Część 23
14/8 miłego tygodnia 🖤
Obudził mnie pulsujący ból głowy. Stado rozwydrzonych koni biegało w tę i we w tę, przyprawiając o mdłości. Rozchyliłam powieki, ciesząc się, że Bell wyposażyła swój dom w rolety zaciemniające, więc w pomieszczeniu panowały przyjemne ciemności. W ustach dominował smak wysypiska, język przykleił do podniebienia i mogłabym wrogów położyć oddechem. Z trudem uniosłam się, a skronie niemal mi rozsadzało. Na stoliku obok łóżka stała szklanka wody i leżały dwie białe pastylki. Łyknęłam je bez większej refleksji, że może to być trutka na szczury albo viagra dla kobiet.
Po kolejnej drzemce wybudzenie było mniej dramatyczne. Głowa dalej bolała, ale już nie tak upiornie. Zwlekłam się z łóżka. Widząc swoje obicie w lusterku toaletki, zamarłam z krzykiem na ustach. O, kurwa! Włosy w nieładzie, rozmazany makijaż i wciąż miałam na sobie wczorajszą sukienkę.
Obraz nędzy i rozpaczy!
Długi prysznic otrzeźwił mnie nieco i pozwolił się odprężyć, mimo że lecąca z prysznica woda niemal raniła uszy szumem. Kac morderca nie ma serca – przyszło mi do głowy powiedzeni Radka z czasów, gdy byliśmy razem, a on upijał się w sztok.
Z zaskoczeniem odczytałam godzinę na telefonie. Zdrowo po dziesiątej, co oznaczało ni mniej, ni więcej, że powinniśmy być już w drodze do Hampton Court. A ja przypominałam wrak człowieka, a nie osobę, która miała dzisiaj zwiedzać. Najbardziej szkoda było zmarnowanego czasu.
Zeszłam ostrożnie na dół, usiłując oswoić nadwrażliwe oczy z dużą ilością światła. O ile wczoraj zachwycałam się przestronnym wnętrzem i ilością świetlików w suficie, tak dzisiaj raniły mi oczy. Jak kret wyciągnięty z ciemnych korytarzy.
Jakub siedział na kanapie z laptopem na kolanach. Wyglądał niesamowicie dobrze jak na faceta, który spędził czas na wieczorze kawalerskim od czwartej popołudniu, a potem w klubie niemal do drugiej nad ranem.
– Cześć – wymamrotałam skrzekliwie.
– Zmartwychwstanie? – spytał Kuba z nutą rozbawienia.
– Pochód zombi – odparłam.
– Siadaj, zrobię ci kawę, skoro mózg nie pracuje.
– Ty masz dwa, to jak stawiasz na nogi ten w głowie, gdy masz kaca?
Opadłam niezgrabnie na fotel, okrywając się kocem, bo zrobiło się dziwnie zimno.
– Sarkazm działa, to nie jest źle. Jedynego kaca, jakiego mógłbym mieć to moralnego. – Doszedł mnie dźwięk uruchamianego ekspresu do kawy. – Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spiłem się do nieprzytomności. Chyba w liceum, kiedy to imponowało gównarzeri.
– I to ja uważam się za świętoszkę – mruknęłam pod nosem.
– Ale pamiętasz, że Artur jest kilka lat młodszy?
Podstawił kubek pod ekspres.
– I co z tego?
– Robiłem za jego niańkę, odkąd pamiętam. – Wyciągnął z lodówki mleko. – Więc na wszystkich imprezach to ja zawsze byłem ten trzeźwy i odpowiedzialny. A potem było wojsko i rzeczy, o których nie wolno mi rozmawiać z innymi.
Wpatrywałam się w kawę lejącą się do kubka.
– Czy stąd znasz Mike'a? – Spojrzał na mnie wymownie.
– Strasznie ciekawskie z ciebie stworzenie. Czy ja cię wypytuję o sekrety?
Zaczerwieniłam się, owijając szczelniej kocem.
– Nie było pytania – odpuściłam.
– To nie tak, że nie robiłem w życiu niczego szalonego.
Zabrzmiało to niemal obronnie.
– Seks bez gumki zalicza się do szalonych rzeczy?
Uniósł brew do góry.
– Z tobą? Tak. – Podszedł bliżej, stając nade mną. – Cały ten układ to jedno wielkie szaleństwo.
– No nie mów! – Parsknęłam, gdy podawał mi kawę. – Spodobało ci się tak, że przy następnej okazji też się skusisz?
Jak debilka zadałam to pytanie, chowając się za kubkiem. Ciekawiło mnie, czy byłam jednorazową przygodą, czy robił to już wcześniej. Poza tym chciałam wiedzieć, czy zrobi to ponownie, ponieważ moje durne serduszko, jednak zaczynało mieć do niego słabość. Sporą słabość i liczyłam na słowa „tylko z tobą".
Jakaż ja jestem naiwna, przecież to oczywiste, że tego nie powie!
– Chcesz, żebym kłamał, że nie jestem oportunistą?
Wzruszyłam ramionami.
– To tylko ciekawość – bagatelizowałam.
Spojrzał na mnie przenikliwie, więc znów zasłoniłam się kubkiem, ponieważ w odróżnieniu od bohaterek pisanych przeze mnie romansów nie potrafiłam ukrywać uczuć. Wszystko zawsze dość dokładnie było wymalowanie na twarzy.
– Jestem oportunistą – przyznał bez skruchy. – I to nie mniej niż mój brat, tylko działam inaczej. On kocha flirt i zabawę w uwodzenie, nawet kiedy wie, że to po prostu kolejna cipka do zaliczenia a ja wolę grać w otwarte karty. Niczego nie obiecuję poza dobrą zabawą, to zdrowiej dla obu stron. Tak też prowadzę interesy, wykorzystując nadarzające się okazje.
Zrobiło mi się nieswojo.
Ale naprawdę oczekiwałaś, że po paru numerkach uklęknie i będzie cię prosił o rękę, wyznając dozgonną miłość aż po grób, dopóki kredyt was nie rozłączy? Naiwna duszyczko.
– Do długiej listy imion muszę sobie dodać „okazja" – ironizowałam, gdy ciężka gula zalegała mi na żołądku coraz bardziej. – Janka „okazja" Kania. Ależ to brzmi! Jak tania promocja w supermarkecie, która przyciąga tłumy!
Rozsiadł się wygodnie na kanapie.
– Źle do tego podchodzisz – zauważył ze spokojem i łagodnym uśmiechem błąkającym się po ustach. – Usiłujesz nadać temu, co się dzieje etykietkę na przyszłość, zamiast cieszyć się każdą chwilą szaleństwa w poukładanym świecie. Żebyśmy oboje mieli jasność! Od sekundy, gdy podniosłaś na mnie te swoje sarnie spojrzenie znad klawiatury, chciałem, żebyś klęknęła przede mną i wzięła mnie do ust.
– Cel przyjęty, cel osiągnięty! – zażartowałam, ukrywając dziwny ból, który pojawił się w brzuchu i wędrował do głowy.
Trudno odmówić mu racji, a jednak zabolało niemal tak samo, jak przyłapanie Magdy i Radka na zdradzie. Miał być romans, a wyszedł problem z przyspieszonym biciem serca. I wychodziło na to, że tylko ja nie potrafiłam podejść do tego układu na zimno. Wczorajsza przypominajka znów pojawiła mi się w głowie w pakiecie z innymi wydarzeniami. Od szybkiego numerku, po wymioty w łazience. Do obrazu biseksualnego Simona.
Nie moja bajka.
Potarłam twarz dłońmi.
– Przepraszam za wczoraj – wypaliłam. – Nie tak miał zakończyć się ten wieczór.
– Pijana jesteś naprawdę urocza – uśmiechnął się pod nosem.
Splótł palce na karku, siadając wygodnie.
Słodki jeżu, ile mu powiedziałam z tego, co się dzieje? Zdradziłam jakieś sekrety?
Upiłam ostrożny łyk, maskując przerażenie i dając sobie cenne sekundy na opanowanie.
– Gadałam pewnie jakieś głupoty, co?
– Nie tak dużo – uśmiechnął się znów. – Za to przepraszałaś za kłopot, ale robiłaś to tak słodko, że nie dało się kierowcy powstrzymywać uśmiechu.
Chyba mój sekret był bezpieczny.
– Zwłaszcza kiedy wymiotowałam, co?
– Oj, tak, musieliśmy się tylko dwa razy zatrzymać w drodze powrotnej, ale plus jest taki, że nie zarzygałaś taksówki, bo rachunek byłby większy.
– Jezu! – Zasłoniłam twarz dłońmi. – Oddam ci wszystko co do grosza.
Pokręcił głową z lekkim uśmiechem.
– To nie ma znaczenia. Co mnie bardziej interesuje, to powód, dla którego postanowiłaś się upić?
Podniosłam na niego czujne oczy. Przecież nie powiem mu, że podejrzewam, że moja siostra jest w ciąży z jego bratem. Mogłam mu tylko zafundować półprawdę. Skrzywiłam się.
– Boże, jakie to głupie... – Westchnęłam. – Nie chciałam być tą jedyną w grupie, która się nie potrafi bawić.
– Potrafisz, tylko rozrywki muszą być inne.
W ciszy sączyłam gorący napój, pogrążona we własnych myślach. Usiłowałam znaleźć złoty środek na tę pokopaną sytuację, ale nic nie przychodziło mi do głowy, a im bardziej próbowałam, tym bardziej bolała głowa. Mózg jeszcze nie doszedł do siebie po znieczuleniu, jakie zafundowałam mu alkoholem. Prawie jak po wizycie u dentysty ze znieczuleniem – pół ryja bez czucia a z kącika sączy się ślina.
– Co robimy z tak pięknie rozpoczętym dniem?
Głos Kuby wyrwał mnie znów z rozmyślań. Zerknęłam na zegar.
– Jest jedenasta.
– Młoda godzina. Co mieliśmy w planie?
– Hampton Court.
– To całkiem niedaleko, ale założę się, że szybciej będzie przez M25, M23, M25 niż przez miasto.
– Ale dojedziemy w południe...
Uniósł brew, sięgając po telefon.
– No i co z tego? Do piątej pewnie otwarte, a to parę godzin. – Klikał coś w aparacie. – Autem godzina dwadzieścia, pięćdziesiąt trzy mile. Metrem tyle samo a przez centrum dwadzieścia mil godzina czterdzieści.
Zmarszczyłam nos.
– Jak przez centrum może być najwolniej?
– Witamy w Londynie – rozłożył ręce. – A teraz się ubieraj, a ja zapakuję nam coś do zjedzenia.
Na samą myśl o jedzeniu krew odpłynęła mi z twarzy, a w żołądku zabulgotało. Złapałam się jedną ręką za brzuch a drugą za gardło.
– O, matko!
– Czyli dla ciebie jakiś energetyk i batoniki proteinowe.
– Muszę uprasować sukienkę – marudziłam, wlekąc się na górę.
– Albo nałóż to spodnium z soboty i problem rozwiązany – poradził.
Posłuchałam tej rady, ciesząc się z przyjemnego popołudnia. Nawet byłam w stanie wmusić w siebie coś więcej niż kawę a zabrane batoniki, uratowały mi poziom cukru.
Podziwiając niezwykłe pałacowe ogrody pełne barwnych rabat i idealnie przyciętych trawników z niesamowicie soczystą zieloną trawą, po raz kolejny odrzuciłam połączenie od Simona.
– Nie chcesz z nim rozmawiać? – zagaił Kuba?
– Nie wiem, co miałabym mu powiedzieć?
– Może to on będzie mówił? – zasugerował.
– I nawijał mi makaron na uszy albo błagał, żebym nie wydała jego sekreciku – prychnęłam.
Między przyciętymi żywopłotami zmierzaliśmy po ścieżce wyznaczonej przez mięciutką trawę.
– Myślisz, że Magda nie wie?
– Biorąc pod uwagę, że ona, Simon i Radek urządzili sobie trójkącik, to aż boję się myśleć, kto był aktywną stroną i kto gdzie miał palce lub usta. – Skrzywiłam się na tę myśl.
– Są dorośli.
Te słowa brzmiały, jak próba przywołania do rozsądku, na który nie byłam gotowa.
– Wiem, ale...
Zawahałam się, nie znajdując w skacowanym mózgu słów, żeby wyrazić to, co chciałam. Poza tym byliśmy w publicznym miejscu i nawet mówiąc po polsku, nie był to temat na rozważania w nieco zatłoczonym ogrodzie.
– Może ja mam jakiś zwalony kompas moralny, ale zdrada nawet kontrolowana nie jest dla mnie. Ja chcę mieć pewność, że mężczyzna chce tylko mnie. I może mam jakieś swoje fantazje, tylko że to fantazje. Po przerażeniu na twarzy wszystkich wczoraj zakładam, że Magda nie wie, że on na równi lubi chłopców i dziewczynki – ironizowałam. – Po półtora roku związku?
– A jednak chciałaś go wczoraj ratować? – przypomniał.
– Chciałam, ale teraz...
– Co przeskrobała Magda? – spytał otwarcie.
Westchnęłam ciężko i usiadłam na ławce. Milczałam długo, podziwiając kwitnącą różę, pnącą się wokół łuku z metaloplastyki. Delikatny powiew wiatru przyniósł słodki zapach kwiatów.
– Są siebie warci – wyrzuciłam z siebie wymijająco.
Usiadł obok wygodnie, zwracając się w moją stronę. Nie byłam gotowa, by spojrzeć mu w oczy. Bałam się, że przekona mnie i wyznam mu prawdę.
– On ją zdradza, czy to znaczy, że ona jego też?
– Nie raz i nie dwa! – wyrwało mi się. – I gdyby to było takie proste.
– To znaczy?
– To wierzchołek góry lodowej – przyznałam gorzko.
Milczeliśmy w niekomfortowej ciszy, a ja coraz bardziej uzmysławiałam sobie, że mogę dołączyć siebie do grona oszustów nadużywających zaufania. Ja też okłamywałam Jakuba, nie przyznając się, że jestem Niną Grey.
– Dobra – rzucił znienacka – ewidentnie nie chcesz mi zaufać, a to daje do myślenia. Logicznie rzecz biorąc, możesz mi nie ufać, ponieważ słabo się znamy, nawet spędzając ze sobą dziesięć godzin dziennie przez przynajmniej pięć dni w tygodniu.
– To nie tak... – przerwałam mu. – Widzisz, chodzi o to, że w obecnym rozrachunku Simon i Magda wzajemnie się okłamują... o... Różnych rzeczach. – Gestykulowałam nadmiernie z nerwów. – Tylko że sytuacja wygląda tak, że jeśli on wyjawi jej swój sekrecik, to siostrze zaświecą się oczy jak lampki na choince w Boże Narodzenie. Ale jak ona to zrobi... to pewnie nici ze ślubu – dodałam cicho pod nosem.
– Mówisz, że ona zaakceptuje zdrady bez mrugnięcia okiem, gdy on tego nie zrobi?
Wyłamywałam sobie palce.
– Coś w ten deseń – mruknęłam. – Są rzeczy... zdrady... których nie da się wybaczyć. A gorzej, że mają wpływ nie tylko na nich oboje, ale też na innych...
Motałam się, żeby nie powiedzieć niczego dosłownie.
– Janka...
Wyglądało na to, że zaczął się niecierpliwić.
– To nie jest mój sekret Kuba i nie mam prawa, ani pozwolenia, by co go wyjawić.
– Ale chciałaś to wczoraj zrobić z Simonem.
Teraz już nerwowo wyginałam palce.
– Byłam pijana i wydawało mi się, że mogę zbawić świat. Ale dla nich przeznaczam powiedzonko, widziały gały, co brały, tylko chyba rozumu nie miały.
Westchnęłam, podnosząc na niego wzrok i spodziewając się zobaczyć rozbawienie, ale wpatrywał się we mnie poważnie.
– Już chyba gorzej niż wychowywanie cudzego dziecka być nie może.
Krew odpłynęła mi z twarzy, a oczy rozszerzyły niczym spodki.
O matko i córko! Jak on na to wpadł?
– Nic takiego nie powiedziałam – wyszeptałam.
– Nie musisz, to oczywiste. Zdrady to jest coś, co by sobie wybaczyli, tak powiedziałaś, ale dla mężczyzny kobieta w ciąży z innym, to ten rodzaj sytuacji, którego się nie da wybaczyć.
Schowałam twarz w dłoniach. No i stało się. Wygadałam nie swój sekret! A konsekwencje... Zrobiło mi się niedobrze, więc upiłam parę łyków wody z butelki. Kuba nie był moim wrogiem a bratem faceta, który przez swoją niefrasobliwość zapłodnił Magdę. Czy Artur też cierpiał na oligospermię? Nie mogłam sobie przypomnieć czy mówił, czy to dziedziczna przypadłość. A jak to nie Artur? Czy był jeszcze jakiś facet, z którym puszczała się siostra? Dlaczego to teraz ja musiałam naprawiać ten burdel, kiedy Magda nie chciała wziąć odpowiedzialności?
– Nie wiem, co robić – wyznałam, patrząc na niego z desperacją.
– Pogadać z ojcem dziecka?
Prychnęłam niewesoło.
– Mam zbyt wielu kandydatów. Moja siostra nie należy do wiernych partnerek.
– Ale masz swoje podejrzenia.
Westchnęłam, odwracając twarz. Zerwałam się z ławki i okręciłam wokoło. Może jak Alicja w Krainie czarów wpadłam wczoraj do dziury muszli klozetowej? Wessał mnie wir spłukiwanego gówna i pływam sobie teraz w jakimś szambie?
Niech mnie ktoś stąd wyciągnie!!
– W jak bardzo zaawansowanej ciąży jest Magda?
– Czemu pytasz? – spojrzałam na niego podejrzliwie.
– Artur był tutaj z tobą miesiąc temu na panieńskim, prawda?
I zaraz sprawa się rypnie!
– Skoro wiesz, to po co pytasz?
– Podejrzewasz Artura? – odparł pytaniem na pytanie, wpatrując się we mnie sokolim wzrokiem, by wyłapać każde najdrobniejsze emocje i gesty.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro