Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Na linii wroga

Nadeszła ta chwila. Zaledwie chwila, aby być odważnym, aby na zawsze zapisać się na kartach historii jako obrońca Hogwartu. Jully stała nieruchomo czekając na znak do ataku. Nikt, patrząc na nią, nie widział przestraszonej dziewczynki. Widzieli źdźbło trawy niezałamujące się pod ciężarem wiatru. Jedynie sama Jully wiedziała jak jest naprawdę. Robiła dobrą minę do złej gry. W środku trzęsła się ze strachu, ale wiedziała, że nie może pozwolić czemuś tak irracjonalnemu zapanować nad nią. Musiała pozostać skupiona. Broniła głównej bramy. Po obu swoich stronach miała zarówno czarodziejów jak i czarodziejki, młodych i starych. Wszyscy zjednoczeni w jednym celu – pokonania Voldemorta i jego śmierciożerców. Naprzeciwko widziała zbliżające się postacie w czerni. Mogła dosłownie wyczuć od nich żądzę mordu. Dziewczyna ledwo zauważalnie zadrżała i w myślach się skarciła: No i chuj, że chcą mnie zabić. Za to wszystko, co przez nich wycierpiałam zasługują na solidne skopanie dupsk. I to właśnie dostaną.
Nawet nie zauważyła kto pierwszy rzucił zaklęcie. Sekundę później niebo rozjaśniło się od różnobarwnych wiązek magii. Jully zanim rzuciła się w wir walki zdążyła jeszcze pomyśleć, że to wielka szkoda, że niebo jest tak pięknie kolorowe od zaklęć, które mają ranić, torturować i zabijać.
Rozbroiła i unieruchomiła jakiegoś śmierciożercę, który miał czelność zaśmiać jej się w twarz, gdy ją zobaczył. I kto się teraz śmieje, frajerze?
Za upadającym śmieszkiem zauważyła osobę, którą obawiała się tu spotkać. Nie to, że się go bała. Po prostu nie wiedziała co jej strzeli do głowy, gdy będzie miała możliwość mu dokopać za te wszystkie lata poniżenia. Nie namyślając się zbytnio wycelowała w niego różdżkę. Czas na wyrównanie porachunków.
- Incendio! - jej cel fuksem zrobił unik, walcząc z innym przeciwnikiem, przez co ziemia obok niego wybuchła fontanną kamyczków i się zapaliła. Zszokowany odwrócił szukając winnego, wreszcie spojrzał na nią i jej krzywy uśmieszek i zirytowany krzyknął:
- Idiotko, chciałaś mnie podpalić?!
- Nie, Malfoy, chciałam upiec cię na rożnie jak prosiaka, którym zresztą jesteś.
- Wynoś się stąd i mi nie przeszkadzaj. Mówiąc to zbliżył się nieco. Jully tylko prychnęła na to z pogardą.
- Serio myślisz, że ucieknę z pola bitwy z podkulonym ogonem tylko dlatego, że TY mi rozkazałeś? Oj, blondi, dawnośmy się nie widzieli, chyba już zapomniałeś jak działam.
- No właśnie, to pole bitwy, można tu zginąć. A ty jesteś za głupia na śmierć, więc wynoś się stąd i ukryj w lesie czy gdzieś. - sfrustrowany przeczesał włosy palcami. Zagapił się w punkt za jej plecami i zmarszczył brwi.
- Wal się na ryj, nigdzie nie idę. Co więcej, zaraz poczujesz moją różdżkę, tam gdzie słońce nie...
- Expulso! - krzyknął Malfoy, na co się odwróciła i zaskoczona zobaczyła trójkę śmierciożerców rozłożonych na ziemi i jęczących z bólu. Gdyby nie szybka reakcja Malfoya leżałaby już zapewne martwa.
- Ty...ty mnie uratowałeś? Co do chuja pana? Przecież gramy w przeciwnych drużynach, w sumie jesteśmy wrogami! - nie wiedzieć czemu sama zaczęła go przekonywać o tym, że źle postąpił. O, ironio. Osoba, od której prędzej spodziewałaby się noża w plecy niż miłego słowa, właśnie ocaliła jej tyłek. Malfoy wyglądał na tak zmęczonego i zrezygnowanego, że Jully pomyślała, że zaraz położy się na ziemi, zwinie w pozycji embrionalnej i zapadnie w zimowy sen. Co tu się odpierdala to ja nawet nie ogarniam. A zazwyczaj specjalizuję się w sytuacjach z rodzaju „pojebane”.
- Słuchaj, możesz wierzyć lub nie, ale wprost zabija mnie myśl, ze mam walczyć przeciwko tym wszystkim ludziom, z którymi mam styczność praktycznie od zawsze. Ale jeszcze bardziej nie mogę znieść myśli, że zawiodę rodziców.
Jully westchnęła. Czas na edukacyjną pogadankę.
- Noo tak, synuś mamusi i tatusia. Jezu, Malfoy przecież nie zawsze nasze czyny muszą zgadzać się z pragnieniami naszych starszych. Zaznajomiony jesteś z pojęciem „buntu młodzieńczego”? Bo wydaje mi się, że powinieneś tego spróbować. Walić starych, walić wojnę i co najważniejsze walić rodzynki w serniku! A nie czekaj, zagalopowałam się. Zmieńmy to na Voldemorta. Tak, walić Voldemorta, który zrobił sobie tyle operacji plastycznych, że kichol mu odleciał! Kto jest ze mną?!
Malfoy przez chwilę patrzył na nią jak na uciekinierkę zakładu dla obłąkanych, a potem wybuchnął gromkim śmiechem, którego nigdy nie słyszała w jego wykonaniu. Otarł łzy z kącików oczu, spojrzał na dziewczynę uśmiechając się dziwnie...miło i wyrzekł:
- Wiesz co, Rogers, czasami się zastanawiam jak ja bym przeżył bez twojego szaleństwa. Sprawiasz, że każdy debil, desperat, a nawet cholerny śmierciożerca chce się do ciebie uśmiechać.
Kopara jej opadła. Czy jest na sali Bob Budowniczy, który zechciałby przywrócić jej koparę na swoje miejsce? Nie? No trudno, sama będzie musiała to zrobić.
- Ja...ekhem...uznam to za wyjątkowo pokręcony komplement. No, to jak już i tak zaatakowałeś „swoich” w mojej obronie, to może całkowicie przejdziesz na dobrą stronę mocy? - kuła żelazo póki gorące. Mimo wszystko nie chciała walczyć z tym idiotą, zdecydowanie wolała przepychanki słowne. Malfoy udał zamyślonego, uśmiechnął się i powiedział:
- A wiesz co, chuj tam. Lecim na Szczecin. Co powiesz na mały konkursik, Rogers?
- Masz moją uwagę, ogórasku
- Hę? Jaki znowu ogó...nieważne. Dawno przestałem próbować cię zrozumieć. No więc deal jest taki. Kto unieruchomi więcej śmierciożerców wybiera karę dla drugiego. Co ty na to?
- Jak na lato. Mam dla ciebie taką karę, że aż się posrasz z wrażenia. - zatarła ręce niczym Grinch i słodko się do niego uśmiechnęła – Załóżmy, ze jakimś cudem, wygrasz z najbardziej wystrzałową czarownicą, jaką jest moja skromna osoba. Co za karę, żeś wymyślił?
- Randka.
- Czekaj, że co?? Z kim niby kurwa? - Jully aż się zapowietrzyła. Chłopak rzucił jej arogancki uśmiech, rzucił:
- Ze mną, rzecz jasna.
…I zaczął machać różdżką jak pojebany. Załatwił już pięciu, kiedy dziewczyna doszła do siebie i z mściwym wyrazem twarzy pomyślała: Niedoczekanie, kurwa, twoje.
Dołączyła do niego i ramię w ramię walczyli, ubezpieczając swoje tyły.


***
Trochę poleciałam w mambodżambo, wybiegając z akcją w przyszłość, co mam nadzieję, szanowna autorka głównego opowiadania mi wybaczy xD
Mam nadzieję, że się choć trochę spodobało!

Serwus! (albo jakby kto wolał Severus! *taki sucharek na do widzenia 😂*)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro