chciało objawić się w mózgu.
– Wiedziałem, że cię tu znajdę.
Nie przestawałam uderzać się książką w czoło, do momentu, kiedy smukłe palce nie oplotły się na nadgarstku, powstrzymując kolejny ruch. Zamknęłam konwulsyjnie oczy. Szkoda, że nie pomogło, ponieważ doszedł mnie znajomy zapach perfum, a w dołku ścisnęło niemiłosiernie, powodując realny ból. Zawsze uważałam, że ból duszy to wymysł poetów, aż do tej chwili.
Łzy zebrały mi się pod powiekami.
– Idź sobie – wyszeptałam drżąco.
Zamiast odejść, pogłaskał mnie po głowie, zupełnie rozwalając emocjonalnie. Czułość stała się zapalnikiem rozpaczy, którą spychałam w kąt, bo przecież były ważniejsze sprawy jak premiera, czy przedsprzedaż. Zawsze istniało coś ważniejszego niż moje załamanie nerwowe. Jeden męski gest sprawił, że w tamie strzegącej emocji pojawiła się wyrwa. Jeśli nie załatam jej w tej chwili, ktoś stanie się ofiarą tej katastrofy powodzi łez.
– Zostaw mnie! – poprosiłam, gdy pierwsza łza wymsknęła się spod powieki i spłynęła po policzku.
Wyjął mi z dłoni książkę i chyba odłożył, o czym świadczył głuchy odgłos spadania. Strzelałam, bo po pierwsze nadal miałam zamknięte oczy, a po drugie łzy przesłaniałyby widok.
– Chodź do mnie – szepnął miękko.
Zostałam pociągnięta w silne męskie ramiona i pierwszy raz od miesiąca pozwoliłam sobie na rozpacz, a nie tylko kilka łez zduszonych targowaniem samej ze sobą, że muszę wziąć się w garść. Łkałam niekontrolowanie, pozwalając się tulić do piersi. Brakowało mi czułości i wsparcia. Takiego bez słów z rodzaju „jestem tu dla ciebie", ale nie musimy rozmawiać. Przez chwilę czułam się bezpieczna a negatywne emocje zepchnięte w najdalsze odmęty mózgu.
– Dlaczego nie możesz być swoją siostrą?
Zamarłam na te słowa.
No czy on jest poważny? Co za chujek! Nawet w takiej chwili!
– Dlaczego nie możesz być swoim bratem? – odparłam rozżalonym tonem.
– Ej! – Dźgnął mnie palcem między żebrami. – To nie było miłe.
– A kto zaczął tę spiralę nienawiści?
Podniosłam wzrok, zaglądając w oczy Artura. Podobne do Kuby, ale nie takie same.
– Ciężko jest, co?
Pokiwałam głową, gdy łzy płynęły w dół. Jemu i tak było łatwiej, bo poza wagą ja i Magda byłyśmy identyczne. Więc mógł sobie wyobrażać, że to ona, ale i tak uważałam to za chujowe zagranie. Artur w niczym nie przypominał brata chyba poza palcami i zapachem perfum.
Znów mnie objął. Oplotłam go ramionami i wtuliłam się, jakby od tego zależało dalsze życie. Staliśmy bez słowa dość długo. W końcu przysiadł na ustawionych na sobie paczkach książek, pociągając na swoje kolana. Objęłam go ramionami za szyję, a on wplótł dłoń w moje włosy. Od czasu do czasu składał mi na skroni pocałunek.
– Ciociu, to już nie pakujemy? – Zawiedziony głos Berniki wyrwał mnie z emocjonalnego otępienia. – Bo chciałam mamie zdjęcie wysłać, ile zrobiliśmy.
Otarłam łzy z policzka, nie chcąc, aby młoda coś zauważyła. Odchrząknęłam, żeby nie brzmieć, jakbym płakała.
– Zaraz będziemy Bernie, tylko ciotka trochę pogada z tym dziwnym wujkiem.
– Aha! – skwitowała tajemniczo. – A to najpierw będziesz się całowała z wujkiem?
– Wujek mnie tylko przytula.
– Aha, jasne – mruknęła.
Z jej tonu wnosiłam, że nie wierzy mi za grosz.
– Ty nie bądź taka do przodu, bo ci tyłu zabraknie – rzuciłam lżejszym tonem. – Ty się nigdy nie całowałaś, to nie wiesz nawet, jak to wygląda.
– Tata całuje mamę, jak ona się wścieka i jak płacze, więc wiem, co widziałam – upierała się.
Ten dwunastoletni brzdąc powoli zaczynał mi działać na nerwy.
– Bernie, idź, sprawdź, czy cię w domu nie ma – zasugerowałam.
– Nie ma – prychnęła – przecież jestem tutaj. Jak mogłabym być w dwóch miejscach naraz? – Dzieciak tym tonem ewidentnie dawał do zrozumienia, że jestem co najmniej niepełnosprawna umysłowo. Zupełnie nie łapała aluzji.
Odwróciłam się do niej, prezentując zapłakaną buzię.
– Zostaw nas samych – poprosiłam. – Musimy pogadać, bo stawiam, że wujek nie pojawił się tutaj, żeby mnie poprzytulać.
– Ale żeby pocałować to już tak! – upierała się.
Artur parsknął.
– To jest wykapana Ulka! – zauważył z rozbawieniem.
– To moja mama! – podkreśliła dumnie Bernie.
– Spadaj młoda, żeby mógł dalej całować ciotkę Jankę.
– To trzeba było tak od razu! – burknęła, odchodząc.
– Ależ upierdliwa! – podsumował.
– Po matce.
Westchnęłam, zsuwając się z jego kolan.
– Nie powinieneś przyjeżdżać. – Poczęstowałam go takim samym tekstem jak Ulę. – Przez was mogę stracić kasę i zostanę z wynagrodzeniem za trzymiesięczne wypowiedzenie.
– Ta kasa ci się należy. Mój brat jest wredny, ale nie aż tak.
– Ale czuje się oszukany.
– Taaa – Przeciągnął zgłoski. – Szkoda, że wini wszystkich, ale nie siebie. Mógł zajrzeć do kontraktu? Mógł! Więc niech wylewa te swoje żale także na siebie. Poza tym serio wściekać się, że twoja laska potrafi pisać powieści? – Pochylił się do mojego ucha. – Erotyki?
Jego szept zupełnie nie zrobił na mnie wrażenia. Co innego gdyby to był Jakub. Na samą myśl sutki stanęły mi na baczność.
– Ja bym chciał przerobić wszystkie wspomniane pozycje! – dodał, smyrgając nosem po skórze mojej szyi.
Niechętnie wyswobodziłam się z jego ramion i stanęłam o własnych siłach.
– Przyszedłeś tu dyskutować o swoim bracie?
– Nie. – Westchnął ciężko, opierając łokcie o kolana. – Potrzebuję pomocy z twoją siostrą.
Klapnęłam tyłkiem na podłogę, gdzie siedziałam wcześniej na specjalnej macie dla ogrodników, którą normalnie podkładali pod kolana.
Pokręciłam przecząco głową.
– Nie wiem, czy w ogóle znam twór, który nazywa się Lena Kania i mieszka w Londynie.
Potarł twarz dłońmi w wyrazie bezsilnej frustracji.
– Powiedz mi, jak przekonać Magdę, żeby nie usuwała dziecka.
Serducho mi się ścisnęło na samą myśl.
– Być z nią całą dobą aż do rozwiązania? Zamknąć w bezpiecznym pokoju bez klamek i wypuszczać tylko na niezbędne badania?
– A poza tym?
Zerknęłam w bok, wydymając usta. Było coś, co zawsze działało na siostrę.
– Magda kocha pieniądze – wyszeptałam.
Poderwał głowę do góry.
– Mam jej zapłacić? – spytał z niedowierzaniem.
– I czemu się dziwisz? – Spojrzałam na niego z demotywacją w oczach. – Surogatce też musiałbyś zapłacić, gdyby miała urodzić twoje dziecko, prawda? Ona chce mieć bogatego męża, więc w sumie nie rozumiem, czemu akurat odmawia tobie. W końcu kasę masz, pozycję też, tylko kraj się nie zgadza.
– Powiedziała, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego.
Włożył dłonie do kieszeni.
– Czyżbyś ją zaskoczył umową przedmałżeńską o rozdzielności majątkowej? – Z jego miny wnioskowałam, że trafiłam w dziesiątkę. – Dodałeś coś o zrzeczeniu się praw do dziecka po jego urodzeniu?
– Mogłem – przyznał niechętnie.
Oparłam dłonie na kolanach, podpierając głowę.
– A księżniczka chce księcia, połowy królestwa, uwielbienia poddanych, nielimitowanego dostępu do skarbca i wrogów u swoich stóp, poćwiartowanych na plasterki. No i jakby książę nigdy nie wołał jej do wypełniania małżeńskich obowiązków, a najlepiej umarł szybko, zostawiając w spadku fortunę do roztrwonienia.
Przez chwilę milczał.
– Już wiem, czemu piszesz powieści.
Nie do końca był to zarzut, raczej rozbawiona uwaga, ale nadal gdzieś tam zakuło w głowie.
– Ona chce wszystkiego! – podsumowałam w trzech słowach.
Znów pogłaskał mnie po głowie.
– To nie był zarzut, Janka, tylko stwierdzenie faktu. A piszesz zajebiście!
Odsunęłam się poza zasięg jego rąk.
– Nie wiem, jak urobić Magdę inaczej niż na pieniądze. – Potrząsnęłam głową. – Naprawdę nie wiem. Gdzie ona teraz jest i co ją powstrzyma przed skrobanką, gdy ciebie nie ma?
– Została pod czujnym okiem dziadka i ojca.
Odetchnęłam z ulgą. Może i siostra miała święte prawo do dysponowania swoim ciałem, ale też do ponoszenia konsekwencji seksu bez gumki także. Przyczyna i konsekwencje. Tylko z drugiej strony bycie inkubatorem... to też nie był szczyt marzeń. Gdyby tylko pamiętali o gumce.
– Albo jej zapłać, albo się z nią ożeń, albo obiecaj, że poznasz ją z szychami z Londynu i pomożesz w zagięciu parolu na tego wymarzonego. W zamian za to miałaby się zrzec praw do dziecka, a ty nie będziesz ją ścigał za alimenty.
Artur uklęknął obok i objął dłonią mój policzek.
– Dlaczego nie możesz być swoją siostrą? Z tobą nie musiałbym walczyć o prawa do nienarodzonego dziecka. – Pochylił się do mnie i zawisł centymetr od moich warg. – Ty byś je kochała, tak samo jak mnie.
Położyłam dłoń na jego ustach i odsunęłam się.
– Nie będę substytutem siostry.
– Nie o to mi chodziło.
Cofnął się i usiadł z powrotem.
– Więc o co?
– Że Magdzie brakuje empatii.
Bezcelowo kartowałam książkę.
– Może ma takie doświadczenia z facetami, które nigdy jej nie nauczyły?
– Jesteś ciepła, miła i niezwykle oddana, gdy Magda jest zimna, wyrachowana i interesowna.
– Bo ona nigdy taką nie była – odparłam z żalem. – Nie chciałam być jak ona. Nigdy.
– Czyli szantaż? – podsumował smutno. – Na to mam postawić?
– Przykro mi, że nie ma innej drogi. Logicznej, z argumentami. – Gładziłam palcami aksamitną folię na okładce książki. – Przemęczysz się te siedem miesięcy, a potem będziesz cieszył dzieckiem lub dziećmi.
– Mam nadzieję, że będziesz uczestniczyć w ich życiu?
Podchwytliwe pytanie a znając Artura takie, w którym należałoby się doszukiwać drugiego dna.
– Jako ich ciotka tak, ale jak im szukasz matki zastępczej, to ja się nie piszę.
Skrzywił się.
– Ty mnie zawsze posądzasz o złe intencje.
– Znam cię trzy lata! – odparowałam. – Wiem, jaki jesteś. Słomiany zapał, a potem ktoś musi po tobie posprzątać albo dokończyć.
– Nie mówimy o projekcie ani pracy.
– Właśnie! – wcięłam się. – Mówimy o dziecku lub dzieciach. To zobowiązanie nie tylko na osiemnaście lat, ale na całe życie. Ojcem jest się całe życie Artur, a nie kiedy jesteś podniecony możliwością posiadania potomstwa, bo lekarz ci powiedział, że możesz nigdy się nie dorobić ani jednego. To nie pies, którego oddasz.
Spojrzał na mnie z namysłem.
– Uważasz, że nie dam rady?
– Chcę wierzyć, że dasz! Jeśli dasz plamę, to możesz być pewny, że wytoczę ci sądową batalię, żeby je odebrać.
– Będziesz druga w kolejce, bo Kuba nie odpuści krwi z krwi. Jak wy oboje we mnie wierzycie! – sarknął.
– A ja to co jestem, przybłęda? – prychnęłam, przewracając oczami. – Połowa DNA jest moja.
– Gdyby coś mi się stało, będziecie mieć łączne prawa do tego dziecka lub dzieci.
– Taaa – przeciągnęłam zgłoski. – Już widzę jak jaśnie pan i ja zamieszkamy w tym samym domu, żeby zgodnie wychować dziecko.
Pogroził mi palcem.
– Wbrew pozorom ty i on macie wiele wspólnego.
– Śmiem wątpić! – zaprzeczyłam odruchowo.
– Janka...
– Nie Jankuj mi tu! – ucięłam ostro. – Jeśli to wszystko, po co przyjechałeś, to daj mi dalej pracować.
Odprawiłam go, sięgając po listę i ponownie czytając, co powinno się znajdować w zawartości każdego z trzech leżących pudełek. Artur jednak dalej siedział na paczkach. Oparł łokcie o kolana i wpatrywał się we mnie.
– Mam coś na twarzy? – zapytałam podejrzliwie.
– Nie – zaprzeczył. – Zapytaj mnie.
Zmarszczyłam brwi.
– Niby o co?
– Zapytaj mnie o to samo, o co ja zapytałem.
Przymrużyłam oczy.
– Nie rozumiem.
Odłożyłam listę na kolana.
– Zapytaj mnie o Kubę.
Krew odpłynęła mi z twarzy.
– Nie! – Sięgnęłam znów po papiery. – Idź już!
Nie byłabym w stanie ich przeczytać, bo wzrok mi się zamazywał z powodu łez.
– No dobra! – rzucił rozbawionym tonem. – Jeśli tak ładnie prosisz, to ci powiem wszystko, co wiem.
– O nic nie prosiłam – wycedziłam. Chciałam mrozić tonem, ale wyszło dość marnie.
– Musisz zrozumieć, że po rozstaniu z Izą i rozwodzie, Kuba trzy lata pracował z Mikiem Olsenem. I nie składali doków dla ptaków, ale robili różne mało przyjemne misje. – Uniósł palec do góry. – Zwłaszcza że nie miał nic do stracenia, więc ryzykował tam, gdzie inny nie mogli lub nie chcieli. Mój brat wrócił z tych wojaży nich odmieniony. Zamiast uczuć dorobił się znieczulicy.
– To by pasowali do siebie z Magdą.
– Nie, oj nie – zaprzeczył gwałtownie. – On lubi uporządkowane życie. Zasady, regulaminy i rozkazy. Wydaje polecenie i oczekuje bezwzględnego wykonania, nie dopuszczając, że ktoś mógłby zrobić inaczej.
– Wydawnictwo to nie wojsko – burknęłam, zdając sobie sprawę, że w sumie świetnie opisał te tygodnie współpracy przed wyjazdem do Londynu.
– Ja to wiem, ty to wiesz, ale on... – rozłożył ręce. – On jest oceniany jako świetny manager. Wyprowadził kilka firm z dołka finansowego w czasie pobytu w Londynie i nie zajęło mu to roku, by ustalić plan naprawczy, żeby biznesy nie poszły na dno. Dlatego dziadek tak się napalił, żeby przejął wydawnictwo i przywrócił mu dawną potęgę.
– Którą ty notabene zaprzepaściłeś, nie słuchając moich uwag o księgarniach i dając sobie wejść na głowę Basi i Beacie!
Artur się skrzywił, a potem zrobił skruszoną minę.
– Może popełniłem parę błędów, ale ty... ty ratowałaś ten tonący okręt z godną podziwu odwagą.
– I zobacz, jak skończyłam – rozłożyłam ręce.
– To tylko chwilowe problemy, aż ego mojego brata opadnie.
– Niczego sobie nie obiecywaliśmy, to miał być krótki romans w Londynie, bo nas do siebie ciągnęło. Okłamałam go, wykorzystałam swoją pozycję...
– Nie, dbałaś o swoje interesy. Kuba to dobrze wytrenowany żołnierz.
Zaczęłam skubać skórki przy paznokciach, oceniając stan lakieru na niemal zadowalający. Moje paznokcie zwracały uwagę intensywnym odcieniem fuksji.
– Nie wiem, po co mi to mówisz. Ja i Kuba to tylko tygodniowa przygoda.
Bagatelizowanie sytuacji nie działało, jak powinno, bo czułam smutek.
– Może bym i uwierzył, ale widzisz... – Poruszył się, kucając obok i łapiąc mój podbródek w palce, żebyśmy spojrzeli sobie w oczy. – Sęk w tym, że zajęło mi to aż butelkę dobrej whisky, ale dowiedziałem się, że mój braciszek poczuł się równie zdradzony jak zakochany. – Spuściłam powieki. – A ty nie wydajesz się zaskoczona.
– Puść mnie – poprosiłam.
– Ty wiesz...
Objął dłońmi moje policzki, więc złapałam go za nadgarstki.
– Bo mi o tym powiedział – wyszeptałam.
– Kiedy?
– Na Lotnisku. „Zaufałem ci. Zakochałem się. A ty mnie oszukałaś." – Zacytowałam.
– Oj, dzieciaki – szepnął czule. – I żadne z was nie chce przeprosić.
Szarpnęłam się do tyłu, a on uklęknął.
– A za co mam przepraszać? Że piszę książki? Że umowa została podpisana, zanim się pojawił? Że lobbowałam za własną książką? – zapytałam z pasją, podnosząc głos. – Dobrze, tego czuję się winna, bo usiłowałam mu ją sprzedać na każdy możliwy sposób. Ale w tym wszystkim nie było złych intencji! Dla mnie sprawy Niny to tak jakby odrębnej osobowości. Ja nie jestem nią i ona nie jest mną, a jednak jesteśmy jednością. Nie przyszło mi do głowy, że mogłabym być postrzegana przez pryzmat swojego pisania! Ani nie dopuszczałam, że się zakocham, ani że on poczuje się oszukany, bo nikt mu nie powiedział. To się po prostu stało, parę dni uprawialiśmy seks z założeniem, że co dzieje się w Londynie zostaje w Londynie. I było naprawdę zajebiście, ale...
– Ale? – podłapał.
– Ale i tak miało się skończyć. Nie myślałam o tym, czy on wie, czy nie. Nie przyszło mi to do głowy aż do momentu, kiedy pocałował mnie na lotnisku. Co tak na marginesie – wskazałam go oskarżycielsko palcem – jest twoją winą!
– Dlatego przyjąłem na siebie rolę mediatora.
– Niepotrzebnie.
– Jesteś świetnym office managerem.
– Aga da sobie radę – zapewniłam z westchnieniem. – Może na chwilę spanikuje, ale potem się ogarnie, jest zdolna. Niech ją awansuje. Poza tym jest Iza a na dole Monika. Ewentualnie będą miały ciężej w czasie czyichś wakacji, ale to tyle.
– Janka... – westchnął.
Uniosłam dłoń, żeby przestał mówić.
– Mam do niego żal, że nie pozwolił mi niczego wyjaśnić. Chociaż – machnęłam ręką – co to w sumie zmienia, że napisałam tę durną książkę...
Złapał mnie za ramiona energicznie i lekko potrząsnął.
– Nigdy nie nazywaj swoich dzieł durnymi – ostrzegł. – Nie degraduj tego, co tworzysz! Gdyby to było durne, tysiące ludzi nie chciałoby tego przeczytać.
– Wiadomo, porno na papierze się sprzeda! – zakpiłam.
– Nie każde – skontrował.
– Złaknione emocji baby, które nie doświadczyły w życiu dreszczyku emocji, kupią!
– Za chwilę ci wleję! – warknął.
– Kto ci rękę podniesie! – zakpiłam.
– Ja bym się cieszył jakby moja kobieta, czy żona pisała książki.
– Nawet romanse? – Nie mogłam sobie darować przytyku.
– Zwłaszcza romanse. Kopalnia wiedzy jak chciałaby być uwodzona, co siedzi w jej głowie, gdzie ma granice dotyczące życia seksualnego. Bezcenne. – Przeliterował. – Poza tym, mała, Christian Grey to przy twoim bohaterze, emocjonalna i umysłowa ameba.
– Może jesteś kobietą. – Zaśmiałam się.
– Ciąża twojej siostry wskazuje na coś innego.
Od razu mina mi zrzedła. Jego telefon odezwał się natarczywym tonem, przerywając tę pogawędkę.
– Muszę już jechać, bo cierpliwość ojca według naszej gosposi jest na wyczerpaniu i gotów ją wystawić za bramę. – Pocałował mnie w czubek głowy. – Dzwoń, jakbyś się chciała poprzytulać i wypłakać. Służę ramieniem. Bezinteresownie i bez opłat.
Co za pajac!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro