Rozdział XXV
~ Thomas ~
Usiadłem przy oknie i patrzyłem, jak nasz samolot powoli unosi się do góry. Już po chwili ogarnęła mnie fala spokoju, oddychałem powoli, miałem przymknięte powieki. Ciągle czułem się tak, jakbym trzymał na rękach Lily, moją małą, kochaną córeczkę. Miałem ją zaledwie od kilku dni, a już musiałem ją zostawić. Nie zobaczę jej przez następne dziesięć dni. Ani jej, ani Kristin.
Na samo wspomnienie kobiety zesztywniałem. Matka Lily zmieniła się nie do poznania, w czasie ciąży, a teraz po porodzie, coraz częściej znikała, była milcząca, wiecznie zdenerwowana i nie pozwalała się nawet dotknąć. Nie wiedziałem co się dzieje i nie potrafiłem nad tym zapanować.
Powinienem być zrelaksowany i spokojny, ale zamiast tego, znowu zaczęły drżeć mi ręce. Już dawno Kristin i ja się wypaliliśmy, myślałem, że jej ciąża to naprawi, dziecko na nowo spoi nasz związek, ale stało się zupełnie na odwrót, zostałem sam.
Nałożyłem na uszy słuchawki i palcami, zacząłem wystukiwać rytm na poręczy fotela, chciałem się oczyścić. Zaczynałem zasypiać, ale wtedy ktoś się dosiadł. Niechętnie otworzyłem jedno oko i zobaczyłem Gregora.
- Podobno masz córkę - zaczął, ale się na mnie nie patrzył.
- Tak, urodziła się przedwczoraj - powiedziałem i na nowo zamknąłem oczy. Nie miałem ochoty na rozmowę.
- Pewnie jest ładna - ciągnął. - To co, wreszcie się ustatkowałeś. Jeszcze tylko założysz na palec Kristin obrączkę i będziesz wzorowym typem sportowca. Mistrz we wszystkim co dotknie, chodząca perfekcja.
- Nie wiesz o czym mówisz - przygryzłem wargę.
- Nie? Czy nie o to ci chodziło? Przecież ty zawsze byłeś idealny i kochany - drążył, a ja spojrzałem, jak żyły na jego dłoniach stają się coraz bardziej wyraźne.
- Nie pieprz - warknąłem i sięgnąłem po telefon.
- No tak, teraz już zawsze i na wieki wieków będziesz pod telefonem i pod pantoflem, amen.
- Po co przyszedłeś? - uniosłem brew.
- By urozmaicić ci podróż - uśmiechnął się.
- Dzięki, ale nie potrzebuję.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi. Przecież wiadomo, że to podczas tego turnieju dowiemy się, kto zostanie jedynym liderem. Na twoim miejscu poddałbym się już teraz, Morgi.
- Uważasz, że jako młodzi ojcowie skaczą bliżej?
- Myślę, że mają inne priorytety i inne rzeczy na głowie.
- Dam radę połączyć, bycie liderem i rodzicielstwo.
- Nie sądzę.
- To znaczy, że mnie nie znasz.
- Znam cię za dobrze - uśmiechnął się złośliwie i rzucił mi na kolana wszystkie nasze zdjęcia.
- Może pokażesz je Kristin? - warknął. - Pewnie się ucieszy, że młody tatuś miał kochanka, ciekawe, jak awantury w domu wpłyną na twoją formę.
- Jesteś...
- Dziecinny? Tak, wiem, nigdy nie dałeś mi o tym zapomnieć.
- A ty pokazałeś je Sabrinie? - zapytałem nagle. - Opowiedziałeś jej o wszystkim?
- Jeszcze nie.
- To dlaczego wymagasz ode mnie, abym zniszczył swoją rodzinę?
Nie odpowiedział przygryzł wargę i zasłonił oczy, kurtyną czarnych rzęs. Chciałem zobaczyć jego źrenice i po chwili miałem taką możliwość.
- Nie biorę leków, odżywek - powiedział, kiedy poczuł na sobie mój wzrok. - Po nich czułem się coraz gorzej, bałem się sam siebie. Czasami byłem tak słaby, że nie byłem w stanie zrobić paru kroków. Ale potem przychodziły momenty znane mi z zawodów, byłem silny, miałem wspaniały humor, a to wszystko po to, aby najdrobniejsze niedociągnięcie spowodowało u mnie wybuch.
- O tym rozmawiał ze mną Viktor we wrześniu - powiedziałem nagle i odwróciłem się do niego całym ciałem. - Musisz udawać, że wszystko jest po staremu.
- To znaczy, że nie mogę przestać wygrywać, ale bez tych tabletek...
- Przez nie balansujesz na krawędzi - pokręciłem głową.
- Co jeszcze powiedział o mnie psycholog? - zapytał cicho.
- Nic co by ciebie interesowało - skłamałem, a on to wyczuł i uśmiechnął się szczerze.
- No proszę, powiedz. Kumplowi nie powiesz?
Nie kochanek, nie przyjaciel, nie największy rywal, ale kumpel, chyba naprawdę w życiu Gregora odgrywałem coraz mniejszą rolę. Wniosek był jeden, chłopak dorastał, a ja mogłem zrobić tylko tyle, aby nie stać się dla niego kimś zupełnie neutralnym, o kimś o kim za kilkanaście lat zapomni, albo potraktuje jako ładne wspomnienie.
- Są rzeczy, o których nie mam ochoty rozmawiać.
- Myślisz, że jak po proszę Viktora to on mi powie? - zapytał.
- Wątpię, ale zawsze możesz mu wskoczyć do...
- Nie kończ, nie psuj podróży - mruknął i przez chwilę siedział w milczeniu.
- Chcę siedzieć przy oknie - powiedział nagle.
- Byłem tu pierwszy, więc spadaj.
- Ale ja tu do ciebie przyszedłem, bo Michi nie pozwala mi siedzieć przy oknie - zrobił urażoną minę.
- Jaki Michi? - zmarszczyłem brwi.
- No ten nowy. Trener powiedział, że powinienem spędzać z rówieśnikami więcej czasu. No ty, mój jedyny, dobry kumpel, jesteś starszy, Sabrina moja dziewczyna też. Co prawda, on jest o rok młodszy, ale uwierz mi. Ludzie z dziewięćdziesiątego są na serio beznadziejni.
- A ty?
- A ja stanowię wyjątek potwierdzający regułę - wyszczerzył zęby i zaczął się przepychać.
- Przestań - warknąłem. Wskazałem na jego rękę, położoną na moim udzie i jego usta będące niebezpiecznie blisko moich. - Jemu też tak robisz?
- On jest gejem, mógłby to dwuznacznie zrozumieć. A teraz daj mi buzi, albo spadaj, chcę siedzieć przy oknie.
- Czy w tej kadrze nie ma już nikogo normalnego - burknąłem i zacząłem się wyswobadzać. Wstałem.
- Gdzie idziesz? - zapytał mnie Gregor, usatysfakcjonowany faktem, że może wreszcie przytulić się do szyby.
- Lepiej poznać twojego, nowego kolegę
Może mnie nie zje.
- Może, ale z całą pewnością nie da ci siedzieć przy oknie.
Już miałem iść, kiedy nagle coś mi się przypomniało.
- Młody, ale on wie, że ty jesteś gejem? - zapytałem.
- Jestem bi - poprawił mnie z uśmiechem. Nie widać tego po mnie i Sabrinie? A Michi, tak on wie.
- Fakt - zmusiłem się do uśmiechu i zostawiłem go samego.
~ Gregor ~
Siedziałem na ławce przed hotelem było już późno, a ja patrzyłem się na jaśniejące gwiazdy i drobne, opadając płatki śniegu. Obok mnie siedział Michi, jego blond grzywka wystawała spod granatowej czapki. Jego niebieskie oczy naprawdę były piękne.
Spojrzałem na jego twarz. W pewnym sensie był podobny do Thomasa, albo przynajmniej ja chciałem, aby tak było. Z Michaelem odnowiliśmy kontakt po wielu latach. Był moim jedynym przypadkowym znajomym. A może nieprzypadkowym, skoro on też jest skoczkiem. Patrzyłem na jego rysy i zastanawiałem się czy on mógłby być moim przyjacielem. Oczywiście nie teraz, ale może za parę lat. Ciekawe co na ten temat powiedzieliby psychologowie. Thomas nie podobał się im od samego początku, ale Michi? On był taki zwykły, prozaiczny, codzienny i tak często się uśmiechał.
- Powiedziałeś, że jesteś gejem, ale ja.nadal nie wiem, jak nazywa się twój chłopak? - zagadnąłem go, gdzieś tam na górze, na drugim piętrze, w małym pokoju, gdzie parę lat temu wyznałem mojemu ówczesnemu autorytetowi miłość, był Thomas, ciekawe czy na mnie czekał, czytał coś, albo może tak po prostu rozmawiał przez telefon z Kristin, z nim nigdy nie prowadziłem tego typu rozmów, nienawidziłem jego dziewczyny. A może gdybym był bardziej cierpliwy, bylibyśmy teraz przyjaciółmi i we trójkę siedzieli tutaj na dworze. Rozmawiając, i śmiejąc się.
- Skąd wiesz, że w ogóle kogoś mam? - zagadnął i w zabawny sposób wydął usta.
- Nie wiem, zgaduję - pokręciłem z rozbawieniem głową. On był taki inny niż ja. W jego życiu wszystko działo się powoli, nie miał, tak jak, że wszystko zwaliło się na mnie w jednym momencie.
- Jest ktoś - zaczął i opuścił wzrok, jakby się tego wstydził. - ja mu się chyba podobam, ale nie jestem przekonany czy i on mi się podoba. Genialnie nam się rozmawia, jesteśmy przyjaciółmi od wielu lat, ale... no on jest taki niski, a ja wolę wyższych.
- Thomas jest hetero - powiedziałem za nim zdążyłem pomyśleć.
- A co? Sprawdzałeś? - zaśmiał się i przysunął do mnie.
- Można tak powiedzieć - mruknąłem.
- To dlatego się nienawidzicie - zapytał nagle.
- Co?! - nie zrozumiałem.
- No wszyscy tak mówią. To znaczy dziennikarze twierdzą, że jesteście przyjaciółmi, ale widać, że pomiędzy wami jest coś nie tak - powiedział. - Myślałem, że to dlatego Thomas zaproponował, abyśmy pokój w trójkę.
- Wątpię - pokręciłem głową. - My naprawdę ostatnio dobrze się dowiadujemy.
- Udam, że wcale mnie to nie intryguje - uśmiechnął się blondyn.
- Mnie jak na razie interesuje tylko to, jak najszybciej dostać się do swojego łóżka.
Wstałem i przeciągnąłem się, ruszyłem w stronę hotelu, usłyszałem, że Michi zrobił tak samo. Szliśmy w milczeniu, nic się nie stało, ale ja chciałem przerwać tę ciszę. Między mną, a tym chłopakiem nie oznaczała ona niczego złego, ale zbyt boleśnie przypominała mi, o cichych dniach z Thomasem.
Hej, jak tam samopoczucie w czasie tej beznadziejniej pogody.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro