Rozdział 22. Miłość bywa okrutna.
Miną tydzień od kąt pogodziłam się ze Slendym. Codziennie spędzamy dużo czasu by od budować nasze relacje. Szliśmy na spacery, a jak szliśmy na miasto Slender zamieniał się Agaresa. Smiley dwa dni temu zdjął mi szwy ale powiedział, że muszę się oszczędzać. 4.06.2024r. Szłam obecnie ze Slenderem przez park. Pogoda była ładna. Slender trzymał mnie za rękę. Można powiedzieć, że jesteśmy jak na razie bliskimi przyjaciółmi. W pewnej chwili złapałam się za miejsce rany.
-Znowu rana?- Zapytał się z troską Slendy.
-To nic takiego.- Powiedziałam, a Slender posadził mnie na ławce.
-Odpocznij trochę.- Powiedziałam patrząc na niego. Po kilku minutach zaczęliśmy iść do lasu. Kiedy spacerowaliśmy wspominaliśmy dawne chwile np. moje urodziny, sylwester w moim rodzinnym domu lub walentynki.
-Wika, a pamiętasz jak związałem ci oczy i złapałem za rękę? Miałaś taki uroczy kolor na policzkach.- Powiedział lekko rozbawiony Slendy w swojej prawdziwej postaci. Zaśmiałam się cicho.
-Pamiętam. Albo jak uczyłeś mnie walca. Deptałam ci po palcach.- Powiedziałam, a oboje się zaśmialiśmy. W pewnej chwili Slender zaczął się rozglądać niespokojny.- Slendy...- Nie dokończyłam bo mi przerwał.
-Idź do rezydencji. Zaraz cię dogonię.- Powiedział głaszcząc mnie po głowie.
-D-Dobrze.- Wyjąkałam widząc w oddali Slenderwoman. Zacząłem biec w stronę rezydencji. Obejrzałam się za siebie w pewnej chwili i zauważyłam jak... Jak Slennderwoman wbija jedną ze swoich macek w klatkę piersiową Slendyego na wylot. Do oczu nagromadziły mi się łzy.- Slender!- Krzyknęłam przerażona, a po policzkach spływały mi łzy.
-Uciekaj.- Usłyszałam w głowie głos Slendyego kiedy kolejna macka Slenderwoman przebiła brzuch Slendyego na wylot. Po kilku minutach wbiegłam zapłakana do rezydencji. Od razu podbiegł do mnie Masky i Jeff którzy posadzili mnie na kanapie.
-Wika co się dzieje?- Spytał się L.J. siadając obok mnie.
-Ona go zabije.- Powiedziałam płacząc. Jackson od razu mnie przytulił.
-Jeff biegnij z chłopakami. Idźcie poszukać Slendera.- Powiedziała Jane idąc do kuchni. Jeff razem z kilkoma chłopakami wybiegli z rezydencji. Wtuliłam się w Jacksona. Czułam jak boli mnie bok.
-O boże. Ann! Chodź tu szybko!- Krzyknęła Clockwork, a po chwili Ann przybiegła z apteczką.
-Miałaś się oszczędzać.- Powiedziała opatrując mnie.- Jason zanieś ją lepiej do pokoju i przypilnuj.- Dodała gdy Jason wziął mnie ostrożnie na ręce. Zaniósł mnie do swojego pokoju i położył mnie na łóżku. Chłopak położył się obok mnie i przytulił.
-Spróbuj zasnąć.- Powiedział kiedy się w niego wtuliłam. Jason zaczął głaskać mnie po głowie. Po pewnym czasie zasnęłam.
(Perspektywa Jasona)
Wiktoria spała już 3 godziny. Serce mi się kroiło kiedy widziałem ją w tym stanie. W pewnej chwili usłyszałem jak ktoś wchodzi do pokoju. To był Bezoki. Powoli wstałem by nie obudzić Wiki. Przykryłem ją kołdrą po czym podszedłem do Jacka.
-No i co? Znaleźliście go?- Spytałem szeptem by nie obudzić Wiki.
-Tak ale... Slenderwoman go strasznie pokaleczyła. Slender miał trzy rany które przeszły na wylot od macek Slenderwoman. Gdyby nie Munrok mógłby umrzeć.- Powiedział po cichu Jack.- Na szczęście żyje ale... Smiley mówi, że jest w śpiączce. Trzeba będzie jej powiedzieć.- Dodał patrząc na śpiącą Wikę. Podszedłem do niej i poprawiłem kołdrę. Wika mruknęła coś pod nosem śpiąc i przekręciła się na drugi bok. Wtedy do pomieszczenia wszedł Jeff.
-Posiedzę przy niej, a ty idź odpocząć.- Powiedział Jeff siadając na łóżku koło Wiki. Poszedłem z Jackiem na dół. Chłopaki oglądali telewizje więc dosiadłem się do nich. Po czasie zasnąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro