Część 15
27/7
Dzisiaj planowy rozdział :) Miłego 😎 do piątku już niedaleko!
Annabell była na tyle miła, że pożyczyła mi sukienkę, uśmiechając się przebiegle, gdy wybierała coś pomiędzy wieszakami.
– Boję się tego uśmiechu – wydęłam usta.
– Co ty, mi chodzi tylko o to, żeby facet pożałował, że cię zdradził.
– Nie nałożę nic, co kończy się tuż za tyłkiem albo ma dekolt po rowek między pośladkami – ostrzegłam, siadając na pufie. – Nic co wygląda jak koszula nocna i pod co nie da się nałożyć stanika.
Zerknęła na mnie przez ramię.
– I majtek! – dodałam szybciutko.
– Masz młode, stojące cycki możesz chodzić bez.
– Wiara mi nie pozwala – wypaliłam.
Zmarszczyła brwi, patrząc na mnie zaskoczona.
– No coś ty! – Zakwestionowała moją poczytalność, ale widząc radosny błysk w moim oku, odetchnęła z ulgą. – Jezu, nie strasz. Zielona czy granatowa?
Zerknęłam krytycznie na obie kreacje, krzywiąc się w duchu.
– Bez obrazy, ale...
– Granatowa – zaordynowała.
– Nie, no serio Bell... miej litość. Na tobie te kiecki pewnie wyglądają obłędnie, ale na mnie...
– Tere fere! – wpadła mi w słowo. – Idziemy do klubu, a nie ma konwent seniorów.
– W tej sukience będzie mi wydać stanik! – oponowałam.
– Nie będzie – zaprzeczyła radośnie, dodając konspiracyjnym szeptem. – Żadnego nie będziesz mieć pod spodem.
Przewróciłam ostentacyjnie oczami, nie mogąc sobie wyobrazić, jak niby zmieszczę się w to cudo! Wiem, że są takie torebki, że jak wyssiesz powietrze, że się robią małe, ale nie robili tego w moim rozmiarze i wątpiłam, czy by zadziałało na człowieka. A dieta... echhh... Po dwóch dniach bez czekolady traciłam słuch w lewym oku. A po czternastu dniach miałam sny erotyczne o kąpieli w barszczu.
Tyle w temacie.
Potrzebowałabym cudu!
– Jestem wdzięczna, naprawdę...
Przerwała mi natychmiast.
– Skończ pierdolić i ją nałóż. Zrozumiesz.
Po paru minutach wyginania się i poleceń „trzymaj cycki w miejscu cycków" i zapinania suwaka na cztery ręce, patrząc w lustro, musiałam przyznać, że efekt końcowy był tego wart. Sukienka podkreśliła mi talię, a wbudowany gorset sprawił, że dolinka między piersiami, która zazwyczaj była niczym kanion Kolorado, teraz stanowiła wąziutki przesmyk.
– Dobra, zwracam honor.
– Och! Nie ma sprawy. – Machnęła bagatelizująco dłonią. – Na tobie wygląda jeszcze lepiej niż na mnie kiedykolwiek. Jeśli nałożyłabyś do tego żakiet, mogłabyś iść na eleganckie przyjęcie.
– A ty co nakładasz?
Z szatańskim uśmiechem sięgnęła do najdalszego wieszaka i wyciągnęła złotą opalizującą kreację z głębokim przekładanym dekoltem. Mogłam się założyć, że jak zacznie tańczyć, rozporek będzie miała aż po szczyt uda.
– Piękna. – Dotknęłam z nabożeństwem materiału.
– Nie zamienię się z tobą. – Zaśmiała się. – Dobra jest ósma, musimy się zbierać, chociaż ja bym chętniej zagrała w scrabble albo domino.
– Jutro? – zaproponowałam z nadzieją.
– Nie wiem, czy przyszła teściowa się nie obrazi, jak nie przyjedziemy – przewróciła oczami. – Umalować się chyba potrafisz, co?
Zeszłam na dół przed Bell, zastając tam tylko Kubę. Obrzucił mnie szybkim spojrzeniem i odwrócił wzrok. Poczułam ukłucie rozczarowania, bo w końcu może i nie byłam Miss Universe, ale uważam, że w ubraniach Bell wyglądałam całkiem nieźle. Zwłaszcza z makijażem. A tu chłodne przyjęcie i nos w telefonie.
Odstawiłam szpilki na ostatni schodek.
– Źle wyglądam?
– Nie – padła sucha odpowiedź.
Westchnęłam przeciągle, podziwiając się w lustrze.
– Ale grubo?
– Nie.
Nie podniósł wzroku, ani nie zmienił tonu, jakby zupełnie nie słuchał moich pytań.
– Ale mogłabym schudnąć? – zagadnęłam podchwytliwie.
– Nie, ładnie wyglądasz.
A więc jednak słuchał.
– Ale zachwytu nie ma? – sarknęłam, krzyżując buntowniczo ramiona na piersi.
– Jest... entuzjazm.
Widzę właśnie!
Nos nadal miał w telefonie, więc zaczęłam się irytować.
– Nie jakiś ogromny – marudziłam, poprawiając materiał sukienki na biodrach.
Dopiero teraz podniósł wzrok.
– Naprawdę chcesz się o to pokłócić? – spytał z lekkim zaskoczeniem.
Wzruszyłam ramionami.
– Jak nie ma o co innego – skrzyżowałam ramiona na piersi.
Parsknął cichym śmiechem, przesuwając wzrokiem po moim ciele
– Wyglądasz bardzo ładnie.
– Ale mogłabym lepiej?
Przymknął oczy na chwilę ze zniecierpliwieniem.
– Serio? – spytał z niechęcią.
Mike zszedł ubrany cały na czarno i z uznaniem przesunął wzrokiem od czubka mojej głowy po bose stopy.
– Wyglądasz oszałamiająco – pochwalił z uznaniem w oczach.
Rozłożyłam ręce i spojrzałam wymownie na Jakuba, który prychnął. Mike zerknął na niego z rozbawieniem.
– Można? – spytałam z udawaną pretensją. – Można! Popracuj nad entuzjazmem – poradziłam wrednie.
Panowie wymienili parę zdań w obcym języku. Po ostatnim Mike zaczął się śmiać.
– Chcesz drinka, zanim wyjdziemy? – zaproponował.
– Tak, poproszę. – Wdrapałam się na stołek barowy. – Chociaż jeden dżentelmen – złorzeczyłam pod nosem.
– Dżentelmeni są, tylko miejsc wolnych brak – doszło nas mamrotanie Jakuba.
Przed dziesiątą wieczorem dotarliśmy na miejsce. Z zewnątrz budynek wyglądał jak najzwyklejsza elegancka kamienica w reprezentacyjnej części Londynu. W środku jednak... istne dzieło sztuki. W życiu nie widziałam takiego miejsca. Strefa VIP stanowiła mieszankę złota, przypalonej pomarańczy i miliona niebieskich odcieni. Na ścianach wisiały lampiony z metaloplastyki, w których paliły się świece, a dywan skutecznie tłumił stukanie szpilek. Nie dudniła tu muzyka, a jedynie przyjemnie grała w tle. Bar umieszczono dyskretnie po prawej stronie od wejścia.
To co zachwyciło mnie tuż po przekroczeniu progu to narysowane na ścianach anielskie skrzydła i ich wielokrotne motywy podążały za nami korytarzami. Przed drzwiami prowadzącymi do strefy VIP, znajdowały się dwa hologramy aniołów w czarnych togach z mieczami opartymi o podłogę. Ich zakapturzone postacie przyprawiały o dreszcz na plecach, ponieważ wyglądały tak realnie, że łatwo byłoby się pomylić.
Na nasz widok mężczyzna siedzący przy jednym ze stolików podniósł się. Nie powiem, że nie patrzyło się na niego przyjemnie. Wysoki, ale szczupły, ciemnowłosy i ubrany całkowicie na czarno, niepokoił wyglądem i błyskiem w oku. Do myślenia dawała czarna matowa obrączka na lewej dłoni. Usidlony.
– Bell! – Przywitał się z nią jako pierwszą, obejmując i całując w policzek.
– Joel – zaświergotała z czułością zarezerwowaną dla osób, które znamy od lat i z którymi jesteśmy niezwykle blisko.
– Pięknie wyglądasz – skomplementował, z przyjemnością przesuwając wzrokiem od szpilek po czubek rudej głowy. – Mike. – Panowie uścisnęli sobie dłonie po przyjacielsku, ale była w tym odrobina rezerwy. – Cieszę się, że w końcu udało mi się was skusić!
– Jak bardzo się cieszę, że cię widzę, to całą tę przyjemność zawdzięczasz tej parze. – Wskazała na mnie i Jakuba. – Joel, poznaj Jankę i Jakuba.
Cofnęłabym się pod jego badawczym spojrzeniem, ale ramię Jakuba oplatające mnie w talii nie pozwoliło. Za to położyłam dłoń na jego piersi ze swoistym wyrazem „broń mnie". Ciemne oczy nadal wpatrywały się we mnie przez parę dodatkowych sekund, sprawiając, że przestąpiłam z nogi na nogę, czując się nad wyraz nieswojo, a potem to dziwne wrażenie znikło równie nagle, jak się pojawiło
– Zapraszam.
Joel wskazał stoliki.
– Jesteś tu sam? – spytała Bell z nadzieją.
– Tak, Katia uznała, że będziesz się czuła swobodniej, gdy jej nie będzie.
Na twarzy Bell pojawiła się widoczna ulga, a uśmiech Joela przygasł odrobinę. Przesunęłam wzrokiem między Joelem a Bell.
Czyżby rywalizowały o tego samego faceta i tamta wygrała? Nagroda pocieszenia za drugie miejsce? Ale nie wyglądało, żeby ona i Mike byli ze sobą z przymusu.
– Długa historia, której nie chcę opowiadać ze szczegółami – westchnęła Bell.
– Nie pytałam.
– Ale widzę to spojrzenie. Nie było żadnego trójkąta miłosnego między mną, Joelem i Mikiem.
– Naprawdę nie pytałam – zastrzegłam, unosząc dłonie do góry.
Bo w sumie nie moja sprawa, ale gdyby tak wykorzystać to w książce... Seksowny biznesmen z klubem nocnym i jego porwana przyjaciółka, którą odbija niesamowicie przystojny brutal z czarną brodą i zachowaniem jaskiniowca. I ona się w nim zakochuje...
– Wiem, ale to głupio wygląda, a ja czuję konieczność wytłumaczenia się.
Usiadłyśmy przy stoliku, kiedy panowie poszli zatroszczyć się o drinki, dając nam chwilę samotności. Pochyliła się do mnie i zniżyła głos do szeptu.
– To naprawdę skomplikowane a trójkąt był taki. Katia miała oko na Mike'a, Mike na mnie a ja na niego. Joel się przypałętał w międzyczasie, gdy Mike ciągle pracował za granicą, zostawiając mnie samą na długie miesiące. I takie tam. – Machnęła lekceważąco ręką, ale miałam wrażenie, że „I takie tam" było niezwykle ważne i miało kardynalny wpływ na historię. I na moją mogło też! – W rezultacie Joel i Katia mieli wypadek samochodowy i to ich zbliżyło. Teraz są małżeństwem.
Dalsza rozmowa urwała się, przez wręczone drinki i już w sumie nie wróciłyśmy do tematu. Dopiero po długich tańcach i wielu kolorowych napojach wysokoprocentowych atmosfera rozluźniła się na tyle, żebyśmy zaczęli wyciągać sekrety na światło dzienne i zadawać pytania, które na trzeźwo nigdy by nam nie przeszły przez usta.
Elena, ja i Bell siedziałyśmy przy stoliku, obserwując parkiet. I nie tylko parkiet. Mike i Joel pogrążeni w rozmowie przyzywali oko.
– Wskoczyłabym mu do łóżka bez wahania – wypaliła Elena, chichocząc.
– Któremu? – spytałam powoli, bo język zaczynał mi się plątać.
– Któremukolwiek.
– Joel, ten nieco niższy, jest żonaty – oznajmiła Bell.
– Żona to nie problem, co? – Elena szturchnęła mnie łokciem.
– Ze złą bliźniaczką gadasz – obruszyłam się.
– Dla TEJ żony byłby gotowy poświęcić nawet przyjaźń ze mną – skrzywiła się Bell. – Więc obawiam się, że by się nie skusił.
– Aż tak dobrze ciągnie? – śmiała się w pijackim zamroczeniu.
Spojrzałam na Bell, która wyglądała, jakby chciała rozmawiać o wszystkim, ale nie o Joelu i jego żonie. Obiektywnie spojrzałam na Mike'a i przyznałam sama przed sobą, że to kawał zajebiście wyglądającego, przystojnego faceta. Bell też nic nie brakowało. Miała czym oddychać i na czym usiąść a ogniste włosy i wysokie szpilki eksponujące zgrabne nogi, przyciągały wzrok mężczyzn, bardziej niż moja lalkowata siostra ubrana na wybory Miss Zdziry roku.
On nie spuszczał z niej oka przez cały wieczór, jakby potrzebował się upewniać, że jest blisko i nie zniknie nigdzie. Ich bliskość i czułe, drobne gesty stanowiły dla mnie zagadkę, ponieważ żadne z nich nie nosiło obrączki. Aż trudno uwierzyć, że nie pragnęła mieć go tylko na wyłączność.
– A ty i Mike?
– To znaczy?
– No... – Wskazałam na niego, omiatając wzrokiem sylwetkę, której nie powstydziłaby się żadna autorka romansów lub erotyków przy opisywaniu doskonale, idealnego bohatera w postaci samca Alfa. Powiodła spojrzeniem za moimi dłońmi i uśmiechnęła się marzycielsko. – Czemu jeszcze cię nie prosił o rękę?
– Pół królestwa, głowę królewny i rękę smoka? – zaśmiała się.
– Bajka o smoku, która uczy nas nie zadowalać się byle baranem – dodałam z krzywym uśmiechem.
– Generalnie bajki o księciu są przereklamowane. – Upiła ze szklanki, bujając nogą. – Taki facet potrzebuje służby i ma oczekiwania przerastające nasze proste duszyczki.
– Ale nie taki facet jak Mike – odważyłam się zaprotestować.
– Nie, nie taki facet jak on.
Elena uderzyła ją żartobliwie w ramię.
– No już, gadaj! Czemu taki facet jeszcze się nie oświadczył?
Bell spojrzała na nas spod oka, a na usta wpłynął jej przebiegły uśmieszek. Zatrzepotała rzęsami.
– A kto mówi, że się nie oświadczał?
Szczęka mi opadła a usta ułożyły w szerokie „O".
– I odmówiłaś? – nie dowierzała Elena. – Takiemu ciasteczku?
– Czekaj, czekaj... – przerwałam jej. – Powiedziałaś, oświadczał. To znaczy ile razy?
Popatrzyła na swojego faceta, oblizując usta.
– Sześć... jak do tej pory.
– No nie pierdol! – zawołała głośno Elena, po czym zakryła usta dłonią, bo co poniektórzy popatrzyli na nas z zaciekawieniem. – I nadal jesteście ze sobą? Niemożliwe! Jak?
– Jest równie zdeterminowany, by mnie namówić na małżeństwo jak ja, żeby już nigdy nie wychodzić za mąż – wyznała. – Jestem w nim totalnie i na zabój zakochana, ale nie potrzebuję papierka, ani obrączki na palcu, żeby spędzić z nim życie.
– A nie boisz się, że ci go któraś odbije? – dociekała Elena.
– Jak odbije, to znaczy, że nie byliśmy sobie pisani, bo inaczej nie dałby się podejść – wyjaśniła z prostotą.
– Jezus! Sześć razy! – Elena nie mogła tego przeżyć. – Simon by się poddał po pierwszym.
– Ale za pierwszy razem to on nawet nie zapytał, tylko mi włożył pierścionek na palec – przyznała Bell. – Byliśmy wtedy w Australii. Potem mu go oddałam, a następnie poprosił na przyjęciu gwiazdkowym rodziców, ale odmówiłam. I jakoś tak zleciało.
Ta kobieta była idealna do roli mojej kolejnej bohaterki! I ta historia! Muszę wyciągnąć z niej szczegóły. Aż mi się zakręciło w głowie od możliwości.
– Zamierzasz kiedyś powiedzieć „tak"? – spytałam, sącząc drinka.
– Jeszcze nie przekonał mnie na tyle, żebym to zrobiła.
– A co jak już więcej nie zapyta? – Elena zadała nurtujące mnie pytanie.
– To będziemy dalej żyli na kocią łapę – bagatelizowała Bell, mocząc usta w drinku.
– Co za konsekwencja! Sześć razy! – Elena nie mogła przejść nad tym do porządku dziennego. – Jezu! – Zakryła dłonią usta na chwilę. – To być może jakiś rekord! Sprawdzałaś?
– Mojej głupoty – śmiała się Annabell. – Albo szaleństwa.
– To jest szaleństwo! Bell, wymiatasz! Czy ty w życiu zrobiłaś cokolwiek szalonego? – spytała Elena po kolejnym szocie, patrząc na mnie wyczekująco.
– To znaczy? – spytałam ostrożnie, zerkając na nią znad rantu szklanki.
– Jest tyle możliwości – zaśmiała się. – Upić się do nieprzytomności, uprawiać seks z przypadkowo poznanym facetem. Poderwać gościa w barze, kąpiel w fontannie w świetle księżyca.
Miałam ochotę zmarszczyć nos, bo brzmiała jak moja siostra.
– Ale po co? – spytałam całkiem poważnie, bo jeszcze moczenie nóg w fontannie byłam w stanie sobie wyobrazić, ale nie pozostałe rzeczy. Brzmiały abstrakcyjnie i przerażająco.
– Dla zabawy, dreszczyku emocji, podniecenia! – wymieniała na wydechu.
– Obawiam się, że pociąg do pogoni za tym wszystkim dostała ta druga siostra. – Wskazałam na parkiet, gdzie Magda wiła się przy Jakubie, osaczając go ramionami niczym bluszcz.
– Serio nie kusi cię, żeby tam iść i ją sprać? – szepnęła mi do ucha Bell.
Wzruszyłam nonszalancko ramionami.
– Przeleciała jego brata, to teraz może i jego – przewróciłam oczami. – Będzie miała do kompletu, chociaż wątpię, czy istnieje jakiś puchar przechodni. Gdyby jednak to ma go Iza Maciejewska! – wyrzuciłam z siebie z nutą goryczy. – Jakby co zostanie w rodzinie, a w razie co dopiero DNA powie ci prawdę.
Bell się roześmiała.
– A masz chociaż Tindera w telefonie? – Elena nie dawała za wygraną.
– Nie, po co mi to? – Usiłowałam przekrzyczeć muzykę.
– Żeby sobie wybrać jakiegoś dorodnego ogiera do pobrykania. – Rechotała w najlepsze.
– Już ma! – krzyknęła Bell, wskazując na moją siostrę.
– Między wami jest chemia, ale nie taka, żeby wstrząsnąć światem w posadach – kwestionowała Elena. – A o to w życiu chodzi, co nie?
O! serio?!
Spojrzałam na nią z pewną miną pijanej kobiety, w której żyłach alkohol osiągnął takie stężenie, że włączył się tryb „nieśmiertelności". Podniosłam się i kręcąc tyłkiem, poszłam na parkiet. Na szczęście znajdowali się na skraju, więc nie musiałam się przedzierać. Oderwałam Magdę od Kuby tanecznym obrotem i wepchnęłam w ramiona narzeczonego, tańczącego obok z siostrą.
Nim któreś zdążyło zareagować, chwyciłam głowę swojego faceta w dłonie i pocałowałam, wkładając w to cały posiadany talent aktorski. Pozwolił mi przez chwilę cieszyć się przewagą, a potem przejął dowodzenie na tym statku. To ja pierwsza przerwałam pocałunek, ponieważ po zamknięciu oczu koszmarnie mnie zemdliło.
Zrobiłam krok do tyłu, a potem z wyrazem przerażenia na twarzy, pobiegłam do toalety, ponieważ wszystkie drinki postanowiły się wydostać. Dobrze, że miałam związane włosy i nie zarzygałam ich w efekcie nadużyć alkoholowych.
To było żenujące.
W jednej chwili całować faceta a w drugiej czuć podchodzące do gardła wymioty. Po wyjściu z kabiny czekała na mnie Bell z dwoma pastylkami gumy do żucia. To i tak lepiej niż siostra, która wykpiłaby mnie niemiłosiernie albo nie daj Boże Kuba.
– Masz dość na dzisiaj? – spytała, obserwując, jak opłukiwałam twarz.
– Nie, mój błędnik zwariował z powodu alkoholu.
– Dobrze, że Mike i Kuba nie pili wcale. Odholują nasze tyłki do domu.
Serio?! Nawet nie zauważyłam.
Oparłam się ciężko o czarny blat, zwieszając głowę między ramionami. Parę oddechów zajęło mi uspokojenie galopującego serca i pozbycie się łez z wysiłku, grożących spłynięciem po policzkach. W końcu pozbyłam się ich ręcznikiem papierowym.
– Zazwyczaj piję kieliszek wina i to też tylko od czasu do czasu – usiłowałam się tłumaczyć. – I taki ze mnie koneser wina, że jedyne co w nim wyczuwam to nutkę urwanego filmu po drugim kieliszku. W odróżnieniu od mojej siostry – zazgrzytałam zębami. – Że też ja zawsze daję się namówić na takie durne rywalizacje, kiedy szanse są, że przegram z kretesem!
Bell nie skomentowała, ale zsunęła się z blatu i objęła mnie ramieniem.
– Chodź, znajdziemy naszych wybawców i zwiniemy się kulturalnie po angielsku, tylnym wyjściem do taksówki, a potem odeśpimy alkohol, żeby panowie mogli nam zrobić śniadanie – zaproponowała z łobuzerskim uśmiechem.
– Czy to nie oni będą oczekiwać śniadania za ratowanie nas? – spytałam, dając się prowadzić do stolika.
– Sęk w tym, żeby się wspiąć na wyżyny manipulacji, aby to im wydawało się, że zawdzięczają coś tobie, a nie odwrotnie.
– Czy to dlatego oświadczał się sześć razy?
– Nie – zaprzeczyła ciepło. – Oświadczał się, bo mnie kocha.
– A ty jego? Skoro odmawiasz? – zakwestionowałam swoim pijanym mózgiem.
– Nie potrzebuję dowodów miłości w postaci pierścionka – szepnęła mi do ucha – kiedy może mi zrobić śniadanie do łóżka i dopingować w trzymaniu diety. Ja za to przymknę oko na jego wyjazdy i niekończący się apetyt na seks.
– Uczciwa wymiana! – zgodziłam się.
Jak trafiłam do łóżka, nadal pozostaje dla mnie zagadką, bo niewiele zapamiętałam z tego, co działo się dalej!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro