Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXII

~Gregor~


       Śnieg opadał na jego ciało, krzyk zamarł mi w ustach. Nogi same ciągnęły mnie do przodu, ale nie mogłem nawet drgnąć. Ruszyć się nawet o centymetr. On mnie potrzebował.Teraz. Nie mogłem go opuścić, nie tym razem. Dwa razy nie popełnia się tego samego błędu, prawda? Jednakże... Wszystko w okół mnie przestawało mieć sens. Łzy zaczęły przysłaniać mi widok, przestałem widzieć jego ciało, ratowników, aż w końcu nie mogłem dostrzec nawet czerwonej plamy na śniegu...

***

      Jak zwykle nie potrafiłem należycie okazać tego, co czułem. Tęskniłem do Thomasa, chciałem trzymać go za rękę, albo przynajmniej pokazać mu, jak bardzo za nim tęsknię, ale nie wiedziałem, jak niby mam to ukazać, aby nikt nie domyślił się prawdy o nas. Stwierdziłem, że nie ma takiego rozwiązania, ale... no w skrócie pomyliłem się.

    Zawsze uważałem, że jedyni skoczkowie, którym należy się szacunek, to ci z naszej kadry, ci przynajmniej o dziesięć lat starsi z paroma tytułami na koncie, albo tacy, którzy leżą parę metrów pod ziemią. Resztę traktowałem prawie, jak powietrze. Nie warci mojej uwagi. Przekonałem się, kiedy polska ekipa, na swoich nartach, najzwyklejszym markerem napisała dedykację dla Thomasa. Miły, przyjazny gest, który ukazywał sympatię i szacunek, którym go darzyli, zadowalał wybredne media i sceptycznych kibiców. Rozwiązanie idealne. Proste i naturalne.

   Każdy normalny człowiek na moim miejscu zagadałby, czy również może coś takiego napisać na swoim sprzęcie. Zaśmiał się i podziękował, zareagował... jakoś, a nie zarumienił się i uciekł do pokoju. Przecież musiało wyjść mega nienaturalnie... Ale ja po prostu nie umiałem inaczej. Może, gdyby dane byłoby mi sobie to wszystko przemyśleć, to dałoby się to wszystko naprawić, ale kiedy tylko wszedłem do pokoju, pierwszą osobą, na którą trafiłem była moja siostra. Gloria siedziała na JEGO łóżku, ubrana w zwyczajny sweter i biurową, ołówkową spódnicę. Włosy spięła w wysoki kok. Przeglądała jakieś papiery, ewidentnie na mnie czekała.

- Siadaj - powiedziała bez przywitania, a ja  odruchowo to zrobiłem. Podciągnąłem nogi pod brodę.

- Co tu robisz? - zapytałem łamiącym się głosem.

- Oglądałam z rodzicami konkurs, kiedy zobaczyłam upadek Thomasa, pomyślałam, że przyda ci się rozmowa ze mną. W końcu jesteśmy rodziną, łatwiej ci się będzie otworzyć i opowiedzieć o swoich uczuciach - odpowiedziała oschle, nadal nie unosząc wzroku z nad kartek.

- Z niektórymi osobami ze sztabu jestem bliżej niż z tobą - warknąłem i wstałem.

- Właśnie widzę, przestań płakać i ogarnij się. Mam cię postawić na nogi - machnęła ręką i łaskawie na mnie spojrzała.

- No tak, miałabyś zszarganą reputację, gdybyś nie potrafiła pomóc własnemu bratu. Tym bardziej, że to skończony idiota, którym łatwo się manipuluje.

- Dobrze, że poruszyłeś ten problem. Nie mogę patrzeć, kiedy wodzisz oczami za Morgim, a on na boku ma twoją byłą dziewczynę.

- Już słyszałem tę bajeczkę. Spóźniłaś się, nie jesteś pierwsza.

- Nie słyszałeś, że w każdej bajce jest ziarno prawdy.

- Nie w tej - zacisnąłem zęby.

- Jesteś naiwny - przekrzywiła głowę. W jej oczach nie było żadnych uczuć. Patrzyła na mnie, jak na kolejny, ciekawy przypadek medyczny. - Na szczęście, to nie choroba. To może zaczniemy od tego, że...

- Wyjdę. Zniknę ci z oczu - potrząsnąłem głową.

- Zostaniesz z siostrą - w drzwiach stanął trener. - A jutro wystartujesz w konkursie.


***


      Dopiero po paru dniach mogłem zobaczyć się z Thomasem. Psychologowie starali się przyszykować mnie na to, w jakim on jest stanie, ale... nie spodziewałem się tego, co zastałem...

    Wszedłem do jego izolatki. Pomieszczenie miało ładne, błękitne ściany, na których wisiało parę obrazów. Na stoliku stały jakieś kwiaty i zdjęcie naszej drużyny. Podszedłem do stojącego za kotarą łóżka. Leżał na białej pościeli wrak człowieka. Z jego twarz odpłynęła krew, był tak blady, że przez jedną, straszną chwilę myślałem, że umarł, ale on otworzył oczy.

- Cześć - wychrypiał. Na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. - Myślałem, że znowu mnie zostawisz. No wiesz...

- Przepraszałem cię już - mruknąłem i ostrożnie usiadłem obok niego. Nie chciałem, aby go bolało.

- Spoko - przysunął głowę w moją stronę. - Nie byłem sam. Sabrina była przez cały czas ze mną i... no właśnie, Gregor...

      Nie wiedziałem i nie chciałem usłyszeć tego, co miał zamiar powiedzieć Morgi. Byliśmy razem. Złożyłem pocałunek na jego ustach. To było straszne, bo on się nie ruszał. Był zimny i nieruchomy, jak lalka. Po moim policzku stoczyła się łza.

- Powiedz coś - poprosiłem. - Porusz się. Zrób cokolwiek, nie mogę znieść tego, że jesteś taki...

- Gregor... - uniósł drżącą rękę i pogłaskał mnie po policzku. Bandaż na jego dłoni drapał moją skórę. - Sabrina i ja...

- To kłamstwo - pokiwałem głową i chwyciłem go za rękę, nie zważając na jego jęki. - Wiem, oni chcą abym...

- Nie, Gregor - on też zaczął płakać. - To nie jest takie proste. Pogubiłem się przyznaję, ale...

- Ciii - zacząłem się trząść. Nie dopuszczałem tego do świadomości. Przecież wszystko zmierzało do szczęśliwego happy endu, dlaczego znowu wszystko się zepsuło?

- Nie płacz - poprosił, a we mnie zaczęło się gotować. Moje serce napełniła fala frustracji. Znowu zostałem wykorzystany. Przez najbliższą osobą.

- Nie płacz? Wróć na skocznię, poczekaj parę tygodni, znowu wskoczę ci do łóżka, pogładzę po włosach i zacznę bawić się swoim misiem, co? - nie wytrzymałem. Ręką zrzuciłem, stojący na stole wazon. Szkło rozprysło się po całym pomieszczeniu. Nie obchodziło mnie to w tym momencie. Nic nie miało dla mnie znaczenia.

    Myślałem, że zacznie się bronić, że powie cokolwiek, ale on milczał. Leżał i się nie ruszał. Jak lalka... Ale to przecież ja byłem marionetką w jego ręką, zresztą nie tylko w jego...

~Thomas ~

     Zadawanie mu bólu nie sprawiało mi przyjemności. Naprawdę chciałem załatwić to spokojniej, ale nie potrafiłem. Bolała mnie głowa. Czasami miałem luki w pamięci, ten upadek... nigdy przeżyłem niczego takiego. Jeszcze nigdy, moje ciało mnie tak nie bolało.

    Kiedy Gregor wybiegł z sali, byłem po prostu wściekły. Na siebie, na niego, na wszystkich. Ten sezon miał być jednym z najpiękniejszych. Planowałem tak wiele, a wszystko się zmieniło. Nigdy bym nie podejrzewał, że dojdzie do takiej sytuacji... wszystko działo się zbyt szybko...

    - Chodź Lily, zobaczysz się z tatusiem - w pomieszczeniu rozbrzmiał głos Sabriny. Stała kilka metrów ode mnie, ale jej wzrok był skierowany ku drzwiom. Po chwili doszła do niej moja mała córeczka.

- Tata - ucieszyła się mała i podniosła ręce. Kobieta szybko ją podniosła, a potem posadziła na moim łóżku. Lili położyła się i wtuliła we mnie. Syknąłem.

- Powiedziałem mu - szepnąłem.

- Zauważyłam. Minęliśmy się schodach - odpowiedziała kobieta i usiadła obok nas. - Był...

- Wiem - kiwnąłem głową. Miałem wyrzuty sumienia. Czułem się winny, a jej spojrzenie mi nie pomagało. Chciałem wiedzieć, gdzie on pobiegł, ale mogłem się ruszyć, nie miałem także odwagi po prosić o to Sabriny.

***

    Wyszedłem ze szpitala po sześciu dniach. Każdy z nich był długą walką. A następne niosły ze sobą rehabilitację. Podczas kolejnych tygodni nie widywałem się z Gregorem. Nie chciałem naciskać... potrzebował czasu, zdawałem sobie z tego sprawę i liczyłem, że kiedyś pogodzi się z moim wyborem.

   Ten upadek uświadomił mi, jaki jestem kruchy. I to nie fizycznie, ale psychicznie. Nie okazywałem tego, bo nie chciałem nikogo tym obarczać, ale ja się bałem. Lękałem się bólu, każdego kroku, nawet najmniejszej wysokości. Na narty nie mogłem patrzeć, śnieg także nie budził miłych skojarzeń. Ale wiedziałem, że będę musiał wrócić i to jeszcze w tym sezonie. Nie mogłem  się wycofać, nie mogłem pokazać, że się poddaję. Ale z drugiej strony, to nie było najważniejsze. Całym moim światem stała się Lily. Zrozumiałem, że nie mogę, aby wychowywała się bez ojca. Musiałem stworzyć jej rodzinę...


Tak, tak znowu rozdział. Dlaczego tak szybko? Zaczyna się pierwszy weekend sezonu i pomyślałam, że powinnam wszystko zakończyć podczas jego trwania. W najbliższych dniach zamierzam wstawić jeszcze jeden rozdział, epilog i oczywiście podziękowania. Mam nadzieję, że wytrzymacie ze mną jeszcze te parę dni. A tak poza tym, jeszcze jedno ogłoszenie, a raczej #chamskareklama

Zapraszam Was serdecznie na inne moje książki. Z okazji tego sezonu, na moim profilu możecie znaleźć:

Relacje, opinie i te sprawy


Oraz:

,, Przypomnij mi" - Maciej Kot


A od 1. 12

Historia polskiej drużyny. Od dna do potęgi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro