Rozdział XXVIII
~ Gregor ~
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że podczas tego weekendu będziemy ze sobą w każdej wolnej chwili - powiedziałem do Sabriny, poprawiłem jej szalik i pocałowałem w zmarznięty policzek. Był początek sezonu, w zeszłym, jak obiecałem, przywiozłem kryształową kulę, w tym mogłem się postarać o więcej. W końcu Igrzyska są raz na cztery lata. Zasługiwała na wyjątkowy prezent.
- Stałeś się idiotycznie - romantyczny - zaśmiała się i odsunęła trochę. - Moje mieszkanie przepełnione jest zapachem kwiatów, co chwilę słyszę komplementy, padające z twoich ust, nigdy taki nie byłeś.
- To dzięki tobie zmieniam się na lepsze.
- Przestań. Na mnie takie teksty nie działają, a dobrze brzmią tylko w ustach zakochanych kretynów - dziewczyna sprowadziła mnie na ziemię. Wyciągnęła w moją stronę obie ręce. Chwyciłem je, a ona jedną z nich przytuliła do swojego policzka.
- Nigdy nie byłam z nikim tak blisko. Przez kilkanaście lat mijaliśmy się w domu Alicji, byłeś na wyciągnięcie ręki... - smutek w jej głosie przypomniał mi o pewnym przykrym incydencie, który miał miejsce kilka lat temu, obydwoje byliśmy wtedy zagubieni. - Podobno czasami coś jest bliżej niż nam się wydaje.
- Podobno to ta pierwsza miłość jest najważniejsza - wypowiedziałem to zdanie za nim zdałem sobie sprawę z tego co powiedziałem. Dla niej, dla części sztabu, niektórych kolegów z kadry, kibiców, a przede wszystkim dla mediów, to ona była dla mnie pierwszą miłością, ale przecież był jeszcze Thomas i Timon. Chociaż z tym drugim, łączyły mnie chyba wyłącznie kontakty fizyczne.
Jednak to Morgi był pierwszą osobą, której wyznałem miłość, to on pierwszy zranił moje uczucia i nauczył, że nie zawsze możemy mieć wszystko, czego pragniemy.
- Jak myślisz, że zmięknę przed konkursem, to się mylisz. Nagroda, zgodnie z umową będzie czekała w hotelu - uśmiechnęła się i poprawiła włosy. - Będę trzymać za was kciuki i liczę, że wygracie.
- Chyba nie mamy wyjścia, skoro na trybunach będzie siedziała prawdziwa piękność - Thomas pojawił się znikąd. Patrzył na mnie i na Sabrinę z lekkim rozbawieniem, nie za bardzo wiedziałem o co mu chodzi. Ostatnio, coraz częściej wysyła sprzeczne sygnały, które nie do końca byłem w stanie odczytać.
- Co za komplement - uśmiechnęła się w jego stronę Sabrina. Poczułem dziwny ucisk w żołądku. - A co u Lily?
To go chyba trochę zbiło z tropu. Był lekko zmieszany i widać było, że nie spodziewał się tego pytania z jej strony.
- Dobrze, Kristin obiecała, że zabierze mała na ostatni konkurs Turnieju Czterech Skoczni...
- Nareszcie ją zobaczymy - Sabrina poprawiła mu kosmyk włosów, który wydostał się spod jego czapki. On tylko się uśmiechnął. Może przesadzałem, ale nie podobały mi się ich relacje. Tylko, o które z nich tak naprawdę byłem zazdrosny?
Staliśmy chwilę w zupełnym milczeniu. Miałem dziwne wrażenie, że tylko ja czułem się źle, z panującą dookoła ciszą. Pochyliłem głowę i zacząłem grzebać czubkiem sportowych butów w ziemi.
- Chyba powinniście już iść - Sabrina położyła mi dłoń ramieniu, poczułem delikatny, uniwersalny zapach mydła. Dziewczyna nie przepadała za typowymi kobiecymi perfumami.
- Masz rację - odpowiedziałem sztywno i pociągnąłem za rękaw Thomasa.
- Hej, spokojnie - zaśmiał się chłopak i już po chwili zrównał się ze mną. Szliśmy razem. On wyluzowany, cicho pogwizdując, ja dziwnie nabuzowany. Milczenie między nami trwało, aż doszliśmy do kolejki, gdzie już czekali na nas serwismeni z nartami. Thomas zajął miejsce z przodu, dosiadłem się obok.
- Kiedy się nadymasz, wyglądasz, jak nastolatek - mruknął mi do ucha Morgi.
- Odczep się - warknąłem.
- O co chodzi? No chyba nie o Sabrinę? - uniósł brew, a ja pożałowałem, że nie usiadłem z tyłu, mogłem się spodziewać, że nie obejdzie się bez zbędnych pytań.
- A jak myślisz? - odburknąłem.
- Ktoś inny mnie interesuje - zaśmiał się, a ja poczułem ukłucie w okolicach serca.
- Lily będzie mieć macochę? - zapytałem idiotyczne pytanie.
- Jeżeli już to ojczyma - uśmiechnął się, a jego ręka wylądowała na moim udzie.
- Nie mogę się skoncentrować - pożaliłem się. Nie udawałem, że mi się to nie podoba. Wiedziałem, że on i tak zna prawdę, ale coś w głębi mnie krzyczało, że nie powinienem. Los już raz dał nam szansę, obydwaj jej nie wykorzystaliśmy. Dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki.
- Byłaby wielka strata, gdybyśmy nie znokautowali wszystkich tylko dlatego, że przeżywałeś mój dotyk - Thomas zabrał rękę i położył swoje ramię na moim oparciu.
- Ciszej -poprosiłem szeptem, on tylko pokręcił głową.
Po paru minutach wysiedliśmy na samej górze. Serwismeni poszli piersi. My zostaliśmy sami. Mieliśmy się zaraz rozdzielić. Chciałem jak najszybciej ruszyć w swoją stronę, ale on mnie zatrzymał. Pochylił się i czekał. Z początku nie wiedziałem o co mu chodzi. Dopiero po chwili zrozumiałem, że on czeka na moją zgodę. Dziwnie się poczułem, wszystko zależało od mojej decyzji. O wiele lepiej by było, gdyby on po prostu mnie pocałował. Mielibyśmy to już za sobą, a tak każda sekunda dłużyła mi się w nieskończoność. Powoli uniosłem głowę.
- I co, było tak strasznie? - zaśmiał się, gdy było już po wszystkim.
- Kręci mi się w głowie powiedziałem.
- Gregor - pokręcił głową, ale przyjrzał mi się uważnie.
- Mówię poważnie - poskarżyłem się i dotknąłem swojej skroni. - Nie wiem co się dzieje... ja czułem się całkiem dobrze.
- Uważasz, że to...
- Po prostu jest mi słabo - machnąłem ręką. - Zaraz mi przejdzie. Tylko mnie odprowadź, dobrze?
~Thomas~
I znów był małym chłopcem, szukającym opiekuna, tyle lat minęło, a to powróciło. Szedłem obok niego, podtrzymując go za ramię. Kiedy musieliśmy się pożegnać, potrzebowałem trochę czasu, aby się zresetować.
- Co mu się stało? - o mało nie wpadłem na trenera, kiedy rozpoczęła się pierwsza seria.
- Jest trochę słaby - wzruszyłem ramionami. - Powiedział, że da radę, ale...
- Ale... jestem trenerem chyba mam prawo wiedzieć, prawda? - mówił to spokojnie, ale ja i tak byłem trochę zdenerwowany.
- Martwię się o niego, nie mówi mi o wszystkim, rzadziej rozmawiamy. Chociaż i tak powinienem się cieszyć, kiedyś potrafił milczeć przez parę tygodni. Teraz przynajmniej , dzięki Sabrinie, mamy takie czysto koleżeńskie relacje. My naprawdę nie nadajemy się na przyjaciół, ale zawodnicy z jednego zespołu powinni o sobie wszystko wiedzieć, prawda? Jesteśmy jak rodzina, jesteśmy jednością... - nie wiedziałem, dlaczego nagle w tamtym momencie poczułem silną potrzebę wyrzucenia tego z siebie. Nie czekałem na odpowiedź ruszyłem dalej, nie odwracając się, szedłem ze wzrokiem wbitym w niebo. Czemu musiało to być, aż tak skomplikowane?
***
Nie wierzyłem w to co się działo. Nasza drużyna była, jakby sparaliżowana. Indywidualnie tylko ja wypadłem przyzwoicie. Gregor też miał taką szansę, jednak on upadł. Popełnił błąd przy lądowaniu, trudno było winić za to kogokolwiek, ale ja nie mogłem przyjąć do wiadomości, że winny jest Schlieri.
Nie wbiegłem razem ze sztabem na zeskok. Patrzyłem na to z pewnej odległości. Wiedziałem, że będę tylko przeszkadzać. Przesunąłem się bliżej karetki, za mną podążał Andreas, nie musiał nic mówić, wiedziałem, że zawsze będzie obok. Przeciskałam się przez coraz gęstszy tłum ludzi. Chciałem zobaczyć co u Gregora.
- Widzisz go? - obok mnie pojawiła się Sabrina, złapała mnie za ramię i już po chwili stanęła przede mną. - To był groźny upadek?
- Skąd mogę wiedzieć? Nie byłem przy tym - byłem trochę zdenerwowany.
- Przecież widziałeś, myślałam, że skoczkowie wiedzą takie rzeczy.
- Skoczkowie to nie jasnowidze - spojrzałem na nią.
- No, ale...
- Nie wiem, Sabrino - westchnąłem i znowu spojrzałem w kierunku skoczni. Już szli. Pierwszy szedł jeden z ratowników. Za nim dwaj inni, a pomiędzy nimi kuśtykał Gregor, zobaczyłem, że Sabrina chce tam podejść.
- Nie możesz - złapałem ją za ramię. - Oni wiedzą jak się nim zająć. My będziemy tylko przeszkadzać, możemy patrzeć, ale uwierz, że...
- W dupie mam takie zasady - warknęła blondynka. Chciała mi się wyrwać, ale trzymałem ją zbyt mocno.
- Idziemy stąd - powiedziałem i pociągnąłem ją delikatnie. Znałem procedury. Nie mieliśmy szans zobaczyć się z Gregorem wcześniej niż dzisiaj na kolacji.
Dziewczyna nie zareagowała. Ująłem jej dłoń i pogładziłem jej wierzch. Teraz potrzebowaliśmy siebie nawzajem. Teraz tak, ale kto wie, jak nasze relacje będą wyglądały chociażby za parę tygodni. Nie miałem zamiaru odpuścić Gregora. Ona chyba też go kochała...
Nie wiem co się stało, że tak wcześnie, ale napisałam, więc wstawiam. Dobranoc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro