Rozdział 19. Rozmowa z Jeffem.
Kiedy się obudziłam zauważyłam bandaże na moich rękach. Poczułam również jak coś głaszcze mnie na głowie. Na początku nie wiedziałam co się dzieje. Dopiero po chwili sobie wszystko przypomniałam. Podniosłam się powoli.
-O już wstałaś. Jak się czujesz?- Usłyszałam głos Slendera. Spojrzałam na niego niepewnie. Siedział obok mnie. Z otwartą książką Stephana Kinga.
-Czyli to nie sen. On tu na prawdę jest.- Pomyślałam przecierając oczy. Wstałam z łóżka bez słowa i wzięłam z szafy ubrania na zmianę. Poszłam do łazienki. Zdjęłam powoli opatrunki z rąk i zdjęłam ubranie. Po kąpieli przebrałam się i opatrzyłam ręce. się poszłam do kuchni. Slender coś gotował.- Przestaniesz się zachowywać jak u siebie?!- Krzyknęłam, a Slender wystraszył się. Podeszłam do szuflady i wyjęłam opakowanie zupki minutki. Po zrobieniu zupki usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Gdy zjadłam zupkę i pozmywałam naczynia wzięłam torbę. Poszłam do pokoju i założyłam na twarz maskę podobną do tej którą miałam na balu Munroka. Spakowałam do torby telefon ze słuchawkami, szkicownik z długopisem oraz nóż.
-Wika... Proszę porozmawiajmy. W-Wszystko ci wyjaśnię.- Powiedział Slender, a ja bez słowa wyszłam z domu i zamknęłam go na klucz. Włączyłam muzykę i włożyłam słuchawki do uszu.
https://youtu.be/2sxrUKzeMTU
Po czasie byłam na jakiejś polanie. Poznałam ją. Była to polana niedaleko starej szkoły muzycznej. Usiadłam na trawie i wyjęłam szkicownik i długopis. W między czasie nuciłam pod nosem piosenkę. Kiedy skończyłam szkicować spojrzałam na szkic. (zdjęcie poniżej)
Wyjęłam słuchawki wyłączając muzykę. Zrobiłam zdjęcie mojej pracy i wstawiłam jako moją relacje na portalu społecznościowym. Nagle usłyszałam jak coś nadepnęło na gałąź. Włożyłam rękę do torby i chwyciłam za nóż. Ale go nie wyjęłam. Nagle zauważyłam żołnierzy. Wśród nich był... Był mój wujek. Jeden z żołnierzy ciągną za nogi jakiegoś chłopaka. Wstałam chowając do torby szkicownik i długopis. Szybko podbiegłam do żołnierzy. Kiedy dobiegałam do nich kilku żołnierzy wycelowało we mnie karabiny. Od razu się zatrzymałam.
-Wujku Robercie! To ja Wiktoria!- Krzyknęłam mając ręce w górze. Brat mojego taty od razu na mnie spojrzał.
-Opuścić broń. To nie jest pomocnica tego potwora.- Powiedział mój wujek, a żołnierze opuścili bronie. Wuj przytulił mnie.- Tak dawno cię nie widziałem.- Dodał gdy puszczał mnie.
-Domyślam się.- Powiedziałam spoglądając na chłopaka. W oczy od razu rzuciła mi się biała bluza z kapturem.- Ooo... A to ciekawe.- Powiedziałam podchodząc bliżej do nieprzytomnego chłopaka. Miał zasłonięte oczy i usta razem z policzkami chustą. Zaś ręce miał skute kajdankami. Chciałam dotknąć jego rękę ale przeszkodził mi w tym żołnierz.
-Nie radze panience tego robić. To niebezpieczny chłopak.- Powiedział żołnierz.
-Nie boję się takich osób.- Powiedziałam wyrywając się. Kucnęłam przy chłopaku i zdjęłam chustę z jego policzków. Miał rozcięcia.- Jeff głupku. Dałeś się złapać.- Pomyślałam i zaczęłam sprawdzać czy ma tętno.- Żyjesz. Chodź w twojej sytuacji nie potrwa to długo.- Pomyślałam kiedy w oddali zauważyłam Maskyego i Hoodiego.- Hmm... Może weźmiemy go do mnie? Zaczęłam chodzić na medycynę.- Powiedziałam kłamiąc. Nie chodziłam na medycynę.
-Nie jestem pewien ale... Chłopak ma ranę postrzałową na nodze więc zajmiesz się tym. Trzech moich ludzi będzie z tobą.- Odparł mój wujek. Trzech żołnierzy wzięło nieprzytomnego Jeffa. Zaczęliśmy iść do mojego domu. Po wejściu żołnierze położyli Jeffa na kanapie. Slendera nie było.
-Mogę prosić panów o pomoc? Ktoś musi przynieść apteczkę.- Powiedziałam, a jeden z żołnierzy poszedł ze mną do łazienki. Kiedy mężczyzna nie patrzył zakryłam mu usta ręcznikiem i wbiłam w jego szyje strzykawkę z substancją usypiającą. Popchnęłam go na kabinę od prysznica. Przez co szkło się rozbiło i wbiło w ciało mężczyzny. Pozostałych dwóch żołnierzy musiało to usłyszeć, ponieważ jeden z nich wbiegł do łazienki. Gdy żołnierz sprawdzał puls martwego kolegi ja wzięłam nóż z kieszeni żywego mężczyzny i wbiłam w jego kark. Szybko wyjęłam nóż. Mężczyzna padł na ciele kolegi. Poszłam po cichu na strych. Wzięłam moją maskę którą miałam na balu. Zeszłam powoli po schodach. Położyłam maskę na półce.
-Gdzie Eryk i Arek?- Spytał się trzeci żołnierz. Podeszłam do niego.- Co robisz?- Zapytał gdy położyłam rękę na jego karku. Zaczęłam go przyciągać do siebie jak bym miała go pocałować. Jednak zamiast pocałunku wbiłam nóż w jego serce. Mężczyzna kaszlą krwią i upadł na ziemie.
-Słodkich snów.- Powiedziałam gdy mężczyźnie zaczęła płynąć krew z kącika ust. Podeszłam do ciała i wzięłam kluczyk.- To chyba już należy do mnie. - Powiedziałam biorąc i zakładając maskę. Zaczęłam podchodzić do powoli budzącego się Jeffa.- Witaj Jeff.- Powiedziałam patrząc na chłopaka.
-G-Gdzie jestem? Kim ty jesteś?- Spytał się Jeff.
-Jesteś w moim domu Jeff. A no tak... Maska.- Powiedziałam i zdjęłam powoli maskę.- Teraz poznajesz? To ja... Zdrajczyni.- Powiedziałam dając Jeffowi mocno w twarz. Chwyciłam ręką go tak, że trzymałam w ręce jego twarz.- Po cholere cie ratowałam? Mogłam pozwolić żołnierzom cię zabrać.- Powiedziałam puszczając jego twarz.- Masz dwie opcje. Albo każesz temu śmieciowi Slenderowi się odpieprzyć ode mnie albo inaczej pogadamy!- Wykrzyczałam wściekła ze łzami w oczach. Rzuciłam kluczyki w jego stronę i poszłam zanieść ciała do piwnicy gdzie zmieliłam ich ciała. Wszystko włożyłam do worków na śmieci. Wzięłam worki i poszłam do śmietnika sąsiadów. Pozwalali wrzucać mi tam śmieci. Po wyrzuceniu śmieci zaczęłam sprzątać dom. Jeffa nie było. Pewnie uciekł wystraszony. Po czasie poszłam spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro