Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXIV

~ Thomas ~

   Stałem przed drzwiami gabinetu trenera, w dłoni trzymałem sportową torbę. Palcami nerwowo przeczesałem włosy. Byłem pierwszy, korytarz, wynajętego przez naszą drużynę hotelu, był pusty, wszędzie panowała cisza, nie wiedziałem co mam zrobić. Jak wytłumaczyć trenerowi, że jestem tu na całą godzinę przed czasem z torbą wypełnioną ciuchami na kilkanaście,  a nie na kilka dni. Nie potrafiłbym się przed nim przyznać, że po prostu boję się przebywać teraz z Kristin, gdyż nie chcę jej skrzywdzić. Nie chciałem ustąpić pola Gregorowi i mieszać spraw prywatnych z zawodowymi. Może i w innym miejscu na świecie mógłbym sobie powiedzieć, że jestem tylko człowiekiem, a nie maszyną do wygrywania, ale tutaj tak nie było. Pojawienie się u mnie takich problemów, oznaczałoby pożegnanie się z pozycją lidera. Na to nie mogłem się zgodzić.
- Thomas - cichy, ale stanowczy głos Füvera sprowadził mnie z powrotem na ziemię. Odwróciłem się i stanąłem twarzą w twarz z  jednym z psychologów.
- Cieszę się, że już jesteś, muszę z tobą pilnie porozmawiać, dopóki nikogo nie ma - powiedział i poprawił nowe, czerwone oprawki okularów. Ręką wskazał drzwi na lewo i uśmiechnął się lekko. - Jak się pewnie domyślasz, chodzi o Gregora, no... ostatnio nasza współpraca nie układa się najlepiej, nie możemy pozwolić, aby stracił swoją formę, więc...
   Poszedł i otworzył przede mną drzwi swojego pokoju. Zrobiłem parę kroków w tamtą stronę. Nie miałem ochoty rozmawiać o Gregorze, to co on robił, było jego sprawą, do tego nie widywaliśmy się ostatnio na tyle często, abym mógł posiadać jakieś ważne informacje.
- No, zapraszam Thomas - mruknął, a ja nie protestowałem, może i wchodziłem w paszczę lwa, ale przecież żyje się tylko raz...
- Przejdę od razu do rzeczy - zaczął, kiedy tylko zamknął drzwi i posadził mnie na szerokim, wygodnym fotelu. - Gregor odstawił tabletki, przestał się kontaktować z Mulenem i odmówił dalszych sesji.
- Nic o tym nie wiedziałem - wzruszyłem ramionami. - Ostatnio mam trochę problemów i nie chcę dodatkowo zajmować się kłopotami innych, szczególnie jeżeli dotyczą one jego...
- Tak? Jest ci obojętny?
- Jest moim kolegą. To wszystko.
- Wszystko?  A ciekawe co powiesz na to... - rzekł i wyjął białą kartkę A4, zapisaną po jednej stronie.
Miejcie mnie za wariata. Za szaleńca, osobę bez wyobraźni, kogokolwiek, ale ja tak dłużej nie mogę. Kocham go. On patrzy na mnie jak na brata, którego zawsze pragnął, jak na przyjaciela lecz ja chcę więcej. Przecież jego uczuć nie można kupić, muszę je zdobyć [...]
   Mam jego zdjęcia ciągle przy sobie, w pamięci cudowny dotyk. Kocham, kocham, kocham go. Jest jedyną osobą, której nie wstydzę się tego wyznać.

Spojrzałem na datę. Niedługo po tym jak Gregor dołączył do naszej kadry. Spojrzałem na biurku, leżała tam otwarta teczka, takich kartek było tam więcej. Nie chciałem się wczytywać, bałem się co  tam zobaczę. Wszystkie podpisy należały do Gregora, niektóre teksty były dłuższe, niektóre krótsze. Nie chciałem się wczytywać, czułbym się jak intruz.

- Po co mi to pan pokazuje? - zapytałem. Nie powiem, zrobiło to mnie wrażenie, ale teraz miałem większe problemy, niż to, że Gregor wreszcie uwalnia się spod wpływu psychologów, a to, że robił to pod wpływem Sabriny... musiałem się z tym pogodzić.

- Jesteś dla niego kimś ważnym, kiedyś autorytetem, teraz... nawet jemu trudno to określić. Przyjaciółmi nie jesteście, łączy was... coś innego. Między wami jest cały czas napięcie i chyba jesteś jedyną osobą, która może go przekonać. Thomas... zrozum... on nie może przestać wygrywać.

- Bo? - uniosłem brew. - A zresztą nieważne. I tak nie mam zamiaru pozwolić mu się truć. Nie wierzę, że pan nie wiedział, że to są silne środki psychotropowe. Widział pan, jak on się po nich zachowywał? Nie spał pan z nim w jednym pokoju, nie widział tej przerażającej zmiany na jego twarzy, gdy popadał z jednej skrajności w drugą. Nie musiał pan słuchać jego krzyków, nie widział jak słabł, nie czuł pan jego ciężaru, gdy słabł i sam nie mógł zrobić kroku.

- Za to widziałem, jak wygrywał, gdy się z tego cieszył. Miał wtedy ten niesamowity blask w oczach, nie zaprzeczysz, że to widziałeś.

- Nie, ale on za to potem płacił straszną cenę.

- Ale nie na oczach fanów.

- Nie widzę związku.

- Wszyscy patrzyli tylko jak wygrywa, jak się cieszy.

- Ale to nie maszyna do wygrywania - warknąłem.

     Nie odpowiedział. Patrzył się na mnie przez dłuższą chwilę. Przymrużył oczy i pochylił głowę nad papierami.

- Wiesz ile jego ojciec zainwestował pieniędzy, aby chłopak odnosił tak wielkie sukcesy mimo swoich dolegliwości? Zdajesz sobie sprawę, ile to kosztowało związek? On ma talent, nawet większy od ciebie, ale psychika to jego słaby punkt, bez tych leków by sobie nie poradził i dopóki je bierze, jest kimś - powiedział.

- Wcześniej dawał sobie radę - wzruszyłem ramionami.

- Bo wcześniej jego lekiem byłeś ty.

~Gregor~

      Nie miałem zamiaru się spieszyć. Wszystko i wszyscy mogli poczekać. Siedziałem na murku i robiłem zdjęcia oryginalnemu graffiti. Obok mnie, ze skrzyżowanymi nogami, siedziała Sabrina. Na kolanach trzymała mój album.

- Masz talent - pochwaliła. - Nie wiedziałam, że ktoś taki, jak ty może robić coś tak delikatnego. Wkładasz w to serce.

- Którego nie mam - uśmiechnąłem się i odwróciłem się w jej stronę. - Po prostu fotografuję piękne rzeczy.

- No właśnie widzę - przygryzła wargę, a ja zobaczyłem, że doszła do TYCH zdjęć. Morgi stał na balkonie bez koszulki, nie musiałem patrzeć na datę,aby wiedzieć, że to powstawało siódmego stycznia, cztery lata temu.

- Był idealnym modelem - kiwnąłem głową i wróciłem do swojego aparatu. - Ale ostatnio stwierdziłem, że muszę się przerzucić na modelki.

- Dlaczego? - poprawiła swoją wściekło różową czapkę.

- Lubię zmiany - szepnąłem i pstryknąłem. - Jesteś fotogeniczna.

- Jak śpię - odpowiedziała, tak jak kiedyś Morgi.

- Nie patrz dalej - poprosiłem. - Są tam zdjęcia moje i Thomasa, po prostu nie chcę...

- Dobra, jasne nie tłumacz się - machnęła ręką. - A tak poza tym, to czy ty nie powinieneś być teraz ze sto kilometrów stąd na zgrupowaniu?

- Może i tak, ale treningi zaczynamy od jutra, nic się nie stanie, jak pojadę jutro rano - wzruszyłem ramionami i zrobiłem jej kolejne zdjęcie.

- Twój trener pewnie uważa inaczej - zwróciła mi uwagę.

- Nawet jeżeli tak jest, to na razie nie muszę się tym przejmować. Mogę się nacieszyć twoim towarzystwem - uśmiechnąłem się. Chciałem ją objąć, ale ona zeskoczyła z murku i odeszła parę kroków.

- No właśnie nie za bardzo. Pracuję dzisiaj na nocną zmianę, muszę się jeszcze przygotować i pozałatwiać parę spraw. Muszę już iść - pomachała mi zaczęła się oddalać. Przez chwilę podziwiałem jej szczupłą sylwetkę, długie, rozwiane blond włosy, zanim odważyłem się za nią krzyknąć.

- Sabrina!

- Co?! - odwróciła się i obdarzyła mnie niepewnym uśmiechem, opatuliła się szczelniej długim szarym płaszczem.

- Lubisz kryształy? - zapytałem i stanąłem na murku.

- Słucham?!

- No... pytałem się czy lubisz kryształowe przedmioty?

- Nie wiem o co ci chodzi? - pokręciła głową.

- No, bo wiesz... jedno twoje słowo, a w marcu mogę ci przywieźć ładną, kryształową kulę.

- No to dawaj! - zaśmiała się. - Tylko wiesz, będę bardzo rozczarowana, gdybyś tego nie zrobił.

- Nie wierzysz we mnie?

- Jestem realistką - wzruszyła ramionami. - I wiem, że jeżeli się nie pośpieszę, stracę pracę.

- Przy mnie nie musisz pracować.

- Nie psuj romantycznej chwili - pokręciła głową.

- To było romantyczne? - uniosłem brwi i ukląkłem na oba kolana. - A to?

- Idiotyczne  -westchnęła i odwróciła się.

- Sabrina!

- Tak? - tym razem się nie zatrzymała, obróciła tylko głowę.

- Jeszcze zdjęcie na pożegnanie - mruknąłem i po raz ostatni w tym dniu, uwieczniłem ją na fotografii.

I o to kolejny rozdział. Mam nadzieję, że nie jest jakoś bardzo nudny. Miałam na niego pomysł, ale wyszło jak wyszło. Zawsze mogło być lepiej:)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro