Rozdział XXI
~ Gregor ~
- No i co, kolejny udany sezon za nami - zaśmiał się Martin i spojrzał na trenera.
- Tylko nie popadajxie w samo zachwyt - pogroził palcem Alexander i wrócił do swoich notatek. - Wiem, że wam się należy, ale dzisiaj żadnych międzynarodowych imprez, zostajecie w pokojach.
- Ale jak to? - Thomas zerknął na mnie. - Przyjechała Kristin i myślałem...
- Dostaniecie oddzielny pokój - trener był nieugięty. - A poza tym, muszę porozmawiać z tobą i Gregorem, więc reszta wynocha.
Chłopcy popatrzyli po sobie i wzruszyli ramionami, wyszli razem, rozmawiając między sobą. Nagle pokój trenera wydał się mały i duszny, podszedłem do okna i otworzyłem je. Usiadłem na parapecie.
- Żaden z was się nie skarży, ale ja wiem, że między wami nie jest najlepiej - Pointner uniósł jedną brew i usiadł na blacie stolika. - Pamiętajcie, że nie tylko ja was obserwuję, jest cały sztab ludzi, którzy starannie analizują wasze zachowania.
- Co trener ma na myśli? - Morgi zbliżył się do niego, ale cały czas patrzył na mnie. - Jesteśmy liderami tego zespołu, to chyba nataralne, że czasami się ze sobą nie zgadzamy.
- Nie może być dwóch liderów, Thomas - trener starał się mówić spokojnie. - Jest jeden i myślałem, że po tylu latach doszliście do porozumienia w tej kwestii. - Liderem jest ten, kto ma aktualnie lepszy sezon - wzruszyłem ramionami.
- Naprawdę tak sądzisz, Gregor?
- No... to chyba naturalne - odpowiedziałem.
- Nie, lider musi być stały, a wasze ciągłe kłótnie niczego nie ułatwiają. Reszta drużyny patrzy i widzi... to dobrze na nich wpływa. Za rok Mistrzostwa Świata i liczę, że już raz na zawsze rozstrzygniecie tę kwestie.
- Niech trener podejmie decyzję - Thomas stał dosłownie parę centymetrów od niego, dłonie zaciskał na nogawkach spodni.
- Nie zrobię tego. Jesteście dorośli, wiem, że nie mówicie mi o wszystkim, wy znacie lepiej waszych kolegów i wiecie czego oczekują od lidera. Na mistrzostwach w Val di Fieme ma być jeden prowadzący, jasne?
- Tak - kiwnąłem głową, Morgi nic nie odpowiedział.
- No to do jutra, wracamy do Austrii, macie dwa tygodnie wolnego i wracamy do treningów. Zapraszam do pokojów.
- Do widzenia - odpowiedzieliśmy jednocześnie i ruszyliśmy do drzwi.
***
Mój pokój tętnił życiem. Chyba jeszcze nigdy tak nie było. Jakoś tak się stało, że nikt oprócz Thomasa nie przyjechał z kimś bliskim, Kofi nie dawno zerwał ze swoją dziewczyną, partnerka Wolfiego się rozchorowała, Martina musiała zostać w pracy, a pozostali nawet nie zapraszali znajomych. To nie była taka Planica, jaką pamiętałem.
- Zagraj z nami - Martin rozłożył na podłodze talię kart. Rozumiem, że bez Thomasa nie możesz się odnaleźć, ale my na serio nie gryziemy.
- Wolfi jest trochę dziki, ale tak to to pełna kultura - zapewinił Kofi i zrobił mi miejsce obok siebie.
- Jasne, że nie jesteśmy tak ogarnięci jak panowie psycholodzy, ale da się wytrzymać - Koch wyciągnął w moją stronę paczkę chlebków ryżowych.
Uśmiechnąłem się i usiadłem przy nich. Sięgnąłem po poczęstunek. Nagle zadzwonił mój telefon.
- Przepraszam - mruknąłem.
- Jasne, poczekamy - kiwnął głową Wolfi i wyjął papierosy, co cała drużyna pochwaliła gromkimi oklaskami.
- Halo - odebrałem połączenie.
- Lubisz być drugi, co? - w słuchawce usłyszałem głos ojca.
- Jeżeli dzwonisz, aby mi prawić kazania, to mogę cię tylko uprzejmie poinformować, że doktor Füver zabronił mi się denerwować.
- Nie wkurzaj mnie. Tak nie wiele ci zabrakło i odpuściłeś na ostatniej prosteh. Co ty myślisz, że jak jesteś młody to masz jeszcze czas?
- Nie wiem, ale nie będę kontynuował tej rozmowy - oznajmiłem i rozłączyłem się. W tej samej chwili poczułem zawroty głowy.
To normalne - usłyszałem w głowie, głos Timona. Chciałem mu wierzyć, ale po tych lekach czułem się co raz gorzej. Nie przyznałem tego przed trenerem, ale sporo schudłem, nie miałem apetytu, miałem koszmary. Pragnąłem, aby to się wreszcie skończyło, ale nie miałem odwagi, po prostu wyrzucić tych tabletek.
~Thomas~
Na stole stało wino, obok niego dwa kieliszki i mała, skromna kolacja. Po środku była wysoka, czerwona świeca z wygrewerowanymi serduszkami. Uśmiechnąłem się na ten widok.
- Podoba ci się - ucieszyła się Kristin i pociągnęła mnie za rękę.
- To jest piękne - zgodziłem się i odsunąłem jej krzesło, ona usiadła, lekko rumieniąc się. Zająłem naprzeciw niej i nalałem jej trochę wina.
- Nie pijesz? Przecież już po wszystkim - powiedziała i nałożyła sobie sałatkę. - Nie możesz być taki sztywny.
- Nie jestem - zbyłem ją uśmiechem. - Po prostu alkohol nie jest dla mnie. Rozmawiaiśmy o tym.
- Za bardzo się tym przejmujesz, a to pomoże ci się wyluzować.
- Przy tobie jestem wystarczająco zrelaksowany - zaśmiałem się i zacząłem jeść.
- Naprawdę? - jej głos stał się bardzo kobiecy i zmysłowy. Nie wiem, jak ona to robiła, ale po dziewięciu latach związku nadal potrafiła wywrzeć na mnie ogromne wrażenie i sprawić, że nie potrafiłem myśleć o niczym innym.
- Przecież jestem tu z tobą. Reszta siedzi i gra w karty, w kalambury, w te wszyskie gry, które wnerwiają Gregora, a on jest sam i...
- Za bardzo się nim przejmujesz. Czasami mam wrażenie, że jest dla ciebie ważniejszy ode mnie - pogładziła moją dłoń i spuściła wzrok. Wiedziałem, że to tylko gra, ale nie potrafiłem tego zatrzymać. Pozwoliłem, aby wstała i usiadła mi na kolanach. - Gdyby był młodszy, podejrzewałabym, że obudził u ciebie instynkt rodzicielski.
- Jest dla mnie jak brat - odpowiedziałem.
A przynajmniej kiedyś tak było - dodałem w myślach, ona złożyła na mych ustach gorący pocałunek, który rozpalił mnie od wewnątrz.
- Szkoda, aby kolacja się zmarnowała - szepnąłem, kiedy włożyła ręce pod moją koszulkę.
- Przestań - zaśmiała się. - Jesteś taki...
- Nudny - zapytałem, ale ona pokręciła głową.
- Taki spokojny, konkretny, jakby zmęczony...
- To był ciężki sezon - powiedziałem.
- Ale już się skończył, zostaw go za sobą. Co mówi trener? Nie możemy myśleć o tym co za nami...
- Wiem, ale... o wiele łatwiej sobie z tym poradzić, gdy miało się genialny sezon. Ten był dla mnie ciężką próbą.
- Nie rozmawiajmy o pracy. Tak rzadko teraz się spotykamy. Nasze kariery nabierają rozpędu... niech to nie psuje nam chwili - w jej głosie była nuta smutku i czegoś jeszcze. Nie potrafiłem tego dokładniej opisać, ale jedno wiedziałem na pewno, nie chciałem jej zawieść. Uniosłem ją trochę i wstałem. Zaprowadziłem ją do naszego łóżka, poprawiłem jej włosy, cały czas patrząc jej w oczy. Ona przekrzywiła głowę, nachyliłem się nad nią i ugryzłem ją w szyję.
- Będę mieć malinkę - poskarżyła się. - Szef nie będzie zadowolony.
- Mieliśmy nie rozmawiać o pracy - skarciłem ją i ściągnąłem z niej bluzkę. Ona sama pozbyła się swojej i tak za krótkiej spódniczki.
Stała przede mną w samej bieliźnie, a ja przyłapywałem się na tym, że porównuję ją do Gregora. A raczej starałem się odeprzeć od siebie myśl, że to jego wolałbym widzieć na jej miejscu. W kieszeni spodni zabrzęczał mi telefon, sygnał sms.
- Zostaw - powiedziała i sięgnęła, aby wyjąć mi telefon. Odłożyła go na szafkę nocną. - Jakby to było coś ważnego, to by zadzwonili.
Kiwnąłem głową i pozwoliłem, aby to ona mnie dalej popriwadziła. Oddałem się jej i nie pożałowałem.
***
Obudziłem się nad ranem. Słońca nie było jeszcze na szarym niebie, ale było dosyć jasno. Pogłaskałem blondynkę po włosach i pocałowałem w czoło. Uśmiechnęła się przez sen.
Ręką wymacałem, leżący na nocnej szafce telefon. Odblokowałem go i sprawdziłem wiadomości.
Sabrina:
Gratuluję siódmego miejsca. To szczęśliwa liczba. Tym razem mi się nie wywiniesz, kiedy idziemy to oblać?
Uśmiechnąłem się i odpisałem:
Mam dwa tygodnie wolnego, ale alkoholu nie pijam.
Przekląłem w myślach, przecież ona mogła jeszcze spać, ale wiadomość przyszła szybciej niż się spodziewałem.
Przy mnie zaczniesz. Wolę nie wiedziećz co robiłeś w nocy, że teraz odpisujesz, więc zostańmy przy wersji, że po prostu jesteś rannym ptaszkiem. A tak w ogóle to zaproponuj mi jakiś termin, bo mi to wszystko jedno.
No tak, przygryzłem wargę i spojrzałem na śpiącą koło mnie Kristin.
Za tydzień? Będziemy mieć cały weekend.
Po chwili przyszła odpowiedź i byliśmy umówieni. Zadowolony wsunąłem się głębiej pod kołdrę. Przymknąłem oczy i pogrążyłem się w głębokim śnie.
I pomału będziemy zbliżać się do końca tej książki. Do końca zostało do 10 rozdziałów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro