Rozdział XXIX
~ Gregor ~
Obudziło mnie skrzypnięcie łóżka. Nie otworzyłem oczu. Nie chciałem dopuścić do swojej świadomości czyje ciepło ciało kładło się koło mnie.
- Śpisz?- zapytał cicho.
- Przez ciebie nie - mruknąłem. Nie chciałem się odwracać w jego stronę. Chciałem odsunąć się od niego jak najbardziej, ale tutaj w Titise łóżka były wyjątkowo wąskie. Kiedy Morgi położył mi rękę na ramieniu poczułem przyjemny dreszcz.
- Przepraszam, ale nie mogę zasnąć. Pamiętasz, parę lat temu przyszedłem do ciebie, bo płakałeś, byłeś osamotniony, chciałeś, abym był obok ciebie, a rok później...
- Wyznałem ci miłość - dokończyłem. - Odtrąciłeś mnie wtedy. Powiedziałeś, że mi przejdzie.
- A przeszło?
Nie odpowiedziałem.
- Bo wiesz, tak sobie pomyślałem, że może moglibyśmy spróbować...
- Teraz, kiedy poukładałem sobie życie z Sabriną, chce stworzyć dom i...
- I zmieniać pieluchy, prowadzić dzieci do przedszkola, potem do szkoły - pochylił się nade mną. Pogładził mnie po włosach. Poczułem ciepło w okolicach serca. Musiałem na niego spojrzeć!
Odwróciłem się i zobaczyłem jego cudowny uśmiech, dotknąłem jego twarzy.
- Oprócz tych paru zmarszczek prawie w ogóle się nie zmieniłeś - powiedziałem.
Pocałował mnie delikatnie w policzek, chciałem więcej, więc przyciągnąłem go do siebie. Nasze usta zetknęły się. Jego wargi były ciepłe, prawię gorące. Pragnąłem być jeszcze bliżej niego. Chciałem być w nim.
Naparłem na niego biodrami i włożyłem rękę w jego włosy. On nie opierał się, sam podciągnął moją koszulkę i zaczął masować mòj brzuch.
- Co za mięśnie - mruknął.
Uśmiechnąłem się i przewróciłem go na plecy. Znalazłem się nad nim.
- Zawsze musisz być górą, co? - poczochrał mi włosy i odsunął trochę twarz.
- Sam zacząłeś - też podniosłem głowę.
- No tak, zapomniałem, jak to z tobą jest - odpowiedział i przejechał dłonią po moim kręgosłupie. - Ale przyznam się, że zatem tęskniłem.
- No patrz, tylko kiedy Kristin zniknęła mogę się tobą nacieszyć.
- Uważasz, że cię wykorzystuję? - uniósł brwi.
- A nie? - odpowiedziałem rozbawiony. - Ale taka relacja nawet mi odpowiada, wiesz? Myślę, że tak nawet będzie lepiej. Będziemy mogli być ze sobą prawie co noc...
- Serio? Mając Michaela w pokoju? No chyba mu tego nie zrobisz? - zwrócił mi uwagę na fakt, że już nie mamy ,,dwójki". - Przypominam, że to twój przyjaciel.
- Jasne, zrzuć wszystko na mnie - mruknąłem. Mój przyjaciel - mój problem.
- No chyba się nie obrazisz?
Nie odpowiedziałem. Zrzucił mnie z siebie i pojawił się nade mną. Zaczął mnie łaskotać. Nie mogłem powstrzymać śmiechu.
- Przestań. Obudzisz Michiego! - poprosiłem. Przestał i upadł koło mnie. Przytuliłem się do niego, objął mnie. Zamknąłem oczy, kiedyś chciałem co rano budzić się koło niego, ale teraz byłem rozdarty.
***
Następnego dnia obudziłem się szczelnie opatulony kołdrą. W moich nogach siedział Thomas i bawił się swoim telefonem.
- Co powiesz na wspólny prysznic? - zapytałem. On aż podskoczył. - Aż tak jesteś podniecony?
- Nie możemy - mruknął urażony chłopak, nawet nie patrząc w moją stronę.
- Michi zaraz sobie pójdzie - nalegałem. Nie mogłem znaleźć wytłumaczenia tego, że tak mocno pragnąłem Thomasa, jeszcze wczoraj myślałem ciągle o Sabrinie.
- Kiedy ostatnio pocałowałem cię przed konkursem, to upadłeś, więc strach pomyśleć, co by się stało tym razem - chociaż nie widziałem jego twarzy, mógłbym przysiąść, że uśmiecha się złośliwie.
- To szlachetne, że chcesz mnie pokonać w uczciwym pojedynku, ale chyba obydwaj wiemy, że to jest niemożliwe - odpowiedziałem. Wstałem z łóżka i przeciągnąłem się.
- No wiesz, ostatnio to pan tatuś wygrywa - odłożył telefon i spojrzał w moją stronę.
- Pan tatuś niedługo wróci tam gdzie jego miejsce - podszedłem do szafy.
- Chciałbyś - mruknął. Podszedł do łazienki i zaczął walić w nie z całej siły. - Michi, przysięgam jeszcze minuta, to cię uduszę!
- Przemoc nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem - powiedział, wychodzący z łazienki chłopak.
- Uduszę - mruknął Thomas, znikając za drzwiami.
Nagle poczułem czyjś oddech na karku. Odwróciłem się i zobaczyłem Michaela. Stał tak blisko, że poczułem się nieswojo, tym bardziej, że za moimi plecami czułem szafę.
- Na przyszłość, Gregor - powiedział blondyn i chwycił moją brodę w dwa palce, ja jestem zawsze chętny na wspólny prysznic.
Mrugnął i odszedł w stronę swojego łóżka, zostawiając mnie z plątaniną myśli zupełnie samego.
~ Thomas ~
Coś było ze mną nie tak. Czułem to całym sobą. Kiedy zmierzałem na górę było mi tak jakoś dziwnie. Opatuliłem się szczelniej kurtką, ale to oczywiście niczego nie zmieniło. Miałem ochotę z kimś porozmawiać, ale trasa była pusta. Jakby nagle wszyscy gdzieś zniknęli. Nie lubiłem być sam.
- Thomas! - usłyszałem za sobą Viktora. Odwróciłem się niechętnie. Od kiedy Gregor odstawił leki i na stałe związał się z Sabriną, ani on, ani tym bardziej ja nie mieliśmy dobrych relacji z psychologami. Zarówno Schlieri, jak i ja mogliśmy szerokim łukiem omijać Mulena i Rafa, ale Füver miał z nami cotygodniowe, obowiązkowe zajęcia. Sprawiał wrażenie, jakby się nic nie stało, ale...
- Śpieszę się - mruknąłem i poprawiłem narty. Nie mogłem się skoncentrować.
- Pójdę z tobą, mam ci parę wiadomości do przekazania, które nie mogą czekać - oznajmił. Włożył ręce do kieszeni i spojrzał w chłodne, grudniowe słońce.
- Gregor się wypalił, już go nie ma. Te wyniki, które teraz osiąga nie satysfakcjonują nikogo, a już na pewno nie jego samego, oraz jego ojca. Ten sezon jest olimpijski. Jedziemy do Sochi, jak myślisz co się stanie, kiedy on nie przywiezie medalu, nie mówię już o mistrzostwie, bo umówmy się, nie ma na to szans, ale...
- Przepraszam, ale to chyba nie mój problem. Idę teraz na skocznię oddać skok, który ma mi dać zwycięstwo, więc...
- Nie skończyłem i wiem , że kłamiesz. Śpiecie ze sobą, całujecie się, nie patrząc czy gdzieś w pobliżu przypadkiem nikogo nie ma. Znów się do siebie zbliżacie, jak gdyby wcześniejsze wydarzenia niczego was nie nauczyły. Ile wy przez siebie cierpieliście? Ile waszych bliskich zraniliście przez wasze humory? Zachowujecie się znowu jak dzieci, to co kiedyś mogło wydawać się nawet zabawne, teraz jest tylko i wyłącznie żałosne.
- Coś jeszcze? Miały to być ważne informacje, a jak na razie przerabiasz ze mną stary schemat - przetarłem rękawicą czoło. Czułem się dosyć nieswojo. Chciałem się jak najszybciej uwolnić od Füvera.
- Spotkasz się ze swoim ojcem podczas tych świąt. Związek tego chce. Szczerze? Mnie tam jest wszystko jedno, ale miałem ci to przekazać, więc proszę bardzo, odhaczone.
- Słucham?! - spojrzałem na nigo. Jak on mógł to mówić z takim spokojem, skoro we mnie już się gotowało.
- Ktoś stwierdził, że tak ma być, założyłeś rodzinę, więc może warto powiadomić twojego tatę, że został dziadkiem.
- Nie wasz interes.
- Morgi, kiedy się nauczysz, że wszystko co w życiu robisz jest pod ścisłą kontrolą. Gdyby tak nie było bylibyście teraz na dnie. My wiemy o was wszystko, bo tylko w ten sposób jesteśmy w stanie wam pomóc.
Nie odpowiedziałem i nie słuchałem dalej, te słowa, do których prawdziwości nie miałem żadnych wątpliwości, były jak... w sumie, przecież ja o tym wiedziałem, tylko łudziłem się, że niektóre intymne sytuacje między mną a Gregorem są tylko w naszych wspomnieniach. Nie chciałem także dopuścić do świadomości także tego że znowu ktoś mną steruje.
***
Usiadłem na belce i przymknąłem oczy. Prze kilka sekund będę naprawdę wolny. Oderwę się choć na chwilę od tego wszystkiego.
Zobaczyłem znak od trenera. Jaskrawa plamka na tle ośnieżonych drzew. Wystartowałem. Już na progu coś było nie tak, zachwiałem się, a mój lot nie wyglądał tak, jak powinien. Chciałem go skorygować, ale nie byłem w stanie. Siła grawitacji ściągała mnie w dół, nie miałem siły z nią walczyć.
I znowu to się stało. Ogromny, ból, strach...
Obudziłem się na zeskoku. Otaczał mnie śnieg, ale mi było gorąco, obraz mi się rozmazywał. Nagle poczułem przypływ adrenaliny. Nie zastanawiając się, wstałem. Pobieżnie spojrzałem na kibiców, uśmiechnąłem się, ale ból mnie tłamsił, musiałem się skulić, ale o to powstałem nowo. Pomachałem do tłumów, ominąłem ratowników. I w tej samej chwili zapadła ciemna kurtyna...
No wyjdzie tych rozdziałów więcej niż wcześniej myślałam, więc będziecie się musieli jeszcze ze mną trochę pomęczyć:* Miłego wieczoru:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro