Rozdział XXVI
~ Gregor ~
Nigdy tak intensywnie nie przeżywałem hymnu, czułem nieopisaną radość, euforia, duma i wzruszenie wypełniały mnie. Miałem łzy w oczach, a orzeł, którego trzymałem w dłoniach, stawał się nie naturalnie ciężki.
Schodziłem, jak bym był w transie, blaski reflektorów, pytania dziennikarzy czy nawet gratulacje trenera nie miały dla mnie znaczenia, bo byłem po prostu szczęśliwy.
Zrobiłem to, zwyciężyłem w tym turnieju drugi raz pod rząd. Tylko tym razem dokonałem tego sam, bez brania tabletek. Nie dźwigałem tego orła z myślą o ojcu, zrobiłem to dla siebie. Musiałem sobie udowodnić, że po prostu potrafię.
- Gratulacje - przede mną stanął Thomas, mocno mnie przytulił, nie pytałem o nic, ale obydwaj zdawaliśmy sobie sprawę, że za trwało to trochę za długo, jak na przyjacielski uścisk, coś było nie tak.
Nie miałem jednak czasu się nad tym zastanawiać, ponieważ wędrowałem od jednych do drugich. Sztab, trenerzy, dziennikarze, ale najbardziej psychologowie chcieli mieć mnie na wyłączność. Raf tłumaczył coś masażyście, mówiąc coś z bardzo mocnym, wschodnim akcentem, Viktor odganiał dziennikarzy, natomiast Timon stanął niebezpiecznie blisko mnie. Nie musiałem być jasnowidzem, aby stwierdzić, że chce ze mną porozmawiać, chciałem się od niego, jak najszybciej uwolnić, ale on był jak cień, nie odstępował mnie na krok.
- Gregor, nie uciekniesz - powiedział, kiedy kluczyłem w labiryncie barierek, innych zawodników i pierwszych domków dla skoczków. - Nie możesz mnie wiecznie unikać, jesteśmy drużyną.
- Jestem zmęczony - powiedziałem i pocieszyłem się w myślach, że już za kilkanaście minut zobaczę się z Sabriną.
- I boli cię głową? - pokręcił głową i przyspieszył kroku. - Ta twoja blondyneczka... no gdybym był hetero to może, ale co ty w niej widzisz. Była dziwka, pustak i kelnerka...
- Barmanka - poprawiłem automatycznie, jednocześnie starając się nie wybuchnąć i załatwić tę sprawę na spokojnie.
- Nie ważne. Mi chodzi o to, że potrzebujesz osoby inteligentnej, ogarniętej, jak myślisz, dlaczego zakochałeś się w Morgim, czemu my wylądowaliśmy w łóżku? Jesteśmy na podobnym poziomie, Gregor. Potrafimy o siebie zadbać, podjąć odpowiednie decyzje i... Nie będę cię namawiał, abyś do mnie wrócił, ale chciałabym, abyś znalazł sobie kogoś innego.
Tylko na niego spojrzałem, jego, jak zwykle, dumna twarz była nieruchoma i blada. Wiedziałem, że jest pewien swoich racji, był butny i arogancki. Nie mogłem zrozumieć, jak kiedyś potrafiłem wytrzymywać z nim długie godziny, dlaczego pozwalałem, aby mnie dotykał. Przecież on nie wytwarzał ani odrobiny ciepła, którego tak pragnąłem, to znak, że po raz kolejny się zagubiłem.
***
Szukałem Sabriny przez cały wieczór, w sali, gdzie bawili się skoczkowie z różnych ekip, trudno było kogokolwiek znaleźć, jej nie było. Nie wiedziałem dlaczego, przecież to miał być nasz wieczór, podczas którego mieliśmy być tylko ona i ja, zamknięci sami w małym pokoju...
Zniechęcony wyszedłem na korytarz i usiadłem obok Michiego, chłopak był spocony, włosy miał w nieładzie, porozrzucane na wszystkie strony. Małymi łykami pił wodę z butelki, w pierwszej chwili nie zauważył mnie, a ja nie miałem ochoty rozpoczynać rozmowy.
- Czyli nie tylko mi się już nie chce? - zwrócił na mnie uwagę i odstawił napój, oczy miał lekko podkrążone, a z jego ust cuchnęło alkoholem. Musiał być już trochę wstawiony.
- Szukam swojej dziewczyny - powiedziałem i poprawiłem dłonią włosy.
- Sabrina to fajna laska - uśmiechnął się smutno. - Może to dlatego Morgi wolał jej towarzystwo...
- Słucham? - czegoś tu nie rozumiałem.
- No tak... niedługo po tobie my przyszliśmy, no ja, blondi i no... ten Morgi. Thomas strasznie kichał i powiedział, że mam się bawić, potem poszedł z laską na górę...
Miałem już iść, wyjaśnić całą sytuację, ale kiedy spojrzałem na Michaela, zrozumiałem, że on nie może tu zostać. Tu nie Finlandia, żeby sztab miał wybaczać upicie się na imprezie.
- Wstajemy - powiedziałem do niego i wyciągnąłem w jego kierunku ręce. Chłopak chwycił mnie za nie. Zatoczył się z taką siłą, że obydwaj wpadliśmy na ścianę.
- Uważaj - zaśmiałem się i pomogłem mu dojść do pozycji pionowej. On przytulił się mocniej, ręką trzymał moje ramię i już po chwili nasze usta się złączyły. Byłem w zbyt wielkim szoku, aby go odetchnąć, albo odwzajemnić pocałunek, nie wiedziałem co mam robić i co myśleć.
Nie chciałem go odtrącić, tak jak kiedy zrobił to ze mną Morgi, ale z drugiej strony, może to przez to, że blondyn był już mocno wstawiony, trudno to było jednoznacznie określić.
Jednak Michi sam to zakończył. Spojrzał się na mnie wystraszony, w jego oczach zobaczyłem strach i łzy. Nie wiedziałem co to ma oznaczać.
- Przepraszam - wyszeptał cicho, a potem ominął mnie i wybiegł z hotelu.
Odwróciłem się i zobaczyłem w drzwiach blondynkę. Z daleka poznałem Kristin. Michi musiał wziąć ją za Sabrinę i dlatego uciekł.
- Część - rzuciła w moim kierunku. - Widzę, że fajnie się tu, bawicie. Gdzie Morgi?
- Na górze - odpowiedziałem i wskazałem ręką schody. Ruszyłem w stronę wyjścia.
- A ty dokąd? - zapytała.
- Idę ratować swoją przyjaźń - wzruszyłem ramionami. Może zabrzmiało to beznadziejnie, ale taka była prawda, nie chciałem, aby Michi przeze mnie cierpiał. Nie był dzieckiem, ale martwiłem się o niego. Przecież parę lat temu, sam byłem w podobnej sytuacji.
~ Thomas ~
Sabrina posadziła mnie na moim łóżku. Zabrała z posłania Michaela jeden koc i starannie mnie nim owinęła. Wstawiła wodę na herbatę i usiadła obok mnie.
- Dzięki - złapałem ją za rękę, która okazała się być cudownie ciepła.
- Proszę - wzrokiem błądziła po pokoju.
- Mi też jest z tym wszystkim trudno - wyznałem, chciałem spojrzeć jej w oczy, ale okazało się, że to nie wykonalne. - Bycie ojcem nie jest łatwe, szczególnie na odległość. Czuję...
- Myślisz, że to mnie obchodzi - warknęła, ty, twoja dziewczyna i cholerna córka?! Przyprowadziłam cię tu, bo wyglądasz na chorego, a wszyscy i tak są zajęci Gregorem, więc może doceń to, że robię ci herbatę, i się przymknij!
- Spokojnie - powiedziałem i położyłem jej dłoń na udzie. To co robiłem, nie było ok ani w stosunku do niej, ani do Kristin, ale potrzebowałem czyjejś bliskości.
Ona się nie odsunęła, odchyliła się trochę do tyłu i przymknęła oczy, długie blond włosy opadły na koc oraz kołdrę.
- Nie rozmawiajmy o niczym poważnym - zacząłem. Czułem, że muszę to zrobić, aby odwrócić od niej swoje myśli.
- Może po prostu po milczmy - usiadła normalnie. Oparła głowę o dłoń.
- Nie lubię ciszy - uśmiechnąłem się lekko.
- To dziwne przy dziecku. Alicja cieszyła się każdą chwilą spokoju przy Rose i bliźniakach.
Położyłem głowę na jej kolanach, ona zaczęła głaskać mnie po włosach. Przymknąłem oczy. Spod przmróżonych powiek mogłem dostrzeć, jak powoli unoszą się jej piersi, gdy oddychała. Była mi tak bliska i ciepła. Zrobiło mi sennie, dlatego ułożyłem się wygodniej i złapałem ją za rękę.
***
Obudziło mnie skrzypnięcie drzwi, leniwie otworzyłem oczy.
- Widzę, że świetnie się bawisz z tą dziwką - warknęła Kristin i dopiero po chwili dotarło do mnie, że jej w ogóle nie powinno tu być. Zerknąłem na Sabrinę, która spała z głową opartą o ścianę. Nie chciałem jej obudzić, dlatego wstałem i razem z Kristin wyszedłem z pokoju.
Wyszliśmy na balkon, było mi zimno, ale nie chciałem marudzić.
- Fajnie, że cały czas myślisz o Lily, która za tobą tęskni. Cały czas płacze. Ona jest chora, zostawiłam ją w szpitalu, aby tu do ciebie przyjechać.
- Mogłaś przekazać mi to przez telefon, przyjechałbym.
- Nie tylko po to tu jestem - zaplotła ręce na piersi i wydęła usta. - Od dawna coś jest między nami nie tak. Udziałam się, że wszystko ułoży się, kiedy będziemy mieć dziecko, ale to tylko pogorszyło sytuację. Duszę się w tym związku, który stał się fikcją, gdy poznałeś Gregora. Poświęciłeś nasze wspólne lata dla niego. Zmieniłeś się, przestałeś być tym cudownym chłopcem, w którym zakochałam się dziesięć lat temu.
- Może wydoroślałem - wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem co się stało między nami Thomas, ale nie rozumiem, dlaczego nie jesteś teraz z Gregorem, skoro i tak miałeś zamiar mnie zdradzać, to dlaczego nie z nim, przecież was zawsze do siebie ciągnęło...
- Kochałem...
- Chyba siebie. My - to i tak już zamknięty rozdział. Ustalimy opiekę nad Lily i pożegnamy się w zgodzie. Nie chcę, abyś stał się ofiarą mediów.
- Jakie to szlachetne z twojej strony - parsknąłem śmiechem. - Masz już dla małej ojczyma?
- W przeciwieństwie do ciebie nie mam czasu nikogo poznać.
- To gdzie znikałaś przez te wszystkie dni?
- Teraz to już chyba nie twój problem...
No proszę, piszę tę książkę i piszę , i jakoś nie mogę skończyć. Muszę wziąć się w garść i zmobilizować się, aby nie powstał jakiś okropny tasiemiec. Planuję jeszcze 5 lub 6 rozdziałów + epilog. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca. Do napisania. :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro