Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część 21

7/8/23

Miłego poniedziałku 🖤

Nadeszła środa a z nią wieczór kawalerski Simona. Rankiem piłam kawę, gdy napatoczył się Jakub po prysznicu. Zerknął na mnie przelotnie i podszedł do ekspresu.

– Gorąca kawa, gdy na dworze jest już prawie piętnaście stopni?

– Jeśli w upalny dzień nie potrafisz wypić gorącej kawy, to jesteś za słaby, żeby przetrwać apokalipsę! – zażartowałam, salutując mu kubkiem i wywołując na jego ustach uroczy uśmiech.

– Prawda! – zgodził się.

Upiłam kolejny łyk magicznego napoju z ziaren, który dawał mi codziennie fałszywą nadzieję na bycie produktywną i efektywne wykorzystanie energii, jaką otrzymałam po przespanej nocy, żeby stawić czoła nowemu dniu!

Kolejny słoneczny dzień wypełniony zwiedzaniem!

O ile ja dałam radę wykpić się dosłownie ze wszystkich zaproponowanych mi przez siostrę spotkań, to on nie dał rady i miał cały wieczór spędzić na imprezce. Ale umówmy się, że słowo „próbowała mnie przekonać" w odniesieniu do mojej siostry ograniczało się tylko i wyłącznie do SMS lub krótkiego telefonu bez nawet krzty namawiania. Jej narzeczony to zupełnie inna liga. Po skończonej rozmowie Kuba westchnął głęboko, obejmując mnie mocno i całując długą chwilę.

– Niby mam czterdziechę na karku, a odmówić facetowi nie potrafiłem.

– On jest szefem sprzedaży, więc nie miałeś szans! Tylko się nie spij jak świnia. – Przewróciłam żartobliwie oczami. – Nie bardzo mam cię tu jak uratować, a kanapa może i wygląda na wygodną, ale kto wie.

Jak znałam facetów, to zaraz padnie wiekopomne „Wiem, ile mogę wypić." I pewnie foch, który zaspokoi dopiero FOCH.

– Wiem, ile mogę wypić.

Ha! Jak wróżka! Szkoda że w lotto nie miałam tyle szczęścia.

– Oczywiście! – zgodziłam się układnie. – Zresztą wypić jak wypić, to jeszcze pół biedy! Ale potem trzeba cię będzie wyciągać śpiącego spod ławki.

Kuba przyjrzał mi się w sposób, który powinien przewiercić się do głębokich czeluści mojej duszy i dotrzeć do każdego mrocznego zakamarka. Zamiast jednak się obrażać, przyciągnął mnie do siebie i pocałował w skroń.

Zwłaszcza po wczorajszym, wiedziałam, że złożył okruszki w całość. W jednym z takich mrocznych kącików w mojej głowie siedziały ukryte wszystkie złe wspomnienia z Radkiem. Przecież nie robiłam tych wycieczek osobistych bez powodu, a miałam naprawdę solidne podstawy – złe poprzednie doświadczenia. Mój eks po pijaku i na narkotykach odwalał różne akcje, a ja lubiłam powiedzenie, że nie wchodzi się do tej samej rzeki drugi raz. Może i krokodyli nie widać na pierwszy rzut oka, ale zaatakują, jak tylko dotkniesz powierzchni wody. Wolałam przebywać z daleka od takich siedlisk.

Czy to niesprawiedliwe stosunku do Kuby? Tak, ale nie potrafiłam inaczej. Nieprzepracowana trauma jak powiedziałby nie jeden terapeuta. Jednak jakoś nigdy nie byłam gotowa do przyznania się do tamtej porażki przed samą sobą, a przed terapeutą! Kisiłam więc złe emocje, licząc na cud, który nie nadchodził, a teraz posądzałam nowego faceta o grzechy poprzedniego.

Nie, poprawka, nie faceta. Zupełnie nie widziałam, jak określić jego status. Co wiedziałam, to że nie dałam mu odpowiedniego kredytu zaufania. Ale tego miało być tylko parę dni seksu w Londynie. Wrócimy do Warszawy i do stosunków służbowych. Jeszcze nie wiedziałam jak, ale...

Coś się wymyśli.

Odgarnął mi z czoła pasemko włosów i złożył na nim pocałunek. Jak dla mnie wyglądało, że zrozumiał, co usiłowałam podprogowo sprzedać – bagaże doświadczeń z poprzednikami. Ciężkie walizki, zapieczętowane na amen. Jedyne czego mi brakowało, to kogoś – partnera – który otworzy je, przejrzy zawartość, a potem spali na stosie miłości, a ja nie będę potrzebowała kosztownej terapii.

Ależ naiwność! Godna autorki romansów, którą byłam. Co poradzić! Przypominałam skatowanego psa, który nadal wierzył, że ktoś go pogłaszcze, zamiast uderzy.

Czekałam na swój happy end, a w międzyczasie nadawałam swoje cechy charakteru bohaterkom pisanych książek. Dzięki temu mogłam się zakochiwać w wyimaginowanych mężczyznach, stworzonych idealnie dla nich. Ona o czymś myślała, on to robił. No dobra, bez przesady, ale łączyło ich mityczne, tantryczne COŚ. Dwie połówki.

Jaka szkoda, że ja się urodziłam w całości i do życia potrzebowałam tlenu, a nie miłości.

– Jakbym wrócił nawalony w trzy dupy, nie będę w stanie zrealizować mojego pomysłu na tę noc. A powstał  już szczegółowy plan – dodał uwodzicielsko.

– Hmm! – Uśmiechnęłam się cierpko. – Elena wspominała coś o barze ze striptizem.

– Owszem wspominała. I to nie tylko w odniesieniu do panów, ale ty widać nie słuchałaś uważnie, bo stałabyś się bogatsza o nowe doświadczenie. Elena i Magda z koleżankami idą na męski striptiz, a skoro twoja siostra jest panną młodą, jak nic skończy na scenie w objęciach jakiegoś wymuskanego faceta z bicepsami. I mężczyźni i kobiety lubią patrzeć na okazy doskonałego „ciała", ale faceci nie ukrywają pruderyjnie, że im się podoba, co widzą. Kobiety będą się wypierać, ale na końcu i tak fantazjować w łóżku, że to ten byczek strażak, a nie mąż ją obraca. Mam oczy, więc będę patrzył, ale to nie znaczy, że chciałbym którąkolwiek zaprosić na jakiekolwiek „after party".

Racjonalizm tej wypowiedzi był nie do pobicia, więc zeszło ze mnie całe napięcie. Doszłam do wniosku, że powinnam sobie zapisać ten wywód, by go potem użyć w książce!  

– Dobra.

Teraz on patrzył na mnie podejrzliwie.

– Dobra?

– Tak. Dobra.

– Czy to wstęp do kłótni albo sceny zazdrości?

– Nie – zaprzeczyłam, kręcąc głową. – Po prostu mówię „dobra", przyjmując twoją argumentację. – Nie wyglądał na przekonanego. – No co? Kobiety nie mogą być racjonalne?

– Mogą, ale zazwyczaj nie w kwestii striptizu.

– Sam mówiłeś, że będziesz tylko podziwiał. Wycofujesz się? – Spytałam, mrużąc oczy do szparek.

– Nie wycofuję się – zapewnił. – Ale pierwszy raz zdarza mi się przybywać z kobietą, która jest racjonalna i da się ją przekonać argumentami.

– Może chodzi o siłę argumentów?

Zaplotłam dłonie pod biustem, ściskając go nieznacznie, by wypchnąć do góry i wyeksponować. Jego oczy momentalnie przykleiły się do widocznych półkul. Pocałował najpierw jedną, a potem drugą.

– Tak! – rzuciłam z emfazą. – Odpowiednia siła argumentów jest wręcz pożądana.

Niestety z igraszek wyszły nici, ponieważ byliśmy w centrum, zwiedzając. Odsunęłam jego głowę.

– To jak lizanie lodów przez szybkę – poskarżył się, spoglądając tęsknie na piersi. – Czemu w pracy nie chodzisz tak ubrana?

– Ponieważ to praca, która wymaga powagi. – Skrzywił się. – Każdy kurier stojący przed ladą recepcyjną, mógłby patrzeć na nasze cycki – dodałam.

– To lepiej nie.

– Poza tym czy to nie frajda wiedzieć, co jest pod bluzką i tylko ty możesz na to patrzeć?

– Oho! – Zaśmiał się. – Teraz brzmisz jak jakiś mafijny bohater. Prawie jak ten od Niny Grey.

Zatrzymałam się gwałtownie, mrużąc oczy.

– Skąd wiesz, jak brzmi bohater Niny Grey?

Odwrócił się do mnie nieco skonfundowany tym gwałtownym zachowaniem i ostrym tonem.

– Jeździcie po mnie o tę cholerną powieść od miesiąca. – Wzruszył ramionami. – Nawet Artur suszył mi głowę przed wyjazdem, twierdząc, że lepiej się mile rozczarować, niż żyć w nieświadomości. To zacząłem czytać.

Otworzyłam usta ze zdumienia, wciąż stojąc jak kołek.

Do diabła!

– Przecież powiedziałeś „nie" – przypomniałam ostrożnie.

– Tylko krowa nie zmienia zdania.

Serce zabiło mi szybciej na te słowa.

– Zmieniłeś zdanie?

– Nie!

Jedno słowo i z euforii bujania w obłokach marzeń, opadłam w czeluści depresji. Twarde lądowanie bez telemarku gwarantowane! JEB!

– Jezu, masz teraz minę, jakbym co najmniej zatłukł jakiegoś szczeniaczka w wyjątkowo brutalny sposób.

Zamknęłam usta.

– Jestem po prostu... zaskoczona.

Oparł się o murek okalający Tamizę i splótł przedramiona na piersi.

– Bliżej słowa „zaszokowana". 

Myśl, Janka! Jak wybrnąć z tej kabały, żeby nie zdradzić się niczym?!

– Przecież nie odzywałeś się do mnie przez długi czas – wypomniałam z pretensją – twierdząc, że nadużyłam przywilejów.

– Ponieważ tak było. Zaufałem ci w kwestii prezentacji, a ty postąpiłaś wbrew instrukcjom. Utrata zaufania na twoim stanowisku to niezwykle niebezpieczne, zwłaszcza że cztery tygodnie temu stąpałem po niepewnym lodzie po przewrocie władzy.

Dobra, mógł mieć rację! Ale ja też miałam!

– Ponieważ pojawiłeś się znienacka i nagle zacząłeś rozstawiać wszystkich po kątach i wywracać do góry nogami stoliki! Plan wydawniczy ustala się na rok naprzód – przypomniałam syknięciem, wymachując mu pouczająco  palcem przed oczami.

Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął między swoje rozstawione nogi, aż oparłam się całym ciałem o jego. Objął dłońmi moje pośladki, przyciskając do siebie.

– Chcesz się kłócić?

Przymrużyłam oczy.

– Może.

– A może jednak nie – zaproponował, miziając nosem po szyi. Złapał ustami płatek ucha, przygryzając go lekko. – Pamiętasz, że co dzieje się w Londynie, zostaje w Londynie? Możemy podpisać pakt, że co zostało w Polsce, dzieje się tylko w Polsce?

– Będę ci ryć banię o Ninę, nawet jak wrócimy! – ostrzegłam. – Zwłaszcza teraz, kiedy wiem, że czytasz!

– You have witchcraft in your lips – zacytował Szekspira.

– Nie wykpisz się! – Uszczypnęłam go lekko.

– Żałuję, że się wygadałem – marudził, wypuszczając mnie z objęć. Pociągnął mnie za rękę w kierunku naszego kolejnego obiektu zwiedzania – Szekspir Globe.

– Przepadło.

– Wypowiem się, jak wrócimy do Polski.

Uderzyłam go żartobliwie.

– No weź!

– Nie, nie namówisz mnie. Nie ma mowy i jak piśniesz komuś słowo, będę się wypierał – ostrzegł. – I przestanę czytać!

Pozwoliłam sobie na zakup kilku magnesów z cytatami oraz uroczy wisiorek z różą zatopioną w żywicy epoksydowej. Samo przedstawienie było wyśmienite i nawet jeśli nie zawsze rozumiałam wszystkie kwestie wypowiadane przez aktorów, to jednak słuchanie brytyjskiego akcentu przyjemnie pieściło uszy.

Do tymczasowego lokum zostało mi wracać samej, gdyż panowie mieli się „zabawić", jak to powiedział przyszły pan młody. A on ostatni raz „zaszaleć". Zupełnie nie wierzyłam w te zapewnienia. Nie po tym co powiedział Radek. Jeśli po alkoholu i narkotykach zabawiali się wspólnie, to jakoś tego nie widzę. Ale byli dorośli i wiedzieli, co robią, nawet gdyby mieli się zdradzać na okrągło. Nie moje małpy nie mój cyrk.

Chłopaki zaczynali ten swój spęd o czwartej w jednym z najstarszych pubów w Londynie – Ye Olde Cheshire Cheese. Z google dowiedziałam się, że  znajduje się na tyłach katedry świętego Pawła. Piwnice przybytku należały do trzynastowiecznego klasztoru, który w szesnastym przekształcono je w gospodę. Wiadomo, jakoś się musiały utrzymać kościoły! Obecny budynek pubu został zbudowany po wielki pożarze Londynu w tysiąc sześćset sześćdziesiątym szóstym – nadal kupa historii! A gdzie potem ich oczy poniosą, to się jeszcze zobaczy.

Ledwo rozstałam się z Kubą, zadzwoniła siostra. Jej to się nie spodziewała, ale może znów się coś spierdoliło i potrzebowała sobie ponarzekać i powrzeszczeć z frustracją, albo pocieszyć, że jest ktoś gruby i nietrakcyjny w okolicy.

– Halo.

– Czy ja ci nie mówiłam, żebyś zostawiła klucz u sąsiadki? 

Ani dzień dobry, ani spierdalaj tylko z grubej rury, o co chodzi! Niedobrze!

– Eeeee – zająknęłam się.

O, cholera! Nadal miałam jej klucz w plecaku.

Zatrzymałam się tak gwałtownie, że osoba idąca za mną wpadła na mnie z impetem. Odsunęłam się pod ścianę, mamrocząc nieporadne przeprosiny, by nie zostać staranowaną w korytarzu metra, przez innych śpieszących się gdzieś współpasażerów.

– No właśnie! – wrzasnęła, aż mi zadzwoniło w uszach. – Gdzie jesteś?

– W centrum, przy Waterloo.

– To zaiwaniaj do mojego domu! Ale to już! – rozkazała z wściekłością. – Bo jak Boga kocham, ukręcę ci łeb przy samej dupie. Zapomniałaś, że wychodzimy wieczorem?

Rozejrzałam się z paniką, żeby namierzyć jakąś mapę ze stacjami i określić, jak długo mi to zajmie.

– A gdzie masz swoje klucze?

– W dupie! – wycedziła.

Dobra, chyba była naprawdę wściekła.

– A Radek?

– Nie odbiera telefonu, przecież poszli na ten jebany kawalerski!

Oł, damyt! Racja!

Pewna myśl zaświtała mi w głowie, gdy studiowałam mapę, jak dostać się ze stacji Tower do Wilsden Green.

– A Elena?

Wodziłam palcem po kolorowych liniach, patrząc, gdzie zaczyna się szaro–srebrna. Najlepiej linią District lub Circle do przystanku Westminster, a potem Jubilee do stacji, gdzie mieszkała Magda.

– Jak myślisz? – spytała Łagodnie. Skrzywiłam się, wizualizując Etnę przed wybuchem. –  Gdzie w środowe popołudnie jest Elena? – Nie dała mi dojść do słowa. – W pracy! Za ile tu będziesz?

Nie miałam dobrych wiadomości, ale już biegłam w stronę odpowiedniej platformy.

– Z godzinę? – zaryzykowałam prawdziwą odpowiedź.

– Ja pierdolę! Zawsze mi musisz robić pod górkę!

Z tymi słowami rozłączyła się. Utyskiwaniom nie będzie końca! Jak znałam siostrę będzie mi to wypominać do grobowej deski albo jeszcze straszyć z zaświatów, że postawiłam ją w tak niekomfortowej sytuacji i musi teraz sterczeć pod własnym domem, czekając, aż ktoś ją uratuje. Mówią, że złe królowe to księżniczki, których nikt nie uratował. Magda już taką była i do tego przednio się bawiła rolą. Ja mogłam się tylko zastanawiać, czy gdzieś po drodze nie uda mi się kupić zatrutego jabłka.

– Onegdaj były wiedźmy i jabłka zatrute, dziś księżniczki wykańcza laktoza i gluten – rzuciłam pod nosem.

Spociłam się niemiłosiernie, niemal biegnąc od stacji aż do domu siostry. Straciłam kilka minut, żeby dorobić klucz, już tak na zaś, żeby nie marudziła, że musi jeszcze tyle dziś zrobić, a to tak wiele zachodu. Niech ma i zna moje dobre serce!

Z zaskoczeniem odkryłam, że niczym smoczyca nie zieje ogniem, a z uszu nie leci jej para, bo... nie siedzi na schodach! Ciekawe gdzie też szanowna Madzia pognała w akcie desperacji, zamiast czekać, kiedy pojawię się z kluczem. Rozejrzałam się trochę niepewnie, biorąc za klamkę, ale drzwi nie ustąpiły.

Sięgnęłam po telefon, bo w końcu koniec języka za przewodnika i może jak będę miała szczęście, obrażona królewna odbierze i powie, gdzie powinnam się skierować, żeby błagać o wybaczenie. I oby w tym procesie się obeszło bez wrzucania dziewicy do wulkanu, bo gdzie ja tu znajdę dziewicę. Wolałabym już chyba do Częstochowy na kolanach zasuwać, niż szukać dziewicy w Londynie. Większa szansa na sukces!

Niestety, ale królowa nie przyjmowała audiencji telefonicznych. Pozostało mi próbować, bo może w końcu się zlituje i odbierze? Postukałam telefonem po wargach, niepewnie przestępując z nogi na nogę. Głupio było tu tak tkwić. Niby mogłam wejść do domu, ale czy to nie wywoła awantury?

Zapukałam kontrolnie do sąsiadki. Może przygarnęła nieszczęśliwie siedzącą dziewczynkę z zapałkami, czekającą, żeby podpalić świat i patrzeć, jak w nim płonę. Uprzejma starsza pani pojawiła się w drzwiach.

– Dzień dobry, szukam Magdy, ponoć zgubiła klucze... – wyjaśniłam niepewnie.

– Była tutaj. – Wyjaśniła pogodnie. – Ale nie chciała siedzieć na schodach, ani skorzystać z mojej gościny, twierdząc, że zaraz będziesz.

Ale kłamczucha! Ciekawe czy jej nos nie rósł jak Pinokiowi?

– Zajęło mi to dłużej, niż myślałam.

Uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

– Magda weszła do domu przez okno, bo zostawiła je uchylone, zapominając zamknąć przed wyjściem do pracy. Nagimnastykowała się trochę, ale powinna być w domu.

Wyciągnęłam klucz z kieszeni zawieszony na różowej wstążce.

– To zapasowy, który zapomniałam oddać i musiała czekać.

– Dziecko, nic jej się nie stało. – Uspokajała mnie, widząc, jaka byłam zdenerwowana i niepewna. – Poza tym nie wyglądała na zdesperowaną. Rozmawiała z kimś przez telefon, a potem zdecydowała się poczekać w ogrodzie, gdzie odkryła uchylone okno. Ta dziewczyna ma więcej szczęścia niż rozumu. I ona tych kluczy nie zgubiła, tylko zostawiła w pracy. Kiedyś głowę gdzieś zgubi.

Brwi podskoczyły mi do góry na tę informację. W sumie nie twierdziła przez telefon, że je zgubiła, tylko że ich nie ma. A to różnica. Formalnie przecież nie skłamała. Ale prawdy też nie powiedziała, bo przez swoje roztrzepanie pewnie zostawiła je w firmie. Elena mogła je przywieźć później.

A ja tu leciałam na łeb na szyję, bo ona czeka... Znów dałam się nabrać.

Podziękowałam sąsiadce i otworzyłam sobie drzwi z klucza. W domu panowała cisza z tych złowieszczych, gdzie masz ochotę zawołać donośnie „Jest tam kto?" a nieznajomy odpowiada grobowym głosem „jestem w kuchni i robię kanapki, chcesz jedną?". Gdyby ktoś mnie tu napadł, nawet nie wiedziałabym, jak się bronić. Zatrzasnęłam donośnie drzwi, dając znać, że ktoś pojawił się w domu, ale nadal Magda nie biegła z żadnej strony, żeby zjebać mnie na czym świat stoi.

– Magda? – zawołałam w głąb domu, ale odpowiedziała mi cisza.

Dziwne!

Wręcz podejrzane!

Moje przewinienie mogło przykryć tylko jeszcze większe przestępstwo. Simon się rozmyślił i ślubu nie będzie? W sukienkę się nie zmieści?

Przygryzłam wargę, stawiając niepewny krok w głąb domu. Na stoliku pod lustrem stał lakier do włosów. Wzięłam go, żeby w razie co prysnąć w oczy seryjnemu mordercy, którego się spodziewałam w kuchni, robiącego kanapki, przed dokonaniem makabrycznej zbrodni.

Zaczynała mnie mocno ponosić pisarska wyobraźnia!

– Magda! – zawołałam głośniej.

Sprawdziłam dwa pokoje na dole i kuchnię. Zajrzałam nawet do toalety i pomieszczenia gospodarczego. Czajnik był jeszcze ciepły, więc musiała, gdzieś tu być. Przyszło mi do głowy, że może suszyła włosy na górze i nie słyszała? Znikąd jednak nie dochodził mnie żaden dźwięk. Weszłam po schodach na górę, a irytacja sięgała zenitu.

Już ja powiem, co o tym myślę! Bez sensu mnie ganiać po mieście! Do tego obcym, bo królewna ma taki kaprysik!

Tupałam nogami, ale dywan tłumił te dźwięki, więc nawet nie mogłam poczuć satysfakcji z chwilowego okazywania niezadowolenia. Drzwi do sypialni, którą zajmował Radek były zamknięte a do sypialni Magdy uchylone. Ciarki przebiegły mi po kręgosłupie, gdy usłyszałam niewielki szelest z łazienki. Serce waliło mi jak oszalałe, gdy zajrzałam do pomieszczenia, mając przed oczami sceny z filmów Hitchcocka.

Na szczęście nie była to też scena z horroru, gdy zakrwawione ciało leżało na kafelkach z odciętą głową. Siostra siedziała oparta plecami o wannę, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w ścianę. Zaniepokoiła mnie, bo kto jak kto, ale ona i chwila zadumy, to nigdy nie oznaczało niczego dobrego.

– Magda?

Odpowiedziało mi coś, co uznałam za pomruk.

– Co jest? Źle się czujesz? Coś sobie zrobiłaś?

Znów cisza, która sprawiała, że jeszcze bardziej się zdenerwowałam. Ukucnęłam obok, dostrzegając, że zaciska na czymś palce. Delikatnie dotknęłam ramienia siostry, usiłując zwrócić jej uwagę.

– Z roboty cię wyjebali, czy Simon cię rzucił? – zażartowałam.

To dopiero sprawiło, że otworzyła dłoń, którą kurczowo przyciskała do piersi. W mdłym świetle zza okna przyjrzałam się, pochylając niżej. Brwi podskoczyły mi przysłowiowo do linii włosów, gdy rozpoznałam przedmiot.

Test ciążowy.

Pozytywny test ciążowy.

Ale że jej?

Aż sama klapnęłam na kolana, a potem usiadłam, opierając się o framugę drzwi.

Dobra! Nie powinnam być wredna... ale...

Sama była w ciąży a jeszcze parę tygodni temu narzekała, że jedna z druhen jest ciężarna i ukradnie jej całe widowisko, a to ona miała być kulminacyjnym punktem programu. Zduszenie satysfakcji i chęci rzucenia tego w twarz siostrze kosztowało mnie dużo! Skoro siedziała w łazience, to chyba jednak coś było nie tak.

– Czemu się nie cieszysz?

Przymknęła oczy, jakby powstrzymywała się przez złośliwym tekścikiem, który wyrwałby mnie z butów. Zacisnęła szczękę. Ewidentnie w niezadowoleniu. Przecież nie mogło być tak źle, prawda?

Prawda?

Niemiły dreszcz przebiegł mi po plecach, wywołując gęsią skórkę na ramionach.

A może jednak mogło?

Do głowy przyszło mi kilka tłumaczeń w stylu „nie jest gotowa" albo „zniszczy sobie figurę" czy „kiepsko tu płacą na macierzyńskim". Ale mogło być też coś innego.

– Simon nie chce mieć dzieci? – spytałam ostrożnie.

Westchnęła ciężko ze zniecierpliwieniem.

– Nie wiem! – wycedziła.

– To z nim porozmawiaj, znajdziecie jakiś kompromis. Może to za wcześnie, ale...

– Boże, jak ty nic nie rozumiesz! – Pokręciła głową z rezygnacją.

– No weź, to nie koniec świata! Problem by się zrobił, jakby to nie było dziecko Simona...

Ostatnie słowa mówiłam coraz ciszej, spoglądając na niezwykle ekspresyjną twarz siostry.

UPS!

A więc w tym był problem. Magda zaszła w ciążę z innym mężczyzną. Z Radkiem? O, Boże! To dopiero byłby numer. Ale wiem, że spała też z Arturem, gdy byliśmy na jej panieńskim. Z kim jeszcze sypiała siostra? Z kimś z pracy? I komu pozwoliła się przelecieć bez zabezpieczania?

– Jesteś pewna, że nie jest Simona?

Parsknęła niewesoło.

– Simon nigdy nie zapomniał o prezerwatywie! – syknęła.

– Może jakaś była wadliwa, czy coś...

Cały czas w głowie usiłowałam racjonalizować sytuację. Spojrzała na mnie z niewielkim zainteresowaniem.

– To w sumie całkiem niezła wymówka.

Czy moja siostra planowała wrobić narzeczonego w dziecko innego faceta? Mój kompas moralny był absolutnie przeciwny takim działaniom.

– Magda... – zaczęłam z wahaniem. – Jak to dziecko nie jest Simona, to może lepiej odwołać ślub...

Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Oszalałaś? – oburzyła się.

– Ale sama przyznałaś...

– I co z tego, że nie jest jego? To są miesiące planowania i przygotowań. Nawet już mamy zrobione zdjęcia!

– Ale...

– Zejdź na ziemię Janka! – syknęła. – Świat jest brutalny, a Simon da mi wszystko, czego potrzebuję! Nawet wychowa to dziecko!

– Ale to nie jego dziecko...

– Na świecie dziesiątki ojców wychowuje nie swoich synów. – Przeczesała włosy palcami.

Może i tak, ale nadal mi się nie podobało, że jakiś przypadkowy facet zrobił jej dziecko, a inny będzie je wychowywał w przeświadczeniu, że jest jego! To totalnie nie fair w stosunku do Simona, ale i dziecka, które niczemu nie jest tu winne. I biologicznego ojca tego dziecka – nie zapominajmy o nim!

– I co teraz?

Nerwowo ściskała w dłoni test ciążowy. Wzięła telefon do ręki.

– Teraz idziemy się zabawić! – oświadczyła kategorycznie!


Henryk V – William Szekspir, Akt V, Scena II. Po polsku –  Są czary w twoich ustach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro