Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21. Rozmowa.

Słyszałam pikanie kardiomonitora. Jeszcze czułam różne opatrunki w miejscach ran. Na dodatek miałam coś na ręce. To nie był opatrunek. Powoli zaczęłam otwierać oczy. Byłam w jakimś białym pomieszczeniu. Leżałam na jakimś łóżku. Miałam na sobie jedną z takich szpitalnych sukienek które noszą pacjenci. Moje usta i nos zasłaniała maska tlenowa. Słyszałam jakąś rozmowę.

-Powiedziałem, że nie.- Usłyszałam znajomy męski głos.

-Przepuść mnie i daj mi do niej wejść!- Usłyszałam krzyk Slendera.

-Po tym jak próbowałeś na jej oczach udusić Offa? Nie ma mowy.- Odezwał się ponowny znany głos.

-Smiley odsuń się do cholery!- Wrzasnął ponownie Slender. Ktoś wyszedł z pomieszczenia.

-Przestańcie. Ona musi odpoczywać. A krzyki jej nie pomogą Slender. Poza tym może być przerażona kiedy wejdziesz.- Powiedział kobiecy znajomy głos. Usłyszałam kroki i zamknięcie drzwi.- Jak myślisz Smiley? Obudzi się?- Spytała się kobieta.

-Mam nadzieję.- Odparł Smiley kiedy próbowałam wstać.- Co ty robisz? Musisz leżeć.- Dodał kładąc mnie. Złapałam się za bolące miejsce.- Ann szybko opatrunki.- Powiedział mężczyzna, a kobieta szybko wykonała polecenie. Zaciskałam zęby gdy Smiley zmieniał opatrunek.- Nie możesz się ruszać. Inaczej szwy ci popękają i będę musiał znowu ci ranę z zszywać.- Powiedział Smiley poprawiając mi maskę tlenową. Zamknęłam oczy. Chciałam spróbować zasnąć. Jednak usłyszałam jak ktoś puka, a potem wchodzi.

-Slender do cho... O Splendy. Wybacz. Myślałam, że to Slender.- Powiedziała Ann.

-To nic. Co z Wiką?- Spytał się Splendy.

-Lepiej. Nie dawno się obudziła ale chyba poszła spać.- Na słowa Smileya spojrzałam na nich.

-Obudziliśmy cię?- Zapytała się Ann.

-Nie.- Powiedziałam kiedy Splendy wyszedł mówiąc, że nie mam pospać. Ziewnęłam cicho i zamknęłam oczy. Zasnęłam.

(Perspektywa Sally)

Siedziałam w swoim pokoju i bawiłam się nową lalką od Jasona. Wyglądała jak Wiktoria. Na myśl o niej od razu zaczęłam płakać. Tak było codziennie. Brakowało mi jej. Była dla mnie jak starsza siostra. Po chwili do mojego pokoju wszedł Trendy.

-Sally? Co się stało?- Spytał siadając obok mnie na podłodze.- No już ciii.- Powiedział przytulając mnie.- Chodź mam z Splendym dla ciebie niespodziankę. Spodoba ci się.- Powiedział Trendy biorąc mnie na ręce. Następnie zaczął iść do gabinetu Dr. Smileya. Uspokoiłam się trochę gdy mnie niusł.- Tylko musisz być cichutko Sally dobrze?- Powiedział Trendy, a ja w odpowiedzi przytaknęłam głową. Gdy Trendy wszedł do pomieszczenia zobaczyłam jakąś dziewczynę. Była trochę podobna do Wiki.- Zobacz Wika. Masz gościa.- Powiedział sadzając mnie na łóżku. Od razu się przytuliłam do niej delikatnie. Ziewnęłam cicho, a po chwili zasnęłam.

(Perspektywa Wiktorii)

Kiedy się obudziłam poczułam jak ktoś się do mnie przytula. Spojrzałam na tulącą się do mnie osóbkę którą okazała się Sally. Uśmiechnęłam się. Po chwili Sally się obudziła.

-Hej malutka.- Powiedziałam, a Sally od razu spojrzała na mnie.

-Wiki!- Wykrzyknęła i przytuliła się do mnie. Uśmiechnęłam się. Nagle do pomieszczenia weszło kilka osób. Kiedy spojrzeli na mnie byli w szoku. Jason na mój widok od razu do mnie podbiegł i delikatnie przytulił. Wtuliłam się w niego.

-Nie dam ciebie już skrzywdzić.- Wyszeptał mi do ucha. Po policzku spłynęła mi łza. Na samą myśl o moich uczuciach do Slendera. Zauważyłam w pewnej chwili go. Osobę przez którą miałam depresje.- A ty co tu robisz?! Wynoś się!- Krzyknął Jason.

-J-Jason wyjdź z resztą. C-Chce z nim porozmawiać w c-cztery oczy.- Powiedziałam wycierając oczy.

-Ok. Ale jak będzie coś nie tak osobiście mu pokaże, że nie powinien ciebie ranić.- Powiedział Jason, a kiedy wychodził szturchną Slendera. Reszta też wyszła.

-Czego chcesz?- Spytałam nie patrząc na niego. Slender wziął moją rękę i włożył w nią nóż. Ostrze noża przyłożył w okolicach swojego serca.

-Z-Zabij mnie...- Wyszeptał drżącym głosem.- C-Chociaż nie... I tak n-nie dasz rady.- Dodał wyrywając nóż z mojej ręki.- P-Patrz... Ta c-chwila... Kiedy będę w-wycinał swoje s-serce by potem podarować je tobie. T-Tak jak Dave Jones z ,,Piratów z Karaibów Skrzynia Umarlaka".- Złapał za moją dłoń i przyłożył ją na swoje serce.- Te serce biło, bije i będzie bić tylko dla ciebie. K-Kocham cię, a nie Slenderwoman! J-Jesteś powodem dla którego mam sens do życia. Wiele razy chciałem odejść po tym jak ciebie zraniłem.- Powiedział, a na koniec się rozpłakał upadając na kolana przy łóżku.- B-Błagam... Jeśli c-chcesz to mnie zabij a-ale zabierz sobie moje serce... Błagam.- Powiedział przez płacz. Przysunęłam się troszkę do niego. Serce mi pękało na widok jego stanu. Pogłaskałam go delikatnie po głowie. Slender od razu na mnie spojrzał.

-No już. Przestań płakać bo ja się rozpłacze Slendy.- Powiedziałam dalej go głaszcząc. Slender wziął moją dłoń i przyłożył ją do swojego policzka. Jak by się w nią wtulił. Czułam jak jego policzki są mokre.

-P-Przepraszam... Przepraszam... Byłem taki głupi.- Powiedział drżącym głosem.

-Już dobrze... Co było minęło. Jeśli chcesz możemy zacząć od nowa.- Powiedziałam, a Slender przytulił się do moich nóg.

-C-Chce...-Wyjąkał. Powoli wstałam i pomogłam mu wstać. Położyłam się na łóżku i zrobiłam miejsce dla niego.- J-Jesteś p-pewna?- Spytał, a ja go przyciągnęłam do siebie. Kiedy już leżeliśmy na łóżku przytuliłam się do niego nucąc melodie jaką graliśmy w opuszczonej szkole muzycznej.

-Kocham cię Slendy.- Wyszeptałam gdy zasypiałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro